Opowiadanie
Biała Śmierć
Na wzgórzu poległych
Autor: | Yumeka |
---|---|
Korekta: | Dida, Dida |
Serie: | Bleach |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Mistyka, Przygodowe, Romans |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2011-03-20 11:07:19 |
Aktualizowany: | 2011-04-01 00:25:19 |
Autorką jestem ja, współautorów brak, kopiowanie treści i dorabianie historii zabronione.
Myślałam o publikowaniu tu tej serii, ale ostatecznie zaniechałam. Może kiedyś, w innym czasie i przy innych okolicznościach...
Sala była zbudowana jak teatr. W półcieniach dwu pierścieni lóż swe miejsca miało czterdziestu mędrców i sześciu sędziów. Oficjalnie. Wciąż nie wszystkie miejsca zostały zapełnione od czasu masakry, którą urządził w Chuuou Shijuuroku* Aizen. Niektórych uważano za niezastąpionych. Ale wyrok musiał zapaść, każda zwłoka mogłaby okazać się zgubna. Dla nich, Goteijuusantai*, Seireitei, Soul Society, aż w końcu - dla całego świata. Ten, na którym najchętniej wykonaliby długą i bolesną egzekucję, był tu z nimi. Przecząc prawom, które do tej pory znali z Ksiąg - Nieśmiertelny. Wszystkie szepty i pomruki, rozchodzące się po poziomach, skupiały się właśnie na nim, znajdującym się na „scenie”, u podnóża lóż. Siedział na kamiennym krześle, unieruchomiony w sposób klasyczny, jak i kilkoma potężnymi Bakudou. Czarne pasy, niemal szczelnie obejmujące więźnia, prawie uniemożliwiały jego identyfikację, ale wszyscy tu zebrani mieli świadomość, z kim mają do czynienia. Teraz jednak zdrajca należał do nich, jego los leżał w ich rękach. Był uwiązanym bykiem na arenie do korridy, który już tylko oczekuje na ostatni cios matadora. Oni, Chuuou Shijuuroku, byli matadorami. I dzierżyli miecze Sprawiedliwości.
- Wyrok zostanie wydany! - zagrzmiał starzec, siedzący w punkcie, który wyraźnie wskazywał na jego wyższy względem reszty zgromadzenia status. - Były kapitan oddziału piątego, Aizen Sousuke, skazany zostaje na najniższy poziom podziemnego więzienia, areszt ósmy „Avici”, na nie mniej niż osiemnaście tysięcy osiemset lat!
- Rozumiem - przemówił niespodziewanie sam oskarżony. - Byty waszego pokroju wydają „wyrok” na mnie, czyż tak? - Kpina rozbrzmiewająca w jego głosie była aż nazbyt wyczuwalna. Po przegranej walce ani trochę nie spuścił z tonu. - Wydaje mi się to dość... ironiczne.
- Zdrajca! - Spośród pełnych oburzenia pomruków wyodrębnił się pojedynczy, gniewny głos. - Nie rób się zarozumiały tylko przez to, że jesteś Nieśmiertelnym!
- Zapieczętować jego oczy i usta, natychmiast! - włączył się ktoś inny.
- Podnieść wyrok do dwudziestu tysięcy lat! - dorzucił ktoś jeszcze.
Aizena wypełniło dziwne uczucie. Ten stan ducha, kiedy uniesione źrenice bezwiednie kryją się połowicznie pod powiekami. Groza w jednym spojrzeniu przepełnionych złem oczu. Choć przegrał, przepełniało go pragnienie przelania krwi tych starców z Chuuou Shijuuroku, po raz wtóry. Przepełniało go pragnienie przelania krwi kapitanów i poruczników tej żałosnej organizacji, jaką było Goteijuusantai. Chciał zabić ich wszystkich i...
I wtedy Lustro pękło.
