Opowiadanie
W poszukiwaniu tego, co utracone
Strach
Autor: | Rinsey |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Fantasy, Przygodowe, Romans |
Uwagi: | Alternatywna rzeczywistość |
Dodany: | 2012-01-27 09:10:52 |
Aktualizowany: | 2012-03-15 20:02:52 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Kopiowanie całości lub fragmentów bez zgody autorki zabronione.
O pustko ciemna, lodowata.
Pochłoń tych, co z końca świata,
Spokój śmieli zakłócić mój.
Nagrodź ich za dzielny bój,
Lecz, gdy chociaż jedno tchnienie,
Z tych, co weszli tu niepomyślenie,
U bramy mej się nie stawi.
Zadrwij z tych, co pozostali.
Znajome szczęknięcie metalu o metal sprawiło, że natychmiast się ocknął. Niewątpliwie znajdywał się na polach treningowych kendo Akademii Naukowej w Seyrun i był w środku pojedynku z nieznanym zamaskowanym przeciwnikiem. Zanim sobie przypomniał, co tu robił, jego ręce podświadomie wykonały decydujący cios mieczem. Pokonany szybko stracił równowagę i uniósł ręce do góry na znak poddania się. Gourry ze zdziwieniem spojrzał na swoją metalową broń. Przecież trenował kendo… Zawsze przy meczach treningowych korzystano z mieczy bambusowych. A jednak to stalowa klinga tkwiła zarówno w jego dłoni jak i rękach nieznajomego. Jego przeciwnik zdjął maskę, spod której ukazała się twarz krzepkiego młodzieńca o złotych, pogodnych oczach. Jego twarz wykrzywił grymas zanim się odezwał.
- Jak ty to robisz, że jesteś taki dobry? Bez jaj, nie miałem żadnych szans. -rzekł młodzieniec. Gourry, chociaż wciąż zdezorientowany, odpowiedział na pochwałę uśmiechem. Nie pamiętał, skąd się nagle wziął na szkolnych błoniach. Co prawda blondyn nie posiadał wybitnej pamięci, często zapominał o takich szczegółach jak imiona czy też mało istotne wydarzenia, lecz nigdy wcześniej nie doświadczył takiej pustki w głowie jaką miał teraz. Rozejrzał się po otaczającym go terenie, nie zauważając jednak nic szczególnego. Zielone pola treningowe były miejscem, które znał bardzo dobrze. Już jako dziecko potrafił docenić finezję i wyjątkowość pojedynku na miecze. Nie był w stanie nikomu wyjaśnić, dlaczego to właśnie kendo tak go fascynowało. Wiedział jednak, że to właśnie tu powinien być, a każdy miecz zdawał się potwierdzać ten fakt wykonując cuda jak tylko zalazł się w jego rękach. Czuł, że w taki sposób znajduje się bliżej tego, co musiał odnaleźć za wszelką cenę. Nie miał pojęcia, czym był jego cel, ale za każdym razem, gdy pokonywał następnego przeciwnika, ogarniało go przeczucie, że przybliża się o krok do miejsca, w którym powinien się znajdywać. Teraz jednak było inaczej. Nie odczuwał cichej satysfakcji towarzyszącej każdemu zwycięstwu. Pogłębiła się jedynie świadomość, że zapomniał o czymś bardzo ważnym.
Brutalne dzwonienie budzika w jednej chwili wyrwało ją ze snu. Lina z ociąganiem spojrzała na zegarek, który pokazywał porę wymagającą natychmiastowego poderwania się z łóżka. W innym wypadku mogła już się nawet nie fatygować, aby iść do szkoły, gdyż nauczycielka od literatury, Arabesia Lokarson, wybitnie nie znosiła rudej dziewczyny i korzystała z każdej okazji, aby utrudnić rudowłosej życie. Oczywiście, dziewczyna nie zostawała jej dłużna, co nie przyczyniało się do ocieplenia ich wzajemnych stosunków. Czerwonooka szybko jednak porzuciła te myśli i zaczęła się zbierać do wyjścia.
Gdy weszła do klasy, tradycyjnie Rika, nieco nadpobudliwa blondynka, zaczęła do niej machać. Lina ciężko westchnęła. Takie zachowanie u jej przyjaciółki oznaczało jedno: ma jej do sprzedania super ważnego newsa, który dla niej samej będzie nic nie wartą plotką. Mimo wszystko dziewczyna podeszła do koleżanki zajmując swoje stałe miejsce w rzędzie przy oknie.
- Nie zgadniesz, co się stało! - oznajmiła zgodnie z przewidywaniami brązowooka. -Dojdzie do nas uczeń z wymiany! Podobno jest taaaki zdolny i taaaaaaaki przystojny! -Zaczęła się rozpływać Rika. Wtedy Linę coś tknęło.
- Kolejny uczeń z wymiany? Przecież już mi o tym mówiłaś. -wtrąciła dziewczyna. Jej rozmówczyni spojrzała na nią z nieudawanym zdziwieniem.
