Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Not at all Seduced

Teoria i Praktyka

Autor:Riley
Korekta:Dida
Serie:Slayers
Gatunki:Romans
Uwagi:Wulgaryzmy
Dodany:2011-06-26 12:19:24
Aktualizowany:2011-06-26 12:19:24


Poprzedni rozdział

Opowiadanie należy do Skiyomi i zostało przetłumaczone i umieszczone tu za jej zgodą. Oryginalne opowiadania:

Not at all Seduced 1

Not at all Seduced 2


Minęła już północ, a Filia wciąż nie mogła zasnąć. Chciałaby winić o to kiepską wentylację jej pokoju, niewygodne łóżko i oślepiające światło księżyca w pełni, które wdzierało się przez okno i oświetlało akurat jej twarz. Niestety, prawda była taka, że powietrze było cudowne, o subtelnym, chłodnawym zapachu uśpionego lata, łóżko było wyjątkowo wygodne, a księżyc nie był w pełni, tylko w nowiu.

Bardzo tego nie chciała, ale chyba musiała przyznać, że nękająca ją bezsenność nie ma nic wspólnego z warunkami zewnętrznymi... Chodziło o to co było w niej. W jej głowie tak konkretnie... Xellos.

Był nawet w jej prywatnych myślach... co za bezczelny, podły... śmieć.

Chciała o nim nie myśleć. Chciała nie myśleć o rzeczach, które powiedzieli i zrobili. Próbowała nie myśleć o tym, jak się czuła i o tym co to mogło oznaczać. Ale... była całowana przez najgorszą, najbardziej odrażającą kreaturę, która kiedykolwiek chodziła po ziemi i... NIE NIENAWIDZIŁA TEGO! I nawet myślenie o kotkach i wazach nie pomagało jej nad zapanowaniem nad tym zamętem w jej myślach.

„Nie nienawidziła tego” - to było bardzo delikatnie powiedziane. To nie byłby aż tak gigantyczny problem, gdyby to było jedynie „ nie nienawidziła tego”. Dałaby sobie rękę odciąć, żeby tylko nie nienawidzić tego. Ale niestety to było naprawdę... przyjemne.

Skuliła się pod kołdrą i zasłoniła twarz dłońmi.

„Nie wierzę, że się sobie do tego przyznałam”, jęknęła w duchu. Po chwili wyobraziła sobie jak straszne, okropne musiałoby być wypowiedzenie tego na głos. To by była najgorsza rzecz na świecie. Już wystarczy, że jakaś maleńka, bezgłośna część jej psychiki potrafiła przyznać, że Xellos - zatrzymała się, próbując znaleźć w myślach jakieś inne określenia niż „atrakcyjny” lub „pociągający”, które z jakiegoś dziwnego powodu jako pierwsze pojawiły się w jej głowie - cóż, że Xellos nie był odpychający. Chodziło tylko o to... nie. To było złe. Doszło do jakiegoś błędu.

Błysnął promyk nadziei. Pomyślała, że całowanie być może jest samo w sobie po prostu bardzo przyjemnym doświadczeniem. Pasowało, tak? Czy był inny powód, dla którego można się całować? „Zatem”, pomyślała, „to najprawdopodobniej nie ma nic wspólnego z Xellosem. Chodziło tylko o to, że to był mój pierwszy pocałunek i nie miałam go do czego porównać. Nie mogłam, zatem wiedzieć jakie to genialne uczucie”.

Plan był świetny ale... Pękł jak zbyt długo pompowany balon, gdy pocałowała kelnera, który przyniósł jej kolejną filiżankę herbaty. Normalnie nie zrobiłaby czegoś takiego. Ale przecież musiała jakoś udowodnić, że Xellos w ogóle jej.. znowu to słowo... nie pociąga! Czy istniało coś czego by nie poświęciła dla tego stwierdzenia?

Tak czy inaczej... nie podziałało. Po kelnerze czuła się dosyć niezręcznie. A jedyne pragnienie, które jej po nim pozostało, to pragnienie umycia zębów.

Kelner zatem nie potwierdził jej teorii: „całowanie zawsze wywołuje takie uczucia”. Ale cóż - Filia schowała twarz, zawstydzona nawet przed samą sobą - doświadczenie nie było przeprowadzone do końca dobrze, prawda? Kelner mógł naprawdę źle całować. To niczego nie potwierdzało... jeszcze.

Czterech przypadkowych mężczyzn, potwierdziło, że jej teoria była kompletnie do kitu. Wciąż istniała możliwość, że cała piątka była w tej dziedzina życia wyjątkowo niewydarzona, ale ona już nie miała najmniejszego zamiaru nikogo całować. Bieganie i całowanie obcych ludzi i tak było czymś, o co nigdy by siebie nie posądziła, a poza tym, trzeba pamiętać, że to wspaniały sposób by złapać mononukleozę.

Poza tym oni kompletnie nic nie rozumieli! Jednego musiała ogłuszyć, po tym jak jego rączki zrobiły się trochę zbyt lepkie.

Dodatkowo, gdyby to ciągnęła, najprawdopodobniej by skończyła jako jakaś złodziejka pocałunków rodem z taniej noweli, a Xellos umarłby ze śmiechu.

... Czy ona zawsze musiała rozważać każdą rzecz pod kątem tego jak na to zareaguje Xellos?

Ułożyła się wygodnie w łóżku i z przykrością stwierdziła, że zaczyna czuć się żałośnie.

Nie mogła spać. NIE MOGŁA spać. Nawet jeżeli udałoby się jakoś uspokoić szalejące w jej głowie myśli, nawet jeżeli była wykończona... nie mogła pozwolić sobie zasnąć! Nie ufała sobie podczas snu... gdy nie mogła kontrolować własnych myśli. Teraz nie mogła być pewna czy naprawdę siebie zna. Coś było ukryte głęboko w jej głowie... coś co jej się wcale a wcale nie podobało.

To był jej pierwszy pocałunek.

Nie chodziło o to, że zachowała go na kogoś szczególnego. Chodziło o to, że... stało się. Mimo wszystko, takie coś wydarza się raz w życiu. Jest specjalne. A Filia nie ukrywała, że jest romantyczką. Wierzyła w miłość w ten sposób, który Xellos nazwał głupim i dziecinnym. Kochała romanse ale... nigdy nie postrzegała siebie jako części jakiejkolwiek historii miłosnej. Bohaterowie ratują księżniczki, książęta spotykają piękne nieznajome na balach, poeci śpiewają pod balkonami wybranek ich serc. Uważała, że to naprawdę piękne, i że takie historie zdarzają ale... nie jej.

... Aż do teraz.

Nie. Nie do teraz. Nie było sposobu, żeby użyć słów „Xellos” i „miłość” w jednym zdaniu. To było po prostu niemożliwe.

Czym zatem to było?

... Xellos najprawdopodobniej powiedziałby jej, że używa złego słowa. Że lepiej pasuje takie zaczynające się na „p” i nieco dłuższe.

Nie, skarciła siebie w myślach. Nie jestem tym typem osoby, to po pierwsze. I kto mógłby pożądać takiego kretyna, jakim był Xellos?

I właśnie dlatego, coś tu było nie tak! Powinna czuć się zdegustowana... nie podekscytowana!

To był jej pierwszy pocałunek.

Usiadła gwałtownie na łóżku, a w jej oczach zatańczyły wesołe ogniki.

To był jej pierwszy pocałunek!!!

Zrzuciła z siebie kołdrę, wyskoczyła z łóżka i ubrała się po ciemku. Owinęła się peleryną a wychodząc pozostawiła otwarte drzwi, żeby nie budzić nikogo skrzypieniem zawiasów.

To wyjaśniało wszystko!


***


Szła ciemnym korytarzem, sprawdzając kolejne numery drzwi, przy słabym, drgającym świetle świecy. To było gdzieś tutaj...

Była taką idiotką! To było takie oczywiste! Jej pierwszy pocałunek. To nie chodziło o to, że sam pocałunek był taki wspaniały... Chodziło o to, że był pierwszy! Była zdenerwowana i nie wiedziała czego ma oczekiwać. To było nieznane. W takich momentach adrenalina uderza do głowy. To wcale nie chodziło o to, że to był Xellos. Chodziło to, że on był tym pierwszym...

Wszystko pasowało. Dlatego wszyscy pozostali byli rozczarowaniem. Wiedziała czego ma oczekiwać i pocałunek nie był już ekscytujący.

Była bardzo zadowolona ze swojej nowej teorii, która tłumaczyła wszystko. Ale nieważne jak genialna, teoria wciąż była teorią. Należało ją potwierdzić, skończyć z tymi męczarniami raz na zawsze i wreszcie spać spokojnie!

... Jedynym problemem było to, że aby potwierdzić swoją teorię, będzie musiała go jeszcze raz pocałować.

