Opowiadanie
...Halo, gdzie jesteś?
XX. Marcin
Autor: | Taco |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Dramat, Komedia, Obyczajowy, Romans |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Yaoi/Shounen-Ai, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2014-06-30 08:00:19 |
Aktualizowany: | 2014-06-27 21:28:19 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Proszę nie kopiować.
Marcin - Czerwiec 2009
-Olga! Uważaj!!
Jabłko rozbryzgnęło się na ścianie, opryskując długie włosy dziewczyny.
-Ja pier- Daniel, pogięło Cię?! - wrzasnęła - Marcin chyba rzeczywiście ma na ciebie zły wpływ!
-Przepraszam - zachichotał nerwowo Daniel - nie celowałem w ciebie.
-A w kogo? W tą przerażoną gimnazjalistkę? - wskazała ruchem głowy dziewczynę z młodszego rocznika, wmurowaną w ziemię.
-Nie. W tego cymbała.
-Kogo nazywasz cymbałem?! - rzuciłem przyginając Daniela do ziemi.
-Ała!
-Idioci - westchnęła Olga i wyminęła nas szerokim łukiem - Nie przejmuj się, oni tak zawsze - powiedziała do dziewczyny. Ta tylko skinęła głową.
Wokół zaczynał zbierać się już spory tłumek, kiedy przyszedł nauczyciel.
-Ciechanowski! Barańczak! - krzyknął Profesor Buk - Co wy wyrabiacie?
Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.
-Ależ nic, Panie Bug...errr...Buk - zapomniałem się.
Wszyscy zebrani starali się stłumić śmiech. Profesor Buk był od angielskiego. I fakt, nie jego wina, że wyglądał jak taki mały żuk, łysy, zawsze w tym swoim ciemnozielonym żakiecie, ale przezwiska się nie wybiera.
Buk zrobił się czerwony i wskazał ręką schody.
-Do dyrektora! Obaj! - warknął.
-Zachciało Ci się rzucania jabłkami, co? - mruknąłem. Zmoczyłem mop w wiadrze.
-A kto zaczął? - odpowiedział Daniel wycierając ścianę w miejscu w które uderzyło jabłko i zbierając jego resztki.
-Wiem że Buk jest przewrażliwiony, ale żeby- - urwałem i zacząłem wpatrywać się z napięciem na zewnątrz.
-Alex? - podbiegłem otworzyć okno.
Daniel się gwałtownie odwrócił i też dopadł okna.
-Gdzie?!
-No tam...-umilkłem.
Przed szkołą stał chłopak z długimi jasnymi włosami. Ale kiedy się odwrócił, nie ujrzeliśmy twarzy Alexa. Bo to nie był on.
-Debil!
Daniel trzepnął mnie szmatą w głowę i sobie poszedł.
Stałem przed oknem jeszcze chwilę, niezdolny do poruszenia choćby powieką. W końcu się otrząsnąłem i zdjąłem szmatkę z włosów. Spojrzałem w kierunku w którym udał się Daniel, ale jego już nie było widać.
-Ej! A co z resztą?! - krzyknąłem w pusty korytarz.
Popatrzyłem na mokrą podłogę, wiaderko z wodą i szmatkę którą miałem w ręce. Rzuciłem ją na parapet i ruszyłem w stronę wyjścia.
Pół godziny później byłem w domu. Musiałem użyć swojego klucza, nikogo nie było w środku. A pies nawet mnie nie przywitał, bo był zbyt leniwy, by podnieść swój tyłek.
Ściągnąłem buty nie rozwiązując ich, przeszedłem przez pokój gościnny do kuchni i położyłem plecak na krześle stojącym najbliżej. Nie wiedząc co dalej ze sobą zrobić, usiadłem na blacie od zlewu. Siadywałem tam zawsze, gdy chciałem pomyśleć o czymś, co nie dawało mi spokoju. O czym myślałem? Pytanie.
„Co robisz?”. „Gdzie jesteś?”.
Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer Alexa. Zaraz się rozmyśliłem. Przecież nie odebrał żadnego telefonu, Lula mówiła, że w ogóle go nie wziął. To po co dzwonić? Jednak wcisnąłem zieloną słuchawkę. Włączyła się automatyczna sekretarka, więc się rozłączyłem. No bo po co mam rozmawiać z Panią Mechaniczną?
