Opowiadanie
Konwalie
Konwalie
Autor: | Kimiko-chan |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Fullmetal Alchemist |
Gatunki: | Obyczajowy, Romans |
Uwagi: | Yaoi/Shounen-Ai |
Dodany: | 2011-12-22 17:52:06 |
Aktualizowany: | 2011-12-22 17:52:06 |
Jestem jedyną autorką i zastrzegam sobie do opowiadania pełne prawo.
A mogło być pięknie...
Zdarza ci się tak, że myślisz, że coś czujesz lub nie, a jest inaczej? Wiesz... Ludzie to różni są, ale czy tak naprawdę wiedzą, co robią? Zdają sobie sprawę z życia? Z postępowania? Nie... Są niedojrzali, słabi i głupi. Ich tak zwane mózgi nie istnieją. Krążą gdzieś po orbitach. Mają po prostu za dużo... Tego wszystkiego im nie potrzeba. Lepiej by zrobili, gdyby mi wszystko oddali. Greed oznacza tyle, co chciwość. Lepiej oddaj po dobroci to, co masz!
Ojcze... Jesteś nikim.
Nie będziesz mną rządził.
Nie jestem twoją zabawką!
To niesprawiedliwe! Dlaczego inni tak mają, a ja nie?! Nie powinno tak być! Jaki sens ma to, że jedni mają drogie ciuchy, a inni samochody? Żaden! Ale dlaczego ja tak nie mam!? Ja też chcę! To jest niesprawiedliwe. Tak się zastanawiając, to ja nie mam tego, co większość. A powinienem mieć! Jaki ten świat jest podły. Normalnie żyć nie umierać. Lepiej by było, gdyby ludzie mieli gorsze rzeczy, a ja lepsze. Envy znaczy tyle, co zazdrość. Lepiej nie miej nic lepszego ode mnie!
Tak różni.
A tak podobni.
Czekam od dwóch tygodni na jego powrót. Miał pokazać mi, rodzeństwu i Ojcu coś ciekawego. Ale czy to zrobi?
W tym momencie dochodzę do wniosku, że czekanie nic mi nie da. To nie ma sensu. Postanawiam wyruszyć. Dokładnie wiem, gdzie on jest. W końcu to mój brat. Dlaczego nie mogę mieć normalnej rodziny? Zazdroszczę innym. Niestety nic już na to nie poradzę. Żałosność Greeda przekracza moje oczekiwania. Sądzę, że gorszym debilem już nie można być. A jego naiwność mnie wprost onieśmiela. A phh... Niech go dorwę, to mu coś urwę! A to co? Czuję konwalie. Ja ześwirowałem.
Wyruszam jak najszybciej się da. Nie stracę więcej mojego cennego czasu. On na to nie zasługuje. Zazdroszczę teraz mojej siostrze, umarła i nie musi znosić tego tłumoka. A ja co? Jestem skazany na jego towarzystwo. Po dwóch dniach postanawiam się zatrzymać. I co widzę? Mojego braciszka. Z niewiadomych powodów moje serce bije szybciej... Ale... Dlaczego?
Jak głupi go kochałem.
A on to określił w dwóch słowach: „nie wiem”.
- Wiesz co Envy? - pyta mnie, siedząc sobie najspokojniej w świecie pod drzewem i patrząc w gwiazdy. - Dochodzę do wniosku, że nic już nie ma sensu.
- Co masz na myśli? - pytam go.
- Bo widzisz... Są rzeczy, o których nie mamy pojęcia. My... homunkulusy. Ale możemy to zmienić. Rozumiesz? Możemy się zmienić. Ojciec nie będzie nam wtedy rozkazywać. Możemy być wolni! Możemy wtedy robić i mieć to, czego chcemy. Wszystko może się zmienić.... - mówi najpierw entuzjastycznie, a potem powoli się wycisza.
- Może, ale nie musi. Pamiętaj, że to Ojciec nas stworzył i musimy być mu wierni i posłuszni! - odrzekam ostro.
- Ja nie zamierzam! Nie rozumiesz, że ja tak dłużej nie mogę?! - wstaje i staje naprzeciwko mnie. Jest wyższy ode mnie. Jaki on jest piękny...
- Wiesz... Teraz mimo wszystko nie zazdroszczę ci tego, że jesteś taki głupi - odpowiadam pewnie. Prycha i odwraca się, patrząc w gwiazdy. - Wracajmy...
- Ty chyba nie rozumiesz, ja nigdzie nie idę - mówi ostro. Wpadam w furię i podchodzę do niego. Nie zamierzam się poddać.
I dobrze, że los nie postawił na nas.
W tym czego szukam nie ma nic, prócz rozczarowania.
