Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Wampirzyca Edyta

Rozdział 1: Edyta

Autor:manna
Korekta:Dida
Serie:Zmierzch
Gatunki:Fantasy, Komedia, Romans
Dodany:2011-10-09 13:19:07
Aktualizowany:2011-10-09 13:19:07


Następny rozdział

Ameryka powitała Europejczyków niezwykle wylewnie. Głodni i przemoczeni, z trudem odnaleźli schronienie w opuszczonej chacie w lesie.

- Odpuścili sobie - odetchnął mężczyzna. - Jeśli nie poinformują o nas Ameryki, jesteśmy bezpieczni.

Jego towarzyszka, jeszcze nastolatka, kiwnęła głową. Znalazła pozostałości łóżka i ułożyła się na nich.

- Trzeba wykorzystać pobyt tutaj - kontynuował mężczyzna. - Jesteś jeszcze młoda i niewiele umiesz.

- Znowu? - jęknęła dziewczyna. - Ile można?

- Tym razem będzie ciekawie - zapewnił ją towarzysz. - Spróbujesz znaleźć swoją drugą połówkę. Dlatego w ciągu kilku dni pójdziesz do najbliższej szkoły.

- Nie potrzebuję drugiej połówki. Jestem cała i zdrowa. Nie pójdę do żadnej szkoły.

- A założymy się?


Tydzień później do miejscowej szkoły dołączyła nowa uczennica - Edyta Schullen. Trudno było uwierzyć, że jest Niemką. Długie, brązowe włosy nosiła splecione w warkocz, jej ciemne oczy ciągle błyszczały, a matka natura nie poskąpiła jej urody. Zdawało się tylko, iż Edycie brakuje życia. Całe dnie była otępiała, a w te słoneczne dodatkowo reagowała wolniej. Sytuacja zmieniała się wraz ze zbliżaniem się jesieni i deszczowych dni. Kiedy chmury zakrywały niebo, nikt nie mógł dorównać dziewczynie. Jej poziom wiedzy nie był wyższy, ale zachwycała wszystkich bystrością. Była też wspaniałą towarzyszką rozmów. Chętnie poznawała nowe osoby, jednak zdawało się, że kogoś szuka. Poznała całą szkołę i wciąż wypatrywała nowej twarzy.

Minęło kilka miesięcy, a nauczyciele mieli tylko jedno zastrzeżenie:

- Dlaczego twoi rodzice nie chodzą na wywiadówki?

- Mama nie żyje, a ojciec pracuje - odpowiadała swobodnie Edyta.

- Gdzie?

- Jest ratownikiem. Rzadko bywa w domu. Nie mamy nawet telefonu.

Po tej kwestii Edyta robiła słodką minkę, używała wampirzej hipnozy i nauczyciele miękli jak masło.


- Jak długo jeszcze ma to trwać? - jęczała Edyta każdego dnia. - Minęło tyle czasu i nikogo nie znalazłam!

- Dla mnie parę miesięcy to niezbyt długo - odpowiadał cierpliwie „ojciec”.

- Ale nie dla mnie. Mistrzu Walenty, miej litość! Tu jest paskudnie! Kompletna wiocha! Trzy główne ulice, dwadzieścia domów na krzyż, osiemset osób w szkole! Poznałam już wszystkich! Najgorsze jest ukrywanie się. Naucz mnie czegoś innego.

- Cierpliwość jest cnotą. Wytrzymaj jeszcze.

- Ale ja nie chcę - grymasiła Edyta. - Wiesz, że nikogo nie zabiłam przez ten czas?

- To dobrze. Ja też nie. Nie powinniśmy zwracać na siebie uwagi.

- Ale…

- Nie umrzesz od chodzenia do szkoły - przerwał jej Walenty. - Ludzie robią to wiele lat, a ty nie wytrzymasz paru nędznych miesięcy? Wyjedziemy najwcześniej po Nowym Roku. I ani słowa więcej.

Edyta skrzywiła się. Do Nowego Roku został aż miesiąc. Walenty jednak, starszy od podopiecznej, wiedział, że przez ten czas wiele się może zdarzyć.

I miał rację.


- Witamy w nowej szkole. - Nauczycielka uśmiechnęła się zachęcająco do dwójki nowych chłopców. - Klaso, proszę powitać kolegów. Izydor i Tom.

Rozległo się nierówne „Witajcie!”. Tom zajął szybko jedno z dwóch wolnych miejsc, w ostatnim rzędzie. Drugie miejsce znajdowało się w pierwszej ławce.

Edyta rzuciła chłopcom krótkie spojrzenie. Ot, nic specjalnego.

- Możesz mi pomóc? - szepnęła Ruth, koleżanka z ławki. - Za nic nie rozumiem tego zadania…

Edyta nachyliła się nad jej zeszytem.

- Schullen, Robertson! - Nauczycielka posiadała uszy nietoperza. - Proszę się rozsiąść.

- Ale ja tylko… - zaczęła Ruth.

- Ani słowa! Schullen, proszę do pierwszej ławki. Dotrzyma pani towarzystwa panu Swamp.

Edyta cicho wykonała rozkaz. Dla niej nie robiło to różnicy. Jednak zaledwie rzuciła podręczniki na ławkę, zaledwie usiadła, zaledwie spojrzała na Izydora, gwałtownie odskoczyła i wpadła na ławkę obok.

- Panno Schullen! - Przeraziła się nauczycielka. - Co się dzieje?!

- P-pająk - zełgała Edyta.

- Och, przecież nie gryzie. - Westchnęła nauczycielka. - Proszę usiąść z powrotem.

Edyta usiadła ostrożnie na krześle, drżąc z podniecenia. Całą lekcję starała się trzymać jak najdalej od Izydora. To nie mogła być prawda. Dlaczego jej serce zabiło gwałtownie w odpowiedzi na bliskość chłopaka. Czuła, że krew napływa jej do twarzy. Co się dzieje? Kim jest Izydor?


Już na przerwie obiadowej Edyta poznała rodzeństwo Swamp.

- Dobrze się czujesz? - Zaniepokoiła się Ruth. - Jesteś… wybacz, ale jesteś nienaturalnie rumiana.

- Skąd się wzięli ci Swampowie? - zapytała Edyta, nawet na nią nie patrząc. - Co to za jedni?

- Skąd mam wiedzieć? W życiu ich nie widziałam. Witaj, braciszku. Siadasz z nami?

Jack, brat Ruth, przysiadł się ochoczo do dziewczyn.

- Rozmawiacie o Swampach, czy mi się zdaje? - zapytał. - Dam wam radę: unikajcie blondyny.

- Dlaczego? - zapytały jednocześnie.

- Siedziała ze mną w ławce. To demon o imieniu Róża. Ona wydycha nie dwutlenek węgla, a czystą nienawiść.

- Ale ma piękne rodzeństwo - zauważyła Ruth. -Popatrzcie na tą gotycką panienkę. Jak z obrazka. Śliczna. Piękne czarne włosy, lśniące czarne glany…

- Alina - uzupełnił Jack. - Doszła do klasy Roberta. Rozmawialiśmy wcześniej i był roztrzęsiony, biedaczysko. Zachwyciła go jak dni wolne od szkoły na wiosnę. Nauczyciel wspomniał coś o jej mądrej siostrze, a ona odparła, że Róża jest adoptowana.

- Brzmi intrygująco - uznała Ruth. - Co o tym myślisz, Edyta? Ten trzeci chłopak jest niezły, nie? Edyta?

Pomachała koleżance ręką przed twarzą. Edyta spojrzała na nią szybko i Ruth zrobiła przerażoną minę.

- Co? - Zdziwiła się Edyta.

- O… nic, wybacz. Zdawało mi się, że masz straszne, czerwone oczy. Wybacz. Za dużo horrorów się naoglądałam.

Edyta skinęła głową. Musi uważać. Ograniczyła rozsądnie liczbę spojrzeń w stronę Swampów.


- Kenneth, dołączysz do nas?

Niski chłopaczek podskoczył słysząc nowego kolegę. Rozejrzał się niepewnie.

- Mogę? - upewnił się, zerkając na Różę.

- Jasne. - Uśmiechnął się Tom Swamp. - Czuję, że zostaniemy przyjaciółmi. Fajnie siedzi się z tobą w ławce.

- Dzięki… Ale może… - Kenneth przeniósł wzrok na Alinę.

- Więc chodzimy razem do klasy. - Ucieszył się Izydor. - Mogę cię o coś spytać?

- Pytaj.

- Kim jest ta piękna kobieta?

- Która?- Kenneth spojrzał we wskazanym kierunku. - Och, Ruth? Tak, wspaniale wygląda w swetrach.

- Nie. Ta z warkoczem.

- Edyta Schullen. Podobno pochodzi z Niemiec, gdziekolwiek to jest. Sympatyczna, owszem, ale trochę dziwna. Nieco otępiała.

- Nie wygląda - zauważył Tom. - Właśnie zgina widelec na pół.

- Kiedy o tym wspominasz, rzeczywiście wygląda na poruszoną. - Zamyślił się Kenneth. - A… przedstawisz mnie może… paniom? - Zarumienił się lekko.

- Oczywiście. - Rozpromienił się Tom. - Alina i Róża. Gotik lolita i śmierć.

- Przestań. - Róża kopnęła brata w kostkę. - Jak możesz mówić tak o swoim rodzeństwie?

- Jak dziewczyna może być taką sadystką? - jęknął Tom.

Izydor poświęcił im krótkie spojrzenie, po czym powrócił do obserwowania Edyty. Było w tej kobiecie coś, co go pociągało.


Następne były zajęcia z biologii. Nauczyciel rozdał wszystkim niepodpisane próbki krwi człowieka i zwierząt, po czym kazał każdą rozpoznać.

- Jeśli ktoś doda grupę krwi, dostanie A+ - zażartował.

Edyta chwyciła mikroskop. Ruth pomogła jej umocować próbkę. Izydor obserwował je bacznie z drugiego końca klasy.

- Żaba - powiedziała Edyta, ledwie spojrzawszy przez okular. - Grupa krwi AB. Daj następne.

Ruth skwapliwie zanotował każde słowo Edyty, o nic nie pytając.

- Człowiek. 0. Dalej… znowu człowiek, A. Kot. B.

W ten sposób przebrnęły przez wszystkie próbki i skończyły jako pierwsze. Dumna Ruth podała kartkę z odpowiedziami nauczycielowi. Ten wytrzeszczył oczy.

- Grupy krwi? - Zdziwił się. - Jak… w liceum… No dobrze… Macie po szóstce. A klasa niech bierze przykład z koleżanek! - zawołał.

Ruth pisnęła z radości. Edyta ledwie się uśmiechnęła i zaczęła układać szkiełka z próbkami. Nagle syknęła - zacięła się szkiełkiem. Niedobrze. Nie teraz.

- Edyta, co ci? - Zaniepokoiła się Ruth. - Aż tak cię boli?

- Ja… Niedobrze mi - jęknęła Edyta. - Potrzebuję… powietrza…

- Profesorze!- Ruth natychmiast wstała. - Mogę zaprowadzić Edytę do pielęgniarki? Źle się czuje.

- Sama trafię. - Edyta siłą posadziła Ruth na krześle. - Do zobaczenia.

Wyszła szybko z klasy i zatrzymała się kilka korytarzy dalej. Oparła się o ścianę i odetchnęła głęboko. Tak, właśnie tak, oddychaj. Olej krew. To tylko odrobina.

Więc skąd taka reakcja? To nie zdarzyło się nigdy wcześniej. Edyta potrafiła beznamiętnie obserwować, jak mistrz zakłada jej szwy na poharataną szkłem rękę i opowiadać przy tym dowcipy. Może to przez Izydora…

Miała nadzieję, że nikt jej teraz nie zobaczy. Musiała wyglądać okropnie.

- Przepraszam, wszystko w porządku? - Usłyszała nagle za plecami.

Cholera, nie zauważyła go nawet!

- Tak- syknęła. - Poradzę sobie.

- Na pewno? - drążył Izydor. - Może pomogę?

- Po prostu spa… zostaw mnie samą, proszę.

- W takim stanie? Zaraz zemdlejesz! Chodźmy, proszę cię…

Położył rękę na ramieniu Edyty. Ta wzdrygnęła się, niemal przytuliła do chłopaka, po czym szybko odwróciła twarz i ugryzła się mocno w rękę. Izydor krzyknął, a Edyta osunęła się na ziemię zemdlona.

Następny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.