- Nie, od dawna nie mieliśmy ucznia z wymiany. Tylko dlatego ta informacja została zakwalifikowana do moich super newsów. -odpowiedziała, po czym dodała z ewidentnie udawaną, obrażoną miną. -Lina, w ogóle mnie nie słuchasz. Wczoraj opowiadałam ci, że jesteś w niebezpieczeństwie, ponieważ w Seyrun jest seryjny morderca rudych kobiet na wolności.
- O czym ty gadasz? -spytała ze zdziwieniem.
- Ach, już rozumiem. Przestraszyłaś się, że będziesz następną ofiarą i dlatego poprzestawiały ci się klepki… -Rika zaczęła się droczyć. Lina nie czekała na kontynuację te myśli, tylko walnęła przyjaciółkę.
- AUA! Jaka ty jesteś agresywna! -Blondynka spojrzała na nią z wyrzutem.
- Tylko jak się zachowujesz jak idiotka. -odpaliła ruda dziewczyna. -Ale o co chodziło z tym seryjnym mordercą? To nie jest kolejny wytwór twoje wyobraźni?
- No wiesz co. Przecież nigdy nie sprzedaję ci żadnych bredni. -Zaczęła mówić urażona Rika, jednak pod wpływem morderczego spojrzenia Liny spoważniała. - No może tylko czasami. Ale tym razem to czysta prawda. -oznajmiła podając jej gazetę. Na pierwszej stronie faktycznie znajdował się artykuł zatytułowany: „Najokrutniejszy mord ostatnich czasów”. -Dzisiaj została pozbawiona życia piąta dziewczyna w przedziale od 15 do 20 lat. Ich jedyną cechą wspólną poza wiekiem był rudy kolor włosów. Policja jest w stanie tylko stwierdzić, co było przyczyną zgonu. Każda z dziewczyn została spalona żywcem.
- Spalona żywcem? -spytała słabo Lina. Nie wiedzieć czemu, na ułamek sekundy stanął jej przed oczami obraz mężczyzny o kocich, żółtych oczach z kulą ognia w dłoni.
- Więc wiesz Lina, żarty żartami, ale pasujesz do opisu kandydatki na ofiarę, więc na serio powinnaś uważać. - Rika zakończyła wypowiedź zupełnie poważniejąc.
- Oj nie gadaj głupot, to tylko przypadek. -odpowiedziała beztrosko, nie mogąc pozbyć się przeczucia, że to ona jest poszukiwaną ofiarą. Po chwili sama dała sobie wewnętrzną reprymendę, że te myśli są irracjonalne. Co ona niby miała z tym wspólnego? Jednak przez całą następną godzinę nudnego wykładu Arabesii Lokarson, nie mogła się pozbyć, wrażenia, że zapomniała o czymś bardzo ważnym.
Gourry, jako że był już studentem sportowego wydziału uniwersyteckiej części Akademii Naukowej w Seyrun, przeważnie uczęszczał na zajęcia praktyczne w postaci treningów. Jednak nawet na tym kierunku program kształcenia obejmował kilka wykładów, na które młody mężczyzna chodził z wielką niechęcią. Kiedy na początku roku zerwał się z paru godzin lekcyjnych otrzymał oficjalne ostrzeżenie od dziekana, że nawet taki geniusz jak on zostanie skreślony z listy studentów, jeżeli będzie dalej olewać teoretyczną część nauczania. Dlatego też blondyn w kiepskim humorze kierował się w stronę auli, kiedy usłyszał jedno zdanie.
- Nie żyje. -szepnął zrozpaczony dziewczęcy głos.
- To niemożliwe. -odparł dosyć tęgi brunet. Słysząc to Gourry natychmiast podszedł do rozmawiającej po cichu dwójki.
- O kim mówicie? -spytał w nieznośnym napięciu oczekując odpowiedzi. Po chwili padło jedno słowo. Jedno imię. Umieszczone w jego sercu ziarnko niepewności szybko zaczęło kiełkować przynosząc ze sobą falę rozpaczy.
Ona nie żyje.
Nie mógł sobie przypomnieć jej twarzy. Wspomnienie jej głosu było jedynie niewyraźnym echem. Nie pamiętał, kim była. Ale coś głęboko w jego wnętrzu mówiło mu, że właśnie utracił cel, do którego dążył całe życie. Niewiadomo kiedy stojąca przed nim dwójka uczniów zniknęła z jego pola widzenia. Powoli, kawałek po kawałku, jego świat zaczął się rozpadać. Szkolny budynek, niebo, drzewa… Wszystko stawało się jednym chaotycznym wirem materii. Zanim nastała ostateczna ciemność, zdołał jedynie dojrzeć w oddali wyróżniające się na tle czerni dwie złote tęczówki.
Przerwa śniadaniowa przyniosła porcję kolejnych nieprzyjemnych wrażeń. Lina i Rika przechodziły obok sali czwartej klasy licealnej. Trudno było nie zwrócić uwagi na grupę zapłakanych dziewczyn i chłopaków, którzy zamiast hałasować, stali tylko w bezruchu, raz po raz wymieniając jedno czy dwa zdania. Rudowłosa podeszła do jednego z chłopaków i spytała delikatnie.
