Opowiadanie
Za późno
Pięć kluczy
Autor: | Rinsey |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Mroczne, Romans |
Uwagi: | Utwór niedokończony |
Dodany: | 2012-06-16 08:00:29 |
Aktualizowany: | 2014-07-04 23:33:29 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Kopiowanie całości lub fragmentów bez zgody autorki zabronione.
Rozdział 3
Pięć kluczy
Z ogromnym bólem otworzyła oczy. Próbowała objąć świadomością, gdzie się znajduje, ale bolesne zawroty głowy skutecznie utrudniały jej głębszą analizę sytuacji. W pamięci odnalazła jedynie przebłyski atakowanego Sairaag, upadającej bariery i nieprzyjemnej pustki. Miała w głowie taki zamęt! Zupełnie jakby ktoś ją otumanił jakimś narkotykiem.
- Witaj, najmilsza. - Chłodny, napełniony fałszywą namiętnością głos przerwał jej rozmyślania. Starała się skupić na tym dźwięku w nadziei, że pomoże jej to w zwalczeniu ogłupiającego działania środka odurzającego. Usiłowała spojrzeć na twarz mężczyzny, ale świat niebezpiecznie wirował jej przed oczami, w rezultacie czego widziała jedynie niewyraźny, uciekający obraz.
- Kim… jes-teś? - powiedziała z trudem. W odpowiedzi mężczyzna pochylił się nad nią i szepnął jej do ucha.
- Mam wiele tożsamości, ale przede wszystkim jestem kolekcjonerem. - Jego usta po każdym słowie muskały jej szyję, schodząc coraz niżej i niżej. Sylphiel przeszedł nieprzyjemny dreszcz, zwłaszcza, że w przebłyskach większej świadomości zorientowała się, że leży zupełnie naga.
- Przestań - wyjąkała błagalnym tonem.
- Zła odpowiedź. Ale nie martw się, wkrótce będziesz błagać o mój dotyk - szeptał, lecz uzdrowicielka usłyszała każde słowo bardzo wyraźnie. Dłonie obcego zaczęły delikatnie muskać jej piersi. - Jesteś naprawdę piękna. Będziesz prawdziwym klejnotem w mojej kolekcji. Musimy tylko trochę nad tobą popracować.
- Przestań - powtórzyła. Chciała mu się wyrwać, uciec jak najdalej stąd, ale jej kończyny były tak odrętwiałe, że nie była w stanie wykonać żadnego zdecydowanego ruchu. Jedyne, co mogła zrobić, to skupić myśli na tym, który zawsze dodawał jej sił. - Gourry - szepnęła.
- Niedługo o nim zapomnisz. - W jej uszach ponownie rozległ się ten sam chłodny głos, tym razem pozbawiony aksamitnego pogłosu. - Będziesz myśleć tylko o mnie. - Jego usta brutalnie złapały jej wargi. Nie miała siły, aby z nim walczyć. Mogła jedynie się modlić, aby ten koszmar jak najszybciej się skończył. Wiedziała, że w tej chwili jest całkowicie pod kontrolą tego mężczyzny, który nie mógł zabrać jej prawa jedynie do uronienia spływających po policzkach łez.
Sairaag zdumiewająco szybko powracało do stanu sprzed ataku. Przywódcy okolicznych miasteczek jak tylko dowiedzieli się o masakrze, wysłali do miasta odpowiednie materiały budowlane oraz adeptki białej magii. W tak szybkiej reakcji nie bez znaczenia był herb Seyrun, dobrowolnie ukazany przez Amelię, która oświadczyła, że jej tata na pewno nie będzie miał jej za złe, że przeznaczy część królewskich funduszy na pomoc potrzebującym w przeciwieństwie do zapychania żołądka pewnej rudowłosej czarodziejki.
Na najmniej zniszczonych obrzeżach urządzono prowizoryczną, tymczasową jadłodajnię, na którą składało się kilkanaście rzędów długich stołów oraz stosunkowo wygodne, drewniane ławy. Na samym końcu jednej z nich siedziała czwórka ludzi pogrążonych w cichej dyskusji.
- Ślady urywają się w tamtym lesie. - Gourry wskazał oddalony o mniej więcej kilometr pas zieleni. Od momentu, kiedy wrócił ze swojej eskapady wydawał się o wiele spokojniejszy, chociaż jednocześnie był też wyjątkowo przygaszony.
