Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Eksterminacja

Fearless Vampire Hunter

Autor:Ronin
Serie:Star Wars, Vampire Hunter D
Gatunki:Akcja, Parodia
Uwagi:Self Insertion, Przemoc
Dodany:2005-08-22 22:55:51
Aktualizowany:2005-08-22 22:55:51


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

W lesie jakiś kilometr od zamku wampirzycy obudził się łowca. Jego i tak poszarpany płaszcz był jeszcze bardziej poszarpany ale jemu samemu niewiele się stało. "Dobrze, że twardy łeb mam" - pomyślał. Wstał i popatrzył na kontury zamku rysujące się w nocy. "Jak długo leżałem nieprzytomny? Nieważne." Dał sobie spokój z tym nawiedzonym gadaniem. I tak stosował to tylko po to że inni zobaczyli jaki jest uduchowiony. Jego oczy stały się kociożółte. Zawsze się tak działo gdy był opętany żądzą mordu ale teraz jego nienawiść osiągnęła szczyt. Został wysłany przez swoją agencje żeby zabić tą wampirzyce i nie udało mu się to. Mało tego! Został upokorzony przez tą chędożoną pijawkę i jakby tego było mało pokonała go jednym ciosem! Zemsta będzie słodka! Nie mogę się doczekać aż odetnę tą jej głowę! Zrobię sobie z niej bukłak! Ruszył do zamku. Gdy tam dotarł okazało się że posiadłość jest pusta.

- [beep!]im w[beep!]! Ja ich[beeeeeeeeep!] i [beeeep!]! - po czym zaklął szpetnie w paru innych językach które znał ( przy czym niewykluczone, że znał je tylko on ). Postanowił najpierw oczyścić ciało i umysł z nerwów. W efekcie z zamku nie został nawet kamień na kamieniu. Anzelm (pseudo: Gonzo) sam by takich zniszczeń nie dokonał a zamek by ocalał. Bez baszt, drzwi, okien i mebli ale by stał. Dzieła zniszczenia dokonał jego miecz od Chrono. Anzelm miał już prawie 50 lat na karku, wyglądał jakby miał 70 ale siły jakby miał 25. Popełnił w życiu parę błędów. Jednym z nich było wybranie się na tą {cenzura^^} fampiurę z krucyfiksem na koreańskie baterie i pistoletem na wodę święconą. Przysiągł sobie że ukatrupi tą [tralala] i jej kumpli po czym pójdzie na emeryturę. Agencja już mu obiecała parę dolarów i wille na Karaibach z króliczkami Playboya jako wynagrodzenie za walkę z popaprańcami wszelkiej maści. Nie tracił już więcej czasu i skierował się do najbliższego domu. Podszedł do jakiegoś chłopaka i zapytał:

-Gdzie jest jakiś przystanek autobusowy?

Chłopak objaśnił ale łowca miał jeszcze jedno pytanie:

-Nie widziałeś gdzie pojechał łazik z zamku?

-Możliwe.

-A rozumiem - wyjął z kieszeni spodni banknot i podał chłopakowi

-Coś sobie przypominam...

-A teraz ? - dał mu drugie 5 baksów

-No mam to na końcu języka.

-A teraz sobie przypomniałeś ? - spytał przystawiając mu miecz do gardła.

-Tak! Tak! Tak! Tak! Tak! Odłóż ten miecz to powiem!

-No?

-Pojechali do Tokio.

-Jesteś pewien?

-Tak gadali gdy się zatrzymali żeby kupić sobie malborasy. Któryś powiedział że te Admirały Czarnodupczenki są do dupy.

Łowca skierował się na przystanek.

-Ej a gdzie "dziękuje" - zawołał chłopak.

-Oto moje podziękowanie - po czym błyskawicznym ruchem zdekapitował go mieczem.

Wsiadł w autobus i pojechał. Potrzebował treningu. Był za słaby na tych [fiufiufiu] gości.

Jakiś czas później a dokładnie rano w dzień początku ery Bezjaponiibojąrozpieprzyli.

Anzelm jak zwykle w swoim zniszczonym płaszczu z mieczem skierował się do sklepu.

-Poproszę mineralną.

Gdy już wyszedł i wsiadł do swojego nowego Ferrari Spider. Chwile potem władował się do auta jakiś koleś z zestawem BicMaca.

- Spierdalaj!!!

- Co spierdalaj? Sam se spierdalaj bo mi tapicerke zapaskudzisz tym syfem!

- Spierdalaj z Japonii!

- Ty! Coś ty za jeden? Nie chcesz żebym cię przypadkiem nie potraktował moim mieczem ?

- Twój szef mnie przysłał.

Po chwili milczenia:

- Słucham. Byle szybko bo moja cierpliwość ma granice

- Dzisiaj Japonia przestanie istnieć. Dostaliśmy cynk od naszego informatora. Musisz uciekać. Nasza agencja już się ewakuowała teraz twoja kolej. Masz tu bilet do Europy na dziś po południu. Ekipa Eksterminacji wysadzi kraj wieczorem. Masz jeszcze czas.

- Co to jest ta Eksterminacja?

- Grupa eliminująca bohaterów mangowych. Oszczędzają nielicznych. Oszczędzone to Ai, Mizuho, Yuri, Kei i Chii. Najwyraźniej teraz chcą wykonać całą robotę za jednym razem, hurtowo. Jest ich czworo: facet w marynarce i dżinsach z Desert Eagle'm, prawdopodobnie szef, wysoki, ramboidalny sierżant, operuje M16, jeden wampir, uzbrojenie nieznane, jedna wampirzyca, uzbrojenie również nieznane. Podejrzewamy że po tej akcji chcą uciec w przestrzeń kosmiczną. Wykryliśmy statek "Lovely Angel" na orbicie. Zbliża sie do atmosfery.