- Co się stało? -Chłopak westchnął ciężko przed odpowiedzią.
- Pamiętasz Sylphiel Nels Rada? -Lina tylko kiwnęła głową w odpowiedzi. Nie znała dziewczyny osobiście, ale słyszała, że jedna z najzdolniejszych i najpiękniejszych uczennic Akademii Naukowej w Seyrun ciężko zachorowała i kontynuowała naukę w domu. Wiedziała jednak, że jej klasa cały czas pozostawała z nią w kontakcie. Oni wszyscy znali się od dziecka, więc nikogo nie dziwiła chęć utrzymywania znajomości z ukochaną koleżanką. -Dzisiaj przyszła wiadomość, że Sylphiel… Umarła. -Lina oniemiała patrzyła na niego.
- To niemożliwe. -wyjąkała,
- Też nie możemy w to uwierzyć. -odparł ponuro.
- Chyba muszę już iść. -powiedziała pospiesznie i nie zwracając na nikogo uwagi pobiegła do jedynego miejsca, gdzie miała nadzieję, że nikt jej nie znajdzie -na dach szkoły. Kiedy dotarła do celu, miała w oczach łzy. Nie rozumiała własnej reakcji. Nie znała tej dziewczyny. To, że robiło się człowiekowi przykro, gdy słuchał takich informacji było naturalne. Ale czemu czuła w sercu taki ból jakby straciła przyjaciółkę, towarzyszkę w misji. Misji? Dlaczego o tym pomyślała?
- Lina, co się stało? -spytała cicho Rika. Dziewczyna dyszała z wysiłku, jaki był bieg za Liną.
- Nie wiem. Czuję się jakbym straciła kogoś bardzo ważnego, chociaż nie znałam tej dziewczyny. Nie rozumiem, dlaczego tak reaguję. -odpowiedziała słabo Lina. Rika spojrzała na nią z ewidentnym zmartwieniem. Jej przyjaciółka była jedną z najsilniejszych psychicznie osób, jaki znała. Na ponad dziesięcioletnią znajomość, widziała tylko raz, jak Lina płakała. Podeszła, więc do przyjaciółki i otoczyła ją ramieniem.
- A więc musisz się tego dowiedzieć. Musisz odpowiedzieć sobie na pytanie, czego tak naprawdę pragniesz?
- Czego naprawdę pragnę? -powtórzyła cicho.
- Tak. Nigdy nie odczujesz spokoju w sercu, jeżeli nie będziesz postępować zgodnie ze sobą.
- Postępować zgodnie ze sobą? Przecież tak właśnie robię. Jestem kim jestem i nic tego nie zmieni. -powiedziała Lina odpychając lekko przyjaciółkę, aby spojrzeć jej w oczy.
- A kim jesteś? -spytała Rika. W jej zwykle ciepłych oczach pojawił się nieznany Linie błysk.
- Jestem licealistką… -odpowiedziała, nie wiedząc do czego właściwie zmierza Rika.
- Czy tylko tym jesteś? A może ze strachu odrzuciłaś to, kim powinnaś być?
- O czym ty mówisz? -spytała Lina, odpowiadając pytaniem na pytanie, traktując je jako tarczę przed odpowiedzią, której prędzej czy później będzie musiała udzielić.
- A o niczym, tak tylko se gadam. Nie słuchaj mnie. -odparła Rika, z powrotem powracając do swojego beztroskiego humoru. Nagle rozległ się dzwonek, który szybko sprowadził Linę do rzeczywistości. Obie dziewczyny bez wymienienia ani jednego słowa szybko pobiegły na kolejną lekcję.
Zgodnie z tradycją drugiej klasy w Liceum przy Akademii Naukowej w Seyrun, grupka znajomych wybrała się na karaoke do Yukamono. Lina przez cały czas była nieobecna. Najpierw obiecała sobie, że przestanie zawracać sobie głowę tymi irracjonalnymi myślami, lecz później zdała sobie sprawę, że stało się to jeszcze trudniejsze. Popatrzyła się na znajdującą się przed nią ulicę i odruchowo spojrzała w lewo w poszukiwaniu rozpędzonego, czerwonego samochodu dostawczego. Zgodnie z jej przewidywaniami, śmignęła jej przed nosem ciężarówka. Dziewczyna stanęła jak wryta. Skąd wiedziała, jaki samochód będzie jechał? Bo poprzednim razem on mnie powstrzymał przed wejściem na jezdnię.-odpowiedział jej cichy głosik w głowie. W jednej chwili zignorowała postanowienie nieprzejmowania się dziwnymi przeczuciami. On musiał być gdzieś w pobliżu. Zawsze był blisko niej. Tylko czemu się nie ujawniał?
- Dziewczyny, przepraszam was, ale muszę coś sprawdzić. Nie czekajcie na mnie. -powiedziała szybko, nie oglądając się na zdziwione spojrzenia towarzyszek. Biegła przed siebie, wiedząc, że musi go odnaleźć. Kiedy się znalazła w ślepej uliczce i wciąż go nie zauważyła, krzyknęła ile sił w płucach.
