Opowiadanie
Znowu szlaban
Rozdział 3
Autor: | Itasagi |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Harry Potter |
Gatunki: | Fantasy, Fikcja, Komedia |
Uwagi: | Self Insertion |
Dodany: | 2012-02-19 16:56:55 |
Aktualizowany: | 2012-02-19 16:56:55 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Wieczór zbliżał się szybkimi krokami, tak więc Milette postanowiła nie czekać już z zadaniami domowymi i pójść do biblioteki.
Tak też zrobiła.
Usadowiła się przy stoliku i rozłożyła pergaminy. Wyjęła też kilka książek o Druzgotkach - w końcu obiecała Bell, że poszuka dla niej wiadomości o tym magu z zadania domowego.
Kiedy tak siedziała i przeglądała strony ,usłyszała nad sobą dobrze znany jej głos.
- Czy... to miejsce jest wolne? - spytał, wskazując na krzesło naprzeciw niej.
Spojrzała na niego nieco zdziwiona. Severus był teraz nieco zmieszany, ale starał się zachować spokój i wychodziło mu to całkiem dobrze.
Rozejrzała się uważnie.
- Wygląda na to, że tak - odpowiedziała z śmiechem.
Odpowiedział tym samym i usiadł. Cały czas wyglądał jakby nie był pewny, czy słusznie postępuje.
Milette starała nie okazywać ekscytacji, ale miała wrażenie, że zaraz nie wytrzyma tego nadmiaru szczęścia. Uśmiech nie schodził z jej ust.
Severus wyjął księgę o eliksirach i zaczął czytać. Ale cały czas spoglądał na nią znad książki. Zupełnie nie mógł skupić się na treści.
Czuć było między nimi dość napiętą atmosferę - w tym sensie, że żadne z nich nie umiało myśleć o tym, o czym myśleć miało.
Dla Milette książki stały się nagle czymś zbędnym i nudnym, na co nie warto zwracać uwagi.
Spojrzała na niego, a kiedy okazało się, że popatrzyli na siebie w tym samym momencie, oboje szybko odwrócili głowy.
Zastanawiali się, jak to możliwe, że się tak zachowują. To było całkowicie nie w ich stylu.
Nagle ktoś stanął obok niej.
- Dobry wieczór, Milette. Jak zwykle cudownie cię widzieć - powiedział z ukłonem.
- Dobry wieczór, Lucjuszu - odpowiedziała beznamiętnie. - Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego.
- Jak zwykle oschła. - Uśmiechnął się chytrze.
- Wiesz, co sądzę o tym, co wyprawiasz wraz z Rudolfem i Regulusem - powiedziała spokojnie i bez jakiekolwiek oznaki ciepłych uczuć, przerzucając stronę książki.
- Moja droga, to co my robimy, to nasza przyszłość. Nieprawdaż, Severusie? - spytał, patrząc na niego wyczekująco.
Snape spojrzał na niego lekko zaskoczony.
A potem jego spojrzenie spoczęło na Milette, która skakała wzrokiem raz na niego, raz na Lucjusza. Marszczyła brwi, jakby nie podobał się jej temat tej rozmowy.
Lucjusz uśmiechnął się z wyższością, widząc reakcję młodszego kolegi, po czym nachylił się do ucha Milette.
- To może być także twoja przyszłość... Jestem otwarty na propozycje... - szepnął i posłał Severusowi spojrzenie pełne tryumfu.
W tej chwili chłopak nie wytrzymał. Wziął swoje rzeczy i wyszedł z biblioteki szybkim krokiem, nawet nie obdarzając ich wzrokiem. Milette od razu się podniosła, patrząc na niego proszącym wzrokiem.
- Severusie! - Lecz ten się nie zatrzymał.
- Zostaw go. Nie jest tego wart - powiedział Lucjusz, biorąc w dłoń kosmyk jej włosów. Ta tylko szarpnęła go i spojrzała na niego groźnym wzrokiem, w którym czaiły się łzy.
- Jeśli... jeszcze... raz... mnie dotkniesz... - powiedziała przez zaciśnięte zęby i po prostu odepchnęła go od siebie, biegnąc za swoim przyjacielem ile sił w nogach.
Wybiegła z biblioteki. Dogoniła go kiedy był już na schodach.
- Severusie, proszę! - zawołała błagalnie.
Zatrzymał się i spojrzał z niechęcią w jej stronę.
- Czemu za mną biegniesz? Zostań tam z... nim. - W jego głosie słychać było odrazę. - Chyba dobrze się dogadujecie, prawda?!
