Opowiadanie
...Halo, gdzie jesteś?
XXV
Autor: | Taco |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Dramat, Komedia, Obyczajowy, Romans |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Yaoi/Shounen-Ai, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2014-10-21 08:00:02 |
Aktualizowany: | 2014-10-19 13:18:02 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Proszę nie kopiować.
-Ej, gdzie ty wczoraj byłeś? - spytał mnie Karol - Znaczy nie chcę być wścibski, po prostu Maryjka truła mi dupę przez cały dzień, że się nie pojawiłeś i musiała sama strzyc ogródek Boskiej. Ktokolwiek to jest.
-Och, no tak. Zapomniałem - nie przejąłem się ani trochę, Maryjka jest zaradna.
Karol parsknął śmiechem.
-Ty to masz spokój. Cokolwiek by się nie działo, kiwniesz głową i idziesz dalej.
-Nieprawda - popatrzyłem na niego uważnie - Serio? Ale na szczęście to ciebie nazywają „chodząca ostoja spokoju”.
Pokiwał głową z uśmiechem.
Przeszedłem kawałek chodnikiem, znalazłem wolną ławkę i usiadłem, a Karol obok.
-Ale weź z nią pogadaj, dobra? Bo coś chciała od ciebie.
-Ok.
Wyciągnął papierosa i zapalił. Mnie już nie częstuje, wie, że odmówię. Przeczesał włosy palcami, mówił coś o ścinaniu ich, ale nie słuchałem. Myślałem tylko o tym, jak by to było, gdyby to była moja ręka.
Westchnąłem ciężko, odwracając głowę. O czym ja myślałem? Przecież to Karol, nawet nie ma takiej opcji. To chyba przez tą noc coś mi się porąbało.
Dopiero po chwili zorientowałem się, że Karol mi się przygląda, trzymając papierosa w ustach.
-Coś ty taki wymięty? - zapytał.
Westchnąłem ponownie.
-Ja mogę cię obciąć - palnąłem.
Uniósł brwi.
-I co to za oczywista zmiana tematu?
-Zmęczony jestem.
-Widzę właśnie. To... nietypowe, móc tak łatwo poznać jak się czujesz.
-Och - kolejna ciekawa rzecz, której się dowiaduję w ciągu czterdziestu ośmiu godzin.
-Nie ochuj mi tu, tylko mów co jest grane - strzepnął popiół na chodnik.
-...Masz kogoś?
-Mam, a co?
-To nie zrozumiesz.
-Aaa. Samotność? Jest na to prosty sposób, sądzę, że wiesz jaki.
-Ta, jakby to było takie proste - prychnąłem.
-Bo jest. Dobra, to idziemy - wstał.
-Co? Nie, Karol, daj spokój. Nie mam siły.
-No, tak to faktycznie nikogo nie znajdziesz - mruknął z dezaprobatą, siadając z powrotem. Nie chciało mi się nawet odpowiadać.
-W takim razie popatrzymy sobie stąd - powiedział jakby do siebie i się zaciągnął.
Po czym zauważyłem, że faktycznie przypatruje się ludziom przechodzącym przez park, a było ich sporo. Wypuścił dym z ust.
-Może ona? - zapytał znienacka, wskazując kogoś palcem - Ładna figura, nie wygląda na pustaka... O. Ale chyba zajęta. Sory, nie trafiłem.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
-O, a ta?
-Która?
Kiwnął nieznacznie głową w prawą stronę. Niedaleko stały dwie blondynki i brunet.
-Ta z czerwoną torbą - dodał.
-Ładna kobieta - stwierdziłem szczerze - Ale wolę ciemne włosy.
-Teraz mi to mówisz? - burknął.
W tym momencie Karol dostał piłką w głowę, aż go odrzuciło. Zanim zdążył się jako tako pozbierać, podeszła do nas mała dziewczynka, miętoląc swoją bluzeczkę, a za nią starszy chłopak.
-Może mi Pan podać piłkę? - zapytała głośno i wyraźnie jak na dziecko. Tym, że ktoś dostał w głowę mniej się przejmowała, niż tym, że ten ktoś może zabrać jej zabawkę. Schyliłem się i podniosłem piłkę. Mała podeszła do mnie, a Karol rozmasował sobie skroń i zdusił peta. Wtedy podbiegła do nas zaniepokojona kobieta.
-Monia! Musicie uważać jak gracie. Przeprosiłaś Pana?
Spuściła głowę, odwracając wzrok.
-To zrób to, kochanie.