- Wiem, że tu jesteś!!! Pokaż się natychmiast!!! -rozkazała. Chwilę później ukazała jej się sylwetka chłopaka z lawendowymi włosami, lustrująca ją szafirowym spojrzeniem.
- Dlaczego mnie unikasz? -spytała z wyrzutem. Coś w niej drgnęło. Ignorowała tę część umysłu, która racjonalnie negowała zaistniałą sytuację.
- Ponieważ nie chciałaś mnie spotkać. -odpowiedział spokojnie przybysz. Linie nie umknął fakt, że chłopak cały czas stał w odległości paru metrów i nie śpieszył się, aby zmniejszyć ten dystans.
- Co masz na myśli? -spytała.
- Dokonałaś wyboru. Nie chciałaś o tym pamiętać, więc teraz masz świat, jakiego pragnęłaś.
- A więc to wszystko, to moja wina. To chcesz mi powiedzieć? -spytała cicho.
- Mazoku w poszukiwaniu cephieleu zaczęli zabijać niewinne dziewczyny, na podstawie jedynej informacji jaką byli w stanie odtworzyć, czyli koloru włosów. Sylphiel pozbawiona impulsu do przebudzenia, zmarła na nieznaną nikomu chorobę, uniemożliwiając znalezienie osoby, której obiecałaś chronić, bez której pokonanie Mazoku jest niemożliwe, na zawsze. Tak, myślę, że to twoja wina.
- Przestań. - powiedziała cicho.
- Przykro mi, Lino Inverse, ale taka jest prawda. Ze strachu odrzuciłaś możliwość ochronienia tego, co ci bliskie. -Znowu. Znowu była mowa o jej strachu.
Czy tylko tym jesteś? A może ze strachu odrzuciłaś to, kim powinnaś być?
Kim jesteś?
Czego tak naprawdę pragniesz?
Wiedziała, że aby mogła ruszyć dalej, musi odnaleźć odpowiedzi na pytania, jakie jej zadała Rika.
Kim była? Była Liną Inverse, osobą która zawsze brała życie za rogi i nigdy, ale to nigdy nie uciekała. A nawet jeśli… Była w jej życiu osoba, która najpierw by na nią porządnie nawrzeszczała, zanim popełniłaby poważną głupotę. Lecz tym kimś na pewno nie był stojący przed nią mężczyzna.
Czego tak naprawdę pragnęła? Chciała żyć tak, aby niczego nie musiała żałować. Nawet jeżeli będzie musiała za to zapłacić najwyższą cenę.
- Nie jesteś Zelgadisem. -powiedziała spokojnie.
- A kim niby jestem, jak nie Zelgadisem Greywordsem? -spytał drwiąco.
- Prawdziwy Zelgadis nie pozwoliłby mi na dokonanie takiego wyboru. Przejrzałby mój strach i wbrew mnie podjąłby za mnie decyzję. Zrobiłby wszystko, abym nie żałowała takiej chwili słabości. A ty jesteś personifikacją moich lęków. Pokazałeś mi świat, w którym żałowałabym wielu rzeczy. Fakt, że nie jesteś moim Zelgadisem, dowodzi tylko temu, że to ułuda. -Na te słowa stojący przed nią mężczyzna uśmiechnął się tylko zanim cały świat zaczął wirować wokół niej.
Gdy odzyskał pełną władzę nad zmysłami, natychmiast zorientował się, że jest zawieszony w pustce iluzji, która to, jak uczył go znienawidzony czerwony kapłan, była zaawansowanym czarem zmuszającym ofiarę do przeżywania nieskończonego koszmaru. Jedyny sposób na pokonanie tego zaklęcia polegał na zwalczeniu własnego najgłębszego lęku przez śniącego. Żadna pomoc z zewnątrz nie byłaby w stanie przebić się przez grube warstwy potężnego uroku. Zelgadis widział moc, która powoli oplatała go w silne sieci. Skupił całą swoją energię na otaczających go niciach emanujących złowrogą aurą. Jedno drgnięcie jego magii, jedno zawahanie, a nawet jeden nieprecyzyjnie wykonany gest spowodowałby odbicie jego ataku, w rezultacie czego zaklęcie uderzyłoby w niego ze zdwojoną siłą. Gdyby jego moc była niestabilna, z pewnością czekałby go taki koniec. Jednak hiruzenkai cephieleu był mistrzem samokontroli. W innym wypadku nie wyszedłby cało z paskudnego eksperymentu świętoszkowatego Rezo. Poza tym, miał więcej czasu na ćwiczenie całkowitego panowania nad własną potęgą, gdyż przebudził się w końcu jako pierwszy. Dlatego też nie było mowy o pomyłce w tej delikatnej operacji jaką było rozsupłanie nici pustki iluzji. Kiedy oplatające go zaklęcie ustąpiło, zauważył, że wciąż znajduje się w podobnym pomieszczeniu, gdzie wcześniej zaatakował go Valgaarv. Jak tylko się skoncentrował, w celu znalezienia aury swoich towarzyszy, wyczuł potężne pulsacje energii głównej kapłanki.