Milette popatrzyła na niego zaskoczona. Nie miała pojęcia, o co mu chodzi. Co zrobiła nie tak?
Nie zdążyła zapytać, bo odwrócił się i odbiegł.
Została sama na opustoszałym korytarzu. Poczuła jak łzy napływają jej do oczu. Zdusiła chęć popłakania się.
Gdy obejrzała się za siebie, zauważyła Malfoya stojącego w drzwiach i uśmiechającego się zwycięsko.
- Ty draniu... Zrobiłeś to specjalnie! - niemal wykrzyczała, przez łzy. - Teraz mnie znienawidzi! - powiedziała rozwścieczona do granic możliwości.
Było już tak dobrze... Otworzył się przed nią... I wszystko na nic?! Miała ochotę go zabić.
Lucjusz wzruszył ramionami.
- Cóż... Teraz masz okazję skupić się na mnie... - powiedział, odrywając się od futryny i podchodząc do niej. Tryumfalny uśmiech nie znikał z jego twarzy.
Złapał ją za nadgarstek. Wyrwała się i wymierzyła mu siarczysty policzek. Echo uderzenia potoczyło się po korytarzu.
- Ostrzegałam. - Zmroziła go spojrzeniem i odeszła, dumnie wyprostowana, choć wewnątrz niej wszystko krzyczało.
Była wściekła. Co za bydle! Prychnęła tylko z pogardą dla jego bezczelności. Miała teraz szczerą ochotę kogoś pobić, chociaż, już na podstawie tego, co spotkało Bell wiedziała, że zwyczajnie się to jej nie opłaci.
Wbiegła do lochów, a potem wprost do swojego dormitorium, chcąc w końcu pobyć trochę sama.
Bell kichnęła.
- Och. Ktoś o mnie myśli - pomyślała z uśmiechem.
Siedziała pod klasą obrony przed czarną magią i czekała na profesora. Choć miała szczerą nadzieję, że się nie pojawi. Nie podobała się jej wizja spędzenia wieczoru w jego towarzystwie.
Jednak idealnie na czas, jak w zegarku, pojawił się. Zbiegł swobodnie po schodach, przejeżdżając po niej wzrokiem od góry do dołu. Zrobiło się jej gorąco.
- Jestem zawiedziony. Miałem nadzieję, że nie pojawisz się i będę miał kolejny powód, by cię ukarać - powiedział spokojnie, otwierając salę i zapraszając ją gestem ręki do środka. Ta tylko zmarszczyła brwi, ale usłuchała i weszła.
- Zamknij drzwi - polecił. Tak też zrobiła. Przez chwilę panowało niezręczne milczenie, które przerwała Bell.
- Więc... co mam zrobić? - spytała niepewnie.
- Co MY mamy zrobić - poprawił ją, patrząc na nią ostrym wzrokiem.
Rozszerzyła oczy, nie za bardzo wiedząc o co chodzi. Ten westchnął, najwyraźniej niezadowolony zadaniem, które mu polecono.
- W Hogwarcie podczas wakacji w różnych miejscach pochowało się wiele boginów i straszą uczniów. Dostałem odgórny... rozkaz - ostatnie słowo wypowiedział z niemal obrzydzeniem - żeby się ich pozbyć.
Zamyśliła się. Nie była pewna, czy powierzanie takiego zadania czwartoklasistce to rozsądny pomysł, ale nie miała zamiaru podzielić się tą myślą.
Riddle spojrzał na nią badawczo, ale nie było po niej widać lęku. Westchnął ciężko i ruszył w stronę drzwi.
Ta, jak cień, ruszyła za nim.
- Miałaś już kiedyś do czynienia z boginem? - spytał od niechcenia.
- Tak - powiedziała po głębszym namyśle.
- I wiesz, jak go pokonać, tak? - spytał znużony ani na chwilę nie zwalniając kroku.
- Tak - powiedziała. Po chwili doszli do starej szafy stojącej na rogu korytarza. Bell rozbłysnęły oczy.
- To ta szafa, w której wszystko znika? - spytała podekscytowana. Riddle spojrzał na nią znudzonym wzrokiem.
- Jeśli chcesz, możemy to zaraz sprawdzić - powiedział, a jego głos brzmiał dobitnie.
- To ja chyba wolę jednak nie - powiedziała, nie mogą oderwać wzroku od jego czarnych tęczówek.
- No widzisz. Czyli możemy dojść do porozumienia - mruknął i jednym machnięciem różdżki otworzył szafę.
- Jest twój - powiedział spokojnie.
Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Aż w końcu ze środka powoli wyleciał Dementor.
