Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

JoJo's Bizarre Adventure - recenzja mangi

JoJo's Bizarre Adventure: Vento Aureo

Autor:C.Serafin
Redakcja:IKa
Kategorie:Manga i Anime, Recenzja
Dodany:2012-08-23 17:22:11
Aktualizowany:2012-08-23 17:22:11

Dodaj do: Wykop Wykop.pl


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ilustracja do artykułu

Recenzja dotyczy piątej serii JoJo's Bizarre Adventure: Vento Aureo, obejmującej tomy od 47 do 63.

Koichi Hirose, jeden z najlepszych przyjaciół Josuke Higashity, bohatera poprzedniej części, przyjeżdża do Neapolu. Jego głównym celem nie jest jednak wyłącznie miłe spędzenie wakacji, lecz wypełnienie ważnej misji dla fundacji Speedwagon. Polega ona na odnalezieniu pewnego nastolatka połączonego z Joestarami wyjątkowo pokręconymi więzami krwi i dowiedzeniu się o nim jak najwięcej. Zdaniem Jotaro powinien jednak na niego bardzo uważać i unikać bezpośredniego kontaktu. Łatwiej jednak powiedzieć niż zrobić, zważywszy na to, że Koichi błyskawicznie zostaje okradziony, wokół roi się od gangsterów i użytkowników Standów, a do spotkania z Giorno „JoJo” Giovanną dochodzi szybciej niż ktokolwiek by się spodziewał i nie jest przyjemne dla żadnej ze stron.

Choć Giorno w żaden sposób nie przypomina swego ojca i jedynym co mu zawdzięcza jest niedawno opanowany Stand - Golden Experience, to udało mu się znaleźć w życiu cel do którego będzie zmierzał bez względu na trudności. Ze względu na wydarzenia ze swego dzieciństwa, wszechobecną korupcję, nieudolność policji oraz połączony ze strachem powszechny szacunek okazywany mafii postanawia dołączyć do gangu Passione i zmienić go od środka. Dążąc do tego będzie likwidować zawadzających mu gangsterów i awansować w hierarchii, starając się jednocześnie dowiedzieć jak najwięcej tajemniczym o szefie gangu, by w końcu zająć jego miejsce. Taki początek może być sporym zaskoczeniem dla czytelników. Choć żaden z dotychczasowych głównych bohaterów JoJo's Bizarre Adventure, poza Jonathanem, nie był po drodze z prawem, to nie zdarzyło się by którykolwiek z nich był kryminalistą. Nie jest jednak tak źle jak mogłoby się wydawać, gdyż Giorno ma bardzo silne poczucie honoru i na swój specyficzny sposób szlachetne motywy. Oczywiście nie przeszkadza mu to w byciu złodziejem i oklepane powiedzenie mówiące że „nikt nie jest doskonały” wcale go nie usprawiedliwia. Seria jednak zręcznie unika poruszania niewygodnych kwestii, dzięki czemu Giorno nie hańbi się wymuszeniami, handlem narkotykami i stręczycielstwem. W dodatku akcja ma nieco inny przebieg niż można by się spodziewać, gdyż w Passione wprost roi się od użytkowników Standów również pragnących zająć miejsce szefa, lub szybko się wzbogacić. W efekcie Giorno i jego sojusznicy niemal cały czas walczą z członkami własnego gangu, a po wykonaniu istotnej i dochodowej misji otrzymują specjalne zadanie ochrony ważnej dla szefa osoby, polegające dla odmiany na starciach z innymi gangsterami należącymi do Passione, niekonwencjonalnej podróży przez połowę Włoch i nieskutecznych próbach zgubienia pościgu

