Opowiadanie
Eksterminacja
Money, Money, Money 2 czyli Zakazany Owoc
Autor: | Grisznak |
---|---|
Serie: | Brzoskwinia |
Gatunki: | Akcja, Parodia |
Uwagi: | Self Insertion, Przemoc |
Dodany: | 2005-07-04 19:43:02 |
Aktualizowany: | 2005-07-04 19:43:02 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Niezbyt wysoka, szczupła dziewczyna stała oparta o drzewo w tokijskim parku, rozmawiając przez telefon komórkowy. Niemal przez cały czas rozmowy na jej twarzy malował się złośliwy uśmieszek, kiedy zaś skończyła rozmowę, schowała telefon do kieszeni i zatarła ręce, jakby ciesząc się z czegoś niezbyt sympatycznego. Odwróciła się, by udać się w kierunku szkoły, jednak niespodziewanie uderzyła w mur. Tak jej się przynajmniej wydawało, zanim nie przyjrzała się dokładniej. Naprawdę "mur" miał na sobie kurtkę moro i patrzył na nią z pewnej wysokości niezbyt sympatycznym wzrokiem.
- Och przepraszam pana... - odezwała się wyraźnie zakłopotana - Nie zauważyłam...
- Może na przyszłość powinnaś nieco bardziej uważać, Sae Chan - odezwał się mężczyzna ponurym głosem.
- Skąd pan zna moje imię ? - spytała Sae zaskoczona - A może pan jest...
- A może w łeb ? - dobiegł ją czyjś głos z tyłu. Nie zdążyła się jednak odwrócić, bo w tym momencie coś twardego uderzyło w jej głowę, momentalnie odsyłając ją, co prawda tylko na pewien czas, do Krainy Wiecznych Łowów.
Stojący za nią wysoki mężczyzna w czerwonym płaszczu, trzymający w dłoni gumową pałkę policyjną, spojrzał jak Sae osuwa się nieprzytomna na ziemię. Stamtąd podniósł ją ten, na którego przed chwilą wpadła i przerzucił ją sobie przez ramię. Chwilę potem obydwaj zniknęli pośród drzew, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi.
Powoli wracała do świata żywych a o tym, że nie jest duchem przypominał jej pulsujący w głowie tępy ból. Otworzyła oczy... i zaraz je zamknęła, oślepiona światłem skierowanego w jej twarz punktowca. Siedziała na krześle, jednak nie mogła się z niego ruszyć, gdyż mocny sznurek, krępujący jej ręce i nogi wyraźnie nie zamierzał jej na to pozwolić. Ponownie, znacznie wolniej niż poprzednio, otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła. Była w jakimś pozbawionym okien, dość ciemnym pomieszczeniu, zaś jedynym źródłem światła była wycelowana w jej twarz lampka
- Pomocy! - krzyknęła rozpaczliwym głosem - Ratunku!
Po pewnym czasie drzwi znajdujące się naprzeciwko niej otworzyły się i do środka weszły trzy postacie. Jedna z nich zapaliła światło i całe pomieszczenie wypełniła jasność. Sae spojrzała na przybyłych. Dwójka z nich to bez wątpienia mężczyźni, jeden potężny i mocno zbudowany, drugi wysoki, lecz znacznie chudszy. Trzeciej osoby nie widziała za dobrze, gdyż miała na sobie kaptur, jednak mogła być pewna, że była to kobieta.
- Tak, to ona - usłyszała dziwnie znajomy głos - Dziękuję wam, panowie - to mówiąc kobieta w płaszczu podała jednemu z nich walizkę.
- Pieniądze są w środku - kontynuowała - Zechcecie tu pozostać ?
- Cała przyjemność po naszej stronie - odpowiedział jeden z nich i usiadł na krześle pod ścianą. Jego towarzysz siadł na krześle obok.
Tymczasem kobieta podeszła do związanej Sae. Gdy była tuż przed nią odrzuciła kaptur.
- Momo! - krzyknęła Sae - To jakiś żart, prawda! Rozwiąż mnie...
W tej chwili piekący ból przeszył jej policzek. Nie widziała, lecz czuła jak ciepła, gesta krew spływa z rany, którą pozostawiło smagnięcie końcówki bata.
- Zamknij się, zdziro - usłyszała głos niedawnej koleżanki.
- Jak to ? Momo, o czym ty...Aaaau !
Coś ciężkiego uderzyło ją w głowę. To coś opadło na jej kolana i mogła się dokładnie przyjrzeć. To był komiks o tytule "Brzoskwinia". Sae uniosła wzrok i przerażenie odebrało jej mowę, gdy ujrzała w osadzonych w śniadej twarzy oczach taką nienawiść, jakiej jeszcze nigdy w życiu nie widziała.
- Zdziwiona? - Momo podeszła bliżej - Teraz wiem wszystko - spojrzała wymownie na komiks - Rolę się odwróciły, złotko - to mówiąc szarpnęła Sae za włosy, unosząc jej twarz wyżej - Teraz moja kolej - to ostatnie zdanie zabrzmiało szczególnie jadowicie.
