Opowiadanie
Eksterminacja
Last Judgement
Autor: | Grisznak |
---|---|
Serie: | Twórczość własna, Dirty Pair |
Gatunki: | Akcja, Parodia |
Uwagi: | Self Insertion, Przemoc |
Dodany: | 2005-08-22 22:56:34 |
Aktualizowany: | 2005-08-22 22:56:34 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Ubrany w wojskowy, maskujący mundur wysoki, mocno zbudowany mężczyzna siedział na ławce w parku. Tuż obok niego siedziała podobnie ubrana, szczupła dziewczyna. Przyjrzenie się jej z bliska pozwalało dostrzec dziwne, metalowe uszy, które wskazywały na to, że nie była ona człowiekiem a maszyną. Siedzącemu obok niej mężczyźnie nie robiło to widocznie żadnej różnicy.
- A to jest Kałasznikow - mówił, pokazując leżący pomiędzy nim a maszyną karabin - Ma magazynek na 42 naboje kalibru 7.92.
- Ka...ła...sznikow - powtórzyła niepewnie dziewczyna, po czym powiedziała jeszcze raz - Kałasznikow ! Chiii !!! Kałasznikow !
- Tak - mężczyzna pogłaskał ją po głowie - A to, zobacz, to jest RPG...
W tym momencie przerwał, bo poczuł coś dziwnego, jego głowa stała się nieco cięższa, tak że musiał podeprzeć się dłonią, by stanąć prosto.
- Co jest ? - mruknął podejrzliwie i już sięgał po kałacha, gdy nagle osunął się na ziemię. Ostatnim spojrzeniem zanotował patrzącą na niego szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami Chi.
W krzaków wysunęły się dwie sylwetki. Pierwszą była drobna kobieta o twarzy i ramionach częściowo pokrytych obwodami, które wskazywały na jej scyborgizowane pochodzenie. Tuż obok niej stał osobnik o płci nie do końca sprecyzowanej w masce gazowej. Gdy ją zdjął, można było dostrzec pedalskie ( wrażliwsi nazwali by je "wyjątkowo subtelnymi" ) rysy twarzy i niebieskie oczy, pomalowane rzęsy, szminkę i resztę image'u, który z pewnością przypadł by do gustu bywalcom klubu "Błękitna Ostryga". Podszedł do leżącego i kopnął go w plecy podkutym butem.
- Skończyła się zabawa - pisnął cicho - Teraz zobaczycie... łuuuuuuuuuaaaaaaaaaaaa !! - nie dokończył, bo dłoń nieprzytomnego, jakby w transie, zacisnęła się na jego kostce. Zanim zdążył zareagować rozległo się chrupnięcie miażdżonej kości. Uchwyt rozluźnił się i ciotowaty osobnik zdołał wyszarpnąć swą nogę po czym padł na ziemię i zaczął płakać.
- No, spokojnie Tsu - chan - robocica podeszła do niego i położyła dłoń na ramieniu - Już dobrze...No nie płacz, bo powiem twojemu...Nieważne - ostanie słowo wypowiedziała bardziej do siebie. Odsunęła się od płaczącego i podeszła do Chi. Persoconka wprawnym ruchem wycelowała AK, przeładowała i pociągnęła serią. Pociski jednak odbiły się od metalowego pancerza. Chi już sięgała po RPG, ale wtedy przeciwniczka wyciągnęła podobny do latarki przedmiot i nacisnęła przycisk. Przez ciało Chi przeszedł dreszcz. Coś zaskwierczało i opadła na ławkę, nie zdradzając objawów funkcjonowania.
W strzelnicy "Lovely Angel" co chwila rozlegały się trzy strzały. Stojąca na stanowiskach trójka, dwie dziewczyny w naszyjnikach z elfich uszu i facet, co jakiś czas ładowała broń, celowała i jak na komendę w jednej chwili oddawała salwę.
- Tarcze 100 metrów - odezwał się mechaniczny głos.
- Dobra dziewczyny, teraz postarajcie się tak jak poprzednio - powiedział do towarzyszących mu lasek mężczyzna w marynarce i dżinsach po czym przyjął postawę do strzału.