Vento Aureo ogólnie bardzo przypomina trzecią część JoJo's Bizarre Adventure, głównie ze względu na podział na epizody koncentrujące się wokół walk z przeciwnikami, toczonymi w przerwach podróży. Poprowadzenie fabuły nie obfituje jednak w ogromne luki pomiędzy rozdziałami i naprawdę widać, że postacie cały czas starają się wybrać najbezpieczniejszy sposób dotarcia do kolejnego punktu i unikać lub mylić ścigających ich bandytów. Kłopot w tym, że całość jest schematyczna. Po tym jak Giorno dołącza do swojej grupy, epizody koncentrują się na przedstawieniu kolejnego jej członka, wraz z niezbyt dobrze umiejscowionymi i mało pasjonującymi retrospekcjami pokazującymi jego wcześniejsze losy. I dopiero po przedstawieniu każdego z nich JoJo zaczyna odgrywać wiodącą rolę. Istotniejszą wadą są jednak nieprzemyślane zwroty akcji i rozwiązania. Powód dla którego przywódca Passione chce by dostarczyć mu pewną osobę okazuje się bzdurny, bez problemu mógłby osiągnąć swój cel w banalnie prosty sposób. Ale to i tak nic w porównaniu do chybionych pomysłów przedstawionych w późniejszych tomach, takich jak zamiana ciał, w sztuczny sposób komplikująca i tak naciągane wydarzenia. Nieraz trudno się powstrzymać przed przerwaniem lektury i zastanowieniem się nad tym co się właściwie dzieje, bo związek przyczynowo-skutkowy i logika zdarzeń najzwyczajniej w świecie kuleją.

Ponownie pojawia się też wątek strzał zmieniających zwykłych ludzi w użytkowników Standów. Tym razem ma jeszcze większe znaczenie, gdyż właśnie z ich powodu w Passione znajduje się tak wielu mafiosów dysponujących nadnaturalnymi zdolnościami. I choć później zostaje on porzucony na wiele tomów, to ze względu na nieznaną dotąd, dodatkową moc strzał odgrywa kluczową rolę w finale. Niestety jest ona bardzo nieprzemyślana, gdyż jej odkrycie i wykorzystanie jest banalnie proste, a efekty uboczne są nie do przeoczenia i powinna zostać zauważona już w poprzedniej serii. Jednocześnie jednak w intrygujący i spójny sposób wyjaśnione zostaje pierwotne pochodzenie strzał. Ma to kluczowe znaczenie dla całej mangi, zważywszy na to, że na razie jedynymi sposobami na zdobycie Standa wydają się postrzelenie jedną z tychże strzał lub odziedziczenie rzeczonego Standa po krewnych w linii prostej. Co gorsza te wszystkie nielogiczności można było wyjaśnić w banalnie prosty sposób, informując, że bohaterowie mają do czynienia z jakąś wyjątkową strzałą, ale seria tego nawet nie sugeruje.

Standy ponownie są najciekawszym elementem mangi i pomysłowość autora jest niezwykła, choć powoli zaczyna się wyczerpywać. Widać, że niektóre zdolności, a nawet sceny już pojawiały się w poprzednich seriach. Ciężko jednak nie być pod wrażeniem bohatera potrafiącego podzielić za pomocą suwaków każdą osobę i przedmiot którego dotknie, co umożliwia dosłownie przechodzenie przez ściany, podłogi i sufity bez względu na materiał z którego są zbudowane, oraz przynajmniej chwilowe rozczłonkowanie wroga. Zdolności Giorno umożliwiające głównie przemianę każdego przedmiotu w żywą istotę również robią wrażenie, tym bardziej, że dobrze wie jak z niej korzystać. Żyrandol zmieniający się za plecami innej osoby w węża, tymczasowe przemienienie rewolweru w banana, próba zjedzenia którego jest bardzo złym pomysłem i uwięzienie lecącego helikoptera w wyrastającym błyskawicznie z ziemi drzewie to jedynie pierwsze z brzegu przykłady. Pojawia się nawet Stand w formie na wpół mechanicznego rekina wykorzystującego do przemieszczania się dowolnie małe pojemniki z cieczą, dzięki czemu może wyskoczyć z kałuży i szklanki. Kolejna osoba sprawia, że jej ofiary dosłownie wypluwają z gardła gwoździe, żyletki i nożyczki. Zdarzają się jednak także nieprzemyślane Standy, na przykład aktywujące się po śmierci użytkownika. Pomijając nawet, że jest to jednorazowa moc, to bardzo nieprzekonujące jest zachowanie użytkownika, pozwalającego się zabić niczym owca idąca na rzeź. Pojawia się także nowy typ Standów, otaczający właściciela jak zbroja lub pancerz, dzięki czemu autor ma o jedną postać do rysowania mniej.