„To będzie najmniej przyjemna część tego zadania”, pomyślała. To będzie obrzydliwe, krępujące i on na pewno nigdy jej tego nie zapomni. Ale szczerze, to właśnie przez to była w takim stanie, że rozważała ucieczkę do pobliskiego lasu i unikanie cywilizacji, tylko dlatego, że nie mogła sobie poradzić ze świadomością, że coś takiego mogłoby się jej spodobać.

Jeżeli teraz go pocałuje i udowodni sobie, że to nic wielkiego, przeprosi go, wytłumaczy jakoś, że to było tylko doświadczenie i wreszcie będzie mogła spokojnie żyć, wiedząc, że Xellos nie ma na nią żadnego wpływu.

Stanęła przed drzwiami. Jego drzwiami. Wzięła głęboki oddech i ociągając się, uniosła pięść, ganiąc się w duchu za bycie aż tak głupią... i zapukała.

Odpowiedziała jej cisza. Z pokoju nie dochodziły żadne odgłosy.

- Otwieraj demonie! I tak wiem, że nie śpisz - wyszeptała, możliwie jak najgłośniej w szparę między drzwiami a framugą.

Drzwi zaczęły uchylać się z prędkością, której nie powstydziłby się najtańszy melodramat. Zawiasy zaskrzypiały głośno, kiedy Xellos otworzył drzwi i spojrzał na nią z najwyższym zaciekawieniem.

-Filia? Czemu zawdzięczam tę wizytę?

-Zamknij się! - wypaliła automatycznie. Było za późno na użeranie się z tym śmieciem. - Daj sobie spokój ze swoją sztuczną uprzejmością - dodała.

Xellos przyjrzał się jej spod półuchylonych powiek. Chyba go wkurzyła, bo dostrzegła w mroku błysk fioletowych tęczówek.

- Podejrzewam, że nie powinienem oczekiwać jakiegokolwiek szacunku dla dobrych manier od osoby, która nawiedza kogoś w środku nocy, tylko po to by powiedzieć mu, żeby się zamknął. Dobrze, nie muszę być uprzejmy. Czego chcesz?

Sposób w jaki zaakcentował „czego” sprawił, że w pierwszym odruchu miała ochotę odkrzyknąć „niczego!”, wykpić się jakimś kłamstwem, że pomyliła drzwi i uciec do swojego pokoju. Zmusiła siebie do pozostania tam gdzie była. Miała misję. Ale w tej chwili uzmysłowiła sobie jakie trudne może być to, co chciała zrobić. Xellos miał zły zwyczaj przekręcania rzeczy. Jeżeli nie rozegra tego odpowiedni, może znaleźć się dosyć niebezpiecznej i nieprzyjemnej sytuacji. W końcu, to był Xellos, który potrafił najbardziej niewinne zdanie uznać za niestosowne i z podtekstem.

- Mógłbyś mnie jeszcze raz pocałować? - walnęła prosto z mostu.

I proszę. Zaraz odwróci kota ogonem i zinterpretuje to tak by brzmiało... źle.

Xellos miał minę jakby obawiał się, że Filia go nabiera. Ten wyraz twarzy byłby naprawdę zabawny, gdyby nie fakt, że go nie nabierała. Jednak, było w jego twarzy coś takiego, co nie pozwalało jej cieszyć się jego zmieszaniem ani przez minutę. Widziała jak w ciągu sekundy, jego zaskoczenie zamienia się w zadowolenie z siebie.

„Muszę to szybko wyjaśnić”, pomyślała, widząc jego minę. Nie chciała, żeby źle ją zrozumiał. Instynkt samozachowawczy, o którym nie wiedziała, że działa także w takich chwilach, powiedział jej, że rzeczy mogą bardzo szybko wyrwać się spod kontroli, jeżeli Xellos źle ją zrozumie. A ona tego nie chciała.

... Prawda?

Skoncentrowała się na swoim zadaniu. Zorientowała się, że problemem było w dodatku to, że nie mogła wytłumaczyć swojej prośby, nie przyznając się Xellosowi do pewnych rzeczy, do których przyznać się nie chciała. Wiedziała, że on wiedział, że pocałunek wywarł na niej wrażenie. Ale nie to chciała mu tłumaczyć.

- Nie możesz przestać o tym myśleć, co? - zapytał, nawet nie ukrywając swojego zadowolenia.

-Nie myśleć o czym? - zapytała ze złośliwą niewinnością. Teraz go naprawdę wkurzyła... wiedziała... trudno było nie zauważyć... obserwował ją szeroko otwartymi oczami.

- Oh, o tym - powiedziała jakby sobie przypomniała o czymś wyjątkowo mało ważnym. - Właściwie to przyszłam, żeby dać ci kolejną szansę.

- Jakaś ty wspaniałomyślna. - Prychnął Xellos. Filia zdała sobie sprawę z tego, że ich sarkastyczne, pełne nienawiści tony, nie wróżą nic dobrego. - Szansę na co? - zapytał złośliwie. - Szansę, na odebranie ci oddechu na minutę, po raz kolejny? - Filia miała nadzieję, że wyglądała tak jakby ten komentarz w ogóle jej nie ruszył.

-Nie - powiedziała, celowo zachowując bardzo spokojny i zimny ton głosu. - Widzisz, chodzi o to, że po tym... małym incydencie - powiedziała, wciąż starając się nie zrywać kontaktu wzrokowego - pocałowałam kelnera.

Filia ze zdumieniem zauważyła, że na dźwięk jej słów demon się skrzywił.

- Czyżby? - zapytał irytującym tonem pt. „nic mnie to nie obchodzi”.

- No cóż, nie mogłabym przecież tego w żaden sposób oceniać - powiedziała spokojnie - nie mając wcześniej porównania.

- I jak wyszło twoje porównanie? - zapytał tonem, jakby rozmawiali o tym czy Filii smakowała wczorajsza herbata.

To była najważniejsza część. „Dobrze to rozegraj i możesz być znowu wolna”, pomyślała. Filia wzruszyła ramionami.

- Bez porównania.

Ani jedno jej słowo nie było kłamstwem. Jednak, jeżeli wziąć pod uwagę wcześniejszą rozmowę, nie było też to prawdą. Jeżeli na to spojrzeć z punktu widzenia Xellosa, wychodziło na to, że jakiś pryszczaty kelner całował lepiej od niego. Co z tego, że prawdą było, iż to chłopak z karczmy był porażką dnia, a całowanie Xellosa było raczej tym transcendentnym uczuciem.

Ale Xellos nie należał do tego typu istot, które łatwo było zbić z tropu i zniechęcić.

- Rany, rany - powiedział wypranym z emocji tonem. - I oto jesteś, dając mi szansę bym udowodnił, że jednak jestem lepszy od jakiegoś chłopca z obsługi, przydrożnej karczmy. Jak miło z twojej strony.

- Tylko tak będzie sprawiedliwie - powiedziała. Mogła się martwić faktem, że Xellos nie wyglądał już na złego, ale z drugiej strony, cieszyło ją, że jej plan działa. Naprawdę mogła wyjść z tej potyczki z podniesionym czołem. Miała nawet pewien plan w zanadrzu.

- Wyzwanie? - zapytał Xellos. - Przyjmuję...

Kiedy ruszył w jej stronę, w głowie Filii zapaliła się czerwona lampka. Przypomniało jej się, że wtedy, w sali, złapał ją za rękę. W dodatku wtedy oddzielał ich stolik. Teraz stolika nie było.

- I wolałabym, żebyś tym razem trzymał ręce tak bym mogła je widzieć - powiedziała szybko. - Nie ufam ci.

Xellos rzucił jej zakłopotane spojrzenie.

- Gdzie mam trzymać ręce, skoro będę ciebie całował? - zapytał.

- Emm... cóż, najlepiej... - Filia zaczęła szukać odpowiedzi, ale nic jej nie przychodziło do głowy. Miał rację.

- Myślę, że mam rozwiązanie - powiedział, wykorzystując, to że Filia z reguły nie łapała podtekstów. Kiedy Filia posłała mu pytające spojrzenie, poinformował ją konspiracyjnym szeptem o miejscu, w którym według niego, powinny znaleźć się jego ręce. Filia obrzuciła go wściekłym spojrzeniem i poczuła jak płoną jej policzki.

- Cóż, wiedziałabyś gdzie są przez cały czas - wytłumaczył z fałszywą niewinnością.

- Zapomnij to co powiedziałam o rękach - powiedziała. - Chcę żeby już było po wszystkim - dodała, pragnąc zaznaczyć, że przeciąganie chwili pocałunku nie sprawia jej nawet najmniejszej przyjemności.

