Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Ostatnia godzina przeznaczenia

Autor:matidn1
Korekta:Dida
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Akcja, Romans
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2011-07-02 08:59:04
Aktualizowany:2011-07-02 09:00:04


Umożliwiam kopiowanie.


Prolog!!!

Początkowy obraz ukazuje nam człowieka wskroś przeszytego mieczami. Krew kapie z licznych otworów. Broń pochodzi od przeciwnika, stojącego naprzeciw. Jest on masywny i ma wiele zacięć na rozbudowanych ramionach i klatce piersiowej. Na szyi jego kołysze się wiele amuletów, na każdym palcu posiada on po kilka pierścieni. Na nogach ma także obręcze. Ubrany w zbroję z dziwnego elastycznego materiału, który wytrzymał już wiele ciosów. Ów pancerz pokrywa całe jego ciało, oprócz głowy, którą bronią miliony czarnych jak smoła włosów splecionych w kok. Oboje znajdują się na arenie wielkiej, podobnej do kurzego jaja. Podziurawiona postać nie posiada niczego specjalnego. Ubrana jest tylko w białą koszulkę, poplamioną już od krwawiących ran. Klęczy on i spogląda na trybuny, jego mięśnie mocno są spięte. Choć ranny, bardzo uśmiechnięty, pada na ziemię zaparłszy się na mieczach. Kona, zaś otaczająca publiczność wiwatuje na cześć zwycięscy. Dumny wojownik podchodzi do pokonanego i na wyraz szacunku odmawia krótką modlitwę.

Treść!!!

Biała jak śnieg koszula bezwładnie kołysała się na delikatnej skórze, jakby nigdy nie używanej. Młody chłopak nigdy nowej nie zakładał, ona mu przypominała jego wygrane. Mógł być dumny z tysięcy zwycięstw, dlaczego zatem uśmiech uciekał z jego twarzy, gdy patrzył w lustro. Rysował się na niej swoisty dylemat, którego nie mógł przezwyciężyć żadną z nadziei na leprze życie. Ze zniechęceniem nałożył ochraniacze na ręce. Rozejrzał się jeszcze dokoła, jakby szukał czegoś w niemym pomieszczeniu. Ogromny wentylator i mała żarówka kołysząca się nad głową. Tak rysowało się wnętrze poczekalni. Białym Wyzwolicielem okrzyknięty został, gdy tysięczną walkę zwyciężył. Bezwzględny i nieprzewidywalny. Zawsze wie co robić i gdzie uderzyć. Nie walczy o wolność czy o sławę. Jego jedyny cel to zniszczyć przeciwnika. Obraz ten krążył w wielu legendach i plotkach zagubionych ludzi, którzy pożywiali się nim jak dusza nadzieją. Niespełnione pragnienia, których nie potrafił połączyć w całość, mówiły zupełnie co innego. Choć chciał zatopić się w lagunie nowego świata, nie potrafił rozstać się z bronią, z tą adrenaliną. Jego uczucia chwiały się za każdym razem, gdy wstawał, gdy upadał, przede wszystkim gdy na arenie widział tę jedyną. Ona nigdy nie opuszczała walk. Zawsze trwała, zapatrzona jak w święty obrazek. Chciała jednak go przekonać aby to porzucił i skończył najszybciej, ulotnił się. Niestety zawsze tak samo odpowiadał „nie umiem”. Już za betonowym murem słyszał rozjuszony tłum, pobudzony przemową. Docisnął drugi ochraniacz do nadgarstka i oparł się o wrota. Spuścił głowę i twarz zmęczoną tą udręką niepewnością, która krążyła za nim jak śmierć. Czekał z myślami zanurzonymi w przeszłości do lat dziecięcych, kiedy to czuł się bezpieczny i dobrze traktowany. Miłość jednak zakończyła się zbyt szybko. Karmiony do piątego roku życia, troskliwie pielęgnowany, później na polowania chodził i walczył, aby przetrwać, porzucony na pastwę losu. Wykształcił sobie wtedy specyficzną umiejętność, już dużo wcześniej zaszczepioną w ciele. Gołą dłonią wyciągał dusze i instynkty zwierzęce. To jednak jedna z tysięcy jego wspaniałych zalet. Umiejętności posiadał tyle, ile potrafił przez dwadzieścia trzy lata wymyślić. Niektóre do niczego niepodobne, nawet realności się nie trzymające. Jakby prosto z umysłu na świat zrodzone. Na arenie zawsze jak bezbronne dziecko się prezentuje.