Zerknęła na Karola spod rzęs i mruknęła ‘przepraszam’.
-Nic się nie stało - o co miał powiedzieć?
Wyciągnąłem do niej piłkę. Ale to nie ona ją wzięła, tylko kobieta. Patrzyła na mnie z rezerwą. Już zawsze tak będzie?
Kiedy odeszli kawałek, Karol się do mnie zwrócił z poważną miną.
-A dzieci lubisz? - zapytał patrząc znacząco za oddalającą się kobietą.
-Karol. - pokręciłem głową - Dzieci są... niepokojące.
-To znaczy?
-Nie posiadają skrupułów i zadają trudne pytania. Co to jest seks, dlaczego niebo jest niebieskie, a czemu ten pan sika na słup...
Wybuchnął śmiechem.
-Wygląda na to, że znasz tą mantrę.
-Jak mam nie znać? Mam młodszą siostrę.
-Serio? - aż uniósł brwi - o ile?
-Dwa lata.
-Hm. To nie tak dużo... Ale w takim razie powinieneś być przyzwyczajony do dzieci i cudze nie będą ci przeszkadzać - uśmiechnął się złowieszczo.
-Proszę cię, pewnie jest mężatką. Chcesz dzieci ojca pozbawić?
Przewrócił oczami.
-Zostaw moją samotność i chodź, obetnę ci te włosy.
-A umiesz? - ruszył za mną.
-Nie.
Mina mu zrzedła, ale podążył w stronę bloku.
Kobieta rozejrzała się nerwowo i przełożyła drugą nogę przez płot. Zeskakując zahaczyła spodniami o pręty i zwaliła się w krzaki, znikając z pola widzenia. Krzaki się poruszyły, czyli żyła. Pokręciłem głową.
-Nie rozumiem czemu wszyscy wchodzący na tą działkę, są tacy nerwowi - powiedziałem odwrócony do okna.
-A byłeś tam? - zapytał Karol.
-Nie.
-To się przejdź, dowiesz się dlaczego.
-A nie możesz po prostu mi powiedzieć?
-To nie byłoby takie zabawne.
Popatrzyłem na niego z politowaniem.
-Co, zemsta?
-Moż-
Przerwało mu pukanie do drzwi. Hm, walenie. Zanim zdążyłem odpowiedzieć, drzwi się otworzyły i do środka wleciała zaaferowana Maryjka.
-Alex, Alex! - wyszeptała konspiracyjnie - O, cześć Karol - dodała.
-Cześć - odparliśmy.
-Możemy odebrać Włodka!
-Włodka? - zastanowił się Karol - Ach, tego kundla?
-Jakiego kundla?! Szczeniaczka! - zaoponowała odwracając się do niego i zastygając w ruchu - O żesz ty kurczę - zatkało ją na moment - Karol, co ci się stało w głowę?
-A co, nie podoba ci się? - przejechał ręką po włosach.
-Jest to... Jest to... Niezwykle zjawiskowa fryzura - bąknęła.
Roześmiał się.
-Z tym się zgodzę. Alex mnie obcinał - dodał przewidując jej następne pytanie.
Przeniosła swój zszokowany wzrok na mnie i z powrotem na niego. W sumie się nie dziwię. Fryzura może nie była fatalna, ale coś dziwnego w sobie miała. Włosy miał ścięte nierówno, miejscami dłuższe, sterczały na wszystkie strony, a do tego pod koniec cięcia, trochę mi odwaliło i puściłem wodze wyobraźni. Niepewne pytanie Karola „Alex... Co ty robisz?” nie odwiodło mnie od wycięcia mu szlaczka tuż przy skórze.
-Ale dlaczego? - spytała.
-Dlaczego marnować kasę, skoro ktoś się oferuje za darmo?
Uniosła jeszcze wyżej brwi i wskazała go ręką.
-Dlatego? - stwierdziła pytająco.
-No ale powiedz serio. Nie podoba ci się? - spytałem rozbawiony - Ostrzygę tak twojego psa.
-Nawet się nie waż! - uniosła ostrzegawczo palec - A teraz chodźcie.
Wyszliśmy na korytarz, zamknąłem mieszkanie.
-To na razie - powiedział Karol.
-Ej, a ty dokąd? - zdziwiła się Maryjka.
-Co dokąd? Ja nie idę z wami...
-Jak to nie? Co, nie chcesz wychodzić z takimi włosami? - uśmiechnęła się wrednie.
-Nie, to nie to...
-Więc idziesz! - złapała go pod ramię.