- Dobrze... zatem - powiedział i przyciągnął ją do siebie. Nie widziała co następnie zrobił, ponieważ w odruchu zacisnęła oczy. Nie była to świadoma decyzja; po prostu... chyba się trochę przestraszyła. Ale było już za późno. Poczuła dotyk jego ust na swoich i nie było tak jak za pierwszym razem.

Po pierwsze, to nie było... fajne. Wtedy kiedy całowali się w głównej sali... cóż, było to miejsce publiczne i nie było najmniejszej możliwości, żeby mogli się zapomnieć.

Niestety nie można było tego powiedzieć, o tym pocałunku.

Tamten, jeżeli go porównać do tego teraz, był łagodny i oswojony.

Ten był tak gwałtowny i oszalały, że nawet nie wiedziała co się z nią dzieje. W dodatku trwał o wiele dłużej niż czternaście sekund.

W niczym nie przypominał ostatniego razu... Był o niebo lepszy.

Ta myśl oraz burza emocji i zmysłów, która rozrywała jej świat kawałek po kawałku, sprawiły, że kiedy Xellos przestał ją całować, jedyne co mogła to łapczywie łapać powietrze. Chwila oddechu nie była jednak długa. Zacisnął dłoń na jej nadgarstku i wciągnął do pokoju. Gdy tylko drzwi się zatrzasnęły, przycisnął ją do nich i ponownie zaczął ją całować. Westchnęła, kiedy przeniósł usta na jej szyję. Jedna jego ręka powoli zsunęła się w dół jej pleców i znalazła się tam, gdzie wcześniej zasugerował, że będzie ją trzymał.

- Co ty wyprawiasz? - Zdołała wykrztusić, kiedy lekko uszczypnął ją w okolicach obojczyka. „Muszę to jakoś przerwać”, pomyślała. „Jeżeli teraz przegram, już nigdy stąd nie wyjdę”. Przerwał pieszczoty i podniósł głowę tak, że teraz stali oko w oko. I za blisko. O wiele za blisko.

- Po tym wszystkim co się wczoraj wydarzyło, przychodzisz do mojego pokoju, w środku nocy i prosisz żebym cię pocałował. - Uśmiechnął się, a ich usta niemalże się stykały.

- Myślę, że pytanie powinno brzmieć: „Czy ty wiesz co ty wyprawiasz?”. - „Miał rację”, zdążyła tylko pomyśleć i nagle ponownie znalazła się w objęciach demona.

Czy ona w ogóle miała mózg? Nogi zaniosły ją prosto pod próg jego pokoju, podczas gdy mózg wymyślił na poczekaniu idiotyczną wymówkę. Czyli ona właśnie po to przyszła?

„NIE!”, krzyknęła w myślach. „On chce, żebym tak myślała”. Miała swoje powody i nie mają one nic wspólnego z jego głupimi teoriami! „Chciałam jedynie...”

„... Czego ja chciałam?”, zapytała siebie, kiedy płomienie sprzeciwu okazały się być tylko małymi płomyczkami w obliczu sytuacji, w której się znalazła. „Udowodnić sobie, jak bardzo go nie pożądam, wkradając się do jego pokoju i błagając, żeby mnie pocałował jeszcze raz?” Nawet ona musiała przyznać, że brzmiało to głupio.

„Oszalałaś? Jak możesz stać i pozwalać by ten... ta... namiastka mężczyzny robiła tobie coś takiego?” Ta część świadomości, która zostałaby w świątyni, nawet gdyby tę świątynie zburzono nawrzeszczała na drugą większą część świadomości, która bezwolnie poddawała się biegowi wydarzeń i zapadała się coraz głębiej w odczucia Filii.

Ale Xellos miał rację. Nawet jeżeli to co zrobiła, było w jakimś konkretnym celu, teraz to nie miało najmniejszego znaczenia.

Nie... to było złe.

Bardzo złe.

Nie pozwoli by to się działo. Będzie walczyła. Wyrwie się i ucieknie.

Ona...

Ona leżała na łóżku, czyż nie?

Nie wiedziała jak to się stało, ale podróż przez pokój jakoś jej umknęła. Z tego, że jest na łóżku zdała sobie sprawę dopiero wtedy, gdy jej głowa opadła na poduszkę. Xellos nachylił się nad nią, sprawnie wyplątując ozdoby z jej włosów. Była aż nazbyt świadoma tego co się działo, czuła jego ciężar, wiszący nad nią i sprawiający, że temperatura w pokoju w dziwny sposób wzrosła nagle o parę stopni. Pisnęła cicho, kiedy pochylił się nad nią i skubnął ją w ucho.

A najgorsze było to, że nie było nic co by mogło to przerwać.

Cóż, tak naprawdę to nie była prawda. Było tysiąc rzeczy, których mogła próbować. Niektóre by zadziałały lepiej, innego gorzej, ale chodzi o to, że nie było szans, by zadziałały... dopóki nie spróbuje czegoś zrobić. Mogłaby nawet pokazać, że zwyczajnie nie ma na to ochoty. Było tysiąc rzeczy, które mogła zrobić, a nie mogła zrobić żadnej z nich... nawet nie spróbowała powiedzieć „nie”.

Xellos zostawił jej dekolt i usiadł obok niej. Po prostu ją obserwował, koncentrując się na każdym szczególe jej twarzy. Próbowała nie wyglądać na zaskoczoną tą nagłą przerwą. Próbowała tak bardzo, że nie zdała sobie sprawy z tego, że patrzy mu prosto w oczy.

Nie zdawała sobie też sprawy z tego, co Xellos planuje, aż do momentu gdy dotknął jej kostki. Powoli przejechał dłonią wzdłuż jej łydki i przez chwilę bawił się skrawkiem jej spódnicy, a potem, z teatralną powolnością przesunął dłoń wzdłuż jej uda i wyżej.

I cały czas patrzył na nią z tym przeklętym uśmiechem na twarzy i wbijał w nią spojrzenie tych swoich przeklętych, błyszczących w ciemnościach oczu. Czuła, że na skórze jej nóg pojawiła się gęsia skórka i wiedziała, że zaczyna drżeć. Zaczęła szybciej oddychać, kiedy ręka demona znalazła się na wewnętrznej części jej uda. Już nawet się nie łudziła, że mogłaby udawać opanowaną. A on wciąż się uśmiechał, obserwując z zadowoleniem każdą jej reakcję.

Nagle zatrzymał się w miejscu gdzie natrafił na podwiązkę przy, której trzymała swoją... no tak... maczugę. Bez pytania wsunął palec pod jedwab i zsunął podwiązkę (z mace-sama) z jej nogi.

Filia gapiła się na niego bezradnie, kiedy zaczął bawić się bronią tak, jakby ważyła zaledwie parę gramów.

- Wiesz co Filia, zawsze wiedziałem - powiedział zadowolony z siebie, delektując się swoją przewagą - że kobieta, nieważne jak słodka, która nosi pod sukienką broń obuchową, przypiętą do czarnej, jedwabnej podwiązki... nie może być w stu procentach niewinna.

Może to chodziło o ton głosu, przypominający ten, kiedy się z nią droczył, może chodziło o to, co powiedział, a może o to, że trzymał sobie, od tak, jej jedyną broń, która ją chroniła przed całym, złym światem. Nie ważne czym to było spowodowane, zirytował ją.

- Oddawaj to! - krzyknęła.

- Och? - Udał zaskoczonego i ze zdziwieniem spojrzał na maczugę. - Chcesz?

I wtedy, ku jej zdumieniu oddał jej, jej broń. Była pewna, że tego nie zrobi. Niepewnie wzięła maczugę.

- Proszę - powiedział. - Masz swoją broń. Nie jesteś aż tak bezbronna. Lepiej się z tym czujesz?

Nie czuła się lepiej. Z jakiegoś powodu czuła się jeszcze mniej bezpiecznie niż, bez mace-sama.

- A teraz - powiedział zniżając głos i mrużąc niebezpiecznie oczy - uciekaj.

- Co? - zapytała kompletnie zaskoczona tym obrotem sytuacji.

- Uciekaj - powtórzył. - Jeżeli nie chcesz tu być, uciekaj. Przecież to nie pułapka.

Jedyne co mogła robić, to gapić się na niego z otwartą buzią. Co miało znaczyć to nagłe zwrócenie wolności? Wbrew temu co mówił, Xellos nie miał zwyczaju dawać czegokolwiek w celach charytatywnych. I nagle uzmysłowiła sobie, że Xellos kłamał. To była pułapka! Tylko ta gorsza, ta do której wchodzisz z własnej woli. To nie był wspaniałomyślny gest. To nie była troska. To nie była prawość. Znowu, odwracał kota ogonem. Gdyby Xellos nie zaoferował jej wolności, to Filia byłaby w tej historii biedną dziewczyną, która została brutalnie wykorzystana w środku nocy. Teraz, mogła to być historia o dziewczynie, która świadomie oddała się swoim żądzom. On chciał usłyszeć, że ona zostanie. Dzięki temu odniósłby nad nią pełne zwycięstwo. I co było najgorsze w tym wszystkim, to było to, że Xellos mógł mieć rację. Jej serce biło jak oszalałe i nie była pewna czy jest w stanie wstać. A jeżeli będzie wciąż milczała i nic nie zrobi, będzie to równoznaczne ze zgodą na dalszą grę.

