Opowiadanie
Miłość ponad wszystko
Autor: | Lyneel |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Dramat, Fikcja, Romans, Baśń |
Uwagi: | Alternatywna rzeczywistość |
Dodany: | 2011-08-15 08:00:33 |
Aktualizowany: | 2011-08-12 10:33:33 |
Towarzyszę Dacrimie prawie od początku. Widziałam wiele rzeczy, zwykle pozostając obserwatorem, rzadko wchodząc w kontakt ze śmiertelnikami. Nie ingeruję w bieg wydarzeń. Oceniam stworzenia na przestrzeni wieków, czerpię mądrość z tysięcy historii. Znam świat większy niż pojedyncza osoba, dlatego zyskałam opinię absolutnie nieomylnej...
To kolejny błąd ludzkiego rozumowania.
Jedna chwila zmieniła wszystko. Jedna chwila, ponieważ ile trwają losy zakochanych? I jaką moc posiada przeznaczenie, jeżeli możemy je kształtować?
Historia zaczęła się wieczorem. Wówczas młody, pełen energii chłopak przyszedł na wzgórze i ogarnął niebo wzrokiem. W jego szafirowych oczach odbiła się Astrea, tętniąca zielonym blaskiem, a Lunar, ciężki oraz krwawy, porozrzucał na czarnych włosach rozbłyski czerwieni. Solias wyglądał niezwykle. Przypominał wampira, dziecko nocy, a nie Słońca, któremu zawdzięczał imię. Jednak nie był wyjątkowy. Lubił marzyć o przygodach, prawda, lecz pod tym względem przypominał rówieśników. Uwielbiał też właśnie gwiazdy - czuł, jakby miał wśród nich dobrego przyjaciela, uznałam to jednak za złudzenie. Sadziłam, że los nie przewidział związku ducha ze śmiertelnikiem...
Człowiek westchnął. Ojciec - kowal i matka - garncarka zarabiali całkiem dobrze, wiedli jednak monotonne życie. Solias szukał wrażeń. Chciał pływać po Morzu i odkrywać lądy, dlatego podjął szkolenie u miejscowego mędrca, Szaodina. Spędzali razem dużo czasu. Chłopak okazywał posłuszeństwo, aż poprzedniego dnia odszedł po kłótni na temat świata. Czemu odrzucił rady? Czemu odwiedził źródło, gdzie przemianie uległy rzeczy, jak wierzono, wieczne i niezmienne? Był bardzo dumny. Postanowił unikać mentora, póki ów nie przeprosi za uwagi. Popełnił błąd, ale miał do tego prawo...
To mnie należy winić.
Wracając do historii - Soliasa zmorzyła senność. Tymczasem jedna z gwiazd, przecinając upstrzone siostrami niebo, zamigotała seledynowo i odbiła się w ślepiach żerującego ptaka. Pamiętam trzepot skrzydeł. Zwierzę odleciało wystraszone. Równocześnie z ziemi wstała dziewczyna, owinięta zwiewną, jakby utkaną z pajęczyny szatą. Na plecy opadały proste włosy - sięgały do podłoża i ciągnęły się za właścicielką niczym tren za władczynią. Skóra miała jasny odcień. Oczy przypominały dwie miniatury Astrei, rozlewającej po niebie zieloną poświatę. I tak, tylko one wyróżniały się na tle absolutnej, niszczącej kontury bieli. Selena robiła wrażenie. Wielu zapragnęłoby trzymać ją niczym klejnot, a również obudzony Solias zastanowił się, czy trafił do raju. Jego serce przepełniała miłość. Odetchnął nią tak, jak pływak łapie powietrze po zbyt długim zanurzeniu. Poczuł, jakby wlewał do wnętrza samo życie.
Dziewczyna obróciła głowę. Odwzajemniła spojrzenie czarnowłosego.
