Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Przeznaczenie

Przeznaczenie

Autor:Kimiko-chan
Korekta:Dida
Serie:Naruto
Gatunki:Akcja, Fikcja, Romans
Uwagi:Fusion
Dodany:2011-05-06 08:00:17
Aktualizowany:2011-05-01 11:49:17



Jestem jedyną autorka tego opowiadania, dlatego zastrzegam sobie do niego pełne prawo.


Czasami los jest nieubłagalny i nieugięty. Łączy dwójkę ludzi, by potem ich rozdzielić w bólu i rozpaczy. Dlaczego tak jest? Dlaczego los rani dobrych ludzi? To pytanie dręczy nie jednego. Ale odpowiedź trzeba znaleźć samemu...

***

Blask księżyca okalał cały obszar. Jego światło dawało ukojenie i nadzieję wielu strapionym. Doskonale komponował się na ciemnym, błękitnym niebie, które dzisiejszego wieczoru mieniło się wspaniałym miliardem srebrnych światełek. Igrając razem na tym jakże cudownym tle, tworzyły niezwykłą harmonię. Dopełniały się. Były takie spokojnie, niewzruszone. Wszystko wokół mogło się zmienić, jednak niebo pozostawało takie samo. Delikatny wiatr poruszał się momentami prawie niewyczuwalnie. W dzień, latem dawał otuchę i ulgę ludziom, zimą chłód i nie raz śmierć. W dzisiejszej nocy, było coś tak bardzo wyjątkowego, że wielu ludzi wpatrywało się w widok otoczenia przez uchylone okno. Największe szczęście mieli ci, którzy obserwowali dzisiejszy wieczór na widnokręgu. Dopiero to było nie takim zwyczajnym widokiem.

***

Wiatr poruszał ziarnami piasku. Zimny, już ostygły i ponury piach, czekający na blask dnia, by móc zachwycić swoim urokiem i schwycić w pułapkę człowieka. Pustynia, jest jak pająk. Czeka spokojnie na swoją ofiarę, a gdy ta wejdzie w jego sieć, nie pozwala mu już uciec. Jak wielu tutaj zginęło z wycieńczenia, bez jedzenia, wody i pomocy? Jak wielu się zgubiło i nie doczekało powrotu do domu? Nie wiadomo ilu ludzi utraciło tutaj swoje żywoty i ich szkielety są przysypane pod tą warstwą wydm piaskowych. Dla niektórych pustynia to dom. Pustynia to rodzic. Pustynia to schronienie.

***

Delikatne poruszanie liści wydawało charakterystyczny szelest. Wiatr dawał ukojenie jak i spokój. Był jak matka tuląca swoje dziecię. Niezwykłość budziły wysokie i smukłe drzewa, które rozrośnięte były w tym miejscu na niezwykle dużym obszarze. Zielone liście jak i ich niebywała uroda, budziły fascynację i zainteresowanie. Nie brak tutaj niczego. Ani wody, ani zwierząt, a tym bardziej roślinności leśnej. Wadą tego lasu była przelana krew shinobich, walczących w tych stronach. Może także i niewinnych obywateli bądź przechodniów? Nigdy nic w końcu nie wiadomo.

***

Pewna grupka ninja niechętnie wybierała się na zleconą im misję. Szybko przeskakiwali z gałęzi na gałąź, bez odpoczynku i wytchnienia. Chcieli w jak najkrótszym czasie zakończyć to zadanie. Czas strasznie się wszystkim dłużył, a już w szczególności jednemu z członków.

Wyruszyli z Suny już w pełnym składzie. Niektórzy się bali, inni mieli mieszane uczucia strachu z przerażeniem i chęcią ucieczki. Jednak wiedzieli jakie ryzyko ponoszą. Zgodzili się na tą misję, przyjęli ją i musieli teraz wykonać. Ich honor od tego zależał.

Dla shinobiego jest kilka zasad i rzeczy, których nigdy nie odważy się poświęcić. Chociaż w niektórych sytuacjach wszystko jest bardzo możliwe. W końcu nikt nie wie, co go czeka, a tym bardziej to, czy będzie musiał cokolwiek poświęcić w jakimś celu.