Momo odwróciła się od niej i podeszła do mężczyzn.
- Zechce pan pożyczyć? - zwróciła się do tego w czerwonym płaszczu.
- Żaden problem - odpowiedział z uśmiechem, wręczając dziewczynie swoją piłę - Bosh - sprawdzona jakość.
W piwnicy rozległ się odgłos zapuszczanego silnika piły. Momo, trzymając działającą już na pełnych obrotach maszynę ponownie zbliżyła się do eks koleżanki.
- Nie, Momo, co to... Ty chyba nie chcesz... Eeeeaaaargch !!!!
Wrzask Sae połączył się z warkotem charakterystycznym dla cięcia ciała i kości. Trwało to jednak tylko chwilę po czym Momo spokojnie kopnęła na bok, bezpańską już, lewą nogę Sae.
Mężczyzna w płaszczu uśmiechnął się do kumpla.
- Ma talent dziewczyna, nic dodać nic ująć.
- Yhm - potwierdził tamten skinieniem głowy - Nie da się ukryć.
W tym samym czasie z drugiego końca pokoju dobiegł wrzask Sae:
- Nie Momo, tylko nie po twarzyyyyyyyyy!!! Aaaaaaa!!
Do krzyku znowu dołączył warkot piły i ten zgrabny duet wypełniał pomieszczenie swoją muzyką jeszcze przez kilka minut. Co jakiś czas na ściany pokoju wystrzeliwała fontanna krwi, tworząc malownicze graffiti a na ziemię opadał kolejny kawałek Sae. W końcu jednak krzyk zamilkł a do mężczyzn podeszła Momo, trzymająca uwalaną krwią piłę. Odetchnęła głęboko.
- Nawet nie wiem jak wam dziękować - powiedziała swoim zwyczajowym słodkim głosem, oddając piłę właścicielowi i nie zwracając nawet uwagi na to, że ze smakiem oblizuje on jej ostrze - Przeliczyliście pieniądze?
- Proszę pani - oparł, ocierając dłonią wargi - Prawdziwy gentelman wierzy kobietom - po czym wyjął z głębokiej kieszeni płaszcza kilka dokumentów, które podał dziewczynie - Oto i pani przepustka do wolności. Dzięki tym papierom będzie miała pani zapewnione spokojne i bezpieczne życie w egzotycznym kraju. Zdaje sobie pani zapewne sprawę, że tu nie może pozostać ?
- Tak - odpowiedziała Momo - Ale to cena, którą warto za to zapłacić - spojrzała na walające się po podłodze, zakrwawione kawałki Sae. Wzięła z rąk mężczyzny dokumenty i zaczęła je przeglądać.
- A ta kobieta? - spytała - Ich poprzednia właścicielka?
- Na pani miejscu nie martwiłbym się o to - wielki mężczyzna uśmiechnął się, przypominając sobie o ciele w worku wypełnionym kamieniami, które leżało od kilku dni na dnie Wisły. Dobrze było mieć rosyjskich przyjaciół.
- Skoro tak, to jeszcze raz dziękuję - Momo skłoniła się i otworzyła Paszport - No to jak ja się teraz nazywam...Błochowiak Anita ? Dziwne, ale może być - to mówiąc opuściła pomieszczenie.
Wybrzeże Japonii było tego dnia spokojne. Stojący przy nim kuter właśnie przybił do brzegu, na którym stało dwoje ludzi - kobieta w ciemnym płaszczu i mężczyzna w dżinsach i marynarce. Z pokładu kutra na brzeg zeszedł starszy mężczyzna.
- Witam państwa - odezwał się, całując kobietę w dłoń - Jak mnie poinformowano, mają państwo coś dla mnie, nieprawdaż?
- Tak, panie Antoni - powiedziała kobieta - Oto i nasza niespodzianka.
Po tych słowach zciągnęłą ze stojącej obok nich klatki płachtę. Wewnątrz spokojnie siedziało stworzenie przypominające krzyżówkę wilka i człowieka. Starszy mężczyzna podeszdł bliżej, przyglądając się uważnie.
- Czy jest spokojny ? - spytał.
- O tak - odparła kobieta, przypominając sobie jak to musiała nauczyć Inujashę znaczenia kilku słów takich jak "cisza" "spokój" "siad" "służyć" i jak pomogły jej w tym bat, łopata i elektrowstrząsy.
- Dobrze - powiedział staruszek - Oto i wasza dola - to mówiąc wręczył mężczyźnie walizkę.
- Dziękuję - tamten uśmiechnął się - Mam nadzieję, ze wrocławskie Zoo będzie miało z niego pożytek, panie Gucwiński - Gdy to mówił Rosjanie już pakowali klatke na pokład, a po chwili kuter oddalał się w kierunku Sachalina.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.