Poczuła jak paraliżuje ją strach. Patrzyła tylko jak wielki, widmowy stwór zbliża się do niej.
Otrząsnęła się z letargu i wyjęła różdżkę. Skupiła wszystkie siły, przywołując najszczęśliwsze ze wspomnień.
I wycelowała w bogina.
- Expecto Patronum! - krzyknęła, a fala białego światła rozbłysła po całym korytarzu.
Riddle automatycznie musiał zasłonić oczy.
W końcu ze światła wyłoniła się biała smuga, która powoli zamieniała się kształtem w lwa. Ten rzucił się na Dementora, po czym dało się usłyszeć głośny wrzask, a bogin zmienił się w pył. Kot zeskoczył w dół i dumnie podszedł do swojej pani, która pogłaskała go po grzywie. Był tak cudownie ciepły...
Po chwili zamienił się w powietrze i już go nie było.
Dziewczyna spojrzała na swojego profesora, który patrzył na nią badawczo.
Otrzepał pelerynę z pyłu i odchrząknął.
- Wiesz, że zaklęcie Riddiculus w zupełności by wystarczyło? - spytał, lekko zirytowany.
Bell wzruszyła niedbale ramionami.
Westchnął i ruszył dalej, w głąb kolejnego korytarza.
- Expecto Patronum jest efektowniejsze - powiedziała wesoło. Zawsze używała tego zaklęcia jedynie, jeśli taka była potrzeba, ale musiała przyznać, że było jej ulubionym. - I pomaga pokonać strach. Oczywiście pan nie wie, co to strach, panie profesorze - powiedziała spokojnie, uśmiechając się wdzięcznie. Ten tylko spiorunował ją wzrokiem.
- Uważaj na słowa - warknął.
- Nie lubi pan tego zaklęcia? - spytała w końcu.
- Nie. Jest wiele lepszych i silniejszych od niego - powiedział z odrazą. - Jeśli będziesz się w miarę zachowywać, może cię kiedyś jednego nauczę.
Poczuła się dziwnie. Miała wraże, że właśnie została w jakiś sposób wyróżniona.
Uśmiechnęła się do siebie, pełna dumy i samozachwytu.
Pomyślała, że może jednak ten wieczór nie będzie tak zły, jak przewidywała. Postanowiła jednak nic nie mówić. Widziała, że jej nauczyciel był wystarczająco podirytowany.
I tak chodzili z miejsca na miejsce, usuwając boginy.
Drażniło ją, że kiedy tylko przychodziła kolej jej profesora na zwalczenie bogina, ten niszczył go, zanim zjawa przyjmowała postać tego, czego ten najbardziej się boi. Wychodziło na to, że miał to pozostać jego wielką tajemnicą.
Po dziesiątym boginie usiedli, by trochę odetchnąć. Jakby nie patrzeć, zamek był ogromny, a łażenie po nim w jedną i drugą stronę zabierało sporo energii.
Zastanawiała się, czy będą cały czas pracować w milczeniu. W sumie nie spodziewała się jakieś pasjonującej konwersacji, ale ta cisza zaczynała ją drażnić.
W końcu postanowiła zaryzykować i zadać mu jakieś pytanie.
- Dlaczego zachciał pan uczyć tutaj? - spytała po chwili. Ten spojrzał na nią spokojnie.
- Kaprys. Ot co - powiedział nieco znudzonym głosem.
- Nieprawda. Był pan strasznie podekscytowany na pierwszej lekcji - powiedziała, marszcząc brwi. Ten zmierzył ją surowym spojrzeniem i znów dostrzegła w jego wzroku tę niebezpieczną ,czerwoną iskrę.
- Można by powiedzieć, że jesteście poniżej moich oczekiwań - wypalił. - Ale może coś jeszcze z ciebie będzie - powiedział z niechęcią. - Chociaż, czego mógłby się spodziewać. Przecież teraz dyrektorem jest Dumbledore - powiedział z odrazą. Teraz to ona się zdenerwowała.
- Pan Dumbledore to najwspanialszy czarodziej i najwspanialszy człowiek na świecie - wykrzyczała.
- Dumbledore to stary dziadek, który drży na myśl, że jest ktoś w tej szkole, kto może go pokonać! - Tym razem zobaczyła w jego oczach furię.
Odsunęła się kawałek. Poczuła, że teraz mogłoby się stać coś strasznego.
Zamilkła i spuściła wzrok na swoje kolana.
Odchrząknął, zażenowany.
- Poniosło mnie. To nie było zamierzone - powiedział. Miała wrażenie, że to miało być coś w rodzaju przeprosin. Poczuła ukłucie winy, w końcu to ona zaczęła ten temat.