Pokrywa gruba na trzy metry podniosła się wyrwana ciągiem przeciwnej grawitacji. Cała jego blada twarz skąpała się w blasku gwiazdy, dużej, ale praktycznie zgasłej. Już ją na straty spisali i określili mianem wymarłej. Wszystkich jako trupy wpisali w karty życia powtórnego. To jednak nie martwiło Wyzwoliciela. Pewnym krokiem stąpał po zielonej imitacji trawy. Buty na miękkiej podeszwie dość słabo trzymały się powierzchni. On jednak znalazł na to sposób. Więzadła Polineli dodatkowe umieścił we wnętrza i tak przy każdym kontakcie sandał łączy się nietrwale z podłożem. Kątem oka spojrzał na trybuny, które jak zwykle połyskiwały wypełnieniem. Nie zobaczył jednak swojej ukochanej i ogarnął go lęk. Wiedział, że to może znaczyć tylko jedno. Nie żyje. Z jakąś nadzieją jeszcze rozglądał się po zaokrąglonych stopniach i siedzeniach. Widział kobiety i dzieci, mężczyzn i dziadów starych. Nigdzie jednak jej postaci nie odnalazł. Przypomniał sobie obietnicę, którą złożył w dzień ich miłosnego związania. Puścił łzę i uśmiechnął się. Wraz z jej śmiercią dołączyć do niej musi za wszelką cenę. Wiedział jak tego dokonać szybko i ruszył pewnie do potężnego przeciwnika.

Eliptyczna arena, jak jajko położone na boku i ścięte do połowy, zupełnie przypadkiem umieszczone zostało w Wallinowym Lesie. W nim to drzewa pną się pod sam nieboskłon, aby światła jak najwięcej nabrać. Bez koron czy liści gołe pnie gną się i rozciągają na kilometry w niebo poza atmosferę. Światło dochodzi tylko w miejscach gdzie „Drzewojady” mieszkają, a zwą je Lonimoty. Arena w samym środku ich legowiska właśnie usadowiona jest, gdzie światło z łatwością przez długi pas wyryty dociera. Ta właśnie jasność bohatera oczy oślepiła, gdy norę opuszczał. Wyzwoliciel znalazł sposób do szybkiego połączenia. Musiał przejść na drugi świat w godzinę zaledwie. Gdyby spełnić tego warunku nie potrafił, jego ukochana na wieki z oczu by mu znikła i w innym świecie rozpłynęła. Tak więc miał godzinę, aby plan zrealizować. Ostatnie czasy aby, nacieszyć się walką, adrenaliną, swoją drugą miłością.

Stanął spokojnie i rękę podniósł do góry, aby pokazać, że gotowy. Przeciwnik już palił się, to raz z braku szacunku do młodego lidera, to dwa do gotowości i natychmiastowej walki. Biały miał przewagę. Spokój jaki nosił w zewnętrznej powłoce niebywale denerwował masywnego zapaleńca. Choć walczyć miał z siedmiusetkilogramowym Nuletim, bardzo niziutkim, nie zląkł się, a nawet ucieszył. Przeciwnik silny i spasiony jakby dwie hordy ludzi zjadł na śniadanie i mięśnie z kośćmi wchłonął w siebie. Jeszcze raz poprawił ochraniacze metalowe na rękach z wyrytą dedykacją „Na Zawsze". Wypolerowana powierzchnia odbiła całą smukłą twarz jego. Włosy blond poprawił i czekał. Sygnał padł jak grom z jasnego nieba. Nie, pomylił się, to ktoś głośniej gwizdnął na widowni. Ruszyć jednak z miejsca nie miał zamiaru, nawet z piskiem trąbki startowej. Tak jak przewidział przeciwnik wystartował pierwszy. Ziemia zatrzęsła się, gdy kroki do przodu robił. Siedem potężnych mieczy w ręku trzymał, w drugiej zaś działo jak czołg potężne. Wszystko to zrodziło się i pojawiło wraz z sygnałem. Wyzwoliciel jeden raz wzrok zarzucił na pędzące tornado. Wiedział jak uderzy, gdzie i co zrobi. Niektórzy mianem jasnowidza go określali. Złe to myślenie pod każdym względem. Sedno jego zwycięstw w zupełnie innym ośrodku się znajdowało. Nuletim miał w zanadrzu wiele ciosów, tysiące kombinacji wariantów. Biały zamknął oczy. Wyczuł wibracje i dźwięk stąpania, choć na arenie zdawało się być głośniej niż na potężnej imprezie. Wyciągnął rękę do poziomu, przyklęknął na jedno kolano. Trybuny ucichły, wiedziano już na czym to polegać będzie. W sekundę naładował się. Nikt nawet grama powietrza nie wypuścił. Przeciwnik dotarł i wyrzucił miecze równolegle do ciała. Nie były to jednak zwykłe żelazne, zaostrzone nożyki. Właściwości specjalne posiadały. Gdy się od nich mocno odbić, w przeciwnym kierunku lecą do nacisku. To właśnie wykorzystać chciał aby Białego poszatkować. Przyspieszył i na wyrzucone miecze wskoczył. Gdy te zaczęły już lecieć do środka ostatnim siódmym rozproszył aby poleciały w różnych kierunkach. Działo uaktywnił i rakiety potężne wypuścił. One poleciały prosto w rozproszone miecze i odbijając się od ich powierzchni przyspieszały. Wyzwoliciel nie drgnął ani na sekundę. Tylko powiekę przetarł i powstał, bo naładował już rękę do końca. Atak przeciwnika trafił w dziesiątkę. Miecze w ostatniej chwili dziwnie przyspieszyły i wbiły się w końce pocisków, przecinając je w pół. Połówki na przemian ze sztyletami upadły wokoło młodzieńca, w równych, wręcz wymierzonych odstępach. Wypuściły tylko gaz dziwny i tak się w pionie zatrzymały. Nagle Biały pojawił się za plecami przeciwnika. Już miał od tyłu uderzać, gdy mieczyki powstały i w rękę mu się wbiły. Krążyły za nim jak śmierć za chorym. Nie zawył, nawet bólu nie poczuł, tylko się odsunął szybko. Nuletim zauważył, że metoda podziałała i do drugiej fazy przeszedł. Działo w pył się zamieniło zaś na jego miejscu pojawił się korek nieduży, połyskujący, w drugiej zaś ręce misiek pluszowy. Nie zastanawiając się, ruszył, wbijając swoje ciężkie stopy w podłoże. Podbiegł i korek mu do ust włożył. Biały jakby bezbronny stał i zamyślony, z małym przedmiotem, o czymś dumał. Przeciwnik uciszył się i wnet krzyknął:

