Opowiadanie
Eksterminacja
Następne Pokolenie
Autor: | Grisznak |
---|---|
Serie: | Dirty Pair, Star Wars |
Gatunki: | Akcja, Parodia |
Uwagi: | Self Insertion, Przemoc |
Dodany: | 2005-08-22 22:55:09 |
Aktualizowany: | 2005-08-22 22:55:09 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Kosmos...ostateczna granica...Oto miejsce, w którym zakończyliśmy pierwszą serię "Eksterminacji" oraz aktualny adres pobytu jej głównych bohaterów. Ich wieczna misja to: szerzyć śmierć i zniszczenie, kłaść trupem każdego kto stanie im na drodze, odważnie iść tam, gdzie nikt przy zdrowych zmysłach iść by się nie poważył...
Eksterminacja...Kilka dni później...
(melodyjka ze ST. NG.)
w rolach głównych występują (w kolejności alfabetycznej):
Gonik - jako wampirzyca nowej generacji
Grisznak - jako szef całego bajzelu
Red Vampire - jako urodzony morderca, krwiopijca z wyboru
Soundwave - jako były sierżant wojska polskiego
W pozostałych rolach:
Ai (dawna video girl, obecnie osobisty ghoul Gonik)
Chi (osobisty persocon Soundwave'a)
Kei (ruda połowa Dirty Pair)
Mizuho (osobista służącą Red Vampire'a)
Yuri (ciemnowłosa połowa Dirty Pair)
(koniec melodyjki)
- Jak wszyscy wiecie, Japonię, dzięki naszym staraniom trafił szlag i można śmiało powiedzieć, że nasza misja, która polegała na wykończeniu mangowych debilizmów zakończyła się pełnym sukcesem. Mimo, że zakładałem nieco inny rozwój wypadków, skłamałbym, gdybym stwierdził, że nie jestem zadowolony z tego co udało nam się dokonać. W ostatecznym rozrachunku wyeliminowaliśmy wszystkich, których planowaliśmy a na dodatek piach gryzie także kilku nadprogramowych delikwentów, po których jednak nikt rozsądny płakał nie będzie...
Ubrany w marynarkę i dżinsy mężczyzna przechadzał się tam i z powrotem, patrząc w iluminator na wypełnioną tysiącami migoczących punkcików kosmiczną przestrzeń, którą przemierzał "Lovely Angel". Na chwilę umilkł, po czym wrócił do swej mowy:
- Nie możemy jednak spocząć na laurach. Każdy z was dobrze wie, że na świecie nadal jest pełno takich, którzy nie zasłużyli na nic innego jak tylko na bliski kontakt z naszym rynsztunkiem. Dlatego też uważam operację "Eksterminacja" za nie zakończoną. Czy macie może jakieś sugestie ?
- Chiii ?
Odwrócił się na jednej nodze. W pomieszczeniu, gdzie jeszcze jakiś czas temu siedziała cała ekipa, znajdowała się jedynie Chi, która patrzyła na niego swoim wielkimi ślipiami.
- Gernosz Ukeszwili - zaklął podle pod nosem po gruzińsku i wyszedł z sali. Drzwi uniosły się same gdy się do nich zbliżył, po czym automatycznie opadły na dół. Układał to przemówienie całe popołudnie a ci po prostu nawiali. Nie, tak być nie może. Jeśli władza nie może zdobyć szacunku poprzez przyjaźń, musi wyegzekwować go siłą. Wpadł jak burza na mostek.
- Co jest, kochanie ? - siedząca za sterami Kei odwróciła się, słysząc syk unoszących się drzwi.
- Mówiłem już, że nie "kochanie" tylko "kapitanie" ! "Kochanie" możesz mówić do mnie prywatnie.
- Tak jest, kapitanie ! - Kei uniosła dłoń do czoła, salutując. "Kapitan" mało się nie przewrócił, gdyż pilotowanym tylko jedną statkiem zdrowo zatrzęsło.
- Znajdź mi wszystkich - powiedział, podchodząc do niej - Zlokalizuj mi ich pozycje na pokładzie.
- Już się robi ! - z uśmiechem nacisnęła kilka przycisków na pulpicie sterowniczym. Na ekranach kolejno zaczęły wyświetlać się pozycje poszczególnych członków drużyny. Szef spojrzał z uśmiechem i pogłaskał Kei po głowie.