Musiała zebrać w sobie całą swoją siłę ducha i dumę, by podnieść się i nieco niepewnie stanąć na środku pokoju. Przycisnęła do siebie mace-sama jakby w nadziei, że doda jej magicznej siły. Ruszyła w stronę drzwi, starając się przywołać do siebie resztki swojej godności. Drżącą ręką sięgnęła po klamkę. Pech chciał, że nie miała wystarczająco siły i dumy by nie obrócić się i na niego nie spojrzeć. Jego wyraz twarzy zmienił się gdy tylko zorientował się, że ona na niego patrzy ale zdążyła to dostrzec.

Nie chciał, żeby uciekała.

Teraz uśmiechnął się wyzywająco i uniósł jedną brew, jakby ją pytał „Więc?”. Otworzyła drzwi, wyszła na korytarz i zatrzasnęła je za sobą.

Chciała osunąć się na podłogę i przez parę minut jedynie oddychać, a może i nawet rozpłakać się, gdyby to miało pomóc. Ale nie mogła. Xellos od razu by usłyszał i wiedziałby. Może otworzyłby drzwi, wiedząc, że ona nie ma już wystarczająco siły by mu się ponownie oprzeć. Pośpieszyła w stronę swojego pokoju, który jawił się jako oaza na pustyni dla umierającego z pragnienia człowieka.


***


Nie schowała się pod kołdrą. Gdzieś w głębi głowy miała zakodowane, że mogłoby to jej pomóc zniknąć ze świata... ale jakoś nigdy nie działało. Poza tym było za ciepło na tego typu wygłupy, a jej było i tak już gorąco z przyczyn, o których zdecydowała się nie myśleć. I zdecydowała nie rozmiękczać całej tej sytuacji niepotrzebnymi szlochami. Otworzyła okno i usiadła obok na krześle, pozwalając by chłodny wietrzyk delikatnie gładził jej skórę. Głęboko oddychała, wpatrując się w piękne letnie niebo. Zaczęła się nawet odrobinę wyciszać, ale została jej jeszcze długa droga do osiągnięcia spokoju.

Zmuszanie się do logicznego myślenia w takiej chwili nie miało większego sensu. Możliwe, że rozkładanie na części pierwsze tego, co się wydarzyło może spowodować jeszcze większe zniszczenia, niż zupełne odcięcie się od tego, lecz niestety myśli w stylu: „Dlaczego ja?” i „ on...” a potem „czułam...” wciąż ją nawiedzały.

Ale najgorsza była myśl, która płonęła w jej myślach jak neonowy napis, i od której Filia obawiała się, że zwariuje. Była to myśl pt. „I co ja teraz zrobię?”.

Nieświadoma tego co robi, zaczęła kołysać w ramionach swoją maczugę, jak wyjątkowo kolczaste dziecko. Nie miała odpowiedzi na ostatnie pytanie.

„Nie musisz nic robić”, pomyślała, próbując znaleźć jedno wielkie wytłumaczenie, które sprawi, że jej świat znów będzie w porządku.

„To tak jakbyś znowu miała małą sprzeczkę z Xellosem, z tym że, ta była... uh... inna. Ale wyszłaś kiedy myślał, że tego nie zrobisz. Wygrałaś. Było to pyrrusowe zwycięstwo ale wygrałaś. Nie musisz się już więcej martwić. Po prostu, zapomnij”.

Westchnęła. To naprawdę było takie proste? Jakoś nie czuła, że już po wszystkim. Ciekawe czy będzie próbował wciąż wygrać tę walkę. Czy uderzy w momencie, kiedy ona nie będzie przygotowana i będzie bezbronna?

... Cóż, ogólnie samo przebywanie w towarzystwie Xellosa sprawiało, że stawała się bardzo bezbronna, więc mógł sobie wybierać w tysiącach dowolnych okazji.

Ale z drugiej strony to nie było w jego stylu. Zaoferował jej wolność, ponieważ nie wierzył, że ona wyjdzie. Więc sam też do niej nie przyjdzie. Będzie czekał aż to ona wróci i tym razem zastawi jeszcze lepszą pułapkę.

To pasowało, ale Filia wciąż miała wątpliwości. Widziała jego twarz zanim wyszła. Nie było na niej wyrazu złośliwego samozadowolenia, który zwykła wcześniej widywać. Nie wyglądał wtedy jak sadysta, który obserwuje bezradne próby ratunku ćmy z nadpalonym skrzydełkiem. Wyglądał jakby... żałował.

Ale nie przyjdzie do niej. Nie mógł. Robiąc to przyznałby, że to on jej pożąda, a nie na odwrót. Nie zrobiłby tego po tym, jak próbował udowodnić, że ona go potrzebuje ale on jej już nie.

Zamyśliła się i przygryzła górną wargę.

To musi się skończyć.

Wiedziała, że nie będzie mogła zasnąć, niemniej jednak była wykończona. Wiedziała, że jeżeli teraz spędzi całą noc na myśleniu o tym, co się wydarzyło, to zwariuje. Musiała mieć świeży umysł. Szanse na to, że to co się wydarzyło było halucynacjami, wywołanymi bezsennością, były małe, ale wciąż istniała nadzieja, że nad ranem świat będzie jakiś bardziej poukładany. Musiała poczekać.

„I nie ważne co by się stało... nie myśl o tym”.

Spojrzała na maczugę, którą tuliła i doszła do wniosku, że musi wyglądać to trochę szalenie. Odłożyła ją i w zamyśleniu sięgnęła po podwiązkę, by także ją zdjąć przed snem, gdy nagle zamarła z przerażenia. Przesunęła w panice dłonią po udzie, potem po drugim ale nie... Tak!

Ten sukinsyn zwinął jej podwiązkę!


***


Filia przeliczyła się myśląc, że nie będzie mogła zasnąć. Wyglądało na to, że trauma po utracie jej cennej podwiązki wykończyła ją do reszty. Obudziła się następnego ranka ze wzorami dywanu odciśniętymi na twarzy... Widać, przez sen zsunęła się z krzesła. Miała dziwne, kompletnie pozbawione sensu sny, których i tak nawet nie zapamiętała.

Właściwie to...

I tak nie było niczego o czym warto było pamiętać!

Następną przykrą niespodzianką tego ranka było odkrycie, że ta osoba w lustrze, to ona.

Była zbyt zawstydzona by rozsądnie myśleć. Zaczęła poważnie rozważać zabarykadowanie się w pokoju i nie pokazywanie się ludziom już nigdy więcej.

Mimo wszystko przezwyciężyła w sobie to pragnienie.

Co się stało to się nie odstanie.

Nie odezwała się do reszty ani słowem od momentu, gdy zjedli śniadanie i wyruszyli w drogę. Udawanie, że nic się nie stało, pomagało, ale pewnych rzeczy nie da się naprawić, jedynie ignorując fakt ich istnienia.

Zawiązała swoja pelerynę pod samą szyją niczym szalik. Wyglądało to głupio, ale gdyby założyła płaszcz normalnie widać by było ślady, które... nie, lepiej sobie tego nie przypominać.

Z jakiegoś powodu miała wrażenie, że wiatr specjalnie próbuje odsłonić jej pelerynę, tak jakby był w zmowie z Xellosem. Cóż, nigdy nie wiadomo... może to naprawdę była jego sprawka?

- Hej, Filia dlaczego tak dziwnie zawiązałaś pelerynę? - zapytał bez zastanowienia Gourry.

- Zimno mi - odpowiedziała krótko.

- Serio? - Zdziwił się, spoglądając w błękitne niebo. - A wydawało mi się, że dziś mamy szczególnie piękną pogodę.

- Wygląda na to, że Filia ma własne wahania... pogody ... - zauważył Xellos tonem głosu, który niemalże prosił się o solidnego liścia.

Wzięła parę głębokich oddechów i postarała się pozostać spokojna. Nie chciała się złościć na Xellosa w tej chwili. Samo myślenie o nim było złe, złe, złeee. Jasne, zaczynało się od myślenia: „Bądź przeklęty ty podły śmieciu”, ale w jakiś sposób, gdy chciała go jeszcze bardziej obrazić, przypominało jej się łóżko... a jak przypominało jej się łóżko... to przypominał się jej sen.

Robiła wszystko co mogła, by zatrzeć i zagłuszyć te myśli. Starała się skoncentrować na czymś innym. Nic szczególnego, wystarczyło cokolwiek na czym mogłaby skupić swoją uwagę...

