Opowiadanie
Eksterminacja
Frajers: Tragiczni Wojownicy
Autor: | Grisznak |
---|---|
Korekta: | Teukros |
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Akcja, Parodia |
Uwagi: | Self Insertion, Przemoc |
Dodany: | 2005-07-04 20:38:58 |
Aktualizowany: | 2007-09-03 22:03:41 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
"Poszukuje się kontaktu z osobami, mogącymi wiedzieć cokolwiek na temat brutalnej serii zabójstw do jakich doszło ostatnimi dniami w Tokio jak i w innych częściach Japonii..."
Gadaninę spikera przerwało pukanie do drzwi. Siedzący przed telewizorem mężczyzna podniósł się z fotela i podszedł do drzwi. Trzymając w ręku pistolet, otworzył je, odsuwając się jednocześnie do tyłu. Ostrożności nigdy za wiele...
- Hej, to ja, stary, spokojnie - usłyszał znajomy głos - Co z nią ?
- Śpi - odpowiedział, szerzej otwierając drzwi. Do pokoju wszedł wysoki, atletycznie zbudowany facet o krótko ściętych włosach. Spojrzał na łóżko, na którym leżała lakierowana, błyszcząca czernią i metalowymi okuciami trumna.
- Fajnie, chodź, chcę ci coś pokazać.
Wyszli z pokoju by zaraz wejść do pomieszczenia obok. Wnętrze było zagracone do nieprzyzwoitości narzędziami, kablami i kawałkami metalu. Na stole pośrodku leżało coś okrągłego, przykrytego płachtą. Wysoki zamknął drzwi, przekręcił przezornie zamek a następnie podszedł do stołu i zdjął płachtę.
- No, no, widzę, że ci się udało - padły słowa uznania, rzadko słyszane z ust przywódcy. Na stole stała, umieszczona na statywie, głowa. Nie była to jednak zwykła głowa. Mężczyzna nacisnął jakiś guzik na konsolecie dołączonej do statywu. Puste oczy zamigotały a usta otworzyły się.
- Chi !
Z dumą patrzył na swoje dzieło. Na twarzy nie było już widać śladów obić i dziur po pociskach, nowa warstwa farby i szpachlówka zrobiły swoje. Nacisnął guzik i twarz znowu straciła jakikolwiek wyraz.
- Moje gratulacje. Nie sądziłem, że ci się uda.
- Dzięki. Przydały się części tego czołgu.
- Nietrudno zauważyć - uśmiechnął się, patrząc na powiekę, na której wciąż widniał napis "Zdjełano w CCCP".
- Dziś wieczorem ruszamy na kolejną akcję ?
- A jakżeby inaczej ? Nasz nowy człowiek miał się zająć informacjami. Powinien być wkrótce z powrotem.
"Rodzice dzieci, które bestialsko zamordowano podczas zabawy bączkami w parku są zrozpaczeni. Kto mógłby popełnić tak potworną zbrodnię ?" - dziennikarz starał się, by wyraz jego twarzy obrazował smutek, jednak nie szło mu to najlepiej - "Czyżby udział naszego kraju w wojnie w Iraku był przyczyną tego koszmaru ?".
Znowu ktoś zapukał. Nie chciało mu się już wstawać, toteż krzyknął tylko "wejść !" kładąc prawą dłoń na rękojeści pistoletu. Drzwi otworzyły się. Chudy jak patyk a przy tym ubrany na czerwono niczym flaga związku radzieckiego, blady mężczyzna, o charakterystycznych, długich uszach wkroczył do środka, poruszając się mocno niepewnym krokiem. Przez chwile myślał, że przyczyną takiego chodu u tego faceta jest zbyt duża ilość sake, jednak przypomniał sobie, że wampiry alkoholu nie piją. Gdy tamten podszedł bliżej, sprawa była jasna, a przyczyną zaburzeń równowagi były tkwiące w plecach strzały i włócznia.
- Tu jest raport - wymamrotał, rzucając na stół kilka kartek papieru, uwalanych gdzieniegdzie krwią, po czym podszedł do trumny i zapukał w jej wieko. Odsunęło się ono, a z wnętrza niczym Bella Lugosi uniosła się kobieta o długich, ciemnych włosach.
- Co jest ? - zapytała sennym głosem.
- Możesz mi zrobić miejsce ? - spytał tamten - Jestem ledwo żywy...
- Ledwo ? - roześmiał się siedzący na fotelu i studiujący raport przywódca - W twoim przypadku takie określenie brzmi nieźle...
Nie mając siły ani ochoty na dyskusję, chudzielec wgramolił się do trumny, którą następnie za sobą zamknął. Kobieta podeszła do fotela i usiadła na jego oparciu, spoglądając na pomięte i zakrwawione kartki, które wertował szef.