Nagle stało się coś dziwnego. Stojąca po jego lewej stronie brunetka zachwiała się i upadła na ziemię.
- Yuri ! - krzyknął, lecz zanim zareagował, druga z dziewczyn, ruda również straciła pion i bezwładnie osunęła się na dół. Jego wyostrzone zmysły zareagowały błyskawicznie. "Gaz !" - pomyślał. Wyciągnął z kieszeni brunatną chusteczkę z napisem "Meine Ehre Heisst Treue" i przycisnął ją do nosa i ust. Podbiegł do okna, i choć odczuwał już na sobie otępiające działanie gazu, zdołał otworzyć okrągły bulaj i zaczerpnąć łyk świeżego powietrza. Odwrócił się, by podciągnąć do okna dziewczyny, ale w tym momencie drzwi do strzelnicy otworzyły się, a w pomieszczeniu rozległy się ciężkie kroki. Mężczyzna przeniósł wzrok na intruza. Byłą to bez wątpienia kobieta, widać było to po figurze. Miała na sobie szerokie spodnie z granatowego jedwabiu, których krój wzorowany jest na hakamie oraz jedwabna, granatową bluzkę z szerokimi rękawami. Jej twarz kryła różowa, skórzana maska.
Sięgnął po pistolet i uniósł go, celując w nią.
- Kim jesteś ? - spytał, starając się przy tym nie oddychać zbyt głęboko, gdyż pomieszczenie wciąż jeszcze wypełniały resztki gazu.
Kobieta nie odpowiedziała, tylko wyciągnęła do przodu dłoń. Mężczyzna złapał się za głowę, bo świdrujący jego umysł ból sprawił, że czaszka niemal pękła. Pistolet wypadł mu z dłoni. Kolejne fale uderzały w miarę, jak kobieta zbliżała się ku niemu. Nie mógł już utrzymać się na nogach, padł na kolana, cały czas drążony przez wbijające się weń psychiczne ostrze. Oprawczyni podeszła do klęczącej ofiary i położyła swą dłoń na jego czole.
- Nie !! - zawył przeraźliwie - Nie pozwolę ci na tooooo...
Czuł, jak ktoś stara się wedrzeć wewnątrz jego wspomnień, grzebiąc głęboko w nich. Widział rzeczy o których chciał zapomnieć...Pobyt w szpitalu psychiatrycznym bo zamordowaniu łopatką kolegi, który próbował mu w piaskownicy zabrać wiaderko... Jego pierwszy kontakt z anime "Pokemon"... Zdawał sobie sprawę, że ona też to widzi. Mimo bólu stawiał cały czas rozpaczliwy opór.
- Daj spokój - rozległ się jej głos - Im bardziej się opierasz, tym więcej cierpisz...
Głos wydawał mu się skądś znajomy, ale nie miał sił by o tym myśleć.
- Poddaj się - zasyczała kobieta - Jesteś słaby...
- Zdychaj suko ! - wyrzucił z siebie w ostatnim geście oporu po czym biała, pusta przestrzeń wypełniła jego umysł.
- Hej szefie, obudź się ! - poczuł jak ktoś potrząsa nim. Otworzył oczy. Nad nim stał ubrany w moro jego kumpel z drużyny, patrzący na niego z niepokojem.
- Co się stało ? - spytał, starając się stłumić ból głowy
- Przynieśli cię tu godzinę temu, wyglądałeś fatalnie.
Szef podniósł się. Faktycznie, nie czuł się najlepiej. Głową pękała a w gardle miał taką tarkę, że wypiłby nawet piwo bezalkoholowe. Ale w obecnej sytuacji jego uwagę przykuwało coś innego.
- Co to za typki ? Gdzie reszta ?
- Mnie nie pytaj - odpowiedział wojskowy - Ocknąłem się tutaj. Potraktowali mnie jakimś gazem czy czymś w tym stylu. Co do reszty - nie wiem. Tu ich nie ma, więc może ich nie złapali.
- Może - odpowiedział szef - Ale Yuri i Kei...jeśli im coś zrobili to pożałują, że przyszli na ten świat...Bo nie opuszczą go szybko, nawet gdyby o to błagali...