Odtąd widywali się codziennie. Zawsze wybierali terminy po zapadnięciu zmroku, o czym przesądziły obowiązki chłopaka oraz prośba Seleny. Często stawali na mostku, rozpiętym nad brzegami rzeki „Zakochanej”. Patrzyłam, jak rozmawiają i żartują, jak tańczą w drżącym, malowniczym świetle dwóch księżyców. Patrzyłam, jak ujmują dłonie. I wymieniają pocałunki. Przez kilka tygodni stworzyli związek równie silny, co relacje budowane przez lata. Solias wierzył, że dotąd lunatykował w oczekiwaniu na spotkanie i dopiero teraz...
- Zaczynam żyć naprawdę - oznajmił, wpatrzony w lustro wody.
Tego wieczoru zaproponował zaręczyny. Wybranka dała twierdzącą odpowiedź, potem jednak pogrążyła się w milczeniu. Dowcipy, czułe słowa - nic nie poprawiło atmosfery. Chłopaka bardzo to zabolało. Z niepokojem rozważał, czy zasłużył na rolę męża, bo chciał pocieszyć Selenę i nie wiedział, jak zacząć. Znał dziewczynę naprawdę słabo. Dopiero teraz to zrozumiał. Ilekroć pytał o przeszłość, mieszała się i wtrącała zdanie o obojętnych benignom sprawach. Sprawiała wrażenie zainteresowaniem nie tyle światem, ile Dacrimą samą w sobie.
Solias nie przerywał. Słuchał o zwierzętach, roślinach czy nawet gwiazdach, okazyjnie przytakując lub tonąc w oczach ukochanej. Były parą zielonych punktów na białym ciele. Przypominały mu o ich własnej sytuacji, czyli parze połączonych związkiem osób - pozornie różnych, a tworzących piękną całość.
Od oświadczyn upłynął tydzień. Solias postanowił zrobić użytek z tego, czym dysponował, czyli chęci pomocy, serca oraz miłości do narzeczonej. Przyszedł na ulubione wzgórze. Tutaj rozpatrywał każde spotkanie i każde zdanie, które zapamiętał, szukając wskazówek co do zachowania ukochanej.
Minęło kilka godzin. Chłopak zrobił się zmęczony i podłamany, ale nie dawał za wygraną. Słońce powoli znikło za horyzontem, a jego miejsce zastąpiła łuna, przetykana gwiazdami niczym szata zdobieniami. Ze wschodu nadciągnęły strumienie energii. Wykrywaniem ich zajmowali się szamani, te jednak posiadały silną aurę i wyczuł je nawet Solias, uczeń Szaodina. Przekrzywił głowę. Nad wierzchołki drzew strzelały złote języki, zasnuwając puszczę siecią dymu.
- Płomienie? - przypuścił na głos.
Chciał zbadać sprawę. Ruszył do lasu z lękiem, rosnącym z każdą chwilą. Zachował czujność. Założył, że zdąży uciec i nic go nie zaskoczy, na miejscu jednak... zesztywniał z przerażenia. Ujrzał postać. Jej biała sylwetka odcinała się od lawy, którą trącała bosą stopą. I tak. Zdawała się nie doświadczać bólu.
Chłopak osłupiał. To za wiele. Stracił kontrolę i pobiegł bez rozeznania, dokąd zmierza. Przed oczami stała mu narzeczona, lekceważąca zabójcze ciepło i normalnie białe, delikatne oblicze, zarumienione od pożogi. Czuł zapach włosów oraz... zapach dymu.
Swąd życia.
Nogi przyniosły go do mego źródła. Wielu szuka tutaj rady, ale oblicze żywiołu przeraża najodważniejszych - często jako toń wody, lata czy godziny później. Solias miał wyjątkową obawę. Nie chciał stracić ukochanej. Opanował nerwy i wyważonym głosem przedstawił problem, nie odwiedziwszy Szaodina przez głupią dumę.
Ukazałam się pod kryształową postacią. Głowę uczyniłam bryłą lodu z pięcioma szafirami, czyli jedynymi elementami, gdzie dojrzał życie.
- Pomóż - błagał. - Moja narzeczona jest...