- Lina! -krzyknął i ruszył pędem w stronę komnaty, gdzie wyczuwał drgania jej mocy. W międzyczasie dobiegł go kolejny przepełniony rozpaczą impuls. Natychmiast rozpoznał charakterystyczną dla drugiego hiruzenkai ciepłą i niebezpieczną zarazem energię. Dwójka jego przyjaciół była w niebezpieczeństwie, lecz niestety nie mógł im pomóc jednocześnie. Bez zmiany kursu zaczął biec jeszcze szybciej. Po dwóch dynamicznych zakrętach osiągnął swój cel. Ujrzał rudowłosą dziewczynę leżącą bezwładnie na marmuropodobnej podłodze. Błyskawicznie do niej podszedł, uniósł ją i oparł o swoje kolana. Po jednym rzucie oka poznał, że jego syenleu znajduje się w pustce iluzji. Wokół jej pozornie śpiącej sylwetki roztaczała się mroczna aura oznaczająca, że zaklęcie rośnie w siłę. Zelgadis potrząsnął nią lekko.
- Lina, do cholery, nie mów mi, że dasz się pokonać zaklęciu takiego kalibru. -szepnął do nieprzytomnej czarodziejki, która w tym momencie zaczęła drżeć.
- Daj spokój. Wiesz, że jej nie pomożesz. -Usłyszał z oddali znajomy głos.
- W co ty tak naprawdę pogrywasz, Valgaarv? -spytał chłodno.
- Tak się właśnie spodziewałem, że zdołasz się oprzeć mojej pustce iluzji. -odpowiedział mężczyzna ignorując zadane mu chwilę wcześniej pytanie. Zelgadis przypatrując się uważnie byłemu towarzyszowi broni spostrzegł, że jego postać nie emanuje żadną aurą.
- To hologram, tak? -spytał pogardliwie mag mierząc chłodnym spojrzeniem niezwykle wiarygodną projekcję mężczyzny o morskich włosach. - Czyżbyś nie miał odwagi zmierzyć się ze mną osobiście?
- Nie, co to, to nie. -Pokręcił głową Valgaarv. -Po prostu gdybym tu przybył, od razu byś mnie zaatakował, a póki co chcę tylko z tobą porozmawiać. -Wyjaśnił.
- Chcesz ze mną porozmawiać. -powtórzył nieufnie Zelgadis. -Może cię to zdziwi, ale jakoś trudno mi w to uwierzyć. -dodał sarkastycznie.
- Wierz w co chcesz, ale i tak niewiele możesz w tej chwili zrobić. -odparł patrząc na nieprzytomną sylwetkę rudowłosej. -Dlaczego to robisz? -spytał poważniejąc. Hiruzenkai cephieleu spojrzał na niego zdezorientowany mrużąc oczy.
- Co masz na myśli?
- Dlaczego dla niej walczysz? To ona sprowadziła na nas zagładę. Nie ma dość mocy, aby być przyzwoitą cephieleu. -powiedział złotooki. Zelgadis milczał przez chwilę zanim odpowiedział z kpiną w głosie.
- Jesteś śmieszny. Ubzdurałeś sobie, że za wszystkie nieszczęścia, jakie cię spotkały odpowiada Lina i dlatego teraz bawisz się w zemstę, tak?
- Ubzdurałem sobie?! -krzyknął ostatni z hiruzenkai, w jego oczach pojawił się błysk nienawiści. -To ona zabiła mojego brata! To ona nie wypełniła swoje roli jako cephieleu! To przez nią Filia… -Umilkł na chwilę po czym znowu wybuchł. -Ona nawet nie jest w stanie pokonać mojego zaklęcia! Jak taki wojownik jak ty, może ją bronić?!
- Zabiła twojego brata? -spytał cicho Zelgadis, a na jego twarzy pojawił się mały uśmieszek. -Nie słyszałeś, że Gaarv popadł w obłęd i zaczął masowo mordować ludzi? Lina nie miała wyboru i musiała go zapieczętować. - Valgaarv zmierzył go morderczym spojrzeniem. - Poza tym nie wiem jaka jest twoja definicja cephieleu, ale nikt nie może od niej oczekiwać, żeby sama w pojedynkę zdołała pokonać Shabranigdo, więc obwinianie jej za naszą wspólną klęskę jest irracjonalne. Jeżeli chodzi o jej moc… -Tutaj na chwilę zamilkł, aby spojrzeć na cephieleu, którą otoczyła delikatna, jasna poświata. -To jest ona całkowicie wystarczająca na pokonanie twojego zaklęcia. -Potem znowu zwrócił się do Valgaarva obdarzając go morderczym spojrzeniem. -Ale ostrzegam cię, jeżeli jakimś cudem, któreś z twoich zaklęć na nią podziała, bez względu na wszystko, zabiję cię.
- Dlaczego tak ci na niej zależy? -spytał z niedowierzaniem morskowłosy zanim jego hologram zaczął blednąć.
- Bo jest dla mnie wszystkim. -odpowiedział cicho Zelgadis.