- Nie chciałam, panie profesorze - powiedziała szczerze.
Dopiero teraz poczuła, że drży. Że przez tę jedną chwilę myślała, że on ją po prostu zabije.
Mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony. Chyba też się nie spodziewał, że pozwoli sobie na taki wybuch. Bell nadal nie unosiła na niego wzroku.
- Spójrz na mnie - powiedział łagodnie. Usłuchała. Kiedy napotkała na jego czarne tęczówki, były spokojne i stonowane. - Nic ci nie zrobię - powiedział, a dziewczyna poczuła, że już się uspokoiła. Westchnął. - Jesteś blada jak ściana - powiedział, podnosząc się i delikatnie pomógł jej wstać.
Dziewczyna zdawała sobie sprawę, że ta nagła zmiana zachowania była spowodowana tym, że profesor zdradził jej zbyt dużo ze swojej prawdziwej natury. Jego dłonie były zimne, ale idealne, prawie jak u greckich rzeźb. Podniosła się, czując, że nogi ma jak z waty.
- Zaprowadzę cię na ucztę - powiedział spokojnie, a ona skinęła głową.
Ruszyli przed siebie. Zerkał na nią co jakiś czas, jakby chciał coś powiedzieć. Nie umknęło to jej uwadze.
- Niech się pan nie martwi. Nikomu nie powiem - powiedziała, uśmiechając się do niego lekko. Zdziwiony, otworzył usta, ale nie wyszło z nich żadne słowo.
- Jesteśmy na miejscu. Idzie pan na ucztę? - spytała go, a on przyjrzał się jej ostatni raz i mruknął:
- Nie, zjem u siebie - powiedział, po czym zniknął w głębi korytarza.
Odprowadziła go wzrokiem, uśmiechając się pod nosem.
Odwróciła się i weszła do Wielkiej Sali. Poszukała wzrokiem przyjaciółek. Zobaczyła je na końcu stołu Gryfonów. Nie był to dziwny widok, nawet, jeśli Milette była Ślizgonką. Tym co ją zaskoczyło był wyraz twarzy jej przyjaciółki. Dostrzegła suche ślady na jej twarzy, zapewne od łez.
Usiadła przy nich. Milette jedynie pociągnęła nosem - widać było, że nie nadaje się do konwersacji.
- Co się stało? - spytała Bell Alice.
- Pokłóciła się z sama wiesz kim. Zgadnij, przez kogo.
- Lucjusz - warknęła.
Bell spojrzała smutno na swoją przyjaciółkę i pogłaskała ją delikatnie po głowie.
- O co dokładnie poszło? - spytała ostrożnie. Milette pokiwała przecząco głową. Nie miała sił.
- Niech ja go tylko dorwę - powiedziała ze złością w głosie. - Myśli, że wszystko mu wolno!
- Daj spokój - powiedziała Alice. - Jeśli i jego pobijesz, znów dostanie ci się od Riddla.
Dziewczyna zamilkła. Przecież nie powiedziała swoim przyjaciółkom o tym, że została zawieszona. Jej złość na profesora powróciła z podwójną siłą. Z furią wbiła widelec w kotlet leżący na jej talerzu. Przyjaciółki popatrzyły na nią z ciekawością.
- A tobie jak minął dzień...? - spytała Alice.
Dziewczyna przez chwilę się nie odzywała, jakby zastanawiając się, co powinna powiedzieć.
- Załatwiałam z nim boginy. W sumie nie był aż tak wredny. Ale nadal uważam, że jest przerażający - powiedziała, odtrącając widelec, a ten zastukał wesoło na drewnianym stole. - Sama nie wiem, co o nim myśleć - westchnęła.
- To może przestań myśleć? Po prostu działaj - zaproponowała Alice. Milette popatrzyła na nią niepewnie. Bell zamyśliła się na dłuższą chwilę.
- Chyba mam pomysł - powiedziała, podnosząc się z miejsca.
Musiała go poznać. A był na to tylko jeden sposób.
- Zaraz wracam - powiedziała, wybiegając z sali.
A gdzie się kierowała? Do gabinetu swojego profesora.
Po chwili dotarła do sali obrony przed czarną magią. Było ciemno, a jedynie trochę światła dawały drzwi naprzeciw niej.
Podeszła do nich i zapukała. Usłyszała ciche mruczenie niezadowolenia i szuranie krzesła. Po chwili drzwi otworzyły się. Stanął w nich Riddle. Wyglądał jakby się dopiero obudził.