Czas w celi dłużył się niemiłosiernie. Niepewność dodatkowo podgrzewała gorącą niczym lato '45 w Nagasaki atmosferę. Tak więc, gdy otworzyły się drzwi i do celi weszło czterech ubranych na czarno chudych, długouchych typów z karabinami, obydwaj więźniowie natychmiast ożywili się.
- Wstawać, psy ! - próbował swoim wysokim, melodyjnym głosem krzyknąć przywódca strażników, wysoki wąskodup o długich, zielonkawych włosach. Zamiast okrzyku wyszło mu co w rodzaju "przebojów" zespołu Hammerfall. Szef nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
- Obejrzyj pajacu Listę Shindlera, a potem udawaj ze swoimi kochasiami SS - rzucił w kierunku tamtego i zaraz potem uchylił się przed ciosem kolbą, który pomknął ku jego twarzy.
- Wszawi mordercy - mruknął elf i nie tracąc słów dał ruchem upierścienionej dłoni znać, by obydwaj wstali i poszli za nim. Mając cały czas wycelowane w siebie lufy karabinów, posłusznie skierowali się za strażnikami.
Idąc korytarzami kierowali się coraz wyżej. Można było wyczuć, że zamknięci byli pod ziemią. Po pewnym czasie doprowadzono ich przed duże, dębowe drzwi po których otwarciu, ukazała się przestronna sala, wypełniona ławami.
Weszli do środka, popychani przez strażników. Szef dostrzegł na jednej z ław, szczelnie otoczonej strażnikami, pozostałą dwójkę swojej ekipy. Kobieta była skuta ciężkimi kajdanami, zaś ubrany w czerwony płaszcz mężczyzna sprawiał wrażenie nie do końca świadomego swojej sytuacji. Nieco dalej od nich znajdowały się dwie dziewczyny, jedna ruda, druga ciemnowłosa, obie związane tak, że nawet doświadczony praktyk technik bdsm byłby zapewne zadowolony.
Większość ław wypełniali ludzie mniej lub bardziej udanie poprzebierani za postacie z anime i mang. Wielu było tez ubranych w czarne mundury strażników. Przeniósł wzrok na trybunę po środku sali. Siedziała na niej znajoma mu postać, ubrana w sędziowską togę. Jej twarz kryła różowa maska.
- Siadać ! - powiedziała, a jej głos zabrzmiał w jego uszach natrętnie znajomo. Uderzyła młotkiem w stół. Popychani przez ubrane w błyszczące, czarne mundury elfy zostali posadzeni tuż koło swoich kompanów.
- Widzę, że i was złapali - mruknął wojskowy - Jak im to się udało ?
- Skubańce załatwili nas gazem czosnkowym. On był twardy - wskazała na półprzytomnego kumpla - Dowalili mu podwójną porcję.
- Nie gadać, oskarżeni ! - krzyknęła siedząca na trybunie kobieta.
- Oskarżeni ? - spytał szef, wstając i podnosząc głos - Co to ma być, do Diabła ? Sąd ? Jaja jakieś czy co ?
Kobieta nie odpowiedziała, za to jeden ze strażników podszedł i zdzielił szefa karabinem. Pchnięty upadł, uderzając głową w blat ławy. Podniósł się, zaś z czoła płynęła mu struga krwi.
- To tylko nauczka - powiedziała kobieta - Od tej pory wolno wam odzywać się tylko, gdy będziecie pytani ! A teraz - kontynuowała - Jeśli mogę, zaczynam proces, jaki zjednoczony polski fandom mangowy wytoczył tej grupie szubrawców - wskazała młotkiem czwórkę - Obrażali dobry smak, dopuszczali się odrażających zbrodni i dokonali wielu innych potwornych czynów. Tu, schwytani przez naszych wojowników z Fanatycznej Czwórki odpowiedzą za wszystko. Wprowadzić pierwszego oskarżyciela !
Na salę weszła niewysoka, ubrana w koronkowy i ekstrawagancki ubiór dziewczyna, której charakterystyczną cechą były szwy na szyi i rękach. Stanowiła klasyczny typ urody (?) określanej jako "gothic lolita". Spojrzała pełnym pogardy i nienawiści wzrokiem na siedzących.