Espejo* początkowo nie była pewna, co ją rozproszyło. Nieprzytomnym wzrokiem patrzyła, jak cienkie tafle reiatsu osuwają się bezgłośnie na ziemię, gdzie całkowicie zatracają swoją formę, choć dosłownie sekundę temu wisiały w powietrzu, wyświetlając dwóm mężczyznom jej towarzyszącym spektakl, rozgrywający się wewnątrz murów Centrali Czterdziestu Sześciu. Ona nie potrzebowała zewnętrznych ekranów, wszystko widziała i słyszała w swojej głowie, choć jednocześnie, póki nie stworzyła ekranu, nic nie była w stanie zobaczyć. Nigdy nie przepadała za tą techniką, zbyt absorbowała jej uwagę, sprawiając, że była całkowicie odsłonięta i podatna na ataki. Lustra jednak były bardzo przydatne, kiedy trzeba było się czegoś dowiedzieć, a nie można było być obecnym w danym miejscu osobiście. Zresztą samo to, że Espejo używała Bakudou no shichijuuhachi, Kagami* było wystarczająco niezwykłe, by przymknąć oko na jej słabości podczas używania go. Była przecież Arrancarem. Sięgnęła po techniki Shinigamich. Rzecz absolutnie niezwykła, nawet jeśli to było jedyne Kidou, jakie kiedykolwiek opanowała. Przypuszczała, że ma to związek ze zbieżnością znaczeniową jej nazwiska i nazwy techniki. I choć brzmiało to dość naiwnie, lubiła myśleć, że właśnie o to chodziło.
Otrząsnęła się, kiedy ostatnia tafla rozbiła się o ziemię. Dopiero teraz dobiegł jej uszu tłumiony chichot, który jeszcze chwilę temu musiał być dość gwałtownym wybuchem śmiechu lub dość głośną uwagą. Westchnęła, zerkając za siebie. Młodszy z towarzyszących jej mężczyzn, lokalny zdrajca, były kapitan oddziału trzeciego z Goteijuusantai, Ichimaru Gin. Widok bezradnego Aizena musiał mu się bardzo spodobać, nawet jeśli była to tylko iluzja.
- I czego rżysz, Lisie? - ofuknęła go, automatycznie sprawdzając, czy jej Zanpaktou spoczywa na swoim miejscu. Trwało przy jej prawym biodrze, tam, gdzie powinno. Nie była leworęczna. Lubiła jedynie czuć jego ciężar właśnie z tej strony. A dzięki niezbyt długiemu ostrzu nie miała problemów z dobywaniem go.
- Kapitan Aizen dość wysoko pozostawił poprzeczkę - odparł zapytany. - I co teraz zrobisz?
- Nic.
- Jak to? - Aizen nie wyglądał na zadowolonego z jej decyzji. - Sto jedenaście lat iluzji. I ty mi teraz mówisz, że nie podejmujesz wyzwania?
- Nie opłaca mi się - wyjaśniła, flegmatycznie przeciągając słowa. - Samo pierwszeństwo w ataku na Króla czy posiadanie Hougyoku to za mało na motywację do przebicia cię.
- Oh? A co ci się zamarzyło? - Wykrzywiona w uśmiechu twarz Aizena nie zdradzała żadnych emocji.
- Kurosaki Ichigo. - Wyszczerzyła się, jak drapieżnik, który wyczuł krew ofiary. - O niego chcę się z tobą zmierzyć.