- I co, jak te informacje ?
- Nieźle, choć to nie będzie nic łatwego. Dziś wyruszamy na spotkanie fachowców takich jak my.
Księżyc oświetlał ruiny zamku, które widniały na wzgórzu. Wspinali się tam już dłuższy czas a wcale nie wydawało się, by weszli wyżej.
- Macie pewność, że tam będą ? - spytała kobieta - Dużo łatwiej byłoby tam wlecieć.
- Tak, ale wtedy by cię zauważyli, a musimy ich zaskoczyć - odpowiedział przywódca - Mam nadzieję, że każdy pamięta to co ustaliliśmy ?
- Jasne - odpowiedział wysoki - Ja biorę fagasa z mieczem, pijawki zajmą się żabulcem a kobietą Ty, fuksiarzu.
- Znakomicie. A teraz cisza, jesteśmy prawie na szczycie.
Przed nimi wznosiły się zgliszcza potężnej niegdyś budowli. W bladym blasku księżycowego światła wyglądały jak dekoracja z kiepskiego horroru. Różnica polegała jednak na tym, że były one jak najbardziej prawdziwe, zaś horror miał się dopiero rozegrać.
- A teraz na pozycje - szepnął dowodzący i chciał zapewne dodać coś jeszcze, gdy nagle usłyszeli krzyk:
- Fajerbolta !!!
I tuż przed nimi wybuchł magiczny pocisk ognisty. Dwa okoliczne drzewa w mig zajęły się ogniem, oświetlając okolicę. W miejscu, gdzie kiedyś była brama zamku, stały trzy postacie.
Pierwszą z nich był wysoki, jasnowłosy mężczyzna, druga to niższa od niego ruda kobieta, trzeciego zaś twarz trudno było dostrzec, gdyż nosił kaptur.
- Wiedzieliśmy, że tu przyjdziecie ! - krzyknęła piskliwym głosem kobieta - Teraz poznacie ból, słudzy Zła !
- Brać ich - mruknął dowódca.
Wojownik wyciągnął miecz, którego ostrze zalśniło magiczną energią. Biegnący ku niemu olbrzym wyciągnął maszynówkę i wystrzelił serię wielkokalibrowych pocisków 12 mm. Jednak strzały nie dotarły do celu, bariera szybkich jak światło ruchów miecza zatrzymała je.
- Bawimy się w Gwiezdne Wojny, synu ? - uśmiechnął się, chowając spluwę - Odbij więc to !
Po tych słowach wyszarpnął zza pleców miotacz ognia i strumieniem płynnych płomieni poczęstował totalnie osłupiałego Gourryego.
- Yeeeeeeargh ! - zawył tamten podczas przemiany w ludzką pochodnię.
- Spoko, po tym na pewno będziesz wyglądał jak Darth Vader - dodał jego oprawca, oglądając się, by spojrzeć jak idzie reszcie...
Wampiry niczym Sztukasy lotem nurkowym uderzyły na Zelgadisa.
- Tylko pamiętaj, nie gryź go, bo sobie zęby połamiesz - rzucił w locie chudy mężczyzna, robiąc jednocześnie unik przed lecąca ku niemu kulą ognia. Żabiogęby odskoczył do tyłu, wyciągając miecz i zamierzając się nim na kobietę. Ta wylądowała na ziemi, tuż przed nim. Ostrze pomknęło ku jej głowie...
Jednak nie dotarło do celu. W połowie drogi zwolniło a następnie zmieniło kierunek poruszania się, wracając tam, skąd przyszło. Kamienny ryj patrzył zaskoczony, jak jego własny miecz pędzi ku niemu. Wypuścił go z rak, jednak na niewiele to się zdało. Miecz nadal leciał w jego kierunku, zaś kobieta stała naprzeciw niego z wyciągniętą do przodu dłonią i śmiała się. Zelgadis był tak zaabsorbowany ucieczką, że nawet nie zauważył, że unosi się do góry.
- Co, do... ? - zdążył spytać, kiedy zauważył, że drugi wampir trzyma go za ramiona. Drugą rzeczą, którą zauważył był zbliżający się z prędkością dźwięku mur.
- Określenie "głową muru nie przebijesz" nabiera nowego znaczenia - chudy uśmiechnął się, lądując obok kobiety i patrząc na wbitego w mur na metr głębokości Zelgadisa.
- Ciekawe, jak poszło reszcie ? - spytała kobieta.
- Cofnij się ! Jestem potężną czarodziejką ! - krzyknęła ruda, widząc zbliżającą się ku niej sylwetkę.
- Daj spokój chłopcze, oszczędź sobie trudu - powiedział tylko tamten.
- Chłopcze ?!!! Jestem kobietą !
