Opowiadanie
Magazyn Otaku 28 - recenzja
Autor: | Zegarmistrz |
---|---|
Korekta: | Avellana |
Kategorie: | Manga i Anime, Recenzja |
Dodany: | 2011-03-24 17:47:37 |
Aktualizowany: | 2011-03-24 23:47:37 |
Powiem szczerze: nie lubię papierowych magazynów. Owszem, kiedy byłem mały, każdego pierwszego dnia miesiąca polowałem po kioskach w poszukiwaniu kolejnych numerów „Top Secret”, „Gamblera” czy „Secret Service”, a każdego piętnastego - „Magii i Miecza”. Jednak od kiedy dziewięć lat temu odkryłem internet, w moim sercu gości dla nich głównie pogarda. Po co płacić za coś, skoro w sieci można znaleźć za darmo takie same, a często lepsze teksty na ten sam temat, bardzo często pisane przez tych samych ludzi, co na papierze? Dlatego też od dłuższego czasu ignorowałem „Otaku”.
Wiele wskazuje na to, że robiłem błąd.
„Otaku” na pierwszy rzut oka jest pismem bardzo niepozornym. Format małego zeszyciku sprawia, że nieco gubi się na sklepowej półce. Jednak po otwarciu i przeczytaniu zaskakuje pozytywnie, zarówno dobrej jakości papierem, jak i ciekawą zawartością.
Już po pobieżnym przekartkowaniu magazynu zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony. Jak wspominałem: jestem uprzedzony do papierowej prasy hobbystycznej. Spodziewałem się więc czegoś na poziomie „Kawaii” czy „Mangazynu”, pełnego ochów i achów nad byle czym, odgrzewanych kotletów i opisów niszowych serii dla niszowej widowni. Wraz z egzemplarzem recenzenckim otrzymałem jednak coś zgoła odmiennego. Dobór materiałów jest bardzo ciekawy i co by tu nie mówić: fajny. Owszem, wiele omawianych w gazecie tytułów trudno nazwać świeżynkami prosto z Japonii. Większość serii pochodzi sprzed dwóch-trzech lat, jednak nie da się nie zauważyć, że dobrane są spomiędzy dość interesujących tytułów, o których zwyczajnie warto poczytać. One Piece, Moonlight Mile, Onegai Teacher to zwyczajnie dobre serie, które warto znać - do tego ta pierwsza zaczęła się niedawno ukazywać na polskim rynku w postaci mangi. Narutaru to natomiast tytuł, bądźmy szczerzy, kontrowersyjny, jednak jednocześnie taki, o którym zwyczajnie dobrze się czyta. Bardziej aktualna jest część publicystyczna magazynu, gdzie felietoniści zajmują się takimi rzeczami, jak moda na „bizony”, cenzura w Japonii czy zamknięcie Anime Gate. Tak więc dla spragnionych nowości i ploteczek także coś się znajdzie.
Redakcji udało się po prostu stworzyć bardzo cenną rzecz: ciekawą gazetę. Jest to sztuka niebagatelna, która często nie udaje się nawet w dużych dziennikach. Z własnego doświadczenia wyniesionego z pracy wiem, że dość często numery składa się według zasady „dwa-trzy supertematy, które mają przyciągnąć nabywcę i reszta zapychaczy”. Tu praktycznie nie ma tematów pobocznych, służących do wypełnienia pustych kartek, jest za to duża ilość świetnego mięska. Czytelnik otrzymuje gazetę, którą zwyczajnie warto kupić, żeby sobie poczytać o tym, co fajnie byłoby obejrzeć lub przeczytać.
Układ tekstu jest dość klasyczny. Startujemy od wstępniaka, jak w starych pismach o grach komputerowych, nawiasem mówiąc, całkiem fajnie napisanego, w którym naczelny informuje nas o najważniejszych wydarzeniach rynku (w tym przypadku o upadku Anime Gate). Następnie dostajemy garść newsów, czy też raczej „sensacyjek” typu „One Piece szturmuje tokijskie pociągi”. Kilka lat temu zżymałbym się na taką formę i brak „twardych” wiadomości. Dziś jednak, gdy większość nowinek czerpie się z sieci, ma to trochę sensu. Zwiastuny najlepszych anime i tak widzowie widzieli już po sto razy na Youtube, więc pisanie miesiąc po fakcie, że coś leci w Japonii, mija się z celem.
Dalsza część pisma, tak na oko 60-70% objętości, to dział Manga i Anime, w którym znajdują się opisy, recenzje i opisorecenzje poszczególnych tytułów, zwykle rozciągnięte na na 2-3 strony. „Otaku” pozornie jest niewielkie, tekst jednak jest bardzo zwarty, druk natomiast drobny. Przez to wygląda trochę jak skompresowane Zipem. Jak wspominałem: dziwi trochę dobór omawianych tytułów. Z jednej strony: to co do jednego serie bardzo dobre. Z drugiej: jak już mówiłem, w większości nieco leciwe. Ciekawi mnie, czy to wynik świadomej polityki pisma, czy też przypadek?
Podejrzewam jednak, że jedno i drugie po trochu. Z jednej strony: wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach i przy tej skali piractwa omawianie nowości nie ma sensu. Tym bardziej, że czytelnicy pewnie już dawno temu ściągnęli je z sieci i sami się przekonali, co warto oglądać, a czego nie. Zamiast tego lepiej więc chyba postawić na pismo o dobrych tytułach, trafiające do hardkorowych fanów i podtykające im pod nos to, z czym warto się zapoznać. Z drugiej: w tego typu projektach zwykle redakcja pisze o tym, co akurat się danemu autorowi spodobało.