- Czego? - warknął.
- Czy pana propozycja jest nadal aktualna? - spytała, patrząc na niego z uśmiechem. Ten patrzył na nią jak na idiotkę.
- Jaka propozycja?
- Powiedział pan, że jeśli będę się w miarę zachowywać, będzie mnie pan poduczał. Czy to aktualne?
Przyglądał się jej badawczo.
- Wszystko zależy od twojego zachowania.
- Będę się starać - powiedziała wesoło. I chyba teraz, po raz pierwszy, odkąd go spotkała, zobaczyła szczery uśmiech. Nie zwierzęcy, nie przerażający, ale zwykły zadowolony uśmiech.
- No to... dobranoc panu - powiedziała, nieco speszona tym nagłym zjawiskiem.
Odwróciła się i wyszła z klasy. Riddle zaśmiał się cicho pod nosem. Dawno nie spotkał tak ciekawej istoty.
Bell w podskokach wróciła do przyjaciółek. Jednak to, co tam zobaczyła, wprowadziło ją w co najmniej szok.
Regulus i Syriusz lali się w najlepsze, a Alice i Lucjusz starali się ich rozdzielić. Po chwili podeszła do niej Milette, nieźle rozbawiona.
- Dużo się dzisiaj dzieje, co? - spytała, śmiejąc się. - Syriusz jest zazdrosny. Alice spodobała się także Regulusowi.
- Hmm... Bratersko podobny gust? - spytała Bell z uśmiechem na ustach. Milette zaśmiała się.
- Powinnyśmy pomóc w ich rozdzielaniu...? - spytała.
- Tak. Bo idą Huncwoci. A ja nawet lubię biednego Regulusa, nie skazujmy go na śmierć. - Obie się zaśmiały i podeszły do nich.
James na widok Bell tylko prychnął, a ta znów narobiła sobie chęci, by mu przywalić. Milette położyła jej rękę na ramieniu, powstrzymując ją.
Regulus spojrzał na Syriusza z nienawiścią. Chciał mu jeszcze dogadać, ale Lucjusz odciągnął go.
- Wystarczy - syknął mu blondyn do ucha. - Jeszcze tego brakowało by bić się o jakąś szlamę... - Tu spojrzał na Alice ze zgorszeniem.
- Co to miało niby znaczyć?! - Bell i Syriusz zareagowali w jednej chwili.
- Raz to dla ciebie za mało, Lucjuszu? - spytała spokojnie Milette, z nutą groźby w głosie. Chłopak na wspomnienie tamtego zajścia, zarumienił się ze wstydu. Reszta spojrzała na nią z zaciekawieniem.
Milette milczała groźnie, ale Lucjusz nie dał się tak łatwo zbić z tropu. Podszedł do niej uśmiechnięty i pogłaskał ją. Milczała.
- Brzydzisz mnie - powiedziała, odtrącając jego dłoń. - Nie będę cię poniżać przy innych. Nie jestem taka jak ty - powiedziała z wyższością. Spojrzała na swoje przyjaciółki i Huncwotów.
- Chodźcie. Nie ma tutaj niczego godnego uwagi. - Alice skinęła głową, wraz z Lupinem podtrzymując obolałego Syriusza. James i Bell patrzyli z taką samą nienawiścią w stronę Ślizgona, ale oboje odpuścili.
Milette kątem oka dostrzegła Severusa. Siedział w oddali i patrzył na nią. Posłała mu smutny uśmiech, ale nie zaczekała na jego odpowiedź. Podążyła za resztą.
Całą grupą wyszli na korytarz. Chyba pierwszy raz połączyli się przeciw wspólnemu wrogowi. Bell uznała, że to dobry moment na rozejm.
- James... Wybacz, za ten nos - powiedziała niechętnie. Pokiwał głową.
- Należało mi się. Nie mam już dziesięciu lat - stwierdził, wzruszając ramionami. Ta tylko posłała mu uśmiech, po czym zwróciła się do Alice:
- A tobie nic nie jest?
- Nie. Wszystko dobrze - odpowiedziała, spoglądając na Syriusza. Była naprawdę zaskoczona tym wszystkim, co się stało. Nie spodziewała się tego.
- Nie wiem jak ten debil mógł cię tak nazwać - burknęła Bell. Westchnęła, masując sobie skroń. - Chyba czas spać, co? - spytała, patrząc na całe zgromadzenie. Wszyscy spojrzeli po sobie i zgodnie przytaknęli.
Pożegnali się z Milette, a Syriusz dał Alice czułego buziaka i każdy rozszedł się w stronę swojego dormitorium.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.