Zamilkli, mierząc się wzrokiem, w powietrzu starła się ich energia, nadspodziewanie łagodnie, niemal jak w pieszczocie. Ichimaru sapnął z rezygnacją i spojrzał w niebo. Wiedział, że właśnie unieśli przeciw sobie miecze. Iluzjoniści perfekcyjni, mistrzowie w swoim fachu. Ci, którzy zdolności swoich Zanpaktou częściowo wręcz przenieśli na siebie samych. Ich starcia musiały wyglądać niesamowicie spektakularnie. Przenikające się obrazy, załamujące się przestrzenie, fale energii, których pokładów nawet żadne z nich nie posiadało, ale unikać trzeba było, bo nigdy nie wiadomo, czy nie maskują realnych ciosów. A on, Ichimaru Gin, nie mógł sobie nawet popatrzeć. Bezwzględna odporność na iluzję, posiadacz Ślepych Oczu - jak to określała Espejo. Jego błogosławieństwo, jak i przekleństwo. Wiele się nauczył u boku kapitana Aizena, manipulacji chociażby - sam padł jej ofiarą. Oczywiście, początkowo chciał zabić Sousuke, ale to była tylko dziecięca mara. Dziecko przeciw geniuszowi. Igraszka. Dotknięcie ostrza Kyouka Suigetsu przed uwolnieniem i spojrzeniem na pierwszą iluzję? Nigdy tego nie potrzebował, więc nawet nie wiedział, czy to prawda. Aizen „wyjawił” mu to tylko dlatego, że Gin udowodnił mu swoją bezwzględną odporność na techniki hipnozy. Kapitan piątego nie był idiotą. Zaufanie? Powierzanie sekretów? To dobre dla istot słabych. A Aizen do słabych zdecydowanie nie należał.
Nieoczekiwanie, pod Aizenem ugięło się lekko lewe kolano. Gin skrzywił się. Espejo widocznie tym razem wygrała. Musiało bardzo jej zależeć na tym rudym dzieciaku, skoro tak się postarała.
Albo Aizen ostatecznie uznał za zabawne sprawdzenie jej. Tak, to było bardziej prawdopodobne.
- Zgoda - powiedział Sousuke z uśmiechem dobrotliwego ojca, który robi wspaniałomyślny wyjątek i pozwala swym dzieciom na większą swobodę niż zwykle. - I tak wątpię, że na niego zasłużysz.
- Po miesiącu będzie należał do mnie.
Ichimaru znikł z twarzy uśmiech. Nie tego się spodziewał. Jej pierwsza iluzja trwała równo dwieście lat, Aizen zrewanżował się stu jedenastoma. A teraz Espejo chce rozegrać swoją partię w miesiąc? Szybko. Za szybko.
- Zatwierdzam. Zdecydowałaś już, kim będziesz w tej zabawie?
Dziewczyna pokręciła głową i zamknęła oczy. Zmarszczyła brwi i pocierała brodę w pełnym skupieniu. Potem zaczęła się rozglądać po wzgórzu, na którym się znajdowali, aż w końcu utkwiła wzrok w Ichimaru. Uśmiechnęła się bezwiednie.
- O, nie, nie, nie! Mnie w to nie mieszaj. Ja już umarłem, pamiętasz? Udawanie bohatera wcale nie będzie zabawne. Przyprawisz Ran o niepotrzebne palpitacje serca. Oszczędź. Ją, mnie i siebie.
- Mam lepszy pomysł, Ślepy Lisie.
Dobyła wakizashi. Czarną rękojeść w oplocie ze złotej nici trzymała pewnie w smukłej dłoni. Krótkim ruchem zacięła się we wnętrze lewej dłoni. Skuliła ją i czekała kilka sekund, aż dołek wypełni się krwią. A potem ją wypiła, zostawiając na twarzy czerwone smugi, które zaraz zostały wchłonięte przez pory skóry. Uśmiechając się, schowała ostrze do pochwy. Dłoń zagoiła się niemal natychmiast. Jej mały rytuał, jak go Espejo nazywała: naznaczenie pamięci o rzeczywistości w iluzji. Podobno po to, by nie zapomniała, kim jest naprawdę. Dla Gina było to zbyt absurdalne, by dociekać, czy to prawda. Arrancarka miała nadmiernie bujną wyobraźnię, uwielbiała udziwnione i zawiłe sytuacje, co znajdowało odzwierciedlenie w jej iluzyjnych tworach.
- Ach, jak nostalgicznie - mruknął Aizen, taksując wzrokiem ich towarzyszkę.