Zatrzymali się na polanie. Zapalili ognisko i piekli nad nim ryby. Cały dzień drogi, a w tym czasie nic nie jedli. Byli bardzo głodni. Po posiłku powoli kładli się spać. Pozostali tylko wartownicy i on. Osoba, która nie może spać. Gdyby odszedł do krainy Morfeusza, stałaby się katastrofa. Straciłby kontrolę nad demonem zapieczętowanym w nim, nad Shukaku. To wszystko przez jego ojca. Stał się bronią do zabijania. Nie zaznał nigdy pozytywnych uczuć. Był po prostu sam... Niezrozumiany, niekochany. Cierpiał i nikt nawet o tym nie wiedział. Nie zdawali sobie sprawy z tego. A dlaczego? Bo uważali, że on nie ma uczuć, że umie tylko i wyłącznie zabijać. Mylili się. Był inny. To przez ludzi stał się taki zimny, brutalny. Chronił jedynie swoją osobę i nikt ani nic więcej go nie interesowało.

Oddalił się od obozowiska. Szedł ciemnym lasem. Potrzebował spokoju i odosobnienia. Chciał być po prostu sam. Gdyby tam został, nie dałby pewnie rady powstrzymać się od zaśnięcia. Ale nie może. Nie może zasnąć.

Szedł tak. W nocy drzewa wydawały się być straszne. Kora na nich wraz z dziuplami przypominała podle się śmiejące twarze. Szum liści teraz nie był tak bardzo przyjemny jak za dnia. Na dodatek odgłosy zwierząt, które tu mieszkały, mogły przyprawić nie jedną osobę o zawał serca. Ale nie jego. Szedł, nie przejmując się ani nie zwracając uwagi na to. Jakby nic nie widział i nie słyszał. Naprawdę, to las wglądał dla każdego zupełnie inaczej.

Przechadzał się tak już od jakiejś godziny. Poczuł w pewnym momencie jakąś czakrę. Nie bał się, bo niby czego on miałby się bać? Dostał się nad jakiś strumyk, który przepływał skrajem lasu, wypływając z ogromnych skał.. Tutaj wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Przejrzysta i niezwykle czysta woda, płynęła sobie spokojnie w kierunku zachodnim. Kamienie znajdujące się tutaj dodawały tylko niezwykłego uroku miejscu. A na jednym z nich siedziała dziewczyna, wpatrująca się w swoje odbicie w wodzie. Wiedział kim była. Pochodziła z Konohy i została wysłana na misję. Przypominała mu kogoś. Kogoś, kogo stracił dawno temu. Nie mógł sobie jednak przypomnieć kogo. Jednakże czuł się teraz zupełnie inaczej niż jakieś dziesięć minut temu. Podszedł po cichu do niej i usiadł niedaleko, wpatrując się w nią.

- Pięknie tutaj, prawda? - zapytała. Chłopak był nieco zdezorientowany. Myślał, że nawet nie zauważyła jego obecności, a tu taka niespodzianka.

- Tak - odpowiedział jej.

Zapadła cisza. Była jedynie przerywana szmerem płynącej wody oraz dźwiękiem poruszanych liści na gałęziach wysokich i smukłych drzew.

Oboje czuli, że się znają. Nie wiedzieli tylko skąd. Nie znali się ani tym bardziej swoich imion, a mimo to czuli, że są sobie bliscy. Nigdy się nie widzieli, a tym bardziej wcześniej nie spotkali. Ale czy to była prawda?

- Czemu nie śpisz? - zapytał po chwili, co nieco ją zdziwiło. Po momencie milczenia odpowiedziała:

- Sama nie wiem. Czułam, że muszę pobyć sama - odpowiedziała, a po chwili dodała, wstając: - No dobrze. Idę, muszę się wyspać. Dobranoc - powiedziała, odchodząc.

Został sam ze swoimi myślami. Miał tak wiele czasu, który zamierzał spędzić po prostu siedząc tutaj i myśląc.

Zaraz o świcie ruszyli dalej. Pędzili przed siebie. Nie narzucili niezwykle szybkiego tępa. Nie mogli się zmęczyć, bo nie byliby w stanie stanąć do walki podczas jakiegoś niespodziewanego ataku. Znaleźli się po jakimś czasie przed wielką jaskinią. Dowódca ustalił, że trójka shinobich pójdzie przodem, aby sprawdzić czy nie ma tam jakiejś zasadzki. Reszta w tym samym czasie miała czekać przed wejściem w stanie gotowości. Nie było jednak chętnych do wykonania pierwszej części planu. W końcu zgłosił się ktoś. Nikt się tego nie spodziewał, jednak z racji braku ochotników, nie było możliwości marudzenia i odrzucenia tej propozycji.

- A co to? Ochotnicy na wojnie wyginęli? - zapytał dowódca, śmiejąc się.

- Ja pójdę - powiedział Gaara.

- Eh... jakoś nikt się do tego zadania nie pali. W takim razie i ja pójdę - rzekła Haruno.