- Wysoki sądzie i ty, szanowna izbo - zaczęła - Ci tutaj, a szczególnie tych dwóch - tu wskazała swoim szpiczastym, uzbrojonym w długi paznokieć na szefa i chudzielca - dopuścili się zbrodni przeciwko Prawdziwej Sztuce i Jedynie Słusznemu Kanonowi Piękna. Ten - jej szpon niemal wbił się w oko szefa - wymyślił obrazoburczą nazwę "bizon" w stosunku do tak klasycznego ideału piękna jakim są biszoneni.
Siedzące w sali poprzebierane dziwaki zaszemrały z oburzenia, tymczasem lolitka kontynuowała swą mowę:
- Z kolei ten - jej paznokieć nawet gdyby wbił się w oko ubranego na czerwono pewnie i tak nie wyrwałby go z letargu - to już zaprzysięgły i niepoprawny zbrodniarz. W swoim marnym życiu robił wszystko, by ośmieszyć tak idealny wzór piękna jak lolita. Dopuszczał się najgorszych insynuacji pod adresem twórczyń. Doprowadził do tego, że kilka z nich porzuciło szlachetną sztukę rysunku ! - zaczęła podnosić głos - Kiedy na niego patrzę to robi mi się niedobrze ! Najchętniej sama bym go... - tu skoczyła ku półświadomemu wampirowi i tylko szybka interwencja strażników uchroniła go przed śmiercią z jej rąk ( a właściwie paznokci ).
- Pani prokurator RzeKoma, proszę zachowywać się spokojnie - "sędzina" uderzyła młotkiem w stół - Wiemy, że oni zasłużyli tylko na śmierć, ale musimy zachować choć pozory...
Pierwsza oskarżycielka opuściła salę, odwracając się raz jeszcze do oskarżonych i miotając w ich stronę oczami błyskawice.
- Zapoznaliśmy się z pierwszą częścią zarzutów. Czy oskarżeni przyznają się do winy ?
- Nie śmiałbym zaprzeczyć - odpowiedział spokojnie szef - I jak sądzę reszta moich przyjaciół będzie wdzięczna za dostrzeżenie naszych zasług.
- Zapisać "Przyznali się do winy i nie wyrazili skruchy".
- I parkowali na pasach ! Pluli na chodnik ! Przejeżdżali na czerw... - krzyknął wojskowy, ale zimna stal przystawionej do jego głowy lufy uciszyła go.
- Proszę o zabranie głosu kolejnego oskarżyciela, panie Ełoł, ma pan głos.
- Dziękuję, wysoki sądzie - powiedział wstając facet wyglądający jak skrzyżowanie Dzwonnika z Notre Dame i Upiora z Opery. Wyszedł na środek sali, zamiatając podłogę pocerowanym płaszczem i odwrócił się przodem do oskarżonych.
- Wysoki sądzie i ławo przysięgłych, oskarżam obecnych tu przestępców o przestępstwa tak straszne, że nie wiem, czy osoby wrażliwe powinny o nich słyszeć. Otóż mamy tu do czynienia z jawnym przypadkiem, kiedy to niektórym - tu wymownie spojrzał ku całej czwórce - wydaje się, że są mądrzejsi niż cała reszta ! Co więcej, te indywidua insynuowały, że potrafią myśleć, czym jawnie dyskryminowały cała resztę, czyli nas wszystkich ! Czy możemy być obojętni wobec czegoś takiego ? Decyzję pozostawiam wam ! - i wykonując szeroki wymach ręką zakończył swą mowę.
- Czy przyznajecie się do postawionych tu zarzutów ? - spytała ponownie irytująco znajomym głosem sędzina.
- Czy do posiadania przez Irak broni chemicznej też mamy się przyznać ? - z kpiącym uśmieszkiem zagaiła kobieta - Bo jeśli o to chodzi to macie w pełni rację.
- Zanotować "Przyznali się do winy". Proszę o zabranie głosu kolejnego członka oskarżenia. Pani Wiasiu, proszę...