- Dobra robota, mała - powiedział wychodząc - Zaraz im zafunduję Peklo na Zemi - dodał częściowo po czesku.
Gdy stał już przy drzwiach statkiem zatrzęsło tak, że nagle uniósł się do góry, poznając przez chwilę uroki bycia piłką do koszykówki. Zwiedził wszystkie ściany łącznie z podłogą po czym wylądował na jednym z pulpitów sterowniczych.
- Co się stało ? - krzyknął, podnosząc się i z jękiem odczuwając wszystkie siniaki, które w tak krótkim czasie zarobił.
- Silny strumień grawitacyjny ! - krzyknęła Kei - Prawdopodobnie wiązka ściągająca !
"Czyżby żółtki ?" - przemknęło mu przez myśl.
- Zlokalizuj źródło - powiedział, schodząc z pulpitu - Czy nie da rady się z niego wyrwać ?
- Nie, strumień jest zbyt mocny !
- Donnerwatter ! Co teraz ?
- Nie mamy wyjścia, kapitanie. Muszę wyłączyć napęd !
- A źródło ?
- Zaraz je pokażę...
Gdy na ekranie ukazało się źródło wiązki, kapitańska szczęka mało nie wypadła na podłogę.
W tym momencie otworzyły się drzwi a na mostek wpadł wysoki i atletycznie zbudowany mężczyzna ze stetoskopem na szyi. Zaraz po nim wpadli też dwaj pozostali członkowie załogi - chudy jak tyka facet w czerwonym płaszczu a obok niego ubrana na czarno ciemnowłosa kobieta.
- Co się dzieje ? - krzyknął ten pierwszy - Właśnie bawiłem się z Chi w doktora a tu nagle sruuu...O kurwa... - zamilkł, patrząc na ekran.
- Czy to jest to o czym myślę ? - spytał chudy, a gdy szef, zwany także kapitanem z milczeniem skinął potakująco głową, dodał - Zdaje się, że wdepnęliśmy w niezłe gówno.
Przyciągany przez wiązkę "Lovely Angel" przycumował w doku.
- Dziewczyny - odezwał się kapitan, zwany też szefem, patrząc na Kei i Yuri - Zostaniecie na pokładzie i jakby co bądźcie gotowe do startu. My wyjaśnimy, że nastąpiła jakaś pomyłka i zaraz wracamy.
- Tak jest, kocha...znaczy kapitanie ! - krzyknęła Kei, a Yuri zaraz po niej.
Spód statku otworzył się i opuścił na dół. Cztery postacie zeszły po nim, rozglądając się uważnie. Cała przestronna przestrzeń doku wypełniona była ubranymi w białe mundury żołnierzami, trzymającymi wycelowaną i gotową do strzału broń. Przed nimi stał siwowłosy, ubrany w czarny mundur facet.
- Można było się spodziewać, że to pan, komandorze Tarkin - odezwała się ubrana na czarno kobieta.
- Wy się znacie ? - spytał szef, zwany czasem kapitanem.
- Tak, Tarkuś był kiedyś u mnie na praktykach z unikania duszenia na odległość.
- Tylko nie "Tarkuś" - po cichu powiedział do niej komandor - Wybacz, ale jestem tu służbowo.
- Tak, widzę... - odparła - Ale po diabła nas ściągneliście ?
- To chyba pomyłka, faktycznie...
Jednak jego słowa przerwał odgłos ciężkich kroków, które rozległy się w doku. Szturmowcy zasalutowali zaś do przybyłych zbliżył się ubrany w czarny pancerz osobnik, podejrzanie ciężko oddychając.
- Tarkin, idioto - odezwał się głębokim, metalicznym głosem - Kto to ma być ? - mówił patrząc na przybyłych - To jest wg ciebie Leia ? - powiedział, wskazując placem na kobietę.
- Hej ty, hełmofon, hamuj się ze słowami - warknęła w odpowiedzi - Żadna fleia, jasne ?
- Lordzie Wiader, zaszła drobna pomyłka - Tarkin starał się pohamować nerwy - Ale ci tutaj to fachowcy, którzy mogą nam pomóc.