- Teraz już mi nie umkniesz.

A wypowiedział to z takim patosem i wzniosłością jakby mowę jakąś wygłaszał. Dumnie podniósł misia do góry i bezwzględnie wyrwał mu rękę. Noga młodzieńca odpadła od ciała jak zwykły drewna kawał. Widowni aż powietrza brakło, gdy druga noga grawitacją obciążona uderzyła. Uśmiech szczery z twarzy Nuletima znikł gdy młodzieniec powiedział:

- Wpadłeś.

A mówił to z niebywałą lekkością i prostotą. Rękę wyciągnął do góry i kciuk spuścił. W kieszeni grubasa wybuchł portal. Z niego to wyszło robactwo i wielka martwa koścista dłoń. Weszła w jego ciało i wyjęła duszę waleczności i siły. Po chwili wszystko znikło, a przeciwnik nie wykazał żadnego ruchu. Miecze i połówki wybuchły, zniszczyły doszczętnie lewitujące wcześniej resztki Białego. Po chwili jednak coś wyszło z ziemi. Wyrósł nowy Wyzwoliciel, taki sam jak wcześniej, jednak z koszulką poplamioną i potarganą. Pozbawiony podstawowych elementów ataku zapaleniec zmuszony był uaktywnić swój zapas. Przez niektórych zwany Pożeraczem Dusz. Posiadał w sobie miliony oryginałów ludzkich po wielu stoczonych walkach. Szybko wyrzucił miśka i uaktywnił coś podobnego do włóczni ze świetlistymi okręgami trzema. Wyciągnął ją wysoko w górę i pokręcił nad głową. W sekundę jego ciało zmieniło się w potężne i masywne. Wyzwoliciel oderwał kawałek sztucznego źdźbła i powiedział:

- Tym cię wykończę.