- To czemu stoisz do mnie plecami ?
Te słowa rozwścieczyły Linę ostatecznie. Nie dość, że musiała wysłuchiwać podobnych uwag padających w ust tego głupka Gourry'ego, to nawet wrogowie się z niej nabijali. Fajerbol za fajerbolem poleciały ku przeciwnikowi.
- To było żałosne - odpowiedział, zrzucając z siebie pelerynę ognioodporną. - Pozwól mi zaprezentować prawdziwą moc.
To mówiąc wyciągnął z za pasa swój pistolet. Z kieszeni wyjął niewielką, czarną ampułkę i podrzucił ją do góry.
- Kolor kłamstwa i obłudy, sutannowa czerń !
Ampułka wpadła do komory magazynku, kiedy sięgnął już po następną:
- Kolor śmieszności i bezguścia, jacksonowa biel !
Po tych słowach ampułka trafiły do komory a w powietrzu już szybowała następna:
- I wreszcie... Kolor obżarstwa i otyłości, świński róż !
Magazynek zaczął kręcić się z coraz większą prędkością, wytwarzając przy tym strumienie energii, które objęły cały pistolet.
- Przyzywam cię, przybądź, Rydzol !
Energia wystrzeliła z lufy pistoletu trzema strumieniami, które zaczęły formować się w kształt potężnego, nalanego mnicha o znajomej, uśmiechniętej twarzy w okularach. Mnich wykonał dłonią znak krzyża a ten momentalnie przybrał formę czystej energii, która z ogromną siła uderzyła w Linę, odrzucając ją daleko w tył.
- Ojojoj, nie jest dobrze - jęknęła, podnosząc się z ruin. Była cała poobijana i czuła, że ma złamaną nogę. Wtedy zobaczyła, że ktoś się zbliża.
- Gouryy !! Chodź tu - krzyknęła zadowolona. Może wreszcie ten głupek na coś się przyda...
Kiedy postać zbliżyła się, dostrzegła swoją pomyłkę. Jej przeciwnik uśmiechnął się tylko swoim charakterystycznym uśmiechem od którego ryby dusiły się w wodzie. Spokojnie wyjął pistolet i wycelował. Lina dostrzegła czerwoną kropkę, która przemknęła po jej ciele i znalazła się między jej oczami.
- Ostatnie życzenie ? - spytał tamten.
- Głupcy ! -rozległ się donośny głos. Wszyscy odwrócili się jak na komendę. W bramie stał ubrany w powłóczystą, czerwoną szatę mężczyzna trzymający w dłoni długą różdżkę mieniąca się magiczną mocą.
- Rezo ! Czerwony Kapłan ! - krzyknęła Lina.
- Ksiądz ? - spytał wysoki - A w dodatku komuch ? Chyba się nie polubimy...
Tymczasem Rezo, nie zwracając uwagi na ich słowa uniósł swą różdżkę do góry a moc magiczna iskrzyła z niej niczym z węgorza elektrycznego.
- Widzę, że pokonaliście moją marionetkę - tu spojrzał na tkwiącego w murze Zelgadisa, który bezradnie machał nogami - oraz tych dwoje. Wiedzcie jednak, że jak silni byście nie byli, nigdy nie będziecie mogli się równać z mocą potężnego Rezo, czerwonego kapłana, którego imię budzi strach i szacunek w każdej części świata a którego moc równa jest bog...
Niestety, nie dane było mu skończyć tej perory, bo nagle zadławił się krwią i upadł na ziemię z mieczem Zelgadisa tkwiącym w plecach.
- Jeśli czegoś nie lubię to właśnie takich gadatliwych dupków - mruknęła kobieta, obracając miecz w ciele kapłana.
Wysoki popatrzył na trupa Rezo z mieszanymi uczuciami bo przypomniał sobie o zwłokach Mizuho - sensei, które trzymał w lodówce. Ale zaraz spojrzał na leżącą pod murem Linę.
Podszedł do niej.
- Potrafisz ożywiać zmarłych ? - spytał.
- Potrafię zrobić z kogoś zombie, ale ożywić trwale ? Nie, to potrafią tylko bogowie...
- Trudno, pamiętaj, że to nic osobistego - to mówiąc wyciągnął swoją 12 mm maszynówkę i posłał Linie kulę w łeb. Jej głowa rozpadła się niczym bożonarodzeniowa bombka na tysiąc kawałków.
- No to muszę znaleźć jakiegoś %^$&! boga - mruknął i skierował się ku reszcie drużyny, która właśnie schodziła z góry.
Uuu...
...No, ale za to drużyna Liny została potraktowana jak zawodowcy :) No, i Rydzol było mocny xD
Pozdrowienia i niech kisiel alkocholowy będzie z Wami ^^