Kolejny raz przebyliśmy drogę do gabinetu weterynaryjnego, tym razem w trójkę. Była dość wczesna godzina, więc klientów nie było, nie licząc nas. Weterynarz siedział w poczekalni, na kolanach miał małą dziewczynkę, która bujał. No tak, czego się spodziewałem? Ma rodzinę. Myślałem że... Po prostu znowu poniosła mnie fantazja. Ale jego uśmiech pozostawił we mnie dziwne uczucie.
-Wszyscy po psa? - zapytał, po czym uśmiechnął się na widok Karola - będzie miał ciekawą rodzinę.
-Rodzinę? Ja się do tego nie mieszam... - zaprzeczył Karol.
Maryjka dźgnęła go łokciem.
Weterynarz zdjął z kolan dziecko i przyniósł karton z Włodkiem. Mała patrzyła ciekawie.
-Oto i on - powiedział wręczając go Maryjce. Z kartonu dobiegało skomlenie.
Maryjka go otworzyła i poczochrała psa, uradowana.
-Dziękuję - powiedziała do weterynarza i przekazała pudło Karolowi.
-Czemu mi go dajesz? - spytał.
-Bo jest ciężki. No trzymaj go! - zawołała, gdy nie chciał go przyjąć.
-Ale dlaczego ja? Ja nie lubię zwierząt... - jęknął, ale przyjął w końcu pudło z zawartością.
-Bo jesteś najbliżej. Poza tym, Alex pewnie by go nie uniósł.
-Ej, nie nie doceniaj mnie! - powiedziałem urażony.
W odpowiedzi tylko wyszczerzyła zęby. Wypchnęła Karola na zewnątrz i sama też wyszła. Też miałem taki zamiar, ale weterynarz mnie zawołał podchodząc bliżej.
-Zadzwoń, jak będziesz chciał powtórzyć taką kolację. Byłoby mi miło - dodał wręczając mi karteczkę z numerem. Zaskoczony nie wiedziałem co powiedzieć, więc nie powiedziałem nic, wziąłem kartkę i wyszedłem. Co miał na myśli? Kolację ze znajomym? Sądzę, że tak, skoro nie miał oporów mówić tego przy dziecku.
Czekała nas teraz ciężka przeprawa z widzimisię Maryjki. Zaczęła od szukania miski i karmy, dość łatwo poszło. Potem była smycz, a na końcu zatrzymała się przy (o mój Boże) ubrankach dla zwierząt. Czym prędzej ją stamtąd odciągnęliśmy.
-Chyba nie chcesz skończyć jak te wszystkie wymuskane Panie, trzymające swoich pupilków na rękach i poprawiające im kokardki - zapytał Karol. Zaprzeczyła gwałtownie, a my odetchnęliśmy z ulgą.
Tak jak obiecała, kazała nam z nim chodzić na spacery. Mówię kazała, ale to nawet przyjemne iść z psem na smyczy, chociaż Karolowi się nie spodobało. Gdy Maryjka jest u siebie w mieszkaniu, pies nie odstępuje jej praktycznie na krok i ciągle merda ogonem. Będzie wierny, w końcu uratowała mu życie.
Artur oddzwonił. Mówił że dzwonił już kilka razy, ale widocznie mnie nie było. Pogadaliśmy trochę, powiedział, że nie mieszka już w tej kamienicy ponad rok, wprowadził się do dziewczyny. A babcia podobno radzi sobie tak jak zawsze, a nawet ma więcej lokatorów. Gdy się dowiedział, że jestem ogrodnikiem zaczął się śmiać. Zupełnie nie rozumiem czemu...
Jakiegoś dnia stwierdziliśmy z Karolem, że dawno nie było widać Maryjki. Kiedy zapukaliśmy do jej mieszkania, nikt nie odpowiedział, ale drzwi były otwarte. Weszliśmy wiedzeni złym przeczuciem i znaleźliśmy Maryjkę, siedzącą na podłodze, opartą o ramę łóżka. Obok niej spał Włodek. Nic jej nie było na pierwszy rzut oka, ale kiedy podniosła głowę zaskoczona naszą obecnością, zobaczyliśmy że płacze.
-Maryjka, co jest? Coś ci się stało? - zapytał Karol.
-Nie, nic. Co wy tu robicie? - wymamrotała ocierając szybko łzy.
-Było otwarte... Na pewno nic ci nie jest?
-Mówię przecież - warknęła - ...Alex, nie będzie mnie przez jakiś czas, ale poradzisz sobie w pracy, nie?