- Pewnie tam musieli się jakoś teleportować - zauważył Zelgadis.
- Czyli pomagał im jakiś Mazoku? - spytała Amelia.
- Niekoniecznie. - Lina pokręciła głową. - Mogli użyć zmodyfikowanego zaklęcia przywołania.
- Jak to?
- W momencie, gdy mówimy o kilku działających napastnikach obdarzonych sporą mocą, prawie wszystko jest możliwe. Gdyby mieli jednego wspólnika w jakimś innym miejscu i przy małej manipulacji sztucznym wymiarem, mogliby uzyskać coś na kształt teleportacji. Oczywiście nie na taką odległość jak Ryuzoku czy Mazoku, ale mogliby się przemieścić, opóźniając pościg - wyjaśniła czarodziejka. - Ale to tylko teoria.
- Hm… - mruknął pod nosem Zelgadis, wyjmując jednocześnie jakąś mapę i cyrkiel. - Myślisz, że taka teleportacja mogłaby zadziałać w promieniu 10 kilometrów? - zwrócił się do Liny.
- Mniej więcej.
- W promieniu 10 kilometrów od Sairaag znajdują się trzy miasta. Wątpię, aby zapuszczali się w ich pobliżu. Z kolei tutaj znajduje się ogromny zalesiony teren. - Wskazał zachodni obszar na mapie. - Myślę, że gdzieś tutaj mogliby mieć coś na kształt bazy.
- Czyli tutaj możemy zacząć poszukiwania? - spytał szybko Gourry. W jego oczach pojawił się zapał.
- Gourry, mamy za mało danych. To tylko przypuszczenia - powiedziała Lina.
- Ale musimy wreszcie coś zrobić! Niewiadomo, co teraz dzieje się z Sylphiel, kiedy my tu sobie beztrosko siedzimy! - Blondyn lekko podniósł głos. W odpowiedzi rudowłosa czarodziejka zmierzyła go piorunującym wzrokiem.
- A co, uważasz, że jeżeli rzucisz się na oślep, to odnajdziesz Sylphiel?! Uspokój się i daj nam pomyśleć! - wybuchła rudowłosa.
Szermierz na moment zamilkł.
- Przepraszam. Po prostu… mam złe przeczucia - przyznał cicho.
Lina również się uspokoiła i położyła mu rękę na ramieniu.
- My również martwimy się o Sylphiel i obiecuję ci, że ją znajdziemy. - Uśmiechnęła się lekko. Gourry również odpowiedział jej słabym usmiechem, ale nie powiedział nic więcej.
Amelia zszokowana obserwowała człowieka, którego znała tak dobrze, że w życiu by jej nie przyszło do głowy, że blondyn mógłby ją czymś zaskoczyć. A jednak, jak to często bywa w takich sytuacjach, okazało się, jak bardzo się myliła. Widziała jak Gourry wpadł w histerię, gdy na jego oczach mistrzyni czarnej magii została przebita na wylot zaklęciem wroga. Było to dla niej oczywiste, że w taki sposób szermierz reagował na domniemaną śmierć ukochanej osoby. Ale jego obecny stan… był taki.. inny… Ta nietypowa mieszanina głębokiego smutku i agresji skłoniła księżniczkę do zastanowienia się, kim dla zazwyczaj pogodnego i beztroskiego szermierza była uzdrowicielka z Sairaag. I co więcej, czy blondyn rozumiał targające nim emocje?
- Amelio! - Adeptka białej magii poczuła, że ktoś lekko szturchnął.
- Tak? - spytała zdezorientowana.
- Pytałam się ciebie, czego się dowiedziałaś od innych kapłanek - powiedziała nieco poirytowana Lina. Nigdy nie lubiła dwa razy powtarzać tego samego zdania.
- Ogólnie nie zauważyły niczego podejrzanego. Ostatnio było tutaj dosyć spokojnie, jeżeli nie liczyć jednego rannego człowieka z okolicznej wioski, którego przywieziono tutaj specjalnie, aby móc skorzystać z mocy panny Sylphiel - odpowiedziała Amelia.
- Co mu dolegało? - spytał nagle Zelgadis.
- W sumie nie było to nic, co by przekraczało możliwości lecznicze zwyczajnej kapłanki, ale uparł się, że nie ma zaufania do nikogo poza kapłankami z Sairaag - wyjaśniła księżniczka, nie za bardzo rozumiejąc zainteresowanie maga właśnie tym zagadnieniem.