- Prze pani! - zawołał Ichimaru, jak uczniak podnosząc w górę rękę. - Muszę przypominać, że nie widzę różnicy?
- Ty mało co kiedykolwiek widzisz, Lisie - ofuknęła go, wkładając w to zdanie całą swoją niechęć do jego osoby i odporności na iluzje, którą dysponował.
Mimo to wyciągnęła dłoń, wyszeptała krótką inkantację i Bakudou numeru siedemdziesiątego ósmego zajaśniało przed nią. Gin nie mógł powstrzymać jadowitego uśmiechu.
- Biała Śmierć - nazwał po imieniu postać, którą zobaczył.
Dziewczyna, której wygląd przybrała Arrancarka nie miała więcej jak dwanaście lat. Kruczoczarne włosy miała upięte w wysoki kucyk i sięgały jej do pasa, co wcale nie było specjalnie niezwykłe, zważywszy na niezbyt imponujący wzrost imaginacji. Spod asymetrycznej grzywki łypały na niego, groźnie pełne wewnętrznego bólu i nienawiści rubinowe oczy. Krzywdę, którą onegdaj jej wyrządzono, maskowała dumnie uniesionym podbródkiem i pełną godności postawą wątłego ciała. Ubrana była w damską wersję szaty Shinigami bez rękawów, którą Gin od czasu unicestwienia „oryginału” Białej Śmierci widział tylko na kapitan Soifong. Materiał był śnieżnobiały, co w zestawieniu z niesamowicie jasną skórą dziewczyny dawało wrażenie, że patrzy się na mściwego ducha z tradycyjnego, japońskiego folkloru - onryo.
Tyle szczegółów zdołał wychwycić Ichimaru w ciągu trzech sekund. Potem technika została cofnięta.
- Stary Kurosaki dostanie zawału, kiedy cię zobaczy - podsumował Gin. - Wyjdzie na to, że stracił moc z powodu kogoś, kogo nie był w stanie zabić. To będzie wyglądało jak rodzinne fatum.
- A drugiego zawału dostanie po tym, kiedy usłyszy, co dla niego przygotowałam - odparła z dumą Espejo. Widać jej wyobraźnia zaczęła już pracować na wyższych obrotach, generując coraz to dziwniejsze wyjaśnienia pozornie nielogicznych sytuacji. - Poza tym zabawię się swoją starą tożsamością, Hiyori, Toushirou...
- To Sarugaki żyje? - Zdziwił się Ichimaru.
- Widzisz, Lisie? Nawet zatłuc nikogo porządnie nie potrafisz.
- Poćwiczę na tobie, jeśli nie wyjaśnisz, dlaczego miałem nazwać Hitsugaya Strażnikiem Nieba.
- Poważnie cię tak boli to, że kazałam ci oddać „genialnemu dziecku” twój tytuł na przechowanie? I tak nic z nim ten bachor nie robi.
- Uważaj, bo jak ja z tobą coś zrobię, to będziesz mieć własnego bachora na przechowaniu.
- Rangiku byłaby niepocieszona.
- Nie waż się wypowiadać jej imienia tym tonem.
- Wrócisz do Las Noches, Gin - wciął im się w kłótnię Sousuke. Espejo i Ichimaru zaraz umilkli. Aizena nudziły ich kłótnie. A znudzony Aizen to śmiertelnie niebezpieczny Aizen. Przekonał się o tym chociażby Tousen. - Powołasz nową Espadę i zapowiesz mój powrót. Jakichkolwiek buntowników zgładzisz możliwie widowiskowo. Natomiast ja zostanę z Espejo. Ty i tak nie widzisz iluzji, trzeba byłoby ci wszystko tłumaczyć albo pokazywać Lustrem, na co Espejo nie będzie miała czasu, a ja ochoty. Shayel nie żyje, więc możesz użyć do obserwacji jego ekranów.
- Które już nie są jego - wtrąciła Arrancarka śpiewnie. Została zignorowana.