Nic nie ma sensu.
Chodzę do szkoły bo muszę, z resztą co innego miałbym robić? Siedzieć w domu i w domu zastanawiać się gdzie jest mój przyjaciel? Nie ma różnicy. I tak minęło dużo, bardzo dużo czasu od jego zniknięcia, więc mam pewność, że jak go dotychczas nie znaleźli, to nie znajdą już nigdy.
Usłyszałem trzask. Po chwili do kuchni wparowała mama z siostrzenicą na rękach.
-O. Jesteś już - zatrzymała się na mój widok - Potrzymaj ją - powiedziała i wręczyła mi małą, a sama pobiegła przetrząsać komodę w gościnnym.
Posadziłem sobie kuzynkę na kolanach. Mała popatrzyła na mnie szeroko otwartymi oczyma.
-Spieszysz się gdzieś mamo? - zawołałem w przestrzeń.
-Muszę coś załatwić w pracy - dobiegł mnie jej głos z głębi pokoju.
-Aha. No co tam Haniu? - zwróciłem się do małej. Zaśmiała się uroczo.
-O właśnie, Marcin! - matka przybiegła do kuchni - będziesz już w domu, prawda?
-Eee... Planowałem wyj-
-To świetnie kochanie, popilnujesz Hani, tak? To pa! - i uciekła.
Dosłownie oniemiałem. Postawiony przed faktem dokonanym, przyjrzałem się kuzynce.
-I co ja mam z tobą zrobić? - zapytałem.
-Zobić! - odparła.
-Aha. Dokładnie tak jak mówisz.
...
-Olga? - powiedziałem do słuchawki
-Nie, jej pies. Pani nie ma w domu, proszę zadzwonić później.
-Ha, ha, ha. Śmieszna jesteś.
-Nie zadawaj idiotycznych pytań.
-Dobra, nieważne. Co się robi z małym dzieckiem?
-...
-Hej, jesteś tam?
-Jestem. Ale to już TWÓJ PROBLEM. Nie słuchało się na pdż-cie w gimnazjum, co?
-O czym ty gadasz?
-O gumce,idioto!
-Olga, przecież nie mówię o swoim dziecku! Ja w ogóle dziecka nie mam!
-No, z tobą to nigdy nie wiadomo.
-Do chol-errryhm - spojrzałem na Hanię bawiącą się w najlepsze moim zeszytem od matmy. Bawiącą, czyli obgryzającą go namiętnie.
-Przyjdziesz? - zapytałem.
-Nie wiem... Miałam wziąć się za sprzątanie.
-Daj spokój, możesz to zrobić jutro. Pomóż mi!
Coś trzasnęło koło mnie, więc spojrzałem na swoją kuzynkę. Właśnie rozrywała okładkę.
-Co to było?
-Em. Czy nic jej się nie stanie jeśli zje trochę plastiku?
-O Boże... Ty to dziecko otrujesz. Zaraz będę.
Szkoła, szkoła i po szkole. Matury minęły szybko, można by powiedzieć niespodziewanie, a jeszcze szybciej maj. Wszyscy tak się tego bali, a tu się okazało, że zdać można z palcem w dupie. W czerwcu czekaliśmy na wyniki, czy się dostaliśmy tam, gdzie chcieliśmy. A poza tym, obijaliśmy się do oporu.
Chmury. Też się kiedyś bawiliście w czytanie z chmur? Pewnie tak, kto tego nie robił. Kłębiaste, rozmazane, baranki. Widzi się w nich to, co chce się zobaczyć.
-Co widzisz? - zapytała.
-Hmmm - zastanowiłem się - Widzę... Daniela obmacującego biuściastą blondynę.
-Nie o nich mi chodzi, tylko o chmury! - Lula trzepnęła mnie w głowę - Swoją drogą co się gapisz? Zazdrościsz mu?
-No. Bo kto by pomyślał, że ten kurduplowaty, cherlawy palant może mieć takie powodzenie u dziewczyn.
-Sam jesteś kurduplowaty. Przecież Daniel jest wyższy od ciebie o dobre sześć-
-Ahh! No dobra, dobra. Nic mi nie mów.
-A palantem jesteś ty, skoro tak o nim mówisz. No i nie masz też więcej mięśni.
-Dziewczyno, leżącego się nie kopie...
