Opowiadanie
L - historia (nie)prawdziwa
Autor: | loth |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Death Note |
Gatunki: | Komedia |
Dodany: | 2011-09-29 09:53:31 |
Aktualizowany: | 2011-09-29 09:53:31 |
W pokoju unosił się przykry zapach, który był mieszaniną różnych woni - chipsów, ciast, kawy oraz dwudniowej pizzy. Odkąd apartament został wynajęty przez Lawlieta Lawsforda, okna w tym pomieszczeniu nie zostały otworzone ani razu.
L, bo pod takim pseudonimem większość go znała, był osobą ekstrawagancką, o czym świadczył prawie każdy aspekt jego życia. Nigdy nie siedział inaczej niż z kolanami pod brodą, buty uznawał za zło konieczne, którego starał się unikać, a także rzadko jadł coś poza słodyczami. Sam się dziwił, że nie dostał jeszcze cukrzycy.
Nastała godzina szósta rano, a w pobliskim kościele rozbrzmiały dzwony, które obudziły L'a. Mężczyzna rozciągnął się, ziewając głośno. Usiadł na brzegu łóżka i nie ruszał się przez chwilę, jakby nad czymś rozmyślał. Następnie wstał i usiadł przy biurku, po czym podniósł łyżeczkę, na której ciągle znajdowały się ślady wczorajszej kolacji. Przysunął do siebie talerz z niedojedzonym ciastem ze śliwkami; wczoraj uznał, że warto spróbować jakiegoś nowego smaku, ale ten zdecydowanie nie przypadł mu do gustu. Niestety, innego nie miał pod ręką. Mógł oczywiście poprosić Watariego, żeby coś kupił, ale ten pewnie jeszcze spał.
Mimowolnie przypomniał sobie, jak to wszystko się zaczęło. Pierwszą swoją sprawę rozwiązał w wieku czternastu lat, kiedy jeszcze mieszkał w sierocińcu. Początkowo nikt nie brał go na poważnie, z wyjątkiem Watariego, który opowiedział znajomemu policjantowi o podejrzeniach swojego podopiecznego, a ten postanowił to wszystko sprawdzić. Ta sprawa nie była szczególnie głośna, ale to właśnie ona otworzyła mu furtkę do kariery.
Początkowo Watari jeździł z nim po różnych regionach kraju jako opiekun, zapewniając mu odpowiednie warunki do pracy. L wiele razy proponował Watariemu, żeby ten odpoczął na emeryturze, ale on z kolei się zapierał, że lubi dla niego pracować i nie wyobraża sobie popołudni na rozwiązywaniu krzyżówek. L uznał, że skoro tak lubi spełniać jego kaprysy, to nie ma sensu go od tego odciągać; w końcu opiekował się nim od zawsze i znał jego upodobania względem słodyczy. Gdyby zatrudnił sobie jakiegoś lokaja, z pewnością poświęciłby sporo nerwów i cennego czasu na wytłumaczenie mu swoich upodobań.
Do popijania ciasta, które wydawało się nie mieć żadnego smaku, miał jedynie zimną kawę z wczoraj. Kątem oka zauważył dwie kartki, które leżały w kącie pokoju. Wstał, po czym podszedł do nich i przyjrzał się im znudzonym wzrokiem.
Near i Mello. Spędził wczoraj kilka godzin zastanawiając się, którego z nich powinien wybrać na swojego następcę. W tym celu zorganizował dwa tygodnie temu zawody; we Francji funkcjonował gang złodziei samochodów, którego nikomu jakoś nie udawało się uchwycić. Pomimo iż osobiście nadzorował ich działania i widział różnice w ich metodach, nie mógł się zdecydować.
Near wydawał się odpowiednią osobą na takie stanowisko; był spokojny, naprawdę sprytny i wszystko analizował bez większych emocji. Niestety, czasem brakowało mu iskry, aby wykonać jakiś stanowczy ruch.
Mello był jego przeciwieństwem - był narwany, niecierpliwy i radykalny. Jego metody z pewnością były skuteczne, ale często niemoralne; działał w sposób, który bardziej pasował do mafii.
Westchnął cicho. Musi chwilę od tego odpocząć i zastanowić się ponownie, gdy zje coś porządnego.
Spojrzał jeszcze na stertę kartek, leżących na skraju biurka; były to sprawy, z których postanowił sobie wczoraj wybrać jedną. Niestety, żadna nie wydawała mu się szczególnie ciekawa.
Uchylił okno, a w jego nozdrza uderzyło zimne, jesienne powietrze. Zdecydowanie musi się przewietrzyć. Otworzył wszystkie okna, po czym skierował się w stronę drzwi. Wcisnął na stopy buty, które wydawały się być cholernie niewygodne, zdjął z wieszaka czarny płaszcz i wyszedł.
L spacerował, nie mogąc się zdecydować, jaką kawiarnię ostatecznie wybrać. Obszedł już kilka, szukając jak najsmaczniejszych smakołyków, ale prawie każda z nich miała tyle do zaoferowania, że nie mógł się zdecydować.
Spojrzał na niebo, które było całe pokryte szarymi chmurami, ale nie wyglądało, aby miało padać. To był jego ulubiony rodzaj pogody. Oparł się o mur jakiegoś budynku, postanawiając odetchnąć po długim spacerze. Zdecydowanie pije za dużo kawy.
Uznał, że nie ma sensu sprawdzać ostatnich trzech kawiarenek, o których słyszał od przechodniów i wybrał tę, którą najmilej zapamiętał.
Nie miał pojęcia, która nastała godzina, ale na ulicach zrobiło się już tłoczno.
Gdy wszedł do kawiarenki, bez zastanowienia podszedł do kasjerki i zamówił ciasto, które sobie wcześniej upatrzył. Gdy chwilę później odwrócił się, trzymając w jednej ręce talerz z ciastem, a w drugiej filiżankę gorącej kawy, stwierdził, że wszystkie stoliki są już zajęte.
Po chwili namysłu podszedł do tego, przy którym siedziała tylko jedna osoba.
- Można się dosiąść? - zapytał.
Dziewczyna podniosła nos znad książki i spojrzała na niego zaskoczona.
- Tak, nie krępuj się - powiedziała po chwili.
L usiadł w typowej dla siebie pozycji, przez co dziewczyna podniosła na niego wzrok jeszcze raz, tym razem z rozbawieniem, ale nic nie powiedziała.
Przez chwilę jadł w milczeniu, patrząc się w posiłek. Po jakimś czasie jednak zerknął na jej książkę. Stwierdził, że ktoś kto czyta „Podróż do wnętrza Ziemi” może być całkiem ciekawy.
Spojrzał na twarz dziewczyny; początkowo tego nie zauważył, ale była naprawdę ładna. Prawie jak te w internecie.
- Nie wierzę, że chciało ci się za to zabierać - powiedział.
- Proszę? - zapytała, podnosząc na niego wzrok.
- Ta książka jest beznadziejna.
- Nieprawda - odparła tonem, którego nie mógł rozszyfrować. - No, chyba że poddałeś się po paru rozdziałach, bo dopiero w dalszej części robi się ciekawie.
- Jedynie końcówka była znośna - stwierdził L.
- To może poleć mi coś lepszego?
Jedna mina w wykonaniu L potrafiła powiedzieć albo że jest głody, lub zainteresowany, lub zmęczony, lub bolą go plecy, lub że wszystko idzie dokładnie tak jak to sobie zaplanował. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że każde jego słowo było częścią planu - jeśli nie jego, to Bożego. Na jedno wychodzi.
- Myślę, że filmy mają bardziej obszerny przekaz, bo można je interpretować po swojemu. Przejdziemy się do kina?
Dziewczyna zastanowiła się, spojrzała dziwnie na przechodzącego faceta, który w odpowiedzi uśmiechnął się lekko, po czym powiedziała:
- ...Dobrze.
Chwilę potem wyszli, kierując się w stronę najbliższego kina.
L uśmiechnął się w duchu. Nie wiedział, czemu nagle zaczął działać inaczej niż zwykle, ale podobało mu się to. Gdy spojrzał na nią, stwierdził, że Jackie, jak się przed chwilą przedstawiła, również zachowywała się swobodnie. Początkowo sądził, że jest nim zainteresowana jako dziwakiem, ale teraz miał wrażenie, że jej się podoba.
Bała się, i to cholernie. Na początku przysiadł się do niej jakiś dziwak i zaczął siedzieć jak Golum, a potem próbował ją podrywać. Początkowo uznała go za dosyć ciekawego dziwaka, ale potem spojrzała w jego oczy. Były czarne niczym śmierć, jak zbiorniki ropy naftowej w której można się utopić. I stopniowo miało się wrażenie, że coś w nich żyje.
Wtedy chciała go zgasić, prosząc aby polecił jej jakąś lepszą książkę niż „Podróż do wnętrza Ziemi”, aby móc potem dany tytuł wyśmiać i opisać jako komercyjną powiastkę. Ale skubaniec był dobry i wykorzystał to, by obrócić na swoją korzyść. Próbowała rzucić komuś błagalne spojrzenie, które oznaczało „Pomocy!”, ale ten kretyn tylko się uśmiechnął. Oczywiście mogła odmówić, ale nie chciała wyjść na typową, powierzchowną panienkę jakich pełno w świecie, która odmawia komuś tylko dlatego, że ten wygląda jak połączenie niedoszłego wampira z zombie.
Właśnie kombinowała, jak może uciec. Z klasą, oczywiście. Początkowo chciała mu pokazać, że intelektualnie nie dorasta mu do pięt, ale rozmowa toczyła się na równym poziomie, w niektórych tematach ją wręcz przewyższał. Próbowała wszystkiego, polityki, ekonomi, sportu... Nawet wspomniała o pornosach, bardziej w formie żartu, ale on zrobił jej wykład na temat Evy Angeliny i wymienił alfabetycznie wszystkie filmy w których grała.
Jeszcze z nikim nie rozmawiał tak swobodnie. Dziewczyna doskonale rozumiała go na każdej płaszczyźnie. Jedyną lukę w jej wiedzy stanowiła znajomość gwiazd pornograficznych, ale nad tym jeszcze popracują.
Repertuar był ubogi - kilka filmów dla dzieci, oraz jeden horror, który był kontynuacją kitu, którego L szczerze nienawidził.
- Na co masz ochotę? - zapytał.
- Horror.
Liczyła, że w tej dziedzinie go przewyższy. Każdy normalny facet lubił horrory, a ten normalny z pewnością nie był.
L oglądał film bez większych emocji, przegryzając precelki. Film był tak schematyczny, że aż chciało się rzygać, choć musiał pochwalić efekty specjalne. Od czasu do czasu zerkał na Jackie, a gdy za którym razem, ich spojrzenia się spotkały, uśmiechnął się lekko. Ta atmosfera podobała mu się coraz bardziej. Od jakiegoś czasu bawiła się włosami - czytał gdzieś, że dziewczyny robią tak, gdy ktoś im się podoba.
- Jak ci się spodobało? - zapytała dziewczyna, gdy opuścili kino.
- Miałem wrażenie, jakbym oglądał gorszą wersję „Gatunku”, ale klimat był całkiem niezły. Szczególnie zniesmaczyło mnie nawiązanie do...
Dziewczyna powstrzymywała się, aby nie wyrwać sobie włosów z głowy, ale nie miała takiej silnej woli - zaczęła się więc nimi pozornie bawić, a gdy miała pewność, że James nie patrzył, ciągnęła za dany kosmyk z całej siły, próbując zachować kamienną twarz.
Chłopak nadal siedział jak jakiś stwór i wpatrywał się w ekran wzrokiem, który mógłby skutecznie straszyć małe dzieci. Właśnie! Musi mu potem zrobić zdjęcie, a jeśli w przyszłości będzie miała problemy z wychowaniem dzieci, będzie im pokazywać to zdjęcie, strasząc, że to coś przyjdzie po nie w nocy, jeśli nadal będą rozrabiać.
Gdy na filmie ciało kobiety było powoli rozrywane na kawałki, spojrzała na chłopaka, by sprawdzić, czy ten czerpie jakąś sadystyczną przyjemność z tego widoku. Wtedy ich spojrzenia się spotkały, a on się uśmiechnął. O ile wcześniej myślała o ucieczce, teraz postanowiła sobie to za cel priorytetowy - chłopak bez wątpienia był psychopatą. Musi wymyślić sposób, by jak najszybciej się go pozbyć.
- Jak ci się podobało? - zapytała.
Najpierw musiała podążać za pierwotnym planem i pogrążyć go na jakiejś płaszczyźnie.
Potem żałowała, że dała mu okazję do wygłoszenia kolejnego półgodzinnego przemówienia. Niestety, musiała go słuchać, bo gdyby nagle ją o coś zapytał, byłaby w kropce. Nie, nie mogła wyjść na gorszą, w żadnym wypadku!
Nie zapytał jej o nic, nawet razu.
- Podsumowując, przeciętny horror jakich wiele. Trzeciorzędna miernota. - Jackie powstrzymała się przed wydarciem się na bruneta słowami „NIE MOŻNA BYŁO TAK OD RAZU?!!!”. - Wszystko w porządku? Blado wyglądasz.
Dziewczyna westchnęła w duchu, próbując pozbyć się przepełniającej ją wściekłości.
- Wszystko w porządku. To ten film tak na mnie wpłynął... - skłamała. - Był straszny.
- To chyba nie widziałaś części pierwszej.
- Widziałam.
- Łącznie z wyciętymi scenami?
- Nie, bez.
- Masz czego żałować. Były świetne.
- Tak... Bardzo chciałabym je zobaczyć.
- Wiesz, przywiozłem ze sobą ten film na dvd, może wpadniesz do hotelu w którym aktualnie przebywam, moglibyśmy je obejrzeć?
Czy on nie wie, co to jest sarkazm?! Ale gdyby teraz się wycofała, wyszłoby na jaw, że z nim pogrywa.
- Cóż, skoro już mamy okazję...
L był pod wrażeniem swojego geniuszu. Oczywiście, zrozumiał, że mówiąc o swojej chęci do obejrzenia scen wyciętych posłużyła się sarkazmem, ale postanowił udać, że tego nie zauważył. Cokolwiek dziewczyna powie, może zostać wykorzystane przeciwko niej.
- Opowiedz coś o sobie - zaproponował.
Pytanie było dziwne, ale odpowiedź go nie interesowała. Dziewczyna z jakiegoś powodu na niego nie patrzyła, co było teraz na jego korzyść - wyjął komórkę i zaczął dyskretnie jedną ręką pisać smsa do Watariego: „Przychodzę z dziewczyną. Nie właź do mojego apartamentu, nie znamy się”. Sprawa była już załatwiona. Tak myślał przez całą minutę, gdy dostał odpowiedź: „Hehehe, to było dobre, tym razem ci się udało ;)”.
L uniósł brwi do góry, a po jego czole zaczął spływać pot. Nie, nie, tak nie może być! Nie może zepsuć jego demonicznego planu! Szybko zaczął odpisywać: „Mówię poważnie, nie zn...” - nie dokończył pisać wiadomości, bo wysiadła mu bateria.
Czy mogło być jeszcze gorzej?! Jeden stary element mógł teraz popsuć wszystko! Do tej pory przyjemnie im się rozmawiało, ale gdy tylko Jackie zobaczy Watariego, na pewno powie „O, mieszkasz z dziadkiem? Urocze!” i już nie będzie miała powodów by traktować go poważnie. Musi prędko coś z tym zrobić.
Nie zorientował się, gdy stanęli przed hotelem.
- Faktycznie nieźle się prezentuje - powiedziała dziewczyna.
- Ta... Może zamiast do mnie pójdziemy do centrum handlowego?
Jackie już niemal się ucieszyła na tę propozycję, ale w ostatniej chwili zastygła, powstrzymując się od odpowiedzi - za co potem sobie podziękowała.
- Dlaczego? - zapytała podejrzliwie, uśmiechając się.
- Przypomniało mi się, że jednak nie mam tego filmu. Pomyliło mi się.
- A może - powiedziała łagodnie - masz coś do ukrycia?
L zacisnął zęby. Przejrzała go.
- Nie, ale uważam, że nie ma sensu iść do mnie, skoro pierwotny tego cel jest nieosiągalny.
- Na pewno znajdziemy sobie jakieś zajęcie...
Chłopak przełknął głośno ślinę. Musi z tego jakoś wybrnąć. Postanowił zrobić z niej lafiryndę.
- Mam wrażenie, że jesteś innym typem osoby, niż myślałem. Co masz namyśli przez „jakieś zajęcie”?
- Czyżbyś coś sugerował? „Jakieś zajęcie” to jakieś zajęcie, niesprecyzowane. A myślałeś, że co?
Chłopak przeklął się w duchu. Nagle zaczął się denerwować i popełniać błędy, zapominając o podstawach tej gry.
Szybko uświadomił sobie, że przegrał. Jeśli teraz odwoła to całe zaproszenie do jego pokoju, będzie to niegrzeczne. Jeśli jednak ją wpuści, prawdopodobnie zobaczy tam Watariego, a nawet jeśli nie, to niedługo później i tak ich nawiedzi. Nie ma już sposobu, aby wyjść z tego obronną ręką. Mógł jedynie wybrać sposób w jaki przegra.
Położył jej dłoń na policzku, po czym się nachylił i ją pocałował. Trwało to krótką chwilę, po czym dziewczyna szybko się odsunęła i go spoliczkowała, a następnie bez słowa się odwróciła i odeszła.
Zastanawiała się, czy by tego nie pociągnąć. Ten facet z pewnością coś tam ukrywał. Mogła przecież udawać, że właśnie na to liczyła, James nie mógłby już w żaden sposób nie zaprosić jej do środka. Ale nie miała pojęcia, co zawstydzającego James ukrywał, i czy było to warte ryzyka. Po namyśle uznała, że jednak nie.
L wszedł do pokoju, a Watari już tam czekał. I jadł szarlotkę.
- Więc... gdzie jest ta twoja „dziewczyna”, którą miałeś przyprowadzić? - zapytał z uśmiechem na twarzy.
Brunet zignorował jego uwagę i wziął dwie kartki papieru, leżące na biurku, po czym położył się na łóżku i zaczął się im przyglądać.
- Którego z nich wybrać? - zapytał L. - Nie mogę się zde...
- Near - odparł szybko Watari, biorąc do ust kolejną porcję ciasta.
- Nie powinieneś być bezstronny? - zapytał sarkastycznie chłopak. - Swoją drogą, ja też chcę szarlotki.
- Zaraz ci się odechce. Mam nową sprawę, założę się o wszystko co mam, że ją weźmiesz.
Mężczyzna podniósł teczkę, która do tej pory leżała obok niego, po czym rzucił ją w stronę bruneta.
- Niech będzie. O co tym razem chodzi?
- Przestępcy na całym świecie zaczęli umierać na zawał serca.
L nie odzywał się przez chwilę. Po chwili namysłu uznał, że to naprawdę może być ciekawe. Popatrzył na zdjęcia swoich kandydatów jeszcze przez chwilę, po czym cisnął je w kąt. Postanowił, że zdecyduje po rozwiązaniu tej sprawy.
Wszystko ciekawe, ale... powtórzenia. Radzę jeszcze raz przejrzeć tekst i je usunąć.