- To by pasowało - powiedział Zelgadis.
- Jak to? - spytała adeptka białej magii.
- Nie zabrali Sylphiel, ponieważ stanęła na drodze paczce bestialskich szaleńców. - odparła mistrzyni czarnej magii. - To Sylphiel była celem od początku. Ułożono bardzo precyzyjny plan w oparciu o jej zdolności, które zostały wcześniej dokładnie zbadane pod pretekstem bycia pacjentem. Pytanie tylko, po co im Sylphiel? - dodała ponuro.
Przez chwilę przy stole panowała głucha cisza.
- Ale jeżeli jest im do czegoś potrzebna, to znaczy, że nic jej się nie stanie - zauważyła Amelia, bardzo chcąc wierzyć w to, co mówiła.
- Przynajmniej przez jakiś czas - dodał sceptycznie Zelgadis. Lina zmierzyła go morderczym spojrzeniem, w rezultacie czego mag szybko zmienił temat. - W każdym razie jest coś, co chciałbym sprawdzić. Dajcie mi czas do zachodu słońca.
- W porządku. Amelio ty zostań tutaj. Jesteś potrzebna przy leczeniu rannych. Ja pójdę z Gourry’m zbadać to miejsce, gdzie urywają się ślady. Zgoda?
Odpowiedziały jej trzy zgodne kiwnięcia.
- To do zobaczenia o zachodzie słońca.
Gourry był szalenie niespokojny. Chciał zrobić cokolwiek, co sprawiłoby chociaż wrażenie, że robi coś w celu polepszenia sytuacji Sylphiel. Pragnął się pozbyć tych okropnych obrazów, które wciąż nawiedzały jego umysł. Nie mógł powstrzymać myśli, że jeżeli nic nie zrobi, to ten koszmar stanie się rzeczywistością. Pokręcił głową. Lina obiecała, że ją znajdą. Zelgadis wpadł na jakiś trop. Dzięki nim na pewno uda się pomóc Sylphiel.
- Faktycznie, jest tu echo. - Głos rudej czarodziejki nagle wyrwał go z zadumy. Gourry stał oparty o drzewo, obserwując krzątającą się po całej polanie Linę, aż w końcu odpłynął.
- Echo? No jesteśmy w lesie, oczywiście, że jest tu echo - odpowiedział blondyn zdziwiony, że musi tłumaczyć genialnej dziewczynie tak elementarne rzeczy.
- Nie echo w lesie, kretynie! - warknęła poirytowana czarodziejka. - Mam na myśli echo magiczne, ślad po użyciu zaklęcia. To potwierdza moją teorię, dotyczącą modyfikacji czaru przywołania.
- Eee… możesz powtórzyć, na czym ta teoria polegała? - spytał nieśmiało blondyn.
Lina złapała się za głowę.
- Nieważne - odpowiedziała, po czym po chwili milczenia spytała. - Gourry, kim jest dla ciebie Sylphiel?
- Kim dla mnie jest Sylphiel? - powtórzył wolno szermierz.
Lina szybko zarumieniła się.
- Zapomnij, że o to pytałam. Wracajmy, zbliża się zachód słońca - dodała śpiesznie i skierowała się w stronę Sairaag. Nieco zaskoczony blondyn bez słowa ruszył w ślad za przyjaciółką.
Cała czwórka zebrała się punktualnie o zachodzie słońca przy tym samym stole, co parę godzin wcześniej. Jako pierwszy zabrał głos Zelgadis siedzący obok, wyglądającej na wyczerpaną, księżniczki. Siedzący naprzeciwko Lina i Gourry słuchali uważnie każdego jego słowa.
- Tak jak myślałem, nie tylko Sylphiel została porwana. W ciągu ostatnich kilku miesięcy zaginęły cztery inne kobiety. Sprawca tego wszystkiego cały czas się przemieszcza, ale wydaje mi się, że znam jego główny cel. Będzie nią stara świątynia niedaleko Rayheiss. Ma tam się pojawić równo za dwa dni. Jeżeli wyruszymy jutro o świcie, pojawimy się tam nawet przed czasem.
- Ale skąd pan to wie? - spytała Amelia.
- Dlaczego nie wyruszymy od razu? - dodał Gourry.
- Gourry, nie powiesz mi chyba, że masz teraz siłę na całodniową wędrówkę - zakpił mag. -Do jutra mamy czas na odpoczynek i zapewniam cię, że jak wyruszymy o świcie, będziemy wieczorem na miejscu.