Roześmiała się.
-Głupek. Sam zacząłeś - powiedziała.
-Nigdy nic nie widziałem w chmurach. Ale powiedz, co ty widzisz?
-Ja? - zastanawiała się patrząc na pierzastą chmurkę - Tam widzę głowę słonia... tam jest pustynia i rośnie na niej kaktus.
Uśmiechałem się coraz szerzej, przewracając na plecy.
-Mi to wygląda na coś innego - mruknąłem, na co opieprzyła mnie że jestem zboczony, a poza tym to mówiłem, że nic nie widzę w tych chmurach.
-A tam... - zawahała się i opuściła rękę na ziemię - Tam widzę tort.
-Tort? Co, głodna jesteś?
Milczała.
-Lula? - szturchnąłem ją w ramię.
-Nie, po prostu... Tort. Macie osiemnaście lat.
-No, tak dla ścisłości, to Daniel jeszcze nie.
-Hm - mruknęła.
Mała chmurka złączyła się z większą, płynęły teraz razem przez błękitne morze.
-Martwisz się czymś? - zapytałem.
-Nie wiesz, że ja nic innego nie robię? Chodzi mi o to, że...
-Wiem o co ci chodzi. Ale Lula, zadzwonił do ciebie. Powiedział, że z nim wszystko w porządku, prawda?
-Prawda.
-Powiedział też, że jeszcze zadzwoni?
-Nie do końca. Spytałam kiedy go znowu usłyszę, albo zobaczę. Nie wiedział.
-Ale jest taka możliwość. Ja wiem, że obiecywaliśmy sobie, że go poszukamy. Ale teraz to wydaje się śmieszne. Bo jak to sobie wyobrażasz? Skoro nawet policja nie była w stanie go wyśledzić? Poza tym, ma się dobrze, usłyszałaś to od niego, więc-
-Więc twierdzisz, żeby dać sobie spokój? Żeby olać to wszystko, założyć z góry, że się nie uda?!
-Nie to miałem na myśli.
-Właśnie to!
-Nie! Chodziło mi o to, że kiedy będzie chciał, to się do nas odezwie.
-Twierdzisz, że nie chce z nami rozmawiać?
-Lula, posłuchaj mnie...
-Słucham i nie wierzę!
Z trudem powstrzymywała płacz. Dlaczego tak jest?
-Przepraszam... - jęknęła - Ja- Przecież ja wiem. Wiem, że gdyby chciał, to mógłby zadzwonić. Ja to wszystko wiem. Tylko dlaczego nie dzwoni?
-Zapytasz go o to, kiedy się spotkacie - starałem się uśmiechnąć.
Uspokoiła się, co chyba oznaczało zgodę. Trzeba po prostu zaczekać. Mam tylko nadzieję, że nic mu nie jest.
-Też sobie znajdź dziewczynę, skoro jesteś zazdrosny - palnęła.
Najpierw nie wiedziałem jak na to zareagować, ale chwilę potem wybuchnąłem śmiechem. Też się uśmiechnęła. Przecież nie jest tak źle.
-Musze iść, Lula.
-Co? Dokąd?
-Do pracy. Czerwiec mamy, trzeba coś ze sobą zrobić pożytecznego.
-Ale myślałam, że-
-EJ! Daniel! - zawołałem w jego stronę, zupełnie niepotrzebnie, bo nie siedział znowu tak daleko - Dziewczyna cię potrzebuje!
-Jeśli nie widzisz, to siedzi ona tuż przy mnie - odpowiedział.
-Ale tutaj też jest - zawołałem, a Lula zdzieliła mnie po głowie.
Usłyszałem jak dziewczyna siedząca obok Daniela pyta się go groźnie:
-O kim on mówi?
-O sobie - i pocałował ją. Jej mina wyrażała wiele. Pewnie zastanawiała się czy brać na poważnie jego słowa. Też bym nie był pewien. Czasem po prostu nie mogę stwierdzić, czy on mówi poważnie, czy nie. No i z jego powodzeniem… Która to już będzie dziewczyna? Kolejna blondynka w dodatku.
Pożegnał się z dziewczyną i przyszedł do nas. A w zasadzie do Luli, bo ja zacząłem się zbierać. Wstałem z trawy i podniosłem torbę.
-No, to na razie. Zobaczymy się jutro, jak sądzę - powiedziałem na odchodnym.