Wraz z pamięcią powróciła świadomość. Czuła jego obecność. Jak zawsze był tuż obok. Przypomniała sobie swoje myśli, kiedy odzyskała przytomność tuż po swoim przebudzeniu w apartamencie Zelgadisa.
Chciałam się odrodzić jako normalna dziewczyna, nie chcę powtarzać, tego koszmaru nigdy więcej. Lubię swoje życie, nawet przygłupi nauczyciele są znośni. Dlaczego nie mogę się obudzić się raz jeszcze bez świadomości tego wszystkiego? Przyjść spokojnie do szkoły i walnąć Rikę, za jej głupkowate zachowanie…
Wtedy miała mu za złe, że na siłę spowodował jej przebudzenie. Nie pomyślała wtedy, że nie tylko ją w ten sposób chroni, ale i innych. Później wydawało jej się, że stopniowo odzyskała motywację do walki, jednak podświadomie się bała, że historia się powtórzy. Jej moc reagowała na te wątpliwości. Teoretycznie pełnię mocy powinna odzyskać dopiero wraz z odnalezieniem Księżniczki, lecz taka osoba jak cephieleu powinna odzyskać większość mocy w ciągu jednego dnia. Teraz wiedziała, że strach przed tym, że zawiedzie, że będzie musiała czegoś żałować spowolniły proces napływu mocy. W tej chwili czuła zupełny spokój. Wiedziała, co musiała zrobić, aby niczego nie żałować, w odpowiedzi na co jej magia po raz pierwszy od chwili przebudzenia się w pełni ustabilizowała. Otworzyła oczy i od razu ujrzała szafirowe tęczówki.
- Wszystko w porządku? -spytał hiruzenkai.
- Jak nigdy wcześniej. -Uśmiechnęła się cephieleu próbując się podnieść z jego kolan. Mężczyzna wzmocnił swój uchwyt na jej talii, aby jej uniemożliwić tę czynność.
- Na pewno? -dopytał podejrzliwie.
- Tak, na pewno, więc naprawdę możesz mnie puścić. Nie upadnę, obiecuję. -odpowiedziała żartobliwie i wyswobodziła się z jego objęć. Chimera widząc, że naprawdę nic jej nie jest zdecydowanie się uspokoiła.
- Co się w ogóle stało? Jak cię tutaj znalazłem strasznie drżałaś.
- To bardzo możliwe, ale muszę przyznać, że Valgaarv wyświadczył mi przysługę.
- Niby jaką? -spytał powątpiewająco. Lina spojrzała mu prosto w oczy, stanęła na palcach i pocałowała go lekko w usta.
- Przypomniałam sobie, jak to dobrze, że jesteś. -wyznała z uśmiechem jak skończyła. Zelgadis zdezorientowany, chociaż mile zaskoczony, uniósł jedną brew.
- I do tego był ci potrzebny Valgaarv? -spytał pół obrażony i pół rozbawiony.
- Tak. -oznajmiła. - A co z Gourry’m?
- Nie wiem, ale musimy go szybko odnaleźć. -Natychmiast spoważniał.
- To ruszajmy się. -odpowiedziała i ruszyła przed siebie. Zelgadis przez chwilę podejrzliwie ją lustrował, lecz szybko ruszył za swoją cephieleu.
Jak tylko dotarli na miejsce, mieli wrażenie, że pojawili się za późno. Dzieląca ich odległość nie była zbyt wielka. Trudność pokonania pustki snów była wystarczająca, aby ich od siebie odseparować, więc Valgaarv nie musiał teleportować ich na znaczne odległości, aby rozdzielić trójkę wojowników. Z pewnością zakładał, że poza Zelgadisem będzie to wystarczający sposób na pozbycie się intruzów. Okazało się, że pomylił się tylko w przypadku Liny. Drugi hiruzenkai wciąż leżał nieprzytomny na kamiennej posadzce, a towarzysząca mu zwykle ciepła i jasna aura ustąpiła mrocznej, złowieszczej poświacie. Jakąkolwiek bitwę Gourry toczył w tym momencie, właśnie ją przegrywał. Zazwyczaj pogodna twarz przyjęła cierpiący wyraz. Jego dłonie mocno zaciśnięte w pięści spoczywały obok ogarniętego dreszczami ciała. Pustka iluzji była okrutnym sposobem ataku, który najpierw doprowadzał ofiarę do rozpaczy, a później powoli wysysał z niej całą energię. Ogromna ciemna chmura mocy otaczająca mężczyznę świadczyła o jednym. Gourry umierał.
- To też jest pustka iluzji, prawda? -spytała cicho Lina klękając przy blondynie. W temacie magii iluzji, szamanizmu ziemi oraz magii astralnej jej hiruzenkai był niekwestionowanym mistrzem.
- Tak. -odparł ponuro Zelgadis.
- Jak możemy mu pomóc? -dopytywała cephieleu.
- Nie możemy. Jedynym sposobem na pokonanie pustki iluzji jest samodzielne zwalczenie własnego najgłębszego lęku. -opowiedział. Lina słysząc to odwróciła się do niego.