-Jasne, ale ty... - zacząłem.
-Dzięki. Proszę was, idźcie sobie.
-Ale Maryjka...
-Wyjdźcie! - prawie krzyknęła. Łzy jej pociekły po policzkach, więc się odwróciła.
-...Na pewno?
Pokiwała głową.
Popatrzyliśmy po sobie z Karolem, ale wyszliśmy, tak jak chciała.
Nie widzieliśmy jej potem przez miesiąc. Jak wróciła, zachowywała się normalnie. Karol ją kiedyś spytał, co się stało, ale nie chciała powiedzieć, więc zostawił ją w spokoju. Ja nie pytałem, mimo wszystko jestem tym "z zewnątrz".
-Przecież tam nic nie ma - powiedziałem do Karola.
-Tam, to znaczy gdzie?
-No wiesz, na tej działce po drugiej stronie kanału.
Parsknął rozbawiony.
-Czyli poszedłeś. A myślałeś, że co tam niby jest?
-No nie wiem... Ale w takim razie o co im chodzi?
-Komu?
-Ludziom, a komu. Co oni wszyscy tacy ostrożni?
-Chodzi o to, że to jest miejsce ognisk - odpowiedział nadal uśmiechnięty.
-Ale czemu tutaj?
-A gdzie? Przecież ta okolica to same bloki i fabryki. Chcesz zrobić ognisko, to ta działka jest jedynym dostępnym miejscem. Tylko trzeba uważać, żeby cię nie zauważyło starsze małżeństwo mieszkające parę domów dalej. Bo kiedyś ktoś robił ognisko, to dziadkowie zadzwonili po strażaków. Przyjechali, zobaczyłli imprezę, więc wezwali straż miejską, bo to działka niczyja. Znaczy na pewno czyjaś, ale nie wiadomo czyja. Ale wracając... gnoju trochę było, mandatów i w ogóle, więc teraz się pilnujemy.
-To zauważyłem. Chcesz kawy?
-Chętnie - chwilę milczał - Wiemy już też, że małżeństwo wyjeżdża zawsze na początek września, więc to jest taki nasz czas do wykorzystania. A inni sąsiedzi... zaprosisz, to nie mają nic przeciwko - wyszczerzył zęby - Dobrze, że jest ich tylko czterech.
-WieMY? - zapytałem wstawiając wodę.
-Nooo. Przecież cały blok się tam zbiera. Więc jeśli chcesz, droga wolna. Warunkiem wejścia, jest zbiórka jedzenia - roześmiał się - W sensie, każdy coś ze sobą przynosi.
-I wszyscy się mieszczą? Przecież tu mieszka z trzydzieści osób.
-Tak, ale wiesz, nie zawsze wszyscy przyjdą. A nawet jeśli by się tak zdarzyło, to dużo można, gdy się chce.
-To kiedy to będzie?
-W następną sobotę.
Woda się zagotowała, więc zalałem kawę i podałem jeden kubek Karolowi. Rozglądał się po moim mieszkaniu, jakby był w nim pierwszy raz.
-O, roślinkę kupiłeś? - zauważył storczyka stojącego na parapecie.
-Dostałem.
-Od dziewczyny? Rzadko spotykane, żeby to dziewczyna dawała kwiaty, do tego w doniczce. Ale, w sumie dłużej będą trzymać.
-Nie, od faceta - przerwałem jego dywagacje - Chociaż nie pamiętam dlaczego. On pewnie też nie.
-Nie wiedziałem że pijesz tyle, żeby nie pamiętać co się dzieje.
-Zdarza się, raz na ruski rok. Tylko kiedy ktoś stawia.
-Cwaniak - skwitował z uśmiechem.
Siedzieliśmy przy otwartym oknie. Zalatywało trochę nieświeżą wodą z kanału i dymem. Pewnie znowu ktoś pali pod blokiem. Wiatr trząsł moim ogiglowatym storczykiem niemiłosiernie. Przestawiłem go i przymknąłem okno, zimno się zrobiło - słońce niedawno wstało i nie zdążyło jeszcze rozgrzać powietrza i betonu.
-A ty idziesz? - spytałem.
-Co? Gdzie?
-Na ognisko.
-Idę. Ale nie wiem czy Maryjka będzie. Coś ostatnio jest... nieswoja.
Nie odpowiedziałem. Nie znam jej tak dobrze, by potwierdzić, czy zaprzeczyć.
-Ile się znacie?
Wzruszył ramionami.
-Jakieś pięć lat, mniej więcej. Dlaczego?