- Tak jest, kapitanie Aizen. - Ichimaru wstał ze słupka, na którym przycupnął, kiedy przyszli na to wzgórze. Po raz ostatni w komplecie...
Espejo zaczęła wymieniać z Sousuke jakieś uwagi, prawdopodobnie odnoszące się do organizacji czasu wolnego tego drugiego. Gin mimochodem wychwycił słowa „zastępczą”, „Karin” i „mistrzem”, ale jego uwagę całkowicie pochłonęło drewno, z którego się podniósł. W przeciwieństwie do słupka wbitego zaraz obok, drzewo było jeszcze świeże, obłożone pomarańczowymi wiankami kwiecia i z wyrytym wyraźnie nazwiskiem i imieniem osoby, ku pamięci której zostało w ziemię wbite.
Spoczywający przy swej zdradzonej przyjaciółce, dla której szukał sprawiedliwości, Tousen Kaname.
Ichimaru wcale by się nie zdziwił, gdyby był następny w kolejce do odstrzału.
- Ty! Gapowaty! - zawołała na niego Arrancarka, stojąc przy już otwartej Gargancie. Cierpliwość nie była jej mocną stroną. - Skończ te kontemplacje! Nie mamy całego dnia!
Gin rzucił jeszcze ostatnie spojrzenie ku odległemu i w zasadzie niewidocznemu z tego miejsca Seireitei i westchnął. Wbił się w nostalgiczny nastrój i czuł, że szybko mu to nie minie. Spojrzał na Arrancarkę.
Espejo Paz. Typowa przedstawicielka swojego gatunku. Miała dziwaczy, rzekomo jasnoniebieski kolor włosów, oczy o równie niezidentyfikowanej barwie, ton ciemniejszej niż włosy, alabastrową skórę, dziurę na wylot zamiast żołądka i resztki maski w postaci wapiennego ptaka wtopionego w Hierro na lewym ramieniu. Dwa ostatnie znaki szczególne chowała pod obszerną suknią. Jako jedyny Arrancar, nie miała numeru. Zupełnie jakby ta śmieszna hierarchia jej nie dotyczyła. Bo nie dotyczyła. Ona była tą, która swoim byciem dała Aizenowi świadectwo, że forma, która zatarła granicę pomiędzy Pustym i Shinigami może istnieć i mieć się całkiem nieźle.
- Nie dość, że ślepy, to jeszcze głuchy - warknęła Espejo, choć jego wahanie nie trwało sekundy.
Były kapitan trzeciego oddziału po raz ostatni zerknął w stronę pamiątkowego słupka i ruszył w stronę Garganty, kierując do Kaname ostanie słowa pożegnania: „Czuję, że niedługo do ciebie dołączę, przyjacielu”.
Gdy czarna gardziel zamknęła się za Ichimaru, Aizen otworzył bramę Senkai.
Czyściciel sam się nie odtworzył, a Shinigami jeszcze nic z jego brakiem nie zrobili.
Kiedy za Aizenem zamknęły się dwie pary drzwi stylizowanych na japońskie, bariery czyszczące na bieżąco wzgórze z ich reiatsu pękły.
Po ich obecności w Soul Society nie został najmniejszy ślad.
___
*Central46, Gotei13 - uczulenie autorki na cyfry (chyba że zapis słowny zawiera trzy lub więcej wyrazów) i rozwlekłe tłumaczenia („Trzynaście Oddziałów Gwardii Królewskiej”) w tekście pisanym wymusiło nań użycie romanizacji oryginalnych terminów.
*Espejo (hiszp.), Kagami (jap.) - lustro
*Bakudou #78 (shichijuuhachi) Kagami - Kidou wymyślone przez autorkę. W oryginale może się pojawić z czasem technika, która ma numer 78. i zgoła inne właściwości; co będzie całkowicie naturalne.
: )
łał. Miłe zaskoczenie ^.^ Podoba mi się .!