- Skoro tak... - astmatyczny Wiadrogłów wciąż dyszał po każdych kilku słowach - To zaprowadź ich do mnie - po czym zaskakująco szybko wyszedł z doku.
- Kurcze, Tarkuś, ale żeś trafił na szefa - powiedziała kobieta podchodząc bliżej.
- Prosiłem już, nie mów tak do mnie przy ludziach - mruknął Tarkin i gestem ręki poprosił ich, by skierowali się za nim. Pokonali kilka korytarzy i wind po czym dotarli do pomieszczenia, w którym już czekał na nich Zakuty Łeb. Usiedli na wskazanych prze komandora miejscach. Ten przez chwilę rozmawiał ściszonym głosem z puszkogłowym, po czym obydwaj zwrócili się do gości:
- Mój pan, Lord Vader ma do was sprawę - powiedział Tarkin, podchodząc i szeptem dodał "Lepiej nie odmawiajcie".
- Tarkin twierdzi, że jesteście zawodowcami... - chrypa, przy której Joe Cocker popadł by w kompleksy nieodmiennie towarzyszyła słowom Vadera - Tak więc mam dla was robotę...Poszukujemy niebezpiecznych rebeliantów...Chciałbym byście ich dla nas schwytali.
- Spoko, blaszany łbie - odpowiedział kapitan, zwany przez niektórych szefem - Nasz stawka to tysiąc zielonych na dzień, plus dodatkowe koszty od nieprzewidzianych zdarzeń losowych.
- Jaka stawka... - wychrypiał tamten - Zrobicie to...bo Imperium tego żąda.
- Chyba się z Trabantem na pompkę paliwową zamieniłeś - parsknął mężczyzna w czerwonym płaszczu - Wiesz, gdzie ja mam to twoje Imperium ?
Po czym wstał i zapewne zamierzał zademonstrować, gdzie ma wzmiankowane Imperium, ale wstrząs sprawił, że tylko wampirzym mocom zawdzięczał niemożność stania się przez chwilę piłką odbijającą się od wszystkich ścian. Reszta również zdążyła się czegoś chwycić. Do sali wpadł jakiś oficer.
- Komandorze - zwrócił się do Tarkina - Obce ciało dostało się do rdzenia mocy !
- Jak to ?
- Co gorsza, ono jest żywe ! Wkrótce wyjdzie z rdzenia !
- Lordzie Vader... - komandor chciał coś jeszcze powiedzieć, ale Vader już wstał i szedł w ich kierunku.
- To muszą być Jedi - wychrypiał - Ja się tym zajmę ! - po czym szybkim krokiem wyszedł z sali.
- Za nim ! - krzyknął Tarkin i pobiegł za Vaderem. Pozostali instynktownie ruszyli w jego ślady.
Komora rdzenia Gwiazdy Śmierci wypełniona byłą wyładowaniami elektryczności, które co chwila wystrzeliwały w różne strony. Panująca tu temperatura z pewnością zachwyciłaby takiego miłośnika solariów jak A. Lepper. Jednak nikt z obecnych tu nie zwracał na to uwagi. Wzrok wszystkich przykuwał kształt, który poruszał się w rdzeniu. Z jaśniejącej kuli energii wyłaniała się powoli sylwetka człowieka.
- Obi van Kenobi... - wycharczał Vader, odpinając coś od pasa. W jego ręce momentalnie zabłysnął kształt miecza świetlnego. Tymczasem z rdzenia wyłoniła się otoczona poświatą dłoń, potem noga aż w końcu...
- Nikkktttt... - głos zniekształcała uwalniana przy każdym ruchu z ciała energia - Nikkttt nie będzie...
Teraz już mogli dokładniej przyjrzeć się przybyszowi. Był to starszy człowiek o siwych włosach, ubrany w postrzępiony płaszcz. Wykonał kolejny krok i całkowicie opuścił już rdzeń. Otaczająca go poświata co chwila falowała, z każdym jego oddechem.
- Nikktt nieee będzieee rzucaaał torrrtem w Aznelma von Knutenburgerrrrrrra !
- Ty ?!!! - wyrwało się całej czwórce na raz.
- Ty ? - z zaskoczeniem spytał Vader.