-Tak tylko. Wydajecie się być zżyci.
-Trochę razem przeszliśmy, pewnie dlatego - chwila ciszy - Powiem ci, że jest dla mnie najbliższą osobą jaką mam. Nie licząc oczywiście rodziny, bo to osobna sprawa, ale ona jest... przyjacielem w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Dlatego tak mnie gryzie co jej jest.
Kiwnąłem głową na znak, że rozumiem.
-A ty Alex, masz taką osobę?
Zastanowiłem się nad tym pytaniem. Od razu do głowy przyszła mi Lula, ale jak sam powiedział, rodzina to osobna sprawa. Poza tym, wcale tak dużo z nią nie przebywałem, a co za tym idzie nie rozmawiałem. Zawsze była poza domem, jakoś nie mamy takiej więzi. Potem pomyślałem o swoich przyjaciołach, ale im też przecież nie mówiłem wszystkiego. To jasne, że jakieś swoje drobne sekrety trzeba mieć, ale nie tyle. A moi faceci? Cóż, pozostawmy to bez komentarza. Najbliższymi mi do tej pory osobami są właśnie Maryjka i Karol, a oni mają siebie. Więc...
-Nie.
Popatrzył na mnie ze zdziwieniem i chyba czymś w rodzaju współczucia.
-Dlaczego?
-Żebym to ja wiedział.
-Jak to nie wiesz? Musisz wiedzieć.
-Karol, psycholog byłby z ciebie żaden - warknąłem pocierając skroń.
-I tak nie chcę nim być.
Wtedy zadzwonił mój telefon. Mocno się zdziwiłem, nikt raczej do mnie nie dzwoni, bo przecież nikt nie zna tego numeru, oprócz Reginy i... A, no tak. Dzwoniłem z niego do Artura. Idealne wyczucie czasu. Lubię rozmawiać z Karolem, ale nie na takie tematy, to mnie zwyczajnie drażni. Podniosłem słuchawkę.
-Te Krzychu! Rusz swoją tłustą dupę i przyjeżdżaj na Jackowskiego - usłyszałem w słuchawce. Nie powiem, zaskoczyło mnie to.
-Przykro mi, ale tu nie ma żadnego Krzycha - powiedziałem do słuchawki.
-Nie ma, nie ma! Weź się nie wydurniaj debilu, wiem że to ty.
-Nie jestem Krzysztofem.
-Nie? A, faktycznie, masz pan jakiś inny głos. To podaj go pan do słuchawki - facet nie ustępował. Co kilka słów rozlegało się donośne czknięcie.
-Ale tu nie ma Krzysztofa. Nie znam nikogo o takim imieniu - zaczynałem się wnerwiać.
-Jak to, nie ma? Musi być!
-Ale nie ma.
-Nie ma?
-Mówię kurwa, że nie ma!! - krzyknąłem do słuchawki, po czym trzasnąłem nią o aparat.
Karol przyglądał mi się zafascynowany.
-Co? - warknąłem.
-No, zaczynasz się rozkręcać.
-O co ci chodzi?
-O emocje. Jeszcze trochę musisz popracować nad mimiką, ale i tak jest coraz lepiej - pokiwał z uznaniem głową, a ja patrzyłem na niego jak na ufoka.
-Co ty pierdolisz?
Zamiast odpowiedzieć, zapytał czy może zapalić. Pozwoliłem mu. Jednocześnie zastanawiałem się czy faktycznie jakieś ufo go nie porwało, w czasie mojej nieuwagi. Doszedłem do wniosku, że miałoby na to za mało czasu. Widocznie od dziecka coś było z nim nie tak, ale dotychczas się nie ujawniał.
Dwa dni później przyszła do mnie dziewczyna ze złamanym sercem wytatuowanym na lewej piersi. Nie żebym zaglądał jej w dekolt, po prostu taką miała bluzkę. Mówią na nią Lola, ciekawe dlaczego? Ha, ha. Nie wiem jak naprawdę ma na imię.
-Jeśli jeszcze nie wiesz, to organizujemy ognisko w sobotę, więc jak masz ochotę, a żadnych planów, to zapraszam - powiedziała.
-Zastanowię się. O której?
-Pewnie coś po ósmej, jak zwykle.
-Dobra, przynieść coś?
-Miałam nadzieję, że o to zapytasz - wyszczerzyła zęby - Ale nie, serio. Przynieś co tam będziesz miał na zbyciu i tyle - uśmiechnęła się że tak powiem „fachowo” i poszła na dół.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.