- Dziękuję wysoki sądzie - wysokim, piskliwym głosem odezwała się chuda, rudowłosa dziewczyna, ubrana dość pstrokato - Oskarżam tych tu oprychów o mord z zimną krwią dokonany na moim ukochanym Sei - chanie. On był taki - tu wyjęła z kiesznei chusteczkę i otarła łzę - taki słodki...miły, dobry...A oni, te zwierzęta... - jej głos balansował na granicy histerii - Oni go zabili !!!! Nie !!!! On nie żyje !!! Sei, czemu mnie opuściłeś !! Wróć !!! - wybuchnęła łzami. Strażnicy musieli ją wynieść.
- A więc wysoki sądzie i ławo przysięgłych - następnym, który się odezwał był wysoki mężczyzna o siwych włosach - Zebraliśmy się tutaj, aby sprawiedliwości stała się zadość. Ale o jakiej sprawiedliwości można mówić, gdy ma się na myśli tych łotrów ? Ich działalność zaowocowała nie tylko tysiącami ofiar, śmiercią wielu spośród znanych bohaterów mang i anime, co może nawet byśmy znieśli, bo jak wiadomo i tak polski fandom uważa, że one wszystkie są do dupy, ale ich bezecna działalność wewnątrz fandomu, którą można określić jako sabotaż, nie znajduje żadnego usprawiedliwienia.
- Dziękuje, panie Jarema, to już wszystkie zarzuty. Rozumiem że i tym razem oskarżeni nie mają nic do powiedzenia na swoją obronę ? A nawet jeśli mają, to i tak im nie pozwolimy tego powiedzieć.... Przyznajecie się do winy ?
- Już ja ci się przyznam... - warknął wysoki, atletycznie zbudowany mężczyzna, który momentalnie wyrwał się z ławy i mimo kajdanek roztrącił strażników. Skoczył ku kobiecie w masce i powalił ją, zaciskając dłonie na jej szyi.
- Coś zrobiła z Chi, wywłoko ? - krzyknął. W tym momencie jej dłoń dotknęła jego czoła. Pełen bólu krzyk wstrząsnął cała salą.
- Wiem, że nie masz tam zbyt wiele - powiedział, patrząc na trzymającego się za głowę i zwijającego się w konwulsjach mężczyznę - Ale za obrazę sądu jest tylko jedna kara - śmierć !
Strażnicy otoczyli pozostała trójkę, celując w nich z broni. Krzyk człowieka, którego mózg (?) poddawano torturom, miał taką siłę, że i mężczyzna w czerwonym płaszczu ocknął się z odrętwienia i patrzył na wszystko w pełni świadomie.
- Nie - szepnął szef - Dosyć tego.
Spojrzał na swoich kompanów. Odpowiedzieli tym samym, pełnym zacięcia uśmiechem.
Sięgnął do buta, z którego wyciągnął nóż. Pierwszy z elfich SS manów nie zdążył nawet zareagować, gdy wąskie ostrze zagłębiło się w jego gardle, dorabiajac mu szeroki drugi uśmiech. Wyrwany z jego rąk karabin w mig znalazł się w dużo bardziej właściwszych rękach. Kolejny elf bulgotał, gdy jego gardło było miażdżone przez metalowe sploty kajdan kobiety. Ku niej wystrzelił z karabinu jeden ze strażników, lecz ona zasłoniła się ciałem duszonego. Kule zagłębiły się w jego ciele, nie czyniąc jej krzywdy.
Na sali wybuchła panika. Siedzący wokół przebierańcy rzucili się do ucieczki, a strażnicy w drugim kierunku, tworząc kłębiącą się wokół więźniów czarną masę. Jakiś czas z masy tej wylatywał któryś ze strażników, by zaraz potem wrócić i wskoczyć tam na nowo. Okrzyki wściekłości, wrzaski rannych i charkot umierających - ta jakże piękna muzyka z wolna wypełniała salę. W pewnym momencie jednak wszyscy strażnicy na raz polecieli na różne strony. Z ich masy wyłoniła się trójka wyglądających bardziej jak upiory niż ludzie postaci. Mężczyzna w porwanej marynarce i zakrwawionych dżinsach trzymający w dłoni karabin, kobieta w strzępach czarnego kostiumu wymachująca groźnie czerwonym od krwi łańcuchem oraz chudy facet w jeszcze bardziej niż zwykle czerwonym płaszczu, oblizujący wargi z nadmiaru krwi.