Odwróciwszy się w stronę publiczności pokazał swoją broń. Wszyscy wiwatowali i krzyczeli. Szykował się potężny atak. Zielona Furia tak go nazwał. Biały opanowywał dziwne techniki walki do żadnych wcześniej opracowanych niepodobne. Złożył obie ręce jak do modlitwy i potarł żywą kopię. Pył rozpłynął się w powietrzu. Następnie uśmiechnął się i do trzech głośno odliczył. Przeciwnik nie próżnował, w tym czasie już przygotowywał nowy kontratak. Zdążył już ustawić pięć ogromnych filarów z runami w dziwnym języku wokoło Białego i nad nimi wielkimi dłońmi klasnąć dwukrotnie. Filary zaświeciły, a jednocześnie zewsząd na arenie pojawiły się pnącza kolczaste. One to obwinęły Nuletima i wyniosły jego wielkie cielsko poza arenę. Gdy znajdował się już nad dachem szklanym, który owe pnącza roztrzaskały, z bocznych części drewniane pnie jak szpice przebijały jego ciało. Jeden nawet rozrósł się w jego ciele i wyrwał wnętrzności. Popłynęło mnóstwo krwi. Przy ziemi jednak działo się nie najlepiej. Filary uaktywniły portal, z którego zaczęli tysiącami wyskakiwać martwi wojownicy, uzbrojeni po zęby. Nabrał energii w dłoniach i odpierał jednocześnie wydawane ataki z różnych stron. Niektórzy strzelali, inni rzucali bomby, następni mieczami władali. Z zewnątrz widownia widziała jak Biały zmaga się z powietrzem. Od wewnątrz jednak wyglądało to trochę brutalniej. Poodcinane nogi, odrywane głowy i mnóstwo krwi. Bronił się drugim wyrwanym źdźbłem, przekształcając je w ostrze drewniane. Po dłuższej chwili poczuł, że traci siły. Poddał się, przebito go natychmiastowo wieloma włóczniami, zastrzelono kilkakrotnie i pocięto. Nagle pojawił się na zewnątrz. Zdziwienie ogarnęło tłum, gdyż nikt nigdy nie odkrył jak on ucieka przed niebezpieczeństwem. Teleportować się nie mógł, gdyż pole by go zablokowało, a śmierci nie ominie tym manewrem. Wskrzesić ciała też nie, gdyż czas go ograniczał. Odpowiedź całkiem zaplątana w dzieje jego była. Kto jednak by znał historię sieroty. Tak jak na arenie sławę zdobył, to dopiero go zauważono. Na arenie przeciwnik już nie drgnął nawet. Nagle filary zniknęły, a na ich miejscu pojawił się Nuletim, powstając z wielu trupów wcześniej zarżniętych. Powrócił do normalnej wielkości i stanął twarzą przed Białym. Wyciągnął rękę i powiedział:

- Nie doceniałem cię. Naprawdę wielki z ciebie wojownik. Zacznijmy więc walkę. Prawdziwą walkę.

Uśmiechnął się i spuścił wzrok. Odsunął się po chwili dwa metry w tył. I odliczył do dziesięciu. W tym to czasie już przygotował sobie parasol i gumowy balon. Zakończywszy odliczanie napełnił wydychanym gazem elastyczny przedmiot. Po trzech wdmuchnięciach zaczął się świecić na różowo aż pękł. Ze środka wyleciał drut kolczasty i owinął przygotowującego się Białego przy szyi. Kolce miażdżyły nie tylko gardło, wpuszczając w ciało chemikalia jakieś. Z minuty na minutę słabł aż upadł. Przeciwnik widział, iż czystym blefem go wita. Rozłożył więc parasol i mierzył różne miejsca. Machał nim to tu i tam. Chwilę tylko to robił, zatrzymał się po tym i potężny walec światła wypuścił w pustą powierzchnię. Figura owa dotarła do celu, a stała się nim dusza Białego, czekająca na uboczu. Promień frontem uderzył i małe strzałki w plecy wypuścił, tak, że sekundę później już w jasności cały się kąpał. Atak polegał ten na destrukcji z ciała duszy wyrzuconej. Przeciwnik widząc, że Biały w głąb trafiony został, tylko dokończył dzieła i pętlę na szyi zacisnął, głowę odrywając. Ręce do góry wysoko podniósł, cieszył się, że zwycięzcą został. Nic się już nie działo, tylko uwolnione ciało Wyzwoliciela na ziemię jak kłoda upadło. Trybuny wybuchły krzykiem i euforią, by nowego wojownika mianem Białego określić.

Ta historia nie może się tak skończyć, wiem o tym dobrze. Wyzwoliciel na koszulkę swoją jak łza czysta spojrzał. Dziur tam żadnych nie znalazł. Naciągnął ochraniacz i informację otrzymał, raptem znikąd przybyłą. Wiedział już przed czym się bronić. Gdzie błąd popełnił, aby naprawić go szybko. Za ścianą już spragniony rozrywki tłum czekał. I tak kolejną godzinę do spełnienia przepowiedni otrzymał. Wybrać ciągle nie mógł czy przejść w świat nowy, czy pozostać w tym, co jest przeszłością w chwilach radości. Tak więc godzinę nieskończoną mógł przeżywać Wyzwoliciel za każdym razem z informacją nową. Wstał, ochraniacz poprawił i z ręką w górę wyciągniętą pognał po rozrywki łyk.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.