... I wymyśliła! Wierszyki! Uczyła się ich tak wielu, gdy jeszcze uczęszczała do szkoły w świątyni. Jak to szło...


Niech się nad moim grobem siedem lilij chyli,

Bom siedem cnót miała w sercu, czystych bielą lilij.


Tak, to był wiersz o siedmiu cnotach. To był doskonały przewodnik dla wszystkich młodych kapłanów i kapłanek. Xellos pewnie nazwałby go propagandą, ale sam też propagandę szerzył. Nie lubił propagandy innych, ale chciał żeby wszyscy łykali jego.

„Zamknij się! Zamknij się! ZAMKNIJ SIĘ! Dlaczego ty musisz o tym myśleć?!”, nakrzyczała na siebie w myślach.

Gdyby to tylko pomogło, dałaby sobie wydrapać oczy... tylko, żeby już tego nie widzieć. Niestety to siedziało w jej głowie. Skwasiła się. Kto by pomyślał, że ona będzie kiedykolwiek myślała o czymś tak wulgarnym.

Zamknęła oczy. „Wierszyk, wierszyk. Jeżeli kiedykolwiek go potrzebowałam, to jest to właśnie ta chwila”.


Ma je ten, który chodzi bez zmazy, ten, który

Drogą sprawiedliwości dąży boskie oglądać chóry.


- Co jest Filia? Czerwienisz się. - Dobiegł ją głos Xellosa

Ten, który chodzi bez zmazy, co?


Który tak mówi, jak mu serce gada,

I nie zna, co jest na języku zdrada;


- Zamknij się! - fuknęła i nim zdążyła pomyśleć co mówi, wytłumaczyła: - Jest mi trochę gorąco, to wszystko.


Który bliźniego niczym nie zakrwawił,

Ani potwarcom ucho swe nadstawił.


- Myślałem, że mówiłaś, że ci zimno.


Złośliwy człowiek przed bogów obliczem

Wzgardy jest celem, i staje się niczem;


- Zostaw mnie w spokoju to przeklęty, zboczony pomyju! - Wyrwało jej się. A co tam, jakoś zawsze miała problemy z przestrzeganiem cnoty cierpliwości.


A tych uwielbiają i czcią darzą swoją,

Co chwalą Bogów i co się ich boją.


- Zboczony? - powtórzył, uśmiechając się w nieprzyjemny sposób. - Jesteś pewna, że nie miałaś na myśli siebie? - zapytał. „Nie słuchaj go”, pomyślała szybko i odparła:

- Tak!


Ten, co się w słowie bliźniemu uiści,

Lichwą na biednym nie szuka korzyści.


- Skoro tak twierdzisz.


Daru nie weźmie od krzywdzącej strony,

Ten z bogami siędzie nigdy niewzruszony.


- Wszystko w porządku Filia? Jesteś dziś jakaś nerwowa - powiedział Gourry, kładąc jej rękę na ramieniu.


Takim chcą bogowie widzieć każdego,

Czujna cnoto, starego, młodego.


- Bardziej nerwowa niż zazwyczaj - dorzucił Zelgadis, który wraz z Liną i Amelią z uwagą przysłuchiwali się całej rozmowie.


Bez zarzutu, dalekim od złego,

Bez pychy, chciwości, lenistwa i zdrady.


- Nic mi nie jest - powiedziała przez zaciśnięte zęby.


Bez gniewu, obżarstwa i zmysłów zabawy.


- Filia jest dzisiaj trochę nerwowa - powiedział Xellos z dumą osoby, która przyczyniła się do tego stanu rzeczy.

- Oooh - wypalił Gourry, który wreszcie zrozumiał o co chodzi. - Łapię. Jest trochę rozchwiana, to chciałeś powiedzieć? Nie martw się. Nauczyłem się, podróżując z Liną, że trzeba być bardzo ostrożnym i delikatnym jeżeli dziewczyna ma...

Ogromna skała spadła, zupełnym przypadkiem na jego głowę.

Filia przełknęła ślinę. „Nie myśl o tym, nie myśl o tym!”

Zacisnęła dłonie w pięści, jakby to miało jej pomóc. To nie było sprawiedliwe! Nie po to się uczyła tych wszystkich wierszyków, żeby teraz ich nie przestrzegać!

- Co o tym myślisz Filia? - zapytał cicho Xellos, tak że tylko ona go słyszała. - Czy jestem wystarczająco delikatny?

Nie... podchodź... tak... blisko!


***


„Problem z zaprzeczaniem jest taki...”, jakiś czas później pomyślała sobie Filia, siedząc w piżamie na innym krześle, w innym pokoju, w innej gospodzie, ale patrząc na ten sam księżyc..., „że po jakimś czasie przestaje ono działać”.

Chodziło o to, że działało dopóki mózg nie zdał sobie sprawy z tego, że to zaprzeczanie. Nie możesz sobie pomyśleć „tra-la-la teraz sobie po-za-prze-czam” i oczekiwać tego, że zadziała. W zaprzeczaniu chodzi o to, żeby nie zorientować się, że zaprzeczasz, ponieważ zaprzeczysz, i zaprzeczasz, i nici z tego.

Oczywiście, gdyby przestała zaprzeczać stałoby się najgorsze.

Wzdrygnęła się. Akceptacja. To słowo pozostawiło nieprzyjemny, gorzki smak na jej języku.

Ale, być może była to ostatnia rzecz jaka jej pozostała. Zaprzeczanie nie zmieni tego, co się wydarzyło, tak samo jak ignorowanie tego. Dzisiaj po południu pokazał jej, że nie miało to sensu.

To znaczy, na litość wszystkich bogów, powiedziała do siebie, jest... Jest... Jest między nimi pożąd... chemia!

A pomyśleć, że jeszcze parę dni temu mieli wspaniały, pozbawiony jakiegokolwiek erotyzmu czy namiętności związek. Może nie wiązało się to z takimi przeżyciami, ale w porównaniu do tego, co się działo teraz, ich „były” związek można było nazwać pozbawionym jakikolwiek problemów rajem.

... Zaraz. To zawsze był związek, tak?

„O bogowie”, westchnęła, „czy związek nie niesie za sobą erotyzmu i namiętności?”

Myśląc o tych rzeczach Filia oddałaby wszystko by móc zaprzeczyć. Ale stało się, przynajmniej w jej głowie. Klamka zapadła. Żeby zrobić krok na przód, musiała zaakceptować to co się stało, nieważne, że jej spokój ducha runie w gruzach.

Była... kuszona. Naprawdę była kuszona! Przez tego... Ale w porządku. Bycie kuszonym nie jest grzechem. Uleganie temu stanowi problem.

I, tak, potrafiła przyznać, że nie było nic czystego w jej marzeniach ale... litości, to było normalne, prawda? Była taką grzeczną dziewczynką przez te setki lat. Dobra, była zamknięta w świątyni i to prawdopodobnie pomogło, ale byłaby głupia, gdyby myślała, że nie ma potrzeb... seksualnych. To było w stu procentach naturalne; być odrobinkę ciekawym świata.

Dobra, słowo „naturalne” może nie było najlepiej dobranym, kiedy się wzięło pod uwagę fakt, iż ona była smokiem, a on potworem. W rzeczywistości, jeżeli brać już naturę pod uwagę, to raczej Xellos musiał się nieźle sprzeciwić swojej. Chociaż...

... Zaakceptowanie tego było trudniejsze niż myślała. Musiała się sprzeciwić wszystkiemu, co jej wpajali do głowy przez tyle lat.

Mimo wszystko, musiała to przyznać, nawet jeżeli to było okropne i nieprzyjemne, to co przeżywała było jego sprawką. To było najważniejsze i najgorsze, co musiała zaakceptować. Nie czuła nigdy... czegoś takiego... do kogoś. Tylko do niego. A to było irytujące.

„Znaczy się”, pomyślała wściekła, „zapomnijmy na chwilę, że jest potworem. Zapomnijmy na chwilę, że jego największą radością jest odbieranie jej innym. Zapomnijmy, że wymordował tysiące złotych smoków. Jest chudym, okrutnym, manipulującym innymi, zapatrzonym w siebie DUPKIEM!” Tyle wystarczyło, żeby zamiast motyli w brzuchu czuła czarną dziurę.

„Jeżeli jest takim dupkiem, to dlaczego tak go lubisz?”, zapytała ją ta najbardziej z wkurzających, psująca wszystko myśl. To była ta myśl, która pomimo tego, że jest częścią ciebie, kłóci się z tobą. Adwokat diabła.

W tym wypadku adwokat Xellosa, ale na jedno wychodziło. W każdym razie...

Czy ona go rzeczywiście lubiła, czy po prostu...?