- A teraz - powiedział stojący po środku mężczyzna z karabinem - Zagramy według naszych zasad...
Kobieta w różowej masce musiała powstrzymać się od dalszego ataku na umysł czwartego. Pozostawiła go nieprzytomnego na ziemi po czym odwróciła się ku przeciwnikom.
- Spodziewałam się tego i nie zawiedliście mnie - powiedziała - Ale czas, byście ponownie poznali moc Fanatycznej Trójki !
Momentalnie u jej boku pojawiły się jeszcze dwie postacie. Pierwszą z nich był ubrany kobiece ciuszki elf, drugą zaś cybernetyczna kobieta.
- Czas byśmy się poznali - mówiła stojąca pośrodku - Ja dowodzę tą grupą a nazywają mnie Ms. Fanatic ! A oto Cieć - wskazała na elfa - i Niepoczytalna Kobieta ! - wskazała na androidkę.
- Koniec kurtuazji - odpowiedział mężczyzna w czerwonym płaszczu - To czas zabijania !
Z tymi słowami skoczył ku przeciwnikom, razem z dwójką swoich towarzyszy. Co prawda blokady uniemożliwiały działanie wampirzych mocy, ale w obecnej sytuacji mało kto się tym przejmował. Łańcuch kobiety owinął się wokół chodzącej pralki po czym szarpnięty pociągnął ją w kierunku kobiety. Na gębę maszyny już czekała pięść, która owinięta kawałkiem płaszcza w celach izolacyjnych wybiła tam sporą dziurę.
- Bzzzt...bziuuuu....zzzzzzzzzz... - były to ostatnie słowa, jakie dobyły się z syntezatora mowy robocicy, która chwilę potem przestała funkcjonować.
- Zatrzymaj ich, zrób coś - krzyknęła kobieta w różowej masce, nazywająca siebie Ms. Fanatic do Ciecia.
- Ale ja...Co ja mam...
- Bo ja wiem ? Wymyśl coś ! Poszukaj niszczyciela !
- Ale ja myślałem...Że nie chodzi o to aby znaleźć niszczyciela ale by szukać go....
Tej rozmowy nie dane było im dokończyć. Cieć niespodziewanie zachłysnął się czymś. Zza jego pleców wyłonił się mężczyzna w moro, zaciskający dłonie na jego szyi. Jego włosy wciąż stały dęba, z uszu unosiły się strugi dymu a na twarzy widać było zaczerwienienia wywołane atakiem na jego umysł.
- Zdaje się, że mamy rachunki do wyrównania, pedale ?
Po chwili Cieć padł na ziemię z gardłem szerokości wykałaczki. Naprzeciw czwórki stała już tylko kobieta w masce, która do tej pory była sędzią. Broń wszystkich skierowała się ku niej.
- No to ja ci teraz zrobię proces moskiewski... - mruknął mężczyzna w czerwonym płaszczu.
- A ja Norymbergę... - dodała ubrana w podarty już mocno, ale wciąż zasłaniającym strategicznie ważne miejsca kostium w kolorze czarnym.
- A ja proces Husseina w przyspieszonym tempie - dorzucił wojskowy, odrzucając zezwłok ciecia.
Jedynie mężczyzna w dżinsach i tym co kiedyś było marynarką nie powiedział nic. Patrzył uważnie na kobietę. Opuścił wycelowany do tej pory w nią karabin. Pozostała trójka spojrzała na niego zaskoczona. Pierwsza zareagowała wampirzyca.
- Dobra, rozumiem, że on chce być gentelmanem, ale nie myśl sobie że ja - to mówiąc szarpnęła łańcuchem, który świsnął w powietrzu i uderzył w stojącą naprzeciw niej kobietę.
Nie zdążył jednak w nią trafić, owinął się bowiem o wyciągnięty karabin.
- Nie przyjaciółko, nie tak się traktuje damę...
A gdy odrzucił karabin z okręconym wokół niego łańcuchem i podszedł do kobiety i zdjął jej z twarzy maskę, dodał:
- Zwłaszcza jeśli ta dama jest moją żoną...