- Duchem Gwiazdy - dokończyłam. Nie potrzebowałam opowieści. Obserwowałam ich z „Zakochanej” oraz innych zbiorników, dlatego znałam sytuację doskonale. Tak przynajmniej uważałam.
Chłopak wyglądał na wstrząśniętego. Mimo wszystko uniknął zbędnych pytań, zaakceptował otrzymane rady i nie sprzeciwił się konkluzji, która napełniała go grozą.
- Śmiertelnik nie może połączyć się z duchem - podsumował. - Najpierw musi zostać częścią żywiołu, najbliższego danej osobie. Czy tak? Selena dotykała lawy - stwierdził cicho. Po raz pierwszy zauważyłam, jak wielkie łączyło ich uczucie. Był gotów... stopić się z płomieniami?
Miałam dwie możliwe odpowiedzi. Przyszłość zawarła się w jednym słowie, mądrość tysiącleci…
Wybrałam „tak”. Moja wina.
Solias gorąco podziękował. Popędził do wulkanu, górującego nad krajobrazem.
Emba. Wyrastała nad lasem niczym strażnik, czuwający w srebrno-czerwonym lesie. Stała na jednej z nielicznych stref, pozostających aktywnych wulkanicznie i choć nie wybuchała, miejscowi unikali jej jak ognia. Nieco dalej leżały zimowe obszary. Ich rzadko zasiedlone, spore połacie przecinały rzeki lawy, ale kratery były mniejsze i Emba zajmowała pozycję honorową. Pewnie dlatego wybrał ją czarnowłosy. Dotarł do podnóża zadziwiająco szybko. Gnały go młodzieńczy zapał, determinacja czy również tęsknota za ukochaną? A może... po prostu miłość.
Tymczasem Selena walczyła z obawami. Pora spotkania minęła, a chłopak zniknął bez śladu.
- Czy znalazł lepsze towarzystwo? - rozważała dziewczyna. Chodziła po mostku, aż wreszcie przechyliła się przez poręcz i przytknęła dłoń do sztucznego, bijącego serca. Podobno każda istota, obdarzona świadomością, potrafi kochać. Kiedy obserwowałam tęskniącego za śmiertelnikiem ducha, musiałam zgodzić się z tym stwierdzeniem.
Chociaż... wciąż należę do wyjątków.
Po policzkach płynęły krople. Sprawiały wrażenie równie prawdziwych, co łzy normalnych ludzi, ponieważ zawierały emocje, posmak bólu. Wpadły do rzeki z pluskiem. Stąd zbierałam je i nizałam Naszyjniki Westchnień, pogrążona w zamyśleniu. Aż nieoczekiwanie... zrozumiałam. Uznałam, że Selena ceniła chłopaka ponad wszelki żywioł, nawet samą siebie - stawiała go przed ogniem, z którego pochodziła. To oznaczało...
Zauważyłam pomyłkę. Postanowiłam zmienić wyrok, wydany na człowieka przez moją nieuwagę.
„Zakochana” odbiła wierzchołek wulkanu. Dziewczyna cofnęła się, przycisnęła drżące dłonie do białej twarzy. Dostrzegła stojącą na szczycie postać. A sposób, w jaki odgadła tożsamość narzeczonego, pozostanie tajemnicą.
Selena nie traciła czasu. Opanowała strach, zatrzepotała niewidzialnymi skrzydłami i poszybowała ku kraterowi. Również wzleciałam. Zawisłam nad ziemią jako chmura, a następnie spadłam w postaci deszczu. Obserwowałam Embę razem z drzewami, czując buchające stamtąd ciepło oraz wierząc w Selenę. Wierząc... To dziwne uczucie. Wiem sporo na każdy temat. Widziałam wiele rzeczy i znam tysiące historii, jednak często czuję, że nie doświadczam połowy tego, co normalna osoba.
„Wszechwiedząca”. Tak mnie nazywają.
- Solias! - wykrzyknęła dziewczyna.
- To dla ciebie, kochanie - wyszeptał, stojąc poza zasięgiem krzyków.