Niestety główne danie mangi, czyli szalone i abstrakcyjne walki, są zdecydowanie za długie z powodu wykorzystywanego po wielokroć schematu. Sprowadza się on do tego,że w ich trakcie jedna ze stron zdobywa przewagę i już prawie wygrywa, ale coś idzie nie tak jak powinno i starcie toczy się dalej. Niby nic szczególnego, ale zaczyna irytować, gdy jest wykorzystywany wielokrotnie w ciągu tego samego starcia. Dramatyzmowi szkodzi także taryfa ulgowa okazywana pozytywnym postaciom. Obojętnie czy są poranieni, tracą całe litry krwi, czy też dostają przysłowiową kulkę w łeb - to i tak za mało by ich zabić. Podobnie rozwiązano sprawę utraty różnych części ciała, które są przyszywane suwakami lub same „odrastają” gdy zdolność wroga przestaje działać. A szkoda, bo ciężko przejmować się ranami bohaterów skoro wiadomo, że już po paru rozdziałach nie pozostaną po nich nawet blizny. Od tej zasady istnieją jednak wyjątki i bohaterowie giną, gdy zawadzają lub ich umiejętności stają się zbyt przydatne. Oraz gdy i tak mają zostać wskrzeszeni jako żywe trupy. Szkoda także, że inteligencja postaci chwilami bardzo przeszkadza autorowi, i gdy tego wymaga scenariusz zaczynają się zachowywać jakby były znacznie głupsze, lub ślepe i głuche w takim stopniu, że nie zauważają gdy jedna z nich tuż obok toczy walkę na śmierć i życie.

Również postacie są mocno nierówne. Przyjaciele Giorno nie tworzą nawet w części tak zróżnicowanej, wzajemnie uzupełniającej się i zgranej grupy jak bohaterowie Stardust Crusaders . Giorno „JoJo” Giovanna pomimo dziwacznego wyglądu i budzącej konsternację motywacji jest bardzo udanym i niegłupim bohaterem. To właśnie on najlepiej radzi sobie z rozpracowywaniem przeciwników, zwraca uwagę na kluczowe i łatwe do przeoczenia fakty, myśli o kilka kroków naprzód i zachowuje spokój nawet wtedy, gdy wszyscy wokół biegają jak kurczaki z obciętymi łbami. Dzięki temu zwraca uwagę nawet gdy odsuwa się na dalszy plan, a jego spore poczucie honoru budzi szacunek. Pozostali członkowie jego grupy, pomimo zwariowanych mocy i poświęconym im licznych retrospekcji, wypadają w porównaniu do niego średnio. Pojawiają się jednak dwa wyjątki. Przywódca jego grupy okazuje się bardzo opiekuńczą i kompetentną osobą, brzydzącą się przynajmniej częścią stawianych przed nim obowiązków. To, co taka postać robi w Passione wyjaśnia dopiero jego przeszłość, zdradzająca, że ma do wyrównania rachunek z mordercą bliskiej mu osoby. Kolejną udaną bohaterką jest jedyna odgrywająca istotną rolę postać kobieca w całej serii Vento Aureo - Trish Una. Choć początkowo gra rozkapryszoną pannicę, to wraz z kolejnymi wydarzeniami dojrzewa i zmienia nastawienie do innych. Niestety poświęcono jej zdecydowanie za mało czasu, w szczególności w pierwszej połowie mangi, gdzie pełni rolę przesyłki przenoszonej z miejsca na miejsce. Co ciekawe już od początku wiadomo, że najprawdopodobniej odziedziczyła po ojcu moc Stand, lecz ze względu na młody wiek nie zdążył się on dotąd przebudzić. Warto jednak na to poczekać, gdyż jej Spice Girl jest wygadana i dysponuje niezwykłą mocą.