Dobra. Miał parę rzeczy, które od biedy można było polubić. Trochę więcej niż parę, jeżeli chcemy być szczerzy. Miał parę mocnych stron, które z powodzeniem zmywały wszystkie skazy jego plugawej, demonicznej duszy. Ile z tego było świadomie zakładaną przez demona maską, a ile z nich było prawdziwymi zaletami, trudno było powiedzieć. Grunt, że były. I nie chodziło o to, że był sympatyczny. Bycie sympatycznym było mu na rękę. Potrafił w taki sposób okłamać ludzi i wpakować ich w najgorsze kłopoty, że jeszcze mu za to dziękowali i mówili, że jest całkiem miły. Jego bycie sympatycznym irytowało Filię jak mało co.

„Jasne...”, pomyślała powoli, „jeżeli mam zamiar ciągnąć tę spowiedź i nie okłamywać już siebie, powinnam wziąć pod uwagę, że nie nienawidziłam jego, tylko siebie, za to, że mogłam go lubić”.

... Nie. Tu przesadziła. Na prawdę nie lubiła tej jego sztucznej sympatii.

Ale, wciąż zostały te cechy, o których myślała wcześniej, i które ten głupi baran miał. Miał styl i nie wiedziała jak to zrobił, ale może to była rzeczywiście jego sprawka, że pośród całej tej nienawiści, zaczynała go lubić.

I po wszystkim! Zaakceptowała co było do zaakceptowania, przynajmniej na razie.

Chyba pomogło. Już wiedziała, że nieważne jak bardzo by ją kusiło i nieważne co do niego czuła (o ile w ogóle coś do niego czuła); nieważne było nawet jego spojrzenie, kiedy wychodziła. Nie pozwoli by ta sytuacja się powtórzyła. Koniec końców, wciąż miała odrobinę godności. Miała też obawy, dumę i strach, ale wolała się skupić na godności. Dzięki temu czuła się jak dojrzała kobieta, która potrafi zapanować nad sobą i swoim losem, a nie jak maleńka, skulona ze strachu dziewczynka.

On też do niej nie przyjdzie, o to mogła być spokojna. O to właśnie była ta gra. Myślał, że może ją złapać w pułapkę. Myślał, że czas działa na jego korzyść. A nawet jeżeliby zdał sobie sprawę z tego, że czas nie ma tu nic do rzeczy, i że Filia do niego nie przyjdzie, cóż, Xellos też miał swoją godność. Miał więcej szacunku dla siebie, niż reszta świata. „Powinien”, pomyślała z niezadowoleniem. Ale nie żeby miał jakiś szacunek do kogokolwiek innego.

Wyglądało na to, że byli w kropce.

Była druga nad ranem. Czy on... czekał na nią? Czy on naprawdę gapił się na drzwi, z ramionami skrzyżowanymi na piersi, pewien w stu procentach, że ona zaraz tu wróci. Może powinien poczekać aż usłyszy skrzypienie podłogowych desek i otworzyć drzwi zanim Filia nawet zapuka? Wtedy, wiedząc że on mógł liczyć na jej słabość, która przywiedzie ją prosto pod jego drzwi, ze skruchą opuściłaby spojrzenie (i nie... z żadnego innego powodu). Może powiedziałby coś. Jakiś ostry jak brzytwa komentarz, który by wreszcie jej uświadomił jaką decyzję podjęła i co to o niej znaczy. Może nie powiedziałby nic, wiedząc, że nie musi.

Może po prostu...

„Nieważne. Zaczynam już fantazjować”, z przykrością pomyślała Filia i spróbowała skończyć swoje rozmyślania.

A może wcale go to nie obchodzi? Może to dla niego jakaś pomniejsza zabawa między kolejnymi nużącymi sprawami wielkiej wagi? Może to po prostu gra „Zagoń Filię w pułapkę bez wyjścia 2:0”.

Westchnęła i spróbowała rozmasować zbolałą szyję.

To nie mogło być pukanie do drzwi. Nie było możliwości, żeby to było pukanie do drzwi. Przed chwilą sobie wytłumaczyła dlaczego nie usłyszy pukania do drzwi. Jej wykończony stresem mózg zaczynał wyobrażać sobie dźwięki, których nie było.

Wcale nie było pukania do drzwi i wcale nie było głośniejsze.

To wcale nie było westchnięcie. I wcale nie brzmiało tak jakby osoba za drzwiami, była jedyną racjonalnie myślącą osobą na świecie.

- Otwieraj głupi smoku. Nie obchodzi mnie czy śpisz.

Tematem dnia było akceptowanie tego co się wydarza. Filia zaczęła powoli akceptować fakt, że to co słyszała mogło być prawdziwie. Pośpieszyła w stronę drzwi i gwałtownym ruchem szarpnęła za klamkę.

- Czego? - zapytała stanowczym tonem, chcąc dać do zrozumienia, że wcale nie jest zachwycona jego obecnością.

- Zdaje się, że to należy do ciebie? - zapytał Xellos, bawiąc się jej podwiązką. O dziwo, pierwsze co jej przyszło do głowy to, to że oddawanie jej czegoś nie było w jego stylu.

Po prostu wiedziała, że nie zwraca jej tego, bo obawiał się, że może jej brakować „zguby”. To była po prostu kolejna okazja, żeby poniżyć ją, przypominając jej co wydarzyło się noc wcześniej. W chamski sposób, coś w stylu: „O ty patrz! W jakiś sposób część twojej bielizny stała się moją własnością. Jak do tego mogło dojść? O, przypomniałem sobie...”.

To było wyjątkowo chamskie, nawet jak na Xellosa.

Ale z drugiej strony nie było aż tak złe, jakby mogło być. Koniec końców, gdyby tylko zechciał, mógłby nie zawracać sobie głowy odpowiednim momentem i oddać jej podwiązkę rano, przy Linie i reszcie. Z tekstem” „Chyba to zostawiłaś wczoraj w nocy u mnie w pokoju”, ciesząc się jak wspaniale, idealnie ją poniżył.

Nie zrobił tego. A to znaczyło, że wolał przepuścić okazję ośmieszenia jej i użyć podwiązki jako wymówki.

Ciekawe... ale oczywiście mało istotne!

- Oddawaj! - Otworzyła szerzej drzwi, by wyrwać mu z dłoni swoją własność. Oczywiście podniósł rękę do góry tak, że nie mogła jej dosięgnąć. Zaczął obracać podwiązkę na palcu i spojrzał w dół, uśmiechając się złośliwie.

- Jeszcze nie sprawdziłem, ale przypuszczam, że pasuje.

- Oh zamknij się! - syknęła rozwścieczona, wyglądając jednocześnie na korytarz w poszukiwaniu jakiś nieproszonych obserwatorów. Wyrwała mu z ręki koronkową podwiązkę. Naprawdę nie chciała, żeby Xellos zaczął teraz na głos komentować bieliznę, którą nosiła. W ogóle nie chciała, żeby komentował jej bieliznę.

- I co masz na myśli mówiąc „jeszcze”? - zapytała ostro. - Nie będzie żadnego „jeszcze”!

- Dlaczego? Nie rozumiem o co ci chodzi Filia - powiedział z wywołującą mdłości dawką niewinności.

- Chodzi o to. - Zniżyła głos. Wiedziała, że Xellos próbuje ją wrobić w wykrzyczenie czegoś bardzo wstydliwego na cały regulator. - Nie prześpię się z tobą. Nigdy! Nieważne co powiesz! - Xellos wzruszył ramionami.

- I tak wszystko do tego prowadzi - powiedział spokojnym tonem. - Wszystko co powiedzieliśmy i zrobiliśmy, wliczając chwilę obecną... wszystko to są elementy całości, którą nazywamy seksem. Więc z pewnego punktu widzenia - uśmiechnął się niebezpiecznie - sypiamy ze sobą już od jakiegoś czasu.

- Dobra! - powiedziała ostro. - Ale z innego punktu widzenia. Tego, który jest prawdziwy i normalny, nie uprawialiśmy seksu, ponieważ ja nigdy bym tego nie zrobiła! Nie z tobą!

- Naprawdę? - Udał zainteresowanego. - To może mnie zaprosisz do środka i wytłumaczysz dlaczego?

- Nie! - krzyknęła i tym razem zapewne obudziła paru ludzi swoim krzykiem. A jeżeli nie krzyk ich obudził, to trzaśnięcie zamykanych drzwi. Osunęła się bezdźwięcznie na podłogę i zaczęła głęboko oddychać. „O mały włos”, pomyślała wbijając wzrok w drewniany sęk. „Dobrze, że jest taki wkurzający, sam mi ułatwił...”

- Wszystko dobrze, Filia?

Filia odwróciła się gwałtownie i rzuciła słowem, które nie powinno należeć do słownika kapłanki. Ale Xellos, któremu przed chwilą zatrzasnęła drzwi przed nosem, siedział sobie teraz na krawędzi jej łóżka i wesoło podrzucał jedną z haftowanych poduszek.