- Ty !!!!!! - krzyknął łowca wampirów mierząc w kobietę.
Jego naładowana energią samurajska szabla uniosła się w powietrze i uderzyła, zmiatając przy okazji Lorda Hełmofona. Zapuszkowany miał podwójnego pecha, bo wpadł prosto w reaktor.
- Uwaga ! - rozległ się miły, kobiecy głos - Uszkodzenie reaktora ! Prawdopodobieństwo wybuchu - sto procent. Prosimy o opuszczenie pokładu. Dziękujemy za skorzystanie z usług Imperial Air Force !
Pulsujące czerwone światło wypełniło pomieszczenie. Wampirzyca sięgała już po ostrza by zmierzyć się z łowcą, ale szef w przebłysku geniuszu strategii złapał ją za kaptur i krzyknął:
- Spieprzamy stąd ! - po czym obydwoje dołączyli do pozostałej dwójki, która w tempie nie gorszym od narąbanych sokiem z gumijagód gumisów pokonywała korytarze Gwiazdy Śmierci. W towarzystwie coraz głośniejszego sygnału alarmowego oraz głosu, który uprzejmie informował o coraz to nowych uszkodzeniach i zbliżającej się eksplozji reaktora biegli, kierując się raczej intuicją niż, jak nakazywał zdrowy rozsądek, strzałkami na ścianach. Kiedy pierwszy wybuch rozruszał Gwiazdę Śmierci byli już niedaleko doków ( tak im się w każdym razie wydawało ). Niespodziewanie pomiędzy nimi wystrzeliła ściana ognia. Biegnący z przodu chudy i siłacz zostali oddzieleni od pozostających z tyłu szefa i wampirzycy. W miejscu, gdzie przed chwilą był jeszcze korytarz, teraz zionęła wypełniona ogniem dziura.
- Przeleć nad tym ! - krzyknął szef, zwany też kapitanem, do kobiety. Ta spojrzała przed siebie.
- Ogień...dużo ognia...nie dam rady...
- Niech to ! - zaklął po czym chwycił jeden ze zwisających z sufitu kabli. Chwycił wampirzycę drugą ręką. Nagle poczuł ugryzienie w szyję.
- Auuu !
- Na szczęście - szepnęła.
Zamknął oczy i modląc się do Harrisona Forda skoczył.
- Geronimoooooooo !!!!
Poszybowali nad przepaścią. Płomienie buchały coraz wyżej, a gryzący w oczy dym sprawiał, że niemal nie widzieli tego co było przed nimi. Oceniając dystans, szef kierował się bardziej zdrowym rozsądkiem, co oczywiście nie wróżyło niczego dobrego. Lot, choć w rzeczywistości trwał sekundę, wydawał się wiecznością. Jednak w ostatniej chwili udało im się wylądować po drugiej stronie. Opadli na ziemię, ledwo żywi z wrażenia.
- Wow, stary, to było niezłe - powiedział chudy mężczyzna, pomagając im wstać- Szczerze mówiąc nie wierzyłem, że wam...Nie, nic już - dodał szybko widząc patrzącego na niego szefa.
- Żyjemy ? - spytała kobieta, wyraźnie zaskoczona.
- W każdym razie póki co nie jesteśmy martwi, przynajmniej nie ja i szef - dodał z ironicznym uśmiechem facet w moro.
- Dobra, teraz gazu na statek.
Do doków dotarli na tyle szybko by zdążyć na start tuż przed tym, jak kolejny wybuch wypchnął ich statek z ogromną siłą w przestrzeń.
- Cieszę się, że mogę dokończyć to zaczęliśmy, zanim nam po chamsku przerwano - powiedział szef, patrząc przez iluminator na oddalającą się coraz bardziej kulę ognia, która kiedyś była Gwiazdą Śmierci - Chciałbym was zapewnić, że nie przerywamy naszej misji, a gdzie wybierzemy się dalej, zależy już tylko od nas. Jakieś sugestie ? - to mówiąc odwrócił się i spojrzał z uśmiechem na siedzących w fotelach trzech członków drużyny.
- Nogi ci z tyłka powyrywam, kiedy tylko ten klej puści - warknął siłacz, ponawiając bezowocną próbę podniesienia się z fotela.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.