Przeciwnicy to już tradycyjnie barwna zgraja, choć jest ich znacznie mniej niż w Stardust Crusaders, z zasady giną pod koniec poświęconych im epizodów i jedynie kilku zapada mocno w pamięć. Chyba najbardziej rozczarowuje sam szef Passione, początkowo intrygujący otaczającą go aurą tajemnicy, jednak wybijający się ponad przeciętność jedynie ze względu na niezwykłe moce i pewne schorzenie umysłowe. W porównaniu do głównych protagonistów z poprzednich serii to zdecydowanie za mało. W dodatku autor ukrywa wygląd protagonistów poprzez przedstawianie ich w postaci czarnych sylwetek. Oczywiście miało to uzasadnienie w wypadku Dio z trzeciej części, jednak powinno być zarezerwowane dla najważniejszych postaci, a tymczasem w Vento Aureo chyba co trzeci wróg jest pokazywany w ten sposób. W dodatku często początkowy wizerunek nie pasuje do ich właściwego wyglądu, co jeszcze bardziej poddaje w wątpliwość sens tego zabiegu.

Innych postaci nie będących jednocześnie statystami jest niewiele. Krewni bohaterów odgrywają bardzo małe role i najczęściej wiadomo o nich tylko tyle, że są, lub zginęli jakiś czas temu. Pojawia się zaledwie dwóch gangsterów nieposiadających nadnaturalnych mocy, ale nie są zbyt istotni. Natomiast Koichi i Jotaro występują tylko na początku, a ich rola ogranicza się jedynie do wprowadzenia czytelników w fabułę. A szkoda, tym bardziej, że nie są jedynymi bohaterami którzy zostają porzuceni bez wyjaśnienia przez autora, gdy tylko przestają być potrzebni. Za to początkowo miłą niespodzianką jest pojawienie się w ostatnich tomach jednego z bohaterów trzeciej części, będącego motorem napędowym finału. Niestety jest jednak cieniem własnego siebie i na dłuższą metę budzi irytację.

Diametralnie zmienia się sposób rysowania postaci męskich. Miejsce solidnie zbudowanych facetów, pojawiających się nielicznie jeszcze w czwartej serii, zajmują bishouneni i biseineni o kobiecej urodzie, nietypowych fryzurach oraz strojach o tak wymyślnych krojach i wzorach, że nie powstydziliby się ich nawet najbardziej kontrowersyjni projektanci mody. Pierwsze wrażenie po prostu piorunuje i nawet osoby mające za sobą poprzednią serię mogą mieć problem z przyzwyczajeniem się do tego stylu. Tym bardziej, że autor stara się ciągle zaskakiwać coraz dziwniejszymi projektami postaci i garderobą. Koszula wyglądająca jak po spotkaniu ze sporym dziurkaczem, spodnie w przeróżne, pasiaste wzory i siatkowy podkoszulek o wyglądzie kojarzącym się z pajęczyną lub bardzo wymyślnymi pończochami są niezłymi przykładami tego, co czeka czytelników. W mandze pojawiają się także mężczyźni o mało porywającej urodzie, ale są przedstawieni w karykaturalny sposób. Z drugiej strony postacie kobiece są rysowane w mniej przesłodzonym stylu, dzięki czemu wyglądają nieco naturalniej. Tła tradycyjnie trzymają świetny poziom i jest ich zauważalnie więcej niż dotąd. Anatomia też ulega poprawie i szwankują głównie nienaturalnie rysowane nogi, w szczególności podczas dynamicznych scen.

Z powyższego wywodu wynika, że Vento Aureo jest niemal najsłabszą serią JoJo's Bizarre Adventure. Nie znaczy to jednak, że jest zła, gdyż oryginalnością i pomysłami mogłaby obdzielić kilkanaście innych serii. W dodatku, pomimo nieprzemyślanych zwrotów akcji wciąż czyta się ją szalenie przyjemnie, choć wielokrotnie wymaga to przymknięcia oka na różne niedoróbki.

_________________________

Kadry:

Ilustracja do artykułu

Ilustracja do artykułu

Ilustracja do artykułu

Ilustracja do artykułu

Ilustracja do artykułu

Ilustracja do artykułu

Ilustracja do artykułu

Ilustracja do artykułu

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.