Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Kłopotliwe uzależnienie

Poznajcie mnie - to ja, śmieć

Autor:paniczCiel
Korekta:Dida
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Dramat, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony, Yaoi/Shounen-Ai, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2012-05-10 23:19:13
Aktualizowany:2012-05-10 23:19:13



Podejrzana okolica. Skąd to wiem? Bo ją doskonale znam. Każdy jej skrawek, milimetr. Nawet doskonale rozpoznawałem zapach ulicy. Taki... brudny. Nie umiem go inaczej określić, po prostu taki był. Lecz nie ma co się dziwić. Te przedmieścia aż ociekały całym złem, które można spotkać. Pewnie się zastanawiacie co ja tu robię, skoro jest to takie paskudne miejsce. A no i oczywiście, skąd ja je znam aż tak dobrze? Otóż, na początek wyjawię wam jedno podstawowe zdanie. Nazywam się Seiji Abe i mam siedemnaście lat. Oczywiście dobrze wiem, że jestem jeszcze młody, prawie dzieciak. Ale ja się tak wcale nie czuję. Życie nigdy nie było dla mnie przyjemne i dało mi nieźle w kość. Wcale nie chodzi tu o to, że rodzice nie pozwalają mi siedzieć długo przy komputerze, czy wychodzić na dwór. Właściwie o nich to lepiej nic nie mówić.

Szedłem pewnym siebie krokiem przez mokry chodnik. Deszcz padał bardzo mocno, ale ja oczywiście nie miałem na sobie ani bluzy z kapturem, ani żadnej czapki. Jedynie na nogach założone były czarne glany z klamrami i tego samego koