Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Znowu szlaban

Rozdział 4

Autor:Itasagi
Serie:Harry Potter
Gatunki:Fantasy, Fikcja, Komedia
Uwagi:Self Insertion
Dodany:2012-05-21 15:20:08
Aktualizowany:2012-05-21 15:20:08


Poprzedni rozdział

Szła spokojne lochem, nie wadząc nikomu.

Rozmyślała o tym, jak przeprosić Severusa, ale nic nie przychodziło jej do głowy.

Po chwili usłyszała śmiechy. Rozejrzała się i ujrzała powód tego zamieszania.

Lucjusz. Jak zwykle w centrum zainteresowania.

Kiedy zobaczył Milette, napiął się dumnie.

- Słyszałaś nowiny? Jutro najważniejszy mecz roku.

Spojrzała na niego jak na idiotę.

- Wiem. I co z tego? - spytała ironicznie.

- Mam nadzieję dostrzec Cię na trybunach - powiedział, a jego fanki zapiszczały zazdrośnie.

- Będę tam, ale na pewno nie dla ciebie - powiedziała ze złością. Uśmiechnął się zawadiacko.

- Złapię znicza specjalnie dla Ciebie.

Na to zdanie, ktoś z tyłu zaczął się śmiać. To był James.

- Dobry żart, Malfoy! - zakpił sobie.

Blondyn zmarszczył brwi.

- Nie zapominaj, kto stracił szukającego.

Potterowi zrzedła mina. Całkowicie o tym zapomniał.

- Myślę, że nawet w nie pełnym składzie, mają szansę was pokonać - powiedziała Milette.

- Jeszcze zobaczymy. A właśnie. Twój przyjaciel nadal jest z tą małą szlamą? - Milette już chciała zareagować, ale James rzucił się na niego. Tarzali się po podłodze niczym prawdziwi zapaśnicy, ale przyszedł Slughorn.

Od razu się podnieśli, udają, że nic tu nie miało miejsca, ale profesor nawet na nich nie patrzył. Jego wzrok był utkwiony w innym nauczycielu, który szedł przez lochy.

Milette spojrzała w tamtą stronę i rozpoznała Riddla.

Popatrzyła na Jamesa i Lucjusza, którzy w panice otrzepywali się ze śladów bójki. Ale nic to nie dało.

Slughorn był zainteresowany jedynie swoim byłym ucznim.

- Tom! Mój młody, piękny przyjacielu!

Riddle tylko drgnął i przyspieszył kroku, znikając na schodach.

- Chyba nie dosłyszał - mruknął do siebie Slughorn.

Milette i James wymienili zaskoczone spojrzenia.

Z ich perspektywy wyglądało to raczej jak ucieczka. Choć ta myśl wydała im się całkowicie absurdalna.

Slughorn też chyba tak pomyślał, bo był wyraźnie zawiedziony. Machnął na nich swoją grubą ręką i powiedział:

- Chodźcie, chodźcie moi drodzy.

Tymczasem Tom wpuścił swoich uczniów do sali.

Całkowicie podirytowany ciągłym udawaniem przed Slughornem miłego i grzecznego chłopaka, miał ochotę powyżywać się trochę na, bogu winnych, uczniach.

Na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech. Uważnie zmierzył klasę wzrokiem, ale nie zauważył nikogo niegrzecznego.

Wskazał na pierwszą, lepszą osobę z tyłu klasy.

- Ty! Co wiesz o czerwonych kapturkach?

Dziewczyna podskoczyła.

- Ja... Ja... -wyraźnie się zdenerwowała i zarumieniła, jakby to, że na nią patrzy ją zawstydzało.

- Szlaban - powiedział zimnym tonem. - Zgłoś się do pana Filcha po lekcjach.

Dziewczyna spojrzała na niego rozzłoszczona.

- A dlaczego Bell pan nie wysyła do pana Filcha?! - w jej głosie brzmiała nuta histerii.

Bell odwróciła się przodem do swojego profesora, chcąc usłyszeć odpowiedź. Odchrząknął.

- Ponieważ ona jest w stanie udzielić odpowiedzi na takie banalne pytanie - odpowiedział. - Marnowałaby tylko czas sprzątając z Filchem.

Bell mimowolnie uśmiechnęła się do siebie, ale kiedy poczuła na sobie zimne spojrzenie kilkunastu dziewczyn, spuściła głowę. Dobrze wiedziała, jak wszystkie zachwycały się profesorem.

Jednak nie mogła przestać w myślach się z nich śmiać. Przecież to ona wiedziała o nim najwięcej.

A on... Chyba trochę ją polubił. Nie to co resztę tych słodkich idiotek.

Cała lekcja przebiegła w fantastycznym nastroju, nawet mimo tego, że jej profesor nie obdarzył jej nawet jednym spojrzeniem.

Zaraz po lekcji, pobiegła do wielkiej sali na obiad. A tam juz czekały Alice i Milette.

- Tom dał szlaban tej idiotce Caroline, z Filchem - zaśmiała się, rozbawiona.

Jej przyjaciółki wymieniły zadowolone spojrzenia.

- Dobrze jej tak. Nigdy jej nie lubiła - powiedziała Alice z uśmiechem. Milette przytaknęła.

- A żebyś widziała jej minę - pokręciła głową z dezaprobatą.

Nałożył sobie jedzenia i rozejrzała się po sali.

James wraz z grupą Quidditcha siedzieli blisko siebie, jedząc i dyskutując. Bell zmarkotniała.

- Czy zbliża się jakiś mecz? - spytała.

Milette poparzyła na nią ze zdziwieniem.

- Nie wiesz? Mecz jest dziś. Twoja drużyna kontra Ślizgoni...

- Zapomniałaś? - spytała Alice, upuszczając ziemniaka. W jednej chwili poczuła, że niczego nie przełknie. Odłożyła widelec.

- James mi nie powiedział. Pewnie nie chciał mi sprawiać przykrości - uśmiechnęła się krzywo.

Fakt, że pierwszy raz będzie oglądać mecz z trybun, wyraźnie ją dołował.

Milette poklepała ją pocieszająco po plecach.

- Ty przynajmniej będziesz mogła cieszyć się oglądaniem... Ja będę musiała unikać wzroku Lucjusza...

Na myśl o tym Bell nieco się rozchmurzyła.

- Fakt. Po ostatniej akcji zrobił się jeszcze bardziej namolny niż zwykle - powiedziała ze współczuciem.

Następnie zwróciła się do Alice.

- Syriusz wydobrzał po bijatyce z Regulusem?

- Nic mu nie jest. A szkoda... Może miałby jakąś nauczkę - powiedziała ze śmiechem. Jej przyjaciółki uśmiechnęły się i zabrały do jedzenia deseru.

Kiedy skończyły, Bell spojrzała na zegarek, po czym uśmiechnęła się przepraszająco.

- Czas na odrobienie szlabanu. Mam nadzieję, że zdążę na mecz - po czym pożegnała się z nim i wyszła na błonia.

Tam czekał już Riddle. Jednak była zła zanim zdążyła obdarzyć go spojrzeniem. Wydawało się jednak, że nie zwrócił na to zbytniej uwagi.

- Dzisiaj musimy zająć się nakładaniem zaklęć obronnych na granice między zakazanym lasem, a Hogwartem. Dumbledore uznał, że należy je ulepszyć - mruknął, po czym ruszył żwawym krokiem przed siebie.

Bell podążyła za nim. Wzrokiem i myślami była jednak gdzie indziej. Zdala rozpoznała wieżyczki stadionu i małe, latające postaci - zapewne rozpoczął się trening przed meczem.

Spojrzała tęskno w tamtą stronę. Nawet nie zauważyła, kiedy się zatrzymała. A potem podążył za jej wzrokiem. Westchnął.

Z jednej strony irytowało go zachowanie dziewczyny, a z drugiej ciekawiło.

- Myślisz, że jeśli będziesz patrzeć tam tak tęsknie, to Cię puszczę? - spytał z lekką kpiną w głosie.

Bell zacisnęła ręce w pięści.

- Ja tylko... Tylko chcę wrócić, żeby dopingować Jamesowi.

Spojrzał na nią zaskoczony. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. A ona tylko go minęła.

- Stój - warknął.

Mężczyzna przejechał sobie dłonią po twarzy. Nie rozumiał, co się z nim dzieje.

- Dobra. Możesz iść. Tylko zejdź mi z oczu. I masz mi nie przynieść wstydu! - zanim zdążył dokończyć, dziewczyna rzuciła się na niego rozpromieniona.

- Nie zawiodę pana! Zobaczy pan, będę grała najlepiej jak umiem! Nie pożałuje pan!

Był w takim szoku, że nie wydusił z siebie słowa. Pierwszy raz w życiu ktoś go wyściskał.

Otrząsnął się z zaskoczenia i odgonił ją od siebie.

- Idź już, idź - powiedział. - Tylko się nie zbłaźnij - upomniał ją.

- Dobrze - i już miała odbiec, ale zatrzymała się w pół kroku. Tom uniósł brew.

- Co znowu? - spytał zniecierpliwiony.

- Niech pan przyjdzie na mecz.

Zamrugał.

- Co?

- Niech pan przyjdzie na mecz. Dzisiaj zagram dla pana - powiedziała, posyłając mu ciepły uśmiech i odbiegła, zostawiając go samego ze swymi myślami.

Tymczasem Milette siedziała rozglądając się ze zniecierpliwieniem. Miała cichą nadzieję, że Bell zdąży na mecz. A tymczasem nie widziała ani jej, ani Alice.

- Co z nimi nie tak... - mruknęła do siebie.

Po chwili usłyszała obok siebie głos.

- Czy to miejsce jest wolne? - jej serce zabiło szybciej.

Obok niej stał Severus. Unikał jej wzroku, patrząc na boisko. Zarumieniła się.

- T-tak... - powiedziała drżącym głosem.

usiadł. a ona spojrzała na niego kątem oka. Wyraźnie robił wszystko, by ich spojrzenia się nie spotkały. Odłożył torbę na bok.

Milette zastanowiła się. Przecież on nigdy nie przychodził na mecze - nie interesowało go to.

Czyżby przyszedł dla niej?

Na samą myśl zarumieniła się.

Postanowiła przejąć inicjatywę i zrobić coś, co cały czas chodził jej po głowie.

- Severusie... - spojrzał na nią z trudem. - Przepraszam za to wtedy w bibliotece.

Spojrzał na nią zdziwiony. Chyba przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć.

- Słyszałem o tym, co mu zrobiłaś po naszej rozmowie - powiedział, teraz już ze spokojem patrząc jej w oczy. - Gdybyś go lubiła, to byś go tak nie upokorzyła, prawda? - spytał z nutą nadziei w głosie, wracając wzrokiem gdzieś w dół.

- Oczywiście, że nie - powiedziała, uśmiechając się szeroko, po czym spuściła wzrok. - Poza tym, jeśli chcesz wiedzieć, to jest teraz tylko jedna osoba, którą lubię...

Severus drgnął. Chwilę mierzył się ze sobą, by zadać to pytanie. Wyraźnie było mu ciężko.

- Kto to taki?

- Heej! - Milette nawet nie zdążyła otworzyć ust.

Obróciła się zdziwiona, a Severus spuścił głowę zażenowany i zawstydzony.

Przed nimi stała Alice, a obok niej mały, słodki chłopczyk o jasnych włosach i błękitnych oczach, trzymający szalik Gryfonów.

Pierwszy raz w życiu Milette miała ochotę kogoś zrzucić z trybun. Albo wepchnąć szalik do gardła.

Przesunęła się niechętnie, robiąc miejsce przyjaciółce. Alice uśmiechnęła się, ale Milette zmroziła ją wzrokiem.

- Zły timing.

- Nie, nie, my zaraz wracamy do naszych. Raczej nie jesteśmy tutaj mile widziani przez resztę Ślizgonów - mruknęła, a chłopiec nieco mocniej ścisnął jej rękę. - Chciałam tylko spytać, czy widziałaś gdzieś Bell. Nigdzie jej nie ma.

Milette dopiero teraz sobie przypomniała. Pokręciła głową.

- Nie, nie widziałam jej. Powinna juz być - powiedziała, marszcząc brwi.

Alice wzruszyła ramionami.

- No nic. Może ją gdzieś wypatrzę. Do zobaczenia po meczu! - pomachała przyjaciółce i razem z bratem zniknęła w tłumie.

Milette zaczęła się nieco martwić. Severus chyba to zauważył, bo spytał:

- Co się dzieje?

Popatrzyła na niego.

- To nic takiego... Po prostu martwię się o Bell... Mam nadzieję, że nie narobiła sobie znowu kłopotów - powiedziała z troską w głosie.

- To ta, która przywaliła Jamesowi? - spytał, uśmiechając się pod nosem. - Myślę, że skoro dała sobie radę z Potterem, to z innymi rzeczami też sobie poradzi - powiedział i uśmiechnął się do niej inaczej niż zwykle. Jakby... Czule?

Poczuła, że drży. Choć sama nie wiedziała dlaczego. Popatrzył na nią badawczo.

- Zimno Ci? - spytał, przysuwając się bliżej. Dotknął jej dłoni. - Masz zimne ręce...

Spojrzała na niego zdziwiona. Czuła, że cała zalała się rumieńcem. I wiedziała, że on to widzi. Przyglądał się jej uważnie, a ona miała wrażenie, że zaraz nie zniesie jego wzroku.

Jej serce waliło jak oszalałe.

Kiedy chłopak chciał podnieść dłoń, złapała ją.

- N-nie... Zostańmy tak..

Uśmiechnął się, pozwalając zarumienić się policzkom. Przez chwilę milczeli.

- Czy wciąż chcesz wiedzieć...? - spytała.

Spojrzał na nią zaskoczony. Otworzył usta, ale spojrzał w dół. Uśmiechnął się.

- Myślę, że chętnie się tego dowiem. A teraz zobacz, kto tam jest.

Powoli obie drużyny wychodziły na boisko. Ślizgoni i Gryfoni. A wśród nich... Bell?

Milette wytrzeszczyła oczy. A Gryfonka biegła przez boisko z miotłą, za swoją drużyną. Jej obecność wyraźnie dodawała wszystkim skrzydeł.

Uśmiechnęła się do siebie.

- Jednak profesor Riddle nie jest takim potworem - pomyślała.

Odrobinę mocniej uścisnęła dłoń Severusa, stwierdzając, że potem mu powie.

Odwzajemnił uścisk.

Żadne z nich nie musiał nic mówić, mimo to, oboje się uśmiechali.

Tymczasem drużyny wystartowały.

Bell od razu rzuciła się po kafla. Był całkowicie nastawiona na wygraną. Gdzieś z daleka dało się słyszeć wiwaty Alice.

Zaśmiała się, czując doping przyjaciółek.

James przeleciał obok niej, uśmiechając się. Było widać, że dla niego porażka też nie wchodzi w grę.

Zwinnie lawirowała między innymi i chwyciła kafla. Zgrabnie uniknęła ciosu tłuczka i szybkim ruchem zdobyła pierwsze punkty dla swojej drużyny.

Gra ciągnęła się w najlepsze, mimo to Gryfoni utrzymywali znaczną przewagę.

Po chwili jednak co innego zawróciło jej w głowie. Czarnowłosa postać siadająca w jedynym pustym miejscu na widowni nauczycielskiej.

Czarne oczy patrzące na nią, dodały jej odwagi.

Grała jak nigdy i zdobyła kolejne punkty.

Rozejrzała się, by zobaczyć, jak radzą sobie szukający. James krążył nad całym boiskiem. A Lucjusz... Rozpuścił włosy?

Przyjrzała się bliżej.

Milette miała wrażenie, że zaraz wyjdzie z siebie.

Lucjusz od kilku minut krążył przy trybunie Ślizgonów, co rusz spoglądając na nią z pewnym siebie uśmiechem. Chyba chciał zrobić dobre wrażenie i specjalnie leciał pod wiatr, by rozwiewał jego cudowne, niemal białe włosy.

Jednak wiatr zmienił kierunek, a on sam zleciał zmiotły.

Milette patrzyła na to z zażenowaniem.

Tom przejechał sobie dłonią po twarzy - najwyraźniej też zobaczył, co ten kretyn wyprawia i...

ŁUP!

Bell poczuła jak coś ciężkiego uderzyło ją w plecy.

Następnie ból. A potem jej ciało zrobiło się zadziwiająco lekkie i zapadła w ciemność.

Alice i Milette zerwały się na równe nogi w tym samym, momencie. Natychmiast przebiły się przez tłum i po chwili były na murawie, klęcząc przy nieprzytomnej Bell.

- Boże święty! Ona krwawi! - krzyknęła Alice, widząc, że z pleców sączy się krew. - Ten tłuczek chyba połamał jej żebra!

- Rozsunąć sie do cholery! - usłyszały znajomy głos z tyłu.

Tom zatrzymał się nad Bell, dysząc ciężko z wściekłości, a potem rozejrzał się.

- Który to zrobił? - spytał głosem zimnym jak lód.

Ślizgoni rozsunęli się, ukazując biednego pałkarza. Tom uśmiechnął się drwiąco.

- Potter. Zajmij się nim, jeśli łaska - warknął, a sam wziął Bell na ręce. - Cholera.. Walić w ścigającego, kiedy ten nie ma kafla - prychnął.

Ruszył w stronę skrzydła szpitalnego. Zatrzymał się po kilku krokach i obejrzał się.

- Greyyard, Watermoon - zwrócił się do Milette i Alice. - idziecie? Ktoś powinien przy niej być, kiedy się obudzi - powiedział bez większych emocji.

Lekko zdziwione pokiwały głowami i ruszyły za nim. Milette wysłała Severusowi przepraszające spojrzenie, a ten pomachał z uśmiechem i powiedział:

- Będę czekać przed wejściem.

Pokiwała głową i pobiegła za Alice i Riddlem.

Bell obudziła się z okropnym bólem pleców i głowy. Każdy ruch sprawiał jej ból.

- Nawet nie próbuj wstawać!

Otworzyła oczy. Nad nią stał, nie kto inny jak, jej nauczyciel Obrony przed Czarną Magią.

Był rozjuszony, a w jego oczach czaiły się złowrogie iskry.

Po prawej stronie jej łóżka siedziały Alice i Milette.

- Boli... - powiedziała smutno. Czuła, jakby jej ciało płonęło.

Przyjaciółki spojrzały na nią z troską. Po chwili przyszła pani Pomfrey.

- Co za idiota, no! Ci chłopcy to naprawdę mają poprzewracane w głowie! - wymachiwała na wszystkie strony białą butelką. Podała ją dziewczynie. - Pij. Do dna.

Usłuchała, ale po kilku łykach nie mogła. Było obrzydliwe.

- Pij - powiedział groźnie profesor. - Wyjdzie z tego, tak? - spytał głosem nie znoszącym sprzeciwu.

- Oczywiście, że tak! Nie ma ucznia, którego nie mogłabym wyleczyć! - oburzyła się pielęgniarka.

Przyjaciółki popatrzyły po sobie, wyczuwając w głosie Toma troskę.

Wypuścił powietrze, patrząc kątem oka na dziewczynę.

- Ale grałam dobrze, prawda? Widziałam, że się panu podobało! - powiedziała, uśmiechając się mimo bólu.

Kącik ust Toma drgnął, jakby chciał się uśmiechnąć, ale nie zrobił tego. Nie odpowiedział, za to zwrócił się do Alice i Milette.

- Miejcie na nią oko. Do widzenia, pani Pomfrey - powiedział i skłonił się lekko, po czym wyszedł.

Bell od razu spojrzała na przyjaciółki.

- Wygraliśmy...? - spytała niepewnie.

Wymieniły skonfundowane spojrzenia.

- Było blisko... Niestety Malfoy się pozbierał i złapał znicza... - powiedziała Milette smutno.

Bell zaklęła poetycko.

- Cholera! - powiedziała ze złością, uderzając pięścią w pościel. - Obiecałam, że dzisiaj będę dla niego walczyć. Że nie będzie żałował, że mi pozwolił - powiedziała, łapiąc się za głowę. - ...Nie mówcie tylko, że to on mnie uratował - spojrzała błagalnie na przyjaciółki.

Milczały wymownie.

- Super - powiedziała z sarkazmem. - Zawiodłam go...

Alice przytuliła ją.

- Nie martw się tak. Za bardzo się o Ciebie bał, żeby się przejąć...

Bell przytuliła się do przyjaciółki, wzdychając ciężko.

- On chce tylko wygranych - powiedziała cicho i pogłaskała Alice po głowie. Po tym cholerstwie czuła się trochę lepiej. - Nie wierzę, że naprawdę się o mnie bał.

Milette pokiwała głową.

- Naprawdę wyglądał, jakby się bał... Chyba po prostu Cię polubił - zachichotała. Bell spojrzała na nią niepewnie.

Drzwi się otworzyły.

James cały poraniony i poszarpany, ale szczęśliwy, wszedł do sali.

- Dostał ten kretyn za swoje! Co za idiota, walić w ścigającego, który nie ma kafla! Co prawda dostałem szlaban... Ale to nic - powiedział, szczerząc się i podszedł do nich. - Jak się czujesz? Naprawdę daliśmy dzisiaj dobry pokaz. Nawet Slughorn wychwalał nas, a najbardziej naszą dwójkę!

Na słowo „Slughorn” cała trójka się wzdrygnęła.

- Mam nadzieję, że nie będzie chciał nas w swoim Klubie Ślimaka - mruknęła. - Milette do tej pory unika przy nim tego tematu, żeby i jej nie wkręcił - zaśmiała się.

Milette pokazała jej język. James uśmiechnął się ciepło.

- Jak długo będziesz tu leżeć? - spytał. - Musimy zacząć trenować! Następnym razem wygramy!

- Nie wiem. Wszystko zależy od pani Pomfrey - powiedziała, wzruszając ramionami. To był zły pomysł. Syknęła z bólu.

- A właśnie. Mijałem tego... Riddla, tak? Przerażający trochę... Wiesz, że był kiedyś ścigającym? - spytał wesoło.

Dziewczyna rozszerzyła oczy w szoku. James pstryknął palcami, jakby właśnie sobie o czymś przypomniał.

- Właśnie! Milette, Sm... Severus czeka chyba na Ciebie na zewnątrz. Nie wie, czy powinien wchodzić.

- Pewnie, że tak! - odpowiedziała Bell i mrugnęła do swojej przyjaciółki.

Milette siedziała nieruchomo, cała czerwona.

Alcie wstała z uśmiechem z krzesła. Skierowała się w stronę drzwi, nim ktokolwiek zdążył ją powstrzymać. Otworzyła je na oścież, a przerażony nagłym ruchem Snape cofnął się o kilka kroków.

- Chodź, Jesteś tu mile widziany. Prawda? - spytała. Bell pokiwała twierdząco głową. Milette siedziała zarumieniona. James nic nie powiedział, ale raczej jego obecność nie sprawiała mu juz większych problemów.

- W sumie ten Riddle to równy gość... - mruknął James. - Sam dał mi pozwolenie na spranie tego pałkarza-idioty - powiedział, a Bell się roześmiała.

Severus podszedł do nich niepewnie. Milette puściła go na swoje miejsce, a sama usiadła na łóżku obok Bell.

Zapadła niezręczna cisza i nikt nie wiedział jak ją pokonać.

Milczenie przerwało otworzenie się drzwi. Pielęgniarze wnieśli na noszach poobijanego pałkarza. Trzymał sie za szczękę z niezadowoloną miną.

James uśmiechnął się pod nosem.

Ślizgon zajęczał.

- Pani Pomfrey, to boli!

- Pokarało Cię chłopcze, więc nie jęcz! - mruknęła, nalewając mu lekarstwo do kubka. Bell spojrzała na przyjaciół.

- A wy nie idziecie na kolację?

Popatrzyli po sobie.

- Zupełnie zapomniałam o jedzeniu - powiedziała Milette. Zaśmiali się głośno.

Pożegnali się z Bell. Wyszli uśmiechając się i gadając wesoło.

Na zewnątrz stali Syriusz, Remus i Michael.

Chłopiec od razu podbiegł do swojej siostry, przytulając się do niej. Lupin uśmiechnął się do Milette.

- Co z Bell? Ten upadek wyglądał groźnie.

- Nic jej nie będzie - powiedziała wesoło. - Nie z takich rzeczy się wylizywała.

Remus zaśmiał się.

-To dobrze - wtrącił Syriusz.

Severus milczał, stojąc gdzieś na uboczu. Widać, że nie chciał się... Narzucać? Milette posłała mu ciepły uśmiech dla dodania otuchy. Odwdzięczył się tym samym.

- Idziemy jeść? - spytał Syriusz, zakładając ręce za głowę.

- Pewnie! - powiedział James z uśmiechem.

Milette spojrzała najpierw na niego, potem na Severusa.

- Idźcie. Zaraz was dogonimy - powiedziała.

Severus spojrzał na nią, po czym odwrócił głowę zawstydzony. Zarumieniła się. Ale co z tego? Była szczęśliwa. Dzisiaj niemal wszystko się udawało.

Podeszła do niego.

- To ty - powiedziała nagle. Spojrzał na nią zaskoczony.

- Co ja? - spytał. Nie odpowiedziała. Po chwili uśmiechnął się. Po prostu zrozumiał znaczenie jej słów.

Wyciągnął do niej rękę, a ona z przyjemnością ją chwyciła. Po czym razem, lekkim krokiem ruszyli by dołączyć do innych na kolacji.

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.