- W chwili obecnej to nie wygląda dobrze. -powiedziała cicho przyglądając się złowrogiej aurze okalającej ciało blondyna, która z minuty na minutę wydawała się poszerzać.
- Musimy iść dalej. -rzekł, wiedząc, że natychmiast napotka opór.
- Mamy zostawić go tutaj samego?! -Oburzyła się zgodnie z jego przewidywaniem czarodziejka.
- Też mi się to nie podoba, ale jeżeli wystarczająco wcześnie powstrzymamy Valgaarva, powinniśmy być w stanie zatrzymać działanie tego zaklęcia. -odparł. Lina chciała mu podać kontrargument. Jakikolwiek pomysł, który byłby lepszym rozwiązaniem. Jednak tak prezentowała się rzeczywistość. Nie była w stanie pomóc Gourry’emu w żaden inny sposób. Mogła mieć jedynie nadzieję, że blondyn wytrzyma aż do ich powrotu.
- To w takim razie, nie traćmy czasu. -Westchnęła ciężko i podniosła się. Hiruzenkai pokiwał głową i obydwoje poszli w stronę coraz bardziej wyczuwalnej aury byłego towarzysza broni.
- Mówiłeś, że twój czar może pokonać tylko obrońca cephieleu. Chyba popełniłeś paskudny błąd w obliczeniach, Valgaarv. -Tuż za jego plecami rozległ się niski, zmysłowy alt. Gdy młody mężczyzna o morskich włosach odwrócił się za siebie, ujrzał piękną kobietę o długich, falowanych kosmykach o lekko niebieskim odcieniu. Spojrzała na niego brązowymi oczami uśmiechając się złośliwie. -Czyżby wielki pan hiruzenkai przeceniał swoją moc? -W odpowiedzi na tę zaczepkę, złote tęczówki błysnęły gniewem.
- Ile razy ci mówiłem, abyś się tak do mnie nie zwracała?! - krzyknął, podnosząc się z wielkiego lodowego tronu, stojącego na środku wielkiej pustej sali, kierując w nią ostrzem lodu, które Mazoku z wdziękiem ominęła, odskakując na bok.
- Jakiś ty drażliwy. Masz okropny temperamencik. A swoją drogą atakowanie świeżo nabytego sojusznika nie jest zbyt mądre, jeżeli chcesz zyskać zaufanie. -powiedziała zaczepnie.
- Uważaj, bo uwierzę, że od czegoś takiego coś by ci się stało, Surkio. -odburknął Valgaarv.
- To też prawda. -Uśmiechnęła się niezbyt przyjemnie. -Ale wyjaśnij mi, dlaczego wbrew twoim zapewnieniom cephieleu podąża w naszym kierunku.
- Muszę przyznać, że trochę mnie zaskoczyła, ale nie martw się, wciąż jesteśmy na wygranej pozycji.
- Co masz na myśli?
- Od początku się spodziewałem, że Zelgadis pokona moją pustkę snów, w końcu zawsze był mistrzem iluzji, chociaż dosyć rzadko korzystał z tej magii. -Na chwilę przerwał swój wywód, a Surkia z zdziwieniem zauważyła, że jej nowy sojusznik wyraźnie przygasł. -W każdym razie, jak tylko weszli, zastawiłem na niego pułapkę, której nie będzie w stanie uniknąć. A Lina… Po prostu wpadnie w moją zasadzkę wraz ze swoim hiruzenkai. Nie są w stanie wygrać. Wszystko zostało przesądzone jak przeszli przez mój teleport.
- No cóż, skoro tak mówisz, nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na piękne, krwawe widowisko.
Mijając ostatni korytarz, wreszcie się zbliżyli do wielkich, złoconych wrót, za którymi znajdywał się ich cel. Lina powoli podeszła do ozdobnych drzwi i skupiła się na otaczających ją aurach. Niewątpliwie wyczuwała Valgaarva oraz jeszcze jedną mroczną energię, niewątpliwie należącą do Mazoku. Wciąż zastanawiała ją jedna rzecz: jeżeli mężczyzna był tuż za drzwiami, to czemu nie atakował od razu? Jaki był sens w czekaniu za tą bramą? Rozejrzała się raz jeszcze dookoła. Wszystko było takie znajome. A jednak pałac tylko wyglądał jak ich poprzedni dom. Każda sala została odtworzona w najmniejszym szczególe. Czego Valgaarv chciał tak naprawdę? Dlaczego robił to wszystko?
- Lina, wchodzimy. -ponaglił ją Zelgadis.
- Dobra. -odpowiedziała wyrywając się z zamyślenia. Obydwoje nie wykryli żadnych uroków obronnych okalających pomieszczenie imitujące salę tronową, co oczywiście nie znaczyło, że są bezpieczni, ale musieli iść naprzód. Jak tylko Lina musnęła palcem wejściowe wrota, drzwi otworzyły się automatycznie. Natychmiast na końcu wielkiej komnaty ujrzała sylwetkę Valgaarva oraz towarzyszącą mu kobiecą postać. Całe pomieszczenie wyglądało dokładnie jak miejsce królewskich spotkań, z tą drobną różnicą, że było zupełnie pozbawione mebli.