- Nie skacz. Błagaaam! - prosiła, zaciskając ręce i walcząc z wiatrem, targającym nią niczym piórkiem. Nie rezygnowała. Ponawiała wołanie, aż człowiek ujrzał białą postać z rozwianym włosem. Zawrócił znad przepaści. I zamarł, wpatrzony w narzeczoną.
Padłam jako krople na jego rzęsy. Stoczyłam się razem z łzami, nad którymi nie mam władzy - niosąc uczucia, pozostają poza kontrolą wody.
Żywioły... Czy jesteśmy zbyt dumni, aby zaakceptować wyższość pozornie niższych istnień? Czy nie potrafimy znieść, gdy rzeczy idą nie po naszej myśli i przynoszą lepsze rezultaty? Przeznaczenie pozostaje nieubłagane niczym rzeka, forsująca tamę więzienia. Wydało wyrok. Strąciło w ogień skałę, na której stał człowiek i przez dziką, palącą zazdrość rozdzieliło dłonie kochanków, związane miłością. Spojrzenia znalazły się po raz ostatni. Nim Selena wylądowała, Soliasa przykryła lawa. Kocham. To słowo rozbrzmiewało niczym echo utraconej radości. Choć zostało wypowiedziane przed sekundą, określało rzecz przeszłą, nieosiągalną - szczęście.
Blask Seleny zgasł jak zdmuchnięta świeca. Oczy rozwarły się od strachu, a potem stały się szkliste, pełne łez i emocji, które wstrząsnęły mną do głębi. Również zapłakałam. Zwykle lekceważę cierpienie śmiertelników, jednak patrzyłam, jak dziewczyna wyciąga dłoń do krateru, jak przerywany oddech studzi płomienie i to, co rozdzielono, łączy się na nowo. Miłość do miłości. Szczerość do szczerości, rozłąka ku połączeniu.
Jestem na Dacrimie niemal od początku. Widziałam wiele rzeczy i znam tysiące opowieści, ale żadnej nie wspominam lepiej niż historii o miłości. Selena wróciła na firmament. Trwa przy partnerze, bijąc najjaśniejszym blaskiem dla uczucia, które złączyło ich i łączy na wieki. Co do Soliasa, jego serce towarzyszy wulkanowi - a ogień to istota gwałtowna, nieprzejednana oraz serca pozbawiona. Jednak wciąż zrozumiało potęgę kochania, obserwując śmiertelników.
Jeszcze słowo. Ktoś porównał życie do strumienia, pędzącego przez wytyczoną trasę i obojętnego na widoki. Wolałabym użyć innego określenia: nie dorastam do uczuć śmiertelników, dominujących nad śmiercią, ziemią, wiatrem, ogniem, a szczególnie wodą, która zgłębiła tajemnice, ale pozostawała ślepa na urok świata. Do momentu, gdy poznała moc wybierania przyszłości.
Więc tak. Jeśli przeminiemy, jeśli znikną żywioły oraz ludzkie ciała, przetrwamy dzięki pamięci o czarze miłości. Jest wyjątkowa. Przecież napełnia życiem dłużej niż do końca świata...
Woda - obserwator, nauczyciel i uniżona służka miłości
Historia ciekawa i według mnie z przesłaniem.
Dziewiątka sama się przycisnęła
Bardzo mi sie spodobało :)
Mam nadzieję, że twoje następne opowiadania będą trochę dłuższe i jeszcze ciekawsze :p gorąco pozdrawiam :>
Mnie również się bardzo spodobało ^^
W szczególności narracja.
Świetne
Podoba mi się narrator i sposób przedstawienia.
Nie przepadam za kwiecistym językiem, ale to mnie wciągnęło.
Długość testu jest w sam raz.
Romans słońca i księżyca, ładne.
do yasu:)
dzięki! ^^ miło mi, że się podobało ^^ ten romans jest krótki, bo nabierałam na nim doświadczenia, ale mam też kilka (kilkanaście? ;P) dłuższych. Może kiedyś wrzucę na czytelnię, więc zapraszam ^^