No jasne. Zapomnieć o tym, że może się teleportować, gdzie mu się tylko podoba. „Głupia”, westchnęła Filia. Drzwi nie stanowiły dla niego żadnej przeszkody.

... Swoją drogą. Okropnie jest mieć tego świadomość.

- Wywalaj stąd w tej chwili! - wrzasnęła, dając upust swojej wściekłości.

- Nieee - powiedział bez pośpiechu, jakby Filia go grzecznie poprosiła. - Chyba jednak zostanę.

- Cóż! Ja nie mam zamiaru być tu z tobą! - ponownie krzyknęła. „Nie podchodź blisko niego. Nie pozwól by podszedł blisko ciebie”, pomyślała gorączkowo. Musiała sobie o tym przypominać, ponieważ ostatnio i tak już czuła się wystarczająco zażenowana własnym zachowaniem.

- Serio? I gdzie pójdziesz? - zapytał ją Xellos z ciekawością badacza.

Nie miała na to odpowiedzi. Chodziło o to żeby on sobie poszedł.

- Pójdę do twojego pokoju - odpowiedziała sfrustrowana. - Jeżeli tak strasznie chcesz się zamienić - dorzuciła. Xellos pokiwał głową z uznaniem.

- Nie głupi pomysł. Wczoraj zdawało ci się podobać w moim pokoju.

- Wcale, że nie!

- Doprawdy? - zapytał z udawanym zaskoczeniem. - Więc chyba jednak powinienem zostać - dodał i wskazał wolne miejsce na łóżku. Jakaś część psychiki uciekła z gospody, widząc ten gest. Zrobiła krok do tyłu i oparła się plecami o drzwi, co nie było mądre, bo od razu przypomniało jej sytuację ze wczoraj.

- Nnie - powiedziała, starając się nie jąkać. - Musisz stąd wyjść. Teraz.

Spojrzenie Xellosa mówiło: „Zachowujesz się irracjonalnie, histeryzujesz i zachowujesz się naprawdę głupio”. Ale zamiast tego, powiedział:

- Uspokój się, Filia. Nikt ci przecież nic nie robi. Chciałem pogadać.

- Pogadać? - powtórzyła. Podejrzane. - O czym? - zapytała.

- Cóż, chciałem dokończyć naszą rozmowę - odparł.

- Jaką rozmowę? - Zdziwiła się. Cały dzień spędził na dokuczaniu jej, a ona cały dzień kazała mu się zamknąć, jednocześnie próbując przeprowadzić egzorcyzm na własnych myślach. Nie nazwałaby tego konwersacją.

- Tą o seksie, romansowaniu... miłości - zaczął wyliczać. - Mam wrażenie, że nigdy nie osiągnęliśmy kompromisu.

Ah, ta rozmowa! Ta, która zapoczątkowała tę epicką katastrofę.

- Nie trzeba było uciekać - wytknęła mu Filia i zrobiła parę kroków w jego stronę. Było to wbrew jej strategii pozostawania jak najdalej od niego, ale nie chciała krzyczeć na cały pokój, żeby ją usłyszał.

- Zgoda - przyznał Xellos. - Ale ty zrobiłaś dokładnie to samo.

Filia zamyśliła się na chwilę.

- To nie była konwersacja! - Prychnęła.

- To była kontynuacja konwersacji przy zastosowaniu praktycznych środków - upierał się.

- A co jeżeli ja nie chcę kontynuować tej rozmowy. - Filia skrzyżowała ręce. - Nieważne przy użyciu jakich środków - dodała surowym tonem. Xellos skrzywił się na dźwięk tych słów i zrobił minę jakby chciał pokazać, że nic go to nie obchodzi. Ale nagle się uśmiechnął złośliwie. Złośliwiej niż zazwyczaj.

- A więc, przegrałaś - oświadczył.

- Przegrałam? Niby co? - zapytała skonsternowana. - To nie jest gra! Dlaczego miałabym coś przegrywać?

- Przegrałaś kłótnię - odparł prosto. - Nie chciałaś jej kontynuować, więc właśnie przyznałaś, że... niech ja sobie przypomnę. - Zawiesił głos jakby naprawdę musiał sobie przypominać to co chciał powiedzieć. - Mam! - Ucieszył się. - Że nie ma czegoś takiego jak miłość, to tylko ładniejsza nazwa na zwykłe pożądanie i nawet w tej chwili sama ledwo siebie kontrolujesz przy pomocy strachu przede mną i resztek dumy - zakończył i uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic.

- Ja nie... - zaczęła powoli, starając się opanować drżący od gniewu głos - nie lecę na ciebie-.

Tak, miała siebie nie okłamywać ale okłamywanie potwora to zupełnie inna sprawa.

- A czyli jednak chcesz się kłócić - oświadczył zadowolony i wskazał na wolne miejsce na łóżku. - W takim razie, usiądź.

Filia popatrzyła z powątpiewaniem na miejsce, które wskazał.

- Gdzie indziej - powiedziała. - Jeżeli mamy tylko rozmawiać, mogę usiąść gdzie indziej.

- Co jest? Nie ufasz sobie? - zapytał Xellos.

Wiadomo, że ją podpuszczał. Mógł równie dobrze wyciągnąć rękę i przywołać ją tak jak kurczaka. Przesłanie byłoby to samo. Nie mniej jednak, zadziałało i właśnie siedziała obok niego, z rękami i nogami skrzyżowanymi, będących w jej świadomości dwoma ogromnymi znakami zakazu.

- No więc? - zapytała niecierpliwie.

- No więc? - powtórzył po niej.

- Co mam ci powiedzieć? - Westchnęła. - Chyba nawet nie muszę ci przedstawiać dowodów przeciwko bredniom, które wygadujesz. Są tak niedorzeczne, że wszyscy się zorientują, że gadasz bzdury.

- Nie sądzę by wszyscy się zorientowali, Filio - odparł. - Nie wiem czy wiesz, ale twoich współtowarzyszy zaczynają martwić te tęskne spojrzenia, które rzucasz w moją stronę.

- Kiepska nazwa na spojrzenie wypełnione nienawiścią i niechęcią - odgryzła się. - Poza tym - ciągnęła - nawet gdybym czuła do ciebie jakieś... - skrzywiła się żeby wszystko było jasne -... pożądanie, to co ciebie w ogóle to obchodzi? Dlaczego miałbyś tu być? Przecież jestem tylko głupim smokiem poniżej twoich standardów.

- Już ci mówiłem... - zaczął Xellos.

- Cel charytatywny, wiem - przerwała mu. - I pozwoliłeś mi odejść wczoraj w nocy - wytknęła mu. - Pozwoliłeś mi odejść, ponieważ nie wierzyłeś, że to zrobię. Cóż, odeszłam! Tyle z twojej idiotycznej teorii!

- Czy ty narzekasz, bo przypomniałem ci, że decyzja należy tylko do ciebie? - zapytał z niedowierzaniem.

- Miałam zostać, prawda? - ciągnęła Filia ignorując jego wtrącenie. - Miałam tak bardzo ciebie... chcieć... że miałam nie być w stanie wyjść. Ha! Masz pecha! Nie ważne co teraz powiesz, ja w y s z ł a m.

- Nie zrobiłabyś tego, gdybym nie podał ci tego pomysłu na srebrnej tacy - odparł cierpko.

- To nie ma znaczenia - powiedziała. Miało, ale nie miała zamiaru teraz przyznawać mu racji. Właśnie się rozkręcała. - Wyszłam i nie wróciłam ani wczoraj, ani dzisiaj. Nie poszłam do ciebie. To ty jesteś tym, który przeszedł do mnie.

- Filia, litości - powiedział Xellos lekceważącym tonem. - Wiedziałem, że będziesz tu siedzieć i usychać z tęsknoty, bo jesteś za wielkim tchórzem żeby wziąć odpowiedzialność za własne decyzje. Pomyślałem, że ci trochę pomogę.

Filia patrzyła się na niego ze swego rodzaju tryumfem na twarzy.

- Czekałeś na mnie? Naprawdę myślałeś, że przyjdę do ciebie tak jak wczoraj w nocy? A gdy się okazało, że się nie pojawiłam, biłeś się z własnymi myślami, czy powinieneś zostać, czy może przyjść do mnie.

- Wierz mi, nie spędzam aż tyle czasu na myśleniu o tobie - odgryzł się Xellos.

- Więc dlaczego tutaj jesteś? - zapytała, ale jej ton głosu nie był już tak pewny, jak wcześniej.

- Już to przerabialiśmy. - Westchnął znużony.

- Naprawdę mam uwierzyć, że przyszedłeś tutaj aby skończyć naszą rozmowę. W środku nocy? O drugiej nad ranem? - zakwestionowała Filia. - I dlaczego miałoby ciebie obchodzić, że usycham z tęsknoty? Przecież twój gatunek lubi cudze cierpienie.