- Powiedziałeś: wampirzyca?

- Tak... Coś się stało?

- Nie nic. - powiedział - "Dziś już nic nie zrobię ale już niedługo..."- koleś przerwał tok myślenia łowcy.

- Po przylocie do Europy udasz się do naszej kwatery głównej. Dostaniesz wskazówki w hotelu. Myślę, że to tyle. Spiesz się bo nie zostało wiele czasu. Aha jeszcze jedno.

- No?

- Podwieziesz mnie na lotnisko?

- Nooo... ok.

Jak powiedział tak zrobił. Reszta dnia zeszła na pakowaniu reszty rzeczy z których najważniejsze było ferrari. Jaki normalny człowiek zostawiłby na pewne zniszczenie takie auto?

Już w samolocie dowiedział się że gość nie kłamał i rzeczywiście Japonie jasny szlag trafił. Na drugi dzień po wylądowaniu w Rzymie i przybyciu do hotelu portier wręczył mu klucz do pokoju i kopertę z napisem: "Wskazówki jak dojść do kwatery głównej agencji. Uwaga ściśle tajne!"

-No co za ludzie... - mruknął.

Wszedł do swojego pokoju. Otworzył i przeczytał polecenia. Może i nawet nie zauważył końcowej uwagi "Ta wiadomość ulegnie samozniszczeniu" kiedy więc wyrzucił zmiętą kartkę za okno sam nieco zdziwił się eksplozją na pobliskiej stacji benzynowej. Po obiedzie wyszedł i pojechał tam swoim ferrari (które kiedyś pożyczył mu dożywotnio pewien gangster co się napatoczył przypadkiem).

Po przybyciu na miejsce od razu poszedł do szefa. Przed gabinetem zatrzymała go jego sekretarka. Młoda, ładna, stanowcza... i zamężna.

-Przepraszam ale szef nie ma czasu. Proszę. Tu są wytyczne pańskiego nowego zadania.

-Przykro mi ale biorę urlop i jakiś statek kosmiczny jeśli można.

Nagle z głośnika dobiegł głos szefa a w międzyczasie z jego biura wyszedł jakiś jegomość:

-Panie Knutenburger proszę do mnie. Słyszałem tą rozmowę.

Gonzo wszedł. Szef siedział na fotelu tyłem do niego. Zza oparcia fotela widać było tylko łysinę i łokcie szefa.

-Chcesz wziąć urlop? Dobrze słyszałem?

-Tak.

-Prywatne sprawy?

-Tak.

-Rozumiem. Jesteś zasłużonym członkiem organizacji więc należy ci się... odpoczynek. Masz moje pozwolenie na dostęp do koniecznych środków. Ale najpierw oddaj miecz. Trzeba dokonać w nim paru przeróbek a ty sam musisz odpocząć w komorze regeneracyjnej. Dostaniesz nowych sił.

Kilka dni później. Kosmos. Łowca już wychwycił statek "Lovely Angel" i Gwiazde Śmierci na radarze. "Lovely Angel" znikał właśnie już w dokach Gwiazdy.

"Hmm... mają zbyt dobrą ochrone. Jedyna szansa na dostanie się tam to przez rdzeń główny. Gorąco tam ale nic mi się nie stanie" - jak na zawołanie zademonstrował samemu sobie jak to wokół niego rozbłysła złota aura i długie siwe włosy uniosły się troche choć na statku działał system grawitacyjny.

Po chwili na Gwieździe zgłoszono obecność intruza. Anzelm był w rdzeniu. "Cholera jak tu gorąco..." - pomyślał Dostał się do miejsca gdzie była cała czwórka. Miecz trzymał od dawna w dłoni. I on i miecz byli naładowani energią. Zaczął wychodzić choć ciężko mu to szło. Z diabelskim uśmiechem i kociożółtymi udało mu się wydostać z rdzenia.

-Nikktt nieee będzieee rzucaaał torrrtem w Aznelma von Knutenburgerrrrrrra!

-Ty?!!! - wyrwało się całej czwórce na raz.

-Ty? - z zaskoczeniem spytał Vader.

-Ty!!!!!! - krzyknął łowca wampirów stając naprzeciw wampirzycy

Machnął mieczem. Podmuch powstały przy uderzeniu miecza pchnął Vadera na rdzeń ale fampiura zdążyła uniknąć ciosu. Kobiecy głos obwieścił koniec Gwiazdy Śmierci a wyżej wymieniona czwórka zwiała do doków. "O nie! Nie uciekniecie mi!". Zaczął ich gonić ale w ich obecnym tempie nawet Michael Shumacher mógłby co najwyżej marzyć o ich dogonieniu.

-Do zniszczenia pozostało 2 minuty - obwieścił głos.

- Trzeba spieprzać! - Odwrócił się, wrócił tam gdzie leżał cokolwiek niezbyt żywy Lord Wejder, wszedł do rdzenia i wrócił tą samą drogą którą przybył. Dotarł na statek na pół minuty przed końcem odliczania. Odleciał na bezpieczną odległość i patrzył jak Gwiazda się [beep!] a czterech uciekinierów oddala się w stronę orbity ziemskiej.

Wstał i poszedł do kabiny regeneracyjnej. "Druga wizyta w rdzeniu mogła mnie zabić. Musze odpocząć". Ustawił autopilota na wejście na orbitę okołoziemską i wszedł do kabiny. "Trochę potrwa zanim dojdę do formy. To jeszcze nie koniec. Nikt nie będzie bezkarnie igrał z Anzelmem von Knutenburgerem!" Po czym zapadł w sen z diabelskim uśmiechem na ustach.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.