Chłopak rozejrzał się po wszystkich i na chwilę, kiedy miał zamiar mówić, przestał jeść swoje ulubione chipsy.

- W takim razie i ja pójdę. - Powiedziawszy to, zaczął ponownie konsumpcję.

- Dobrze. Skoro ta trójka dobrowolnie się zgłosiła i zgodziła iść przodem, w takim razie idźcie. Uważajcie na siebie. - powiedział dowódca Shikamaru. Wszyscy patrzyli na grupkę odważnych. Mieli jedynie nadzieję, że nic im się nie stanie. - To takie kłopotliwe. Ehh...

Weszli do jaskini. Szli powoli, aczkolwiek bacznie spoglądając w każdy kąt. To miejsce budziło niemiłe odczucia. „Sufit” pokryty był niezliczoną ilością, zwisających w dół kamiennych sopli, zaostrzonych na końcach tak, że bez trudu mogłyby przebić, spadając w dół, kamienną „posadzkę”. Było tutaj kilka korytarzy. Można by się zgubić bez problemu. Na dodatek te pajęczyny, mieszczące się w każdym zakamarku, a na nich pająki. Krwiożercze bestie, czekające na swoje ofiary. Ściany groty były mokre od wody, wyciekającej przez szczeliny. Ciemność, która tutaj panowała, powodowała strach z dzieciństwa. Dobrze, że mieli jakieś źródło światła - pochodnię.

To wszystko przypominało jedynie scenę jak z horroru. Ale nie mogli zawrócić tylko z powodu strachu. Dzielnie szli przed siebie. Rozglądali się wokoło, czy aby na pewno nie ma jakiegoś wroga w pobliżu, który czyhałby na ich żywoty. Nic nie mogło przeszkodzić w wykonaniu tego zadania. Wiedzieli dobrze, że gdyby pojawiła się konieczność, aby misja się powiodła, nawet kosztem ich życia, oddaliby je.

Szli już jakiś czas. Panowała grobowa cisza, przez którą każdy mógł mieć ciarki. Była jednak tłumiona poprzez odgłosy kapiącej wody, jak i dźwięki ich kroków, które echem odbijały się od wszystkich ścian. Byłoby wszystko dobrze, gdyby nie usłyszeli jakiegoś dziwnego odgłosu. Jakby szmer, bardzo głośny szmer. Prawdopodobnie wywołany był, aby odwrócić ich uwagę od realistyki jego celu. Zatrzymali się i czekali, wsłuchując w jakikolwiek odgłos. Przez moment zapadła głucha cisza. W końcu poczuli jakiś wstrząs i wybuch. Zrozumieli co się w tym momencie stało. Nie wiedząc co robić, zaczęli biec przed siebie. Z góry poczęły spadać głazy. Sufit się na nich walił. Cała jaskinia miała zostać niedługo potem przysypana. W pewnym momencie rozdzielili się. Nie był to jednak dobry pomysł.

Głazy spadały w głąb jaskini, blokując drogę powrotną. Teraz każdy był zdany na siebie. W końcu trzęsienie ustało. Jeszcze przez chwilę kamienie się sypały, jednak ostatecznie wszystko ustało i znowu zapanowała przerażająca cisza. Szli przed siebie. Nie mieli odwrotu. Wszystko za nimi było zasypane. W pewnym momencie jeden z tuneli miał jakby dziurę. Okazało się, że u końca tamtego korytarza, stał sobie najspokojniej w świecie Gaara i patrzył na zdziwioną minę Sakury. Po chwili ruszył. Haruno jeszcze moment sobie poczekała w miejscu, myśląc nad czymś, po czym i ona ruszyła. Szła z tyłu. Nie zrównywała kroku z no Sabaku. Sam to zrobił.

- Gdzie jest Choji? Mam nadzieję, że nic mu się nie stało - powiedziała z przestrachem w głosie. Chłopak nic nie odpowiedział, co dziewczyna odczytała jednoznacznie. Nie skomentowała tego. Była wystraszona i smutna z powodu utraty przyjaciela.

Szli sobie tymi tunelami. Jak na razie droga była prosta i bez jakichkolwiek przeszkód. Cisza, nieprzerywalna, strasznie przerażająca cisza. Tak bardzo jej brakowało hałasu, śmiechów, głosów, słońca i tego wszystkiego, czego nie doceniała przed tą misją. Tak błahych rzeczy jej brakowało. Przyjaciele tam czekali i się martwili. Może już nigdy ich nie zobaczy? Może tutaj zginie? Przynajmniej nie będzie sama skazana na tak okrutny los. Po jakimś czasie zatrzymali się. Ślepy zaułek. Koniec wędrówki. Mogą wrócić do punktu wyjścia, jednak... wszystko tam jest przysypane.