Staję naprzeciwko niego i zmuszam go, żeby patrzył na mnie. W jego spojrzeniu widzę coś dziwnego. Innego niż u pozostałego rodzeństwa. Sam nie wiem co to jest. A co ja czuję w tym momencie? To jest nie do opisania.
- Dlaczego tutaj siedziałeś? - pytam. - Czekałeś? Ale na co? Dobrze wiedziałeś, że ktoś po ciebie przyjdzie - odrzekam.
- Nie... Wiedziałem, że ty po mnie przyjdziesz. - Patrzy mi pewnie w oczy. W moim brzuchu rodzi się jakby stado motyli. Cholera! Co to jest? Uśmiecha się do mnie. Robi mi się aż słabo. Zaczynam się rumienić. To nie w moim stylu! Takie zagranie jest nie fair!
- Czego chcesz... Greed? - pytam. Porusza się jakoś niespokojnie w momencie, kiedy wypowiadam jego imię. Tak słodkie, a jednocześnie odrzucające. Tak bardzo bliskie memu sercu, a jednocześnie tak bardzo dalekie. Zaczyna się zastanawiać. Odwraca ode mnie swój wzrok. Czuję się tym... Zawiedziony? Po jakimś czasie odpowiada.
- Chcę, abyś był bezpieczny... Envy - wypowiada moje imię szeptem. Po moim ciele przechodzą przyjemne dreszcze. W momencie, gdy znowu na mnie patrzy, czuję dziwne ciepło w sercu. Jego oczy tak piękne... Mienią się w blasku księżyca. - Posłuchaj mnie... - W tym momencie odwraca się. - Ojciec... Nie zależy mu na was... Na nas... On nas tylko wykorzystuje. Jesteśmy bronią, bronią do spełnienia jego zachcianek - mówi.
- O co ci chodzi? Dlaczego zostałeś, zamiast uciekać? Dobrze wiesz, że mogą tutaj zaraz przyjść pozostali, a wtedy... - zaczynam, jednak nie jestem w stanie skończyć. Całuje mnie. Nie mogę mu się oprzeć. Ale... Cholera, jesteśmy braćmi! Odpycham go od siebie, na co on się uśmiecha. Nie rozumiem jego postępowania. Znowu czuję konwalie.
Znasz osobę, która jest zawsze wesoła, prawda?
Ciągle się śmieje.
Wiesz, że ona najbardziej cierpi?
Bo ludzie, którzy na co dzień są szczęśliwi,
smutek przeżywają w środku.
I boli ich to o wiele, wiele bardziej...
Stoję ciągle w jednej pozycji. Nie wiem jak się zachować... Co zrobić... Przychodzi mi tylko jedno do głowy.
- Dlaczego? - Nie odpowiada. Konwalie? Ja jestem psychicznie chory...
- Uciekaj ze mną... - zaczyna, ale mu przerywam.
- Nie! - rzekę pewnie.
- Envy.... Proszę... - Jego głos brzmi teraz tak... prosząco.. Zależy mu, ale na czym? Staram się nie wymięknąć. Nie mogę się poddać. W jednym momencie jednak przewraca mnie na ziemię. Wychyla się zza drzewa i spogląda z niepokojem.
- Zaraz tutaj będą. Odpowiedz... Idziesz ze mną czy zostajesz z nimi? - pyta. Nie odpowiadam. Nie wiem co mam powiedzieć. Cholera! To do mnie nie jest podobne. - Mam plan... Tylko musisz się zgodzić mi pomóc - odrzeka, na co się zgadzam.
- Dobrze. Mów.
- Będziesz moimi oczami i uszami. Co jakiś czas będziemy się spotykać i będziesz mi mówić o wszystkim. Pamiętaj... Kiedy będzie pora, przyjdę po ciebie. Nie zostawię cię! Choćbym miał przez to stracić życie, wrócę... - uświadamia mi.
- Dobrze. - Sam nie wiem czemu, ale się po prostu zgadzam. Widząc jego uśmiech coś mi się dzieje. Robi mi się gorąco, czuję się szczęśliwy po prostu. Czy to jest normalne? - Dlaczego? - pytam, mając nadzieję, że mi odpowie.
- Niedługo się dowiesz... Envy... A teraz idź... Idź w swoją stronę, a ja pójdę w swoją. Spotkamy się niedługo - mówi i całuje mnie z zaskoczenia. Widzę jego oddalającą się sylwetkę. Już czuję tęsknotę.
- Yare, yare. Eto, dore dore? Omae o korosu!* - mówię do osobnika, który zbliża się w moim kierunku.
Konwalie? Teraz już wiem.
Tylko jedna osoba tak pachnie.
Tak mój drogi, tylko ty.
Pamiętaj, czekam na ciebie.
*******
Yare, yare - jejku, jejku
Eto - cóż
Dore Dore - co my tu mamy?
Omae o korosu - zabiję cię
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.