Efekt jest bardzo ciekawy. Otrzymujemy magazyn wypełniony informacjami o bardzo mocnych tytułach, coś w rodzaju przewodnika po wartych obejrzenia, niebagatelnych anime różnych gatunków, od rozrywkowych (Onegai Teacher, One Piece) po nieco awangardowe (Narutaru, Mononoke).
Reszta pisma to klasyka. Kilka felietonów różnej treści (w tym dość ciekawa analiza projektu cenzury w anime), lekcje japońskiego, kącik listów i w zasadzie tyle. Całość liczy sobie 50 stron. To może wydawać się mało, jednak czasy takich pism, jak „Secret Service”, które liczyły po 130 stron (z czego 40 reklam i 20 niszowych kącików o Star Wars, X-Files, grach RPG etc., których nikt nie czytał) minęły już chyba bezpowrotnie. Jak mówiłem, tekst jest dość mocno zbity. Na oko wszedł tam arkusz albo i dwa arkusze drukarskie, czyli całkiem dużo.
Wadą pisma jest niestety nierówny poziom tekstów. Tematyka owszem, jest fajna, jednak część autorów trochę nie panuje jeszcze nad językiem, zdarzają się więc wpadki typu „Satsuki dorasta w patologicznej rodzinie: mąż alkoholik, żona na skraju załamania nerwowego” (To co? Satsuki żyje w biseksualnym trójkącie? Faktycznie! Patologia jak w pysk strzelił!) lub przydługie dygresje nie na temat, w zamierzeniu autorów dowcipne, faktycznie jednak nużące. Z drugiej strony równoważą to teksty wielu zdolnych autorów o wyrobionej renomie, znanych szeroko z licznych serwisów o anime działających w naszym kraju (żeby nie powiedzieć, że z Tanuki.pl...). Sytuacja więc się trochę równoważy.
Całość kosztuje 7,90 zł, co jest swego rodzaju obecną normą dla magazynu. Moim zdaniem to dobrze zainwestowane pieniądze. Otrzymujemy za nie bardzo ciekawe, przeglądowe pismo, które zwyczajnie warto przeczytać.
...
Wczoraj właśnie przeglądałam Otaku na półce w Empiku i wyszłam stamtąd z jednym słowem na ustach: gniot. Poziom tekstów jest miejscami wręcz żenujący, a opinie niektórych "redaktorów" (proszę, jak łatwo dziś zostać redaktorem!) krzyczą: "jestem oryginałem i znam się na rzeczy!", choć tak naprawdę wykazują ich ignorancję wobec tematu i wszystkiego innego (zwłaszcza artykuł o Zmierzchu... Nienawidzę tej książki/filmu, ale podejście autorki tekstu nawet mnie zniesmaczyło). Nie będę podawać innych przykładów, bo obawiam się zemsty ze strony "autorów o wyrobionej renomie" (nie mówię, że to właśnie ich teksty wołają o pomstę do nieba, bo nie wiem, których recenzent miał na myśli, ale paru naprawdę się "popisało"). Faktycznie tylko artykuły w stylu tego o bizonach mają jakiś sens... Za 7zł można kupić czasopismo, którego twórcy znają się na prowadzeniu działalności dziennikarskiej. To, że recenzje, bądź co bądź, amatorów dobrze wyglądają na stronie Tanuki (bo wyglądają), to jeszcze nie wszystko. Od pisma oczekuje się czegoś innego.
I przepraszam za ilość cudzysłowów, ale nie potrafię zachować powagi wobec takich... tworów papierowych.
też lubię otaku, to jedyny z wszystkich magazynów (kyaa, i inne) jaki czytam i kupuję go regularnie:). zawsze mam nadzieję, ze zaproponują jakieś dobre anime;)
Anonimie, chyba mówisz o nowym Kawaii.
(cienkie, kolorowa, śliska okładeczka, dużo obrazków, mało tekstu).
Stare swoje grzechy też miało (fanbojstwo), ale stanowi piękną pamiątkę po czasach, kiedy manga i anime dopiero zaczynały swój żywot w naszym kraju.
Do tej pory lubię poprzeglądać tamte pisma. Mają czar lat, które już nie wrócą.
Mangazyn był świetny - nie idealny, ale swoje też zrobił. Pismo z wielkimi perspektywami, któremu nie wyszło.
Yuri artykuły i te o nieco bardziej alternatywnych mangach nadal z sympatią wspominam :)
No cóż
A ja bym chciała, żeby autor powyższego tekstu się zdecydował czy odgrzewane kotlety i niszowe serie są na plus czy na minus. Z recenzji wynika, że w Kawaii był to minus, a w Otaku wręcz przeciwnie. Otóż drogi Panie, czasy kiedy wychodziło Kawaii były zupełnie inne niż teraz.Chyba powinieneś to wiedzieć sądząc po Twoim wieku. Wtedy oglądało się wszystko czym nasz szanowna telewizja poczęstowała. Nie było internetu, nie było płyt z DVD anime ( nie licząc kilku serii, które można policzyć było na palcach jednej ręki). Więc robiąc dobra opinie jednego magazynu nie niszcz wizerunku innego, dzięki któremu wiele osób zaczęło rozwijać swoje zainteresowania co do M&A.
Całkowicie zgadzam się a propos części poświęconej Kawaii, żenujące pismo które zaznaczało na każdym kroku, iż strony poświęcone Dragon Ball i Naruto są tam tylko po to żeby dzieci z podstawówki sięgały po tą gazetę. Znacznie bardziej podoba mi się Otaku gdzie pozytywne oceny dostają zbliżone mi intelektualnie serie.