-Na razie - odparli zgodnym chórkiem.
Pomachałem im i poszedłem w swoją stronę, z głową pełną myśli.
Stania na przystanku nie uważam za najciekawszą rozrywkę świata, ale lepsze to, niż babranie się w samochodowych wnętrznościach. Co właśnie zamierzałem robić. Zatrudniłem się u jakiegoś mechanika z przedmieścia. Ruchu u niego dużego nie ma, ale to nawet lepiej, bo jeszcze nie przywykłem do tej roboty. Ale za to musiałem teraz jechać pół godziny przez puste pola, do małej miejscowości do której autobusy kursują mniej więcej co pięćdziesiąt minut. Zaczynam wątpić czy to mi się w ogóle opłaca.
Stojąc tak i czekając, miałem przynajmniej o czym myśleć. Lula nie zapomniała o całej tej sprawie z poszukiwaniami. Ale niby jak ona chciała go szukać? Pytając się wróżki?
Wziąłem głęboki oddech. Dwunasta czterdzieści, piętnaście minut.
Alex po prostu zniknął. Fakt, byłem na niego początkowo zły, że nic nie powiedział; co się dzieje, czy że w ogóle ma zamiar uciekać. Ale z biegiem czasu uzmysławiałem sobie, że gdybym wiedział, to nie pozwoliłbym mu wyjechać. A wtedy... Wołałem nie myśleć o tym, co by było gdyby.
Aż trudno uwierzyć, że to już ponad rok.
Spojrzałem w niebo. Tort, hm? A ta chmura co może przedstawiać? Mruknąłem zrezygnowany. Nic mi nie przypomina. Naprawdę, moja wyobraźnia jest tak powalająca.
Wtedy moją uwagę odwrócił nadjeżdżający autobus. Był prawie pusty. Spojrzałem z nadzieją na tablicę nad kierowcą, ale to nie był mój, mój miał być za dziesięć minut.
Drzwi się otworzyły, wyszły z niego dwie osoby. I wtedy zobaczyłem blond włosy, tak charakterystyczne. Siedział tuż przy oknie, opierał się łokciem o wnękę. On też mnie zobaczył.
Drzwi się zamknęły.
Zerwałem się z miejsca i dopadłem drzwi od kierowcy. Ten widząc moją desperację, zatrzymał się i litościwie wpuścił mnie do środka.
-Proszę Pana, trzeba się orientować co się dzieje - powiedział do mnie.
-Przepraszam, przepraszam, zamyśliłem się.
Autobus ruszył z miejsca, a ja przeszedłem na tył. Minąłem kilku pasażerów nie zwracając na nich szczególnej uwagi. Stanąłem przy jego krześle i się gapiłem. Nie wiedziałem co powiedzieć.
-Co ty-? Kiedy? Skąd? - wydukałem.
-Och kurwa - powiedział i zamknął oczy.
-Skasuj swój bilet - dodał po chwili.
-No właśnie. O kurwa! Skasuj bilet!? Przecież ty, przecież ty... - Rozpostarłem ramiona i urwałem. Przyjrzałem się uważnie swojemu przyjacielowi. I wcale mnie to nie uspokoiło - Przecież ty w ogóle nie wyglądasz dobrze.
-No dzięki.
-Ja mówię serio Alex.
Popatrzyłem na niego krytycznym wzrokiem. Zmienił się. Schudł, i to bardzo. Bluzka wisiała na nim jak na wieszaku, oczy miał podkrążone. I długie włosy. Przecież nie znosił długich włosów.
Ciężko klapnąłem na siedzenie naprzeciwko, torbę rzuciłem pod nogi.
-Skłamałeś - powiedziałem.
-Co? - Nie zrozumiał.
-Powiedziałeś Luli, że wszystko ok.
-Ach.
I tyle. To cała jego odpowiedź.
-Ach? Wiesz jak ona się o ciebie martwi? Jak my-? - warknąłem, choć nie zamierzałem.
On tylko na mnie spojrzał, jakby smutno . Aż mnie dreszcz przeszedł. Wyglądał strasznie. Co się z nim stało?
-Marcin, nie mów nikomu, że mnie widziałeś.