Szczęki wszystkich opadły z klekotem na ziemię. Dotyczyło to zarówno strażników, którzy właśnie podnieśli się ziemi jak i całej drużyny.
- Twoją co ? - spytał facet w czerwonym płaszczu.
- Uwierzyłbym nawet w to, że jestem nieślubnym synem Jana Pawła II, ale że ktoś mógł ożenić się z takim... - mężczyzna w moro wyglądał, jakby zobaczył UFO.
- Nie wiem co powiedzieć, ale cokolwiek by to było, nie oddało by absurdu tej sytuacji - powiedziała wampirzyca, patrząc na wysoką, rudowłosą dziewczynę o zielonych oczach, która stała naprzeciw niej obok szefa.
- Najlepiej nie mów nic - szepnął facet w moro - Może lepiej zostawimy ich samych ?
- Byłbym wdzięczny - odpowiedział szef, na chwilę odwracając się do kumpli.
- Może wy też zostawicie nas w spokoju - kobieta zwróciła się do elfich SS manów.
- Spokojnie, zajmiemy się nimi - powiedział facet w moro wyciągając spluwę i kilkoma strzałami odesłał wszystkie elfy ad patres. Następnie cała trójka opuściła salę, zabierając ze sobą patrzące wielkimi ze zdziwienia oczami na szefa i stojącą koło niego kobietę.
- Spokojnie, nam też nie mówił - powiedział do dziewczyn facet w czerwonym płaszczu.
Kiedy wyszli, w korytarzu panowała pustka. Ku ich rozczarowaniu nikt z ławy przysięgłych nie zaczekał na nich. W zaistniałej sytuacji pozostało im tylko czekać. Z niecierpliwością patrzyli w drzwi, za którymi znajdowała się sala w której pozostał ich szef z kobietą, którą nazywał swoją żoną.
- Gdzie on mógł ją poznać ? - spytał wojskowy opierając się o ścianę - Przecież ten pajac nigdy nie miał czasu na kobiety.
- Ekhm... - usłyszał w tym momencie głos Kei.
- No dobrze, prawie nigdy...Ale i tak to dziwne, jak mało o nim wiemy.
- Tak, tyle co Bush o irackiej broni chemicznej - spuentował to mężczyzna w czerwonym płaszczu.
- Nigdy nic wam o tym nie mówił ? - spytała Yuri, zdejmując z siebie resztę sznurków, w którym, obiektywnie rzecz biorąc było jej całkiem do twarzy.
- Ani słowa - skwitowała wampirzyca - Kiedy się z wami umówił nie powiedział nam nic na ten temat.
- No właśnie, zawsze mówił, że był ciekaw skąd się wtedy tam pojawiliście ? - Yuri była wyraźnie ciekawa.
Cała trójka zaczęła się zastanawiać nad odpowiedzią, ale w tym momencie w korytarzu za nimi rozległy się kroki. Skierowali w tamtą stronę broń.
- Kto tam ? - krzyknął mężczyzna w moro - Stać, bo strzelamy !
- Kała...sznikow ! Chiiii !! Kałasznikow !!! - rozległ się znajomy głos.
- Chi !!!! - wojskowy porzucił broń i skoczył ku nadchodzącej persokonce.
- Kałasznikow !!! - Chi objeła go, niemal przewracając na ziemię.
Idyllę przerwał pojedynczy strzał, który dobiegł z sali. Cała szóstka w oka mgnieniu zwróciła się w tamtym kierunku. Po chwili drzwi otworzyły się i na zewnątrz wyszedł szef. O otwarte drzwi opierał się martwy już elf. Zajrzeli do środka. Wewnątrz było pusto. Szef spojrzał na ich z uśmiechem.
- Wracamy ? - spytał a cała ekipa patrzyła na niego tak, że nawet sejmowa komisja śledcza z posłem Rokitą mogłaby się od nich wiele nauczyć.
- Echm stary, nie powinieneś nam czegoś wytłumaczyć ? - spytała kobieta.
- We właściwym czasie - odpowiedział szef, po czym skierował się ku wyjściu.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.