- Świetnie. I co teraz? Zginiemy! To jest pewne - powiedziała, siadając pod jedną ze ścian jaskini. Chłopak spojrzał na nią, a po minucie już zajmował miejsce obok niej.

- Czy my się już wcześniej nie spotkaliśmy? - zapytał ni z gruchy ni z pietruchy. Ni w ząb w odpowiednim momencie. Taki romantyk z niego jak ze mnie Adam Małysz.

- Hm... nie wiem. Wydaje mi się, że znamy się od dawna. Czuję się po prostu jakbyś był moim przyjacielem od dawna, a którego straciłam kiedyś i teraz odzyskałam - odpowiedziała dziewczyna, na co on zrobił zamyśloną minę.

- Wiesz? Dawno temu miałem przyjaciółkę. Było to jeszcze kiedy miałem z dziesięć lat lub więcej. Nie pamiętam dokładnie. Miała też różowe włosy. Zawsze się wyróżniała z tłumu ludzi. Jednak pewnego dnia rodzina zabrała ją z daleka ode mnie. Wyprowadzili się z Suny i więcej o nich nie słyszałem - rzekł czerwonowłosy. Sakura wybałuszyła oczy i patrzyła na niego z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.

- To jest bardzo dziwne. Ja się kiedyś przeprowadziłam z Suny do Konohy. Też miałam tam przyjaciela, którego niestety musiałam opuścić - powiedziała. Oboje spojrzeli na siebie.

- To ty - przemówili równo.

- Tyle lat. Nawet teraz nie wiedzieliśmy, że się znamy. Zawsze chciałam odzyskać najlepszego przyjaciela z dzieciństwa. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że cię znam. - W tym momencie go przytuliła do siebie. Zszokowało go jej zachowanie, jednak po chwili oddał uścisk. Trwali tak przez pewien moment.

- Sakura... - wypowiedział jej imię z czułością i troską. Odsunął ją delikatnie od siebie tak, aby spojrzeć na jej twarz i wpatrzyć się w magię tych szmaragdowych oczu. - Chciałem ci to powiedzieć w dzień, w którym odeszłaś, ale... Ale nie miałem na tyle odwagi, a poza tym... nie byłem tego pewien. Jednak teraz już jestem pewny. Od zawsze byłaś dla mnie najlepszą przyjaciółką. Jednakże... dla mnie to i tak za mało. Chcę, abyś była kimś więcej - powiedział jej. Spojrzał na nią, a ona po prostu uśmiechnęła się.

- No, ale ci się na wyznania zebrało, w odpowiednim miejscu i czasie. Wolałabym, żebyś mi o czymś takim powiedział na przykład przy blasku księżyca w parku czy na kolacji pod gwiazdami. Ale dobra, dobre i to. Na razie musimy się stąd wydostać. Potem do tego wrócimy. - Postanowiła, całując go w policzek i wstając.

- Masz rację - powiedział. Oboje zabrali się za szukanie drogi ucieczki z tej pułapki. W pewnym momencie jeden mały kamyczek się poruszył. „Bingo”. Kamyk się osunął i już za chwilę większe rozsypały się, tworząc wyjście. Nagle ich oczy oślepił wspaniały blask księżyca. Siedzieli tam cały dzień, może nawet i więcej. Kto wie. Wyszli i rozejrzeli się wokoło. Nic jednak nie zauważyli. Sakura wciągnęła do płuc świeże, wieczorne powietrze i wsłuchała się w szelest liści i grę świerszczy. Po całym terenie latały małe, świecące kuleczki - owady. To były świetliki.

- Teraz możesz skończyć to, co zacząłeś - powiedziała i łobuzersko się uśmiechnęła. Ale on, zamiast coś powiedzieć, złapał ją w pasie i przytulił, szepcząc do ucha „kocham cię”.

***

Przeznaczenie, które się spełniło. Tak miało być. Ta historia została spisana na kartach życia. Nie było odwrotu. Musiało się stać tak, jak się stało.

Życie nie jest usłane różami. Ale ból, który podczas niego się przewija, potrafi załagodzić miłość. Mimo trudności, zawsze trzeba walczyć do końca, jeśli się widzi w tym sens. Warto kochać. Bo miłość jest tajemnicza niczym piaski pustyni. Żarliwa i gorąca. Rani, ale i cieszy.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Michiszisa : 2011-05-10 14:14:53
    łosiem

    podobało mi się^^

  • Skomentuj