-Ale dlaczego? Wszyscy by się ucieszyli, poza tym-
-Dokładnie, wszyscy włącznie z moimi... Nimi. Nie. Jestem tu tylko na chwilę. Muszę coś załatwić, zaraz potem wyjeżdżam i nigdy już tu nie wrócę, wierz mi.
-Ale Alex - urwałem - Ja ciągle nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu jesteś. Najpierw musiałem pogodzić się z tym, że cię nie ma, a teraz, że nagle się pojawiłeś, nie wiadomo skąd i... Po co przyjechałeś, skoro na tak krótko? Dokąd się wybierasz?
Tyle pytań, a odpowiedź wymijająca.
-Słuchaj, do tej pory nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Teraz wiem chociaż jak zacząć żyć. Idę wyrobić sobie dowód, a potem... potem się okaże.
-Dowód.
Zacząć żyć. Miałem wrażenie, że czegoś mi nie chce powiedzieć. Ale co miałem zrobić?
Nastąpiła chwila ciszy.
-Rób co uważasz, za słuszne. Mam tylko nadzieję, że będzie z tobą w porządku. Bo teraz nie jest i to widać - powiedziałem cicho.
Uśmiechnął się beznamiętnie. Tak, istnieje coś takiego. Przyłożył głowę do szyby i patrzył mi w oczy. Jechaliśmy tak przez jakiś czas. Po chwili przeniósł wzrok na coś za szybą.
-Tu wysiadam - powiedział do mnie i wcisnął stop.
-Tutaj? - wstałem razem z nim. Powstrzymał mnie. Drzwi się otworzyły.
-Zadzwonię.
To było ostatnie, co od niego usłyszałem. A tak chciałem, by po prostu został.
Wysiadł, drzwi się zamknęły. Autobus ruszył ponownie, Alex został w tyle.
To było... Jakbyś chciał nabrać wody w dłonie. Usilnie starasz się ją zatrzymać, lecz ona mimo wszystko wymyka się najmniejszymi szparkami. I spływa Ci po rękach, wyślizguje się. Czujesz irytację, ale równocześnie zrezygnowanie, bo wiesz, że nigdy ci się nie uda jej zatrzymać.
Wkurwiło mnie to strasznie.
Do pracy dotarłem spóźniony. Bo musiałem znaleźć miejsce, gdzie zatrzymuje się autobus jadący tam, gdzie miałem być już półtorej godziny wcześniej. Bez ochrzanu się nie obyło.
Hej, wybacz że dopiero teraz ci odpisuję, ale dopadła mnie szara rzeczywistość ^^' . U mnie już po wakacjach, ale nie jest źle. No i miałam wenę twórczą, więc można się spodziewać dalszych części :)
Hee .. tak masz raacje , muszę przestać myśleć o szkole . ^3^
Tak przy okaazji , jedziesz gdzieś na wakacje?
Ja nigdzie nie jadę.. >:3
Hee .. racja . ^3^
Taki przy okazji jedziesz gdzieś w wakacje? O3O
Ja nigdzie nie jadę . >D
Cieszę się, że się podobało. W ogóle, za każdym razem jak czytam twój komentarz, szczerzę się do ekranu XD Szkołą się teraz nie przejmuj, znasz kogoś kto do niej idzie?
A wena się przyda, bo czasem ciężko mi znaleźć odpowiednie słowa, więc dziękuję :)
To było zajebiste !! *o* ...
Gdy zobaczylam że już jest nowy rozdzial zaczęłam skakać.po łóżku az zlecialam. XD
Wybacz że wczesniej nie przeczytałam ale zepsulam ekran w telefonie i muszę błagać siostrę by mi dawała na swoim wchodzic na net .. jeszcze rodzicom nie powiedzialam o tym ze ton zepsulam bo boje.się.ich reakcji... ;c
A rozdział świetny ! *w* yay , Alex powrócił . .3.
I nawet się spotkal że swym przyjacielem ..
Mam nadzieje że jeszcze się z nimi kiedyś spotka . :3
Czekam na kolejny rozdział z wielką niecierpliwością ! :) <33
I nareszcie wakacje .. cieszysz się ? bo ją bardzoo , wreszcie trochę odpoczynku . Ale po wakajach idę do gimnazjum .. Buu ją ne chcę :c .
I tak w ogóle pozdrawiam Cię autorko i życzę dużo weny byś mogła pisać dalej te wspaniałe opowiadanie . *3*