Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Za późno

Początek nieuchronnego

Autor:Rinsey
Serie:Slayers
Gatunki:Akcja, Dramat, Mroczne, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony
Dodany:2012-05-08 08:00:14
Aktualizowany:2014-07-04 23:33:14


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Kopiowanie całości lub fragmentów bez zgody autorki zabronione.


Rozdział 2

Początek nieuchronnego

Zniszczenia były widoczne absolutnie wszędzie. Przed nawet najmniejszym zadrapaniem nie uchronił się żaden budynek. W niezliczonych domach brakowało dachów, osmalone mury stanowiły podporę dla kilkudziesięciu rannych ludzi. Pośród poszkodowanych można było dojrzeć małą dziewczynkę, która pisnęła z bólu, gdy pochylająca się nad nią kapłanka usiłowała uleczyć jej ranę. Trudno było znaleźć, chociaż jedną, niewykrzywioną grymasem bólu lub smutku twarz.

Tak właśnie wyglądało Nowe Sairaag.

Lina tuż po wejściu do miasta nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. Spodziewała się ujrzeć powracającą do poprzedniej chwały metropolię, a jej oczom ukazało się pobojowisko. Szła wzdłuż zniszczonej drogi, po obu stronach której leżeli poszkodowani. Słyszała, jak idąca tuż za nią Amelia zakryła sobie z przerażenia usta. Gourry i Zelgadis podążali za nią w milczeniu. Czarodziejka była pewna, że wszyscy zadają sobie jedno pytanie: jak to się stało?

Historia tego miasta była zbyt okrutna. Najpierw jego populacja została zdziesiątkowana przez Zanaffara. Kilka lat wcześniej zostało objęte morderczą eksplozją spowodowaną przez kopię Rezo. W porównaniu do poprzednich klęsk stan obecny Sairaag był drobnostką, ale nie zmieniało to faktu, że stawiało to mieszkańców, odbudowujących to miejsce z wielkim trudem, w niezwykle ciężkiej sytuacji. Aż można by pomyśleć, że jakaś złośliwa siła chciała ukarać Sairaag za jego niegdysiejszą sławę.

Mistrzyni czarnej magii poprowadziła swoją grupę w stronę centralnej części zabudowań. Podejrzewała, że gdzieś tam powinny przebywać osoby takie jak Sylphiel, które wzięłyby na siebie odpowiedzialność za zorganizowanie pomocy w obecnej sytuacji. Szybko się okazało, że miała rację. Gdy tylko znaleźli się na środku wielkiego placu, mogła mieć pewność, że tutaj znajdą odpowiedzi na swoje pytania. Niedaleko niej stał stosunkowo wysoki mężczyzna w średnim wieku o długich, przedwcześnie posiwiałych włosach, który oddelegowywał kolejne kapłanki do kolejnych zadań. Lina podeszła do niego i spytała dyskretnie:

- Przepraszam, ale co się tutaj stało? - Mężczyzna natychmiast się odwrócił i spojrzał na nią ze smutkiem w brązowych oczach.

- Kim jesteście? - spytał nieco nieufnie.

- Jesteśmy przyjaciółmi Sylphiel Nels Rady - odpowiedziała krótko czarodziejka, która stwierdziła, że w zaistniałej sytuacji dłuższe tłumaczenia będą zbędne.

- Przyjaciele panienki Sylphiel? - Jego oczy najpierw rozszerzyły się z zaskoczenia, a chwilę później pojawił się w nich jeszcze większy smutek. Mężczyzna wziął głęboki wdech. - Jak widzicie, kilka godzin temu zostaliśmy zaatakowani przez potężną, zorganizowaną grupę czarnoksiężników.

- Te zniszczenia to robota ludzi? - spytała przerażona Amelia. Spodziewała się, że sprawcą tego ataku była jakaś dzika bestia, może nawet Mazoku, ale nie drugi człowiek.

- Trudno mi nazywać te potwory ludźmi, ale tak właśnie było - przyznał po raz pierwszy z odrazą ich rozmówca.

- A co z Sylphiel? - spytał milczący dotąd Gourry. Jego spojrzenie było utkwione w brązowych oczach mężczyzny, który po krótkiej chwili odwrócił wzrok.

- Właśnie, przecież Sylphiel jest niezrównana jeżeli chodzi o tworzenie barier ochronnych -podchwyciła Lina.

- Poza tym jest tu wiele innych kapłanek. Ich wspólna bariera ochronna powinna wystarczającą przeszkodą dla grupy ludzkich magów - dodał Zelgadis.

- Gdybyśmy wcześniej wiedzieli o tym ataku, tak pewnie by się stało. Panna Sylphiel była naszą najwyższą kapłanką…

- Co to znaczy „była”? - spytał Gourry. Jego głos był spokojny, ale coś w nim sprawiło, że Lina spojrzała ze zdziwieniem na przyjaciela.

- Pozwólcie mi dokończyć - poprosił. Zebrani nie sprzeciwili się jego prośbie, chociaż wiedzieli już, że nie usłyszą pozytywnych wieści. - Panna Sylphiel, nasza najwyższa kapłanka, dzisiaj rano, jak co tydzień, wyruszyła do pobliskiego lasu, aby zebrać trochę ziół leczniczych. Właśnie wtedy nastąpiła pierwsza fala ataków. Nasze kapłanki są jeszcze niedoświadczone. Nie wiedziały, co mają robić. Dopiero wtedy wróciła pani Sylphiel. I, co było dziwne, jak tylko jeden z napastników ją zobaczył, natychmiast zwołał całą swoją bandę i wydawało się, że opuścili miasto. Pani Sylphiel wiedziała, że to nie jest jeszcze koniec. Podejrzewam, że wyczuła tę negatywną energię kumulującą się nad miastem. Kazała wszystkim, łącznie z innymi kapłankami, znaleźć schronienie, po czym sama zaczęła tworzyć barierę ochronną. To była taka potężna bariera… Jak tylko skończyła… Wtedy z nieba poleciał ku nam ogromny strumień mrocznej energii. Nastąpiło zderzenie bariery pani Sylphiel z tą straszną mocą. Przez chwilę miałem nadzieję, że wszystko będzie w porządku. Ale wtedy pani Sylphiel krzyknęła z bólu. Oddała całą energię, aby nas ochronić i bariera pękła. - Na chwilę przerwał opowieść, aby zaczerpnąć powietrza. - Właśnie wtedy Sairaag ugodziła kolejna fala uderzeniowa. Dokładnie wtedy stało się to, co właśnie widzicie. A pani Sylphiel padła bezwładnie na ziemię.

- To gdzie ona teraz jest? Ktoś ją leczy, prawda? - spytała naiwnie Amelia.

- Jeden z napastników nagle się pojawił nad panną Sylphiel, po czym ją podniósł i zabrał. -Ostatnie zdanie mężczyzna powiedział tak szybko, jakby uważał, że w ten sposób zmniejszy efekt swoich słów na słuchaczy.

Oczywiście, zupełnie mu się to nie udało. Na twarzach obu dziewczyn pojawił się wyraz zaskoczenia. Brwi Zelgadisa jedynie zmarszczyły się nieznacznie, ale nic nie powiedział. Jednak najmniej spodziewaną była reakcja Gourry’ego.

- Zabrali Sylphiel? - spytał blondyn tonem, którego jego przyjaciele nigdy dotąd nie słyszeli. -Zabrali ją, a wy tak po prostu się na to patrzyliście i nic nie zrobiliście?! - krzyknął blondyn, który nagle zrobił agresywny ruch w stronę siwego człowieka. Lina i Zelgadis zareagowali jednocześnie. Złapali Gourry’ego za oba ramiona. Amelia patrzyła się tylko przerażonym wzrokiem na szermierza. Nigdy, ale to nigdy, nie widziała u pogodnego niebieskookiego takiej furii.

- Gourry! Uspokój się! - krzyknął Zelgadis.

- To nie ich wina! Nic nie mogliby zrobić dla Sylphiel w takiej sytuacji! - wrzasnęła szermierzowi prosto w ucho czarodziejka. Słysząc te słowa, Gourry zastygł w bezruchu. Rudowłosa i mag upewniwszy się, że blondyn nie rzuci się na bladego mężczyznę, puścili go. Niebieskooki stał przez chwilę w milczeniu, po czym bez słowa opuścił towarzystwo.

- Gourry! - zawołała za nim Lina, która chciała go zatrzymać. Już miała za nim ruszyć, gdy poczuła na swoim ramieniu rękę Zelgadisa, który znacząco pokręcił głową. Po spojrzeniu w szafirowe tęczówki ciężko westchnęła i zaniechała tego zamiaru.

- Przepraszam za jego zachowanie - powiedziała Lina do mieszkańca Sairaag. - To jest szok dla nas wszystkich.

- Rozumiem was dobrze. W sumie macie pełne prawo o oskarżenie nas o to, że waszej przyjaciółce stała się krzywda.

- Ależ oczywiście, że tak nie myślimy! - zaczęła go gorliwie zapewniać Amelia.

- Dziękuję panienko. - Uśmiechnął się do księżniczki. - Ale to po części jest nasz wina. Gdybyśmy wzmocnili naszą obronę…

- Obwinianie się nie pomoże Sylphiel - powiedział rzeczowo Zelgadis. - Nie może nam pan nic więcej powiedzieć na temat tej grupy, która zaatakowała Sairaag?

- Przykro mi. Nie wiem na ich temat więcej niż wam powiedziałem, ale jak popytajcie kapłanek. Może one coś więcej kojarzą. A póki co przepraszam was, ale muszę się zająć rannymi.

- Ja też mogę pomóc przy rannych - powiedziała Amelia przed zwróceniem się do przywódczyni grupy. - Dobrze, panno Lino? Podpytam przy okazji inne kapłanki o napastników.

- Jasne - odpowiedziała od razu czerwonooka. - My z Zelem poszukamy innych śladów.

- Będziemy wdzięczni za każdą pomoc. A tak w ogóle nazywam się Halkorm. - Uśmiechnął się ponownie do księżniczki.

- Ja jestem Amelia - odpowiedziała stosunkowo radośnie jak na okoliczności.

Po wymienieniu uprzejmości młoda dziewczyna i siwy mężczyzna odeszli, zostawiając Linę i Zelgadisa samych. Czarodziejka przez chwilę stała w milczeniu, po czym bez zapowiedzi skierowała się w stronę, w którą, jak to zauważyła chimera, poszedł wcześniej Gourry.

- Gdzie idziesz? - spytał mistrz szamanizmu, chociaż dobrze znał odpowiedź.

- Muszę znaleźć Gourry’ego - odpowiedziała czarodziejka.

- Po co? - Dopiero te słowa sprawiły, że Lina się odwróciła i spojrzała na niego nieco poirytowana.

- Oj nie zadawaj mi głupich pytań! Widziałeś kiedykolwiek Gourry’ego w takim stanie?! -wrzasnęła.

Zelgadis wciąż zachowywał niewzruszony spokój.

- Nie - odpowiedział pewnie.

- Więc właśnie dlatego chcę go znaleźć.

- Więc właśnie dlatego powinnaś zostawić go w tej chwili w spokoju.

Te słowa wytrąciły Linę z równowagi. Przez moment gromiła go wzrokiem, chcąc go zmusić do rozwinięcia tematu.

- A to niby czemu? -zażądała odpowiedzi.

- Takie pokłady agresji, w tak pokojowo nastawionej osobie jak Gourry, muszą najpierw znaleźć upust, zanim Gourry będzie w stanie z kimkolwiek rozmawiać.

- A skąd to wiesz? -spytała z powątpiewaniem Lina.

- Z autopsji - odparł krótko.

Rudowłosa zmierzyła go wzrokiem, wciąż nie za bardzo rozumiejąc tok myślowy chimery.

- Wierz mi, jedyne, czego potrzebuje teraz Gourry, to duża ilość drzew.


***


Cięcie po skosie. Dźwięk upadającego drzewa. Czas na oddech. Zamach. Cięcie po skosie. Dźwięk upadającego drzewa. Czas na oddech.

Dlaczego czuł w sobie taką furię? Dlaczego chciał się rzucić na tego człowieka jakby to on był faktycznie winny? Widział, w jakim stanie było Sairaag. Wiedział, że to, co powiedziała Lina było prawdą. Nikt nie byłby w stanie jej pomóc. Dokładnie obejrzał cały teren. Z lasu, znajdującego się nieopodal widział dokładnie krater pozostały po fali uderzeniowej, jaką wywołał ten atak. Świadczyło to ogromnej sile zaklęcia, czy czegokolwiek, co tam zostało użyte. Niemniej jednak wierzył, że Sylphiel przeżyła. Ciemnowłosa dziewczyna była potężną uzdrowicielką i blondyn był pewny, że po upadku bariery, ciemnooka tylko straciła przytomność z wyczerpania. Pytanie tylko, co chcieli z nią zrobić napastnicy? Kto chciałby skrzywdzić tak łagodną istotę?

Gourry powalił jednym cięciem miecza kolejne drzewo, które rosło w miejscu, gdzie urywał się wszelki trop. Całym sobą chciał wierzyć, że odnajdą uzdrowicielkę całą i zdrową. Nie mógł jednak pozbyć się bezlitośnie powracającego obrazu dziewczyny leżącej w kałuży krwi.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.