- W porządku. - Po chwili milczenia blondyn dał za wygraną, chociaż parę sekund wcześniej nie wyglądał na przekonanego.
- No dobrze, to ja się chyba już położę, skoro mamy tak wcześnie wstać - powiedziała księżniczka, podnosząc się z miejsca.
- Amelio, wydaje mi się, że lepiej będzie jak zostaniesz tutaj - odparła nagle milcząca dotąd Lina.
- Ale dlaczego? - spytała zaskoczona adeptka białej magii.
- Aby pomóc Sylphiel nasza trójka wystarczy, a tutaj wciąż jest sporo rannych osób, które potrzebują twojej pomocy - odpowiedziała czarodziejka.
Młodsza dziewczyna przez chwilę patrzyła się w czerwone tęczówki, po czym spuściła głowę.
- Chyba masz rację… Obiecałam panu Mcfin zaklęcie na obolałe barki. Ale na pewno nie będę wam potrzebna? - zapytała wciąż niepewnie ciemnowłosa dziewczyna.
- Bardziej jesteś potrzebna tutaj - odrzekła rudowłosa.
- No dobrze. To będę tutaj na was czekać. Dobranoc. - Amelia się uśmiechnęła, po czym poszła w stronę prowizorycznej noclegowni, gdzie cała czwórka miała przydzielone łóżka.
- Pójdę sprawdzić zapasy drewna - oznajmił nagle Gourry i nie czekając na żaden odzew, wstał i oddalił się od pozostałej dwójki.
- Może ja też się wcześniej położę - powiedział Zelgadis, jak tylko blondyn zniknął z pola widzenia.
- Później - powiedziała stanowczo Lina, obdarzając go surowym spojrzeniem. - Najpierw mi powiesz całą prawdę.
Przez chwilę chimera patrzyła się jej w oczy.
- Jesteś przekonana, że chcesz usłyszeć wszystko?
- Nie traktuj mnie jak Amelii. Nie wystarczy, że zignorujesz moje pytanie, abym dała ci spokój.
Zelgadis ciężko westchnął, po czym rozpoczął swoją opowieść.
- Wiesz, że zawsze jestem na bieżąco z informacjami dotyczącymi okolicznych świątyń. - Lina w odpowiedzi tylko pokiwała głową. - Jakiś czas temu usłyszałem o pewnej zaginionej kobiecie odnalezionej w pobliżu jednej z okolicznych świątyń. Nie zwróciłem wtedy na to uwagi. Miesiąc temu usłyszałem podobne pogłoski dotyczące innej kobiety. Kiedy mnie nie było, zrobiłem wywiad w okolicznych wioskach. W sumie zaginęło pięć kobiet. Okoliczności były za każdym razem inne, ale cechą wspólną tych zniknięć jest perfekcja sprawcy. -Wyciągnął nagle mapę z zaznaczonymi punktami. - Kobiety znikały z tych miejscowości. -Lina szybko zwróciła uwagę na fakt, że punkty układają się w kształt pięciokąta foremnego. -A były odnajdywane w tych miejscach. - Zelgadis wziął ołówek i zaznaczył kolejne cztery punkty, które tworzyły cztery wierzchołki pentagramu, stworzonego na podstawie pięciokąta. Piąty wierzchołek, znajdujący się niedaleko Sairaag, był zlokalizowany niedaleko Rayheiss.
Czerwone źrenice rozszerzyły się gwałtownie.
- Pięć bram i pięć kluczy - wyszeptała. - Za dwa dni będzie pełnia… Ale to tylko bajka! Co ten szaleniec chce osiągnąć?!
- Nie wiem i mam nadzieję, że się nie dowiemy.
Na chwilę zapadła cisza.
- Zel… W jakim stanie znajdywano porwane kobiety? - spytała, bojąc się odpowiedzi. Wyczuwała, że przede wszystkim z tego względu na początku chimera olała pytanie Amelii, tak ochoczo korzystając z faktu, że Gourry zadał w tym samym czasie drugie pytanie i tak niechętnie odpowiadała na jej własne wątpliwości.
Zelgadis ciężko westchnął i patrząc na zachodzące słońce, udzielił jej odpowiedzi.
- Ten skurwiel najpierw je omamiał narkotykiem, po czym gwałcił i zostawiał ich ciała w kałuży krwi.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.