- Pokonaliśmy twoją głupią gierkę, więc możesz już zakończyć te wygłupy, Valgaarv. -powiedziała poważnie Lina, czując jednocześnie nieprzyjemne drgnięcie mocy.
- Pokonaliście? Nie wydaje mi się. -Uśmiechnął się morskowłosy.
- O czym ty… -Zaczął Zelgadis, jednak szybko urwał wypowiedź w połowie zdania, gdy opadł ciężko dysząc na kolana. Z jakiegoś powodu cała jego moc zaczęła niekontrolowanie pulsować. Tuż obok niego wylądowała Lina, trzymając się za klatkę piersiową. Miała wyraźne problemy z oddychaniem.
- Kiedy zdążyłeś… -spytała czarodziejka również ciężko dysząc.
- Jak tylko weszliście w mój portal. W tym odtworzonym pałacu, cała przestrzeń przesiąknięta jest moją magią. Dlatego też już na samym początku, weszliście w moje jukireishi. - Dopiero wtedy wszystko stało się jasne. Jukireishi było magią słowa, której niekwestionowanym mistrzem był Gaarv, starszy brat ostatniego hiruzenkai. Zaklęcia bazujące na tym rodzaju czarów, wymagały ogromnej ilości czasu. Z tego powodu specjaliści od walki bezpośredniej, jakim był Valgaarv, zwykle rezygnowali z jukireishi, będącej atutem wojowników długodystansowych. Najprostszym zastosowaniem magii słowa było objęcie pewnego terenu konkretnym juki, czyli zasadą. W momencie niespełnienia jednego warunku, na osoby mające nieprzyjemność znalezienia się w naznaczonym obszarze nakładano klątwę, której nie można było ominąć bez względu na poziom mocy.
- Nigdy nie lubiłem tego rodzaju magii, ale teraz muszę przyznać Gaarvowi rację, że mnie męczył, abym chociaż poznał podstawy jukireishi. -Zaśmiał się złotooki. Towarzysząca mu kobieta uśmiechała się promiennie, jakby doświadczała największego szczęścia w życiu. -Domyślacie się, chociaż jakiego warunku nie spełniliście?
- Gourry. -powiedziała Lina. Wciąż miała problemy z oddychaniem. Klątwa działała jak trucizna, pozbawiając jej kontroli nad mocą. A nieokiełznana energia, jak miało to miejsce w przypadku Sylphiel przed przebudzeniem, powoli wykańczała jej organizm.
- Otóż to! Zasada była prosta, bez szwanku drzwi sali tronowej mogła przekroczyć tylko taka liczba osób, która weszła w mój portal. -Uśmiechnął się z satysfakcją.
- No, muszę wyrazić moje uznanie, Valgaarv. -Zwróciła się do niego stojąca obok Mazoku. -Nie spodziewałam się, że twój plan zadziała tak skutecznie. -Po chwili jej oczy zwęziły się. -A powiedz mi, ten hiruzenkai, który zabił Gissleynę nie jest ci już do niczego potrzebny, prawda?
- W pewnym sensie nie. A co?
- Nic takiego, po prostu chcę zobaczyć jak umiera. -syknęła po czym zniknęła.
- Jaka ona jest niecierpliwa. -westchnął morskowłosy.
- To może teraz wyjaśnisz nam, o co ci tak naprawdę chodzi? -spytała Lina. Wykorzystując resztki kontroli nad własną mocą, jakie miała, skupiła się na zminimalizowaniu bólu. Skutki były takie, że miała większą łatwość we wzięciu oddechu, lecz i tak nie mogła się za bardzo poruszać.
- O nic wielkiego. Pragnę dwóch śmierci: twojej i pewnego pieprzonego Mazoku. -Na te słowa cephieleu tylko się uśmiechnęła. Natomiast twarz Zelgadisa zastygła w niemym skupieniu.
- Chcesz zabić mnie jako Linę Inverse? Czy mnie jako cephieleu? -spytała ze spokojem patrząc mu prosto w oczy.
- A co to ma do rzeczy? -warknął Valgaarv.
- Bardzo wiele. Bo wydaje mi się, że hiruzenkai zawsze pozostanie hiruzenkai. Więc na swój sposób chro…
- Milcz! -przerwał jej. - Ani słowa więcej! -krzyknął wzywając falę mocy, która w ułamku sekundy poleciała w stronę Liny. Zelgadis przeklął w duchu. Nie miał najmniejszych szans, aby zdążyć na czas. Zanim zdołał cokolwiek zrobić ujrzał jak pomiędzy Liną a Valgaarvem formuje się wielka magiczna tarcza w kształcie smoka. Tylko jedna osoba mogła wyzwolić takie zaklęcie. Oznaczało to jedno: ostatni element układanki wrócił na swoje miejsce.
Ładnie.
Zacny, zacny rozdział :) Chociaż trochę żałuję, że Zelgadis oparł się czarowi. Chętnie bym zobaczyła jakie były jego największe lęki.