- Na twoim miejscu nie wygłaszałbym zbyt pochopnych opinii na temat tego co lubi mój gatunek - powiedział ostrzegawczym tonem. Filia zamilkła jak - to okropne porównanie, ale pasuje - pies, który właśnie zobaczył kij.

- Powiedziałeś - zaczęła słabym głosem po chwili milczenia - że nie ma czegoś takiego jak miłość. Jest tylko pożądanie, tak?

- Tak? - powiedział, zastanawiając się do czego Filia zmierza.

- I po prostu twierdzisz, że ja ciebie pożądam? - zapytała ostrożnie. Xellos uśmiechnął się złośliwie.

- Sądzę, że to jest raczej oczywiste.

- Skąd możesz mieć pewność, że cię nie kocham? - zapytała, a uśmiech w ciągu sekundy spełzł Xellosowi z twarzy.

- Nawet nie próbuj... - wysyczał przez zaciśnięte zęby.

- Jeżeli ty masz urojenia, że ja na ciebie lecę, to równie dobrze ja mogę mieć swoje. - Filia teatralnym gestem odrzuciła włosy. - Skoro ten świat jest na tyle dziwaczny bym ciebie pożądała, nie widzę powodu, dla którego miałabym ciebie nie kochać.

- W przeciwieństwie do niektórych temperamentnych smoków, ja nie cierpię na urojenia - odparł Xellos. - I zgoda, ten świat jest doprawdy dziwaczny, ale nie aż tak, żebyś ty mogła się we mnie zakochać. Nie możesz. Ale nie potrafisz też zatrzymać tych innych uczuć. Tych nie związanych z przywiązaniem, oddaniem i dobrocią. - I wypowiedziawszy te słowa pochylił się lekko i położył rękę na jej nodze. Nie zrywał kontaktu wzrokowego, zaczął się tylko bawić jedwabną tkaniną jej sukienki i dalej mówił: - Nieważne jak bardzo byś tego chciała, nie możesz pokonać swojej słabości - powiedział. - Możesz próbować je ignorować, możesz próbować jej jakoś sobie tłumaczyć, możesz nawet obwiniać o nie innych, ale nie zmienisz ich. Zawsze będą w tobie.

I Filia zrozumiała, że nie ma szans na wygraną. Mogła wygrać parę bitew, ale nie mogła wygrać wojny. Nie z nim. Mogłaby zrzucić jego rękę i może nawet na chwilę Xellos dałby jej spokój. Ale znowu by to zrobił. Mogła... ignorować to. Udawać, że ma to w głębokim poważaniu. Albo pozwolić mu robić co chciał...

A może w tym całym dziwacznym świecie istniała możliwość, że ona mogłaby go kochać? Skoro świat jest na tyle szalony, że mogą się sobie podobać, to w takim razie wszystko jest możliwe. Ale to raczej bujanie w obłokach niż jakiekolwiek, racjonalne myślenie.

W każdym razie, o to mu chodziło. Nie obchodziło go czy się zgodziła, tak długo dopóki nie powiedziała „nie”. To byłoby dla niego największe zwycięstwo. Chciał żeby znienawidziła siebie. Chciał żeby mu uległa.

Naprawdę nie miała jak z tym walczyć...

No chyba że...

Miała pewnie podejrzenia. Pewną teorię na jego temat. Miało to więcej z bujania w obłokach niż pomysł, że ktoś może kochać potwora. Ale to mogła być prawda. A jeżeli miała rację, mogłaby wygrać z nim ten ostatni, najważniejszy raz.

I był tylko jeden sposób by to sprawdzić.

Powoli ujęła w swoje dłonie, jego dłoń i podniosła do góry. Zamyśliła się na chwilę nad tym, co chciała zrobić, a potem, ponownie wpatrując się prosto w oczy Xellosa, przyłożyła jego dłoń do własnego serca.

Zapadła długa, głucha cisza, a Filia wiedziała, że on czuje każde szalone uderzenie jej serca.

- Filia... - zaczął dziwnym głosem.

- Tak? - zapytała zaniepokojona.

-... To jest molestowanie seksualne.

- Jakby tobie to przeszkadzało. - Odbiła piłeczkę.

Puściła jego dłoń i ku jej zdziwieniu, Xellos wciąż trzymał ją przyłożoną do jej serca. Ostrożnie wyciągnęła rękę i delikatnie odgarnęła mu włosy z twarzy. Xellos był tak zaskoczony jej nagłą zmianą zachowania, że nawet nie zorientował się, kiedy Filia przysunęła się do niego i go pocałowała.

Zawahał się. Jak ryba, która zobaczyła przynętę, ale chce się upewnić, czy nie ma w niej ukrytego haczyka. A potem, oddał pocałunek i popchnął ją do tyłu na materac łóżka.

Filia leżała na łóżku, teraz kompletnie zdana na jego łaskę. Oddychała szybko, twarz miała zaczerwienioną, była pozbawiona jakiejkolwiek obrony i jak na osobę, która się poddała, wciąż patrzyła na niego bardzo buntowniczym spojrzeniem. Za długo żył by nie wyczuć pułapki. I właśnie dlatego, kiedy zaczęła się bawić jego włosami, zawahał się ponownie.

- Dlaczego? - zapytał. Musiał zapytać.

- Psuję ci całą zabawę, co? - zapytała niewinnym głosikiem. Popatrzył na nią z niedowierzaniem.

- Poddawanie się w ten sposób... nie jest w twoim stylu - odparł.

Nie było. To nie miało tak wyglądać. Miała się poddać, ale w inny sposób. Miała cały czas walczyć ze sobą, przeżywać rozterki. Tego chciał. To by pasowało do jego światopoglądu. Miała pogrążyć się w pożądaniu, a nie wybrać noc z nim jako świadomą, w pełni odpowiedzialną decyzję. Gdy się zachowywała tak jak teraz, był kompletnie zbity z tropu.

A to z kolei sprawiło, że jej serce przestało bić jak szalone. Z ręką wciąż przyłożoną w miejscu jej serca, Xellos momentalnie wyczuł, że się uspokoiła. Filia zaśmiała się.

- Co w tym takiego śmiesznego? - zapytał podejrzliwie.

- Nic - odparła i uśmiechnęła się bardziej z powodu ulgi, którą poczuła niż radości. - Po portu, nie myliłam się. Nie byłam pewna czy tak będzie ale...

- Nie myliłaś się co do czego?

- Co do ciebie.

- A co ty możesz o mnie wiedzieć, Filia? - zapytał tonem głosu sugerującym, że nie wiedziała nic a nic.

- Wiem, że się boisz - odparła wojowniczo. Teraz Xellos zaczął się śmiać.

- Czego? Ciebie? Nie możesz być aż tak głupia, co nie?

- Boisz się - powtórzyła. - Bo... co się stanie, jeżeli się mylisz?

- Mylę się, w jakiej sprawie?

- Że się pomyliłeś co do mnie? - powiedziała. - Co do miłości. Co jeżeli... Co jeżeli tym razem jest inaczej? Co jeżeli te duchowe brednie wcale nie są takimi głupotami, jakimi wydawały się być? - kontynuowała, gratulując sobie tego, że jest w stanie powiedzieć mu to prosto w twarz. - Czy nie byłoby straszne, zdać sobie nagle sprawę z tego, że mnie kochasz? - zapytała. To był okropny, fascynujący, szalony pomysł i wiedziała, że przez to Xellos zacznie się wahać.

- Ale ciebie nie kocham - odpowiedział martwym tonem.

- A co jeżeli się pomyliłeś? - Filia nie dawała za wygraną. Patrzyli na siebie, przez naprawdę długi czas, aż w końcu Xellos westchnął i powiedział:

- Może. Ale może ty po prostu to sobie wmówiłaś.

- Może - przytaknęła. - I jest jakiś sposób by to sprawdzić.

- Tak - powiedział, pochylając się nad nią.- Jest jeden sposób - powiedział, po czym ją pocałował.

Jakiś czas później jedna z teorii Xellosa, została potwierdzona.

- Wiesz co się mówi o kobietach, które noszą czarną bieliznę? - zapytał.

- Co? - szepnęła.

- Nie mam pojęcia. Ale to na pewno coś zaskakującego.

... Ale by być sprawiedliwym. I Filii teoria okazała się być prawdą.

Słońce już powoli wschodziło. Dzień miał się zacząć za zaledwie parę godzin, a oni wciąż leżeli przytuleni do siebie, oboje nieobecni, ale nieobecni w ten sam sposób.

... I żeby być jeszcze bardziej sprawiedliwym teoria Filii oznaczała dużo więcej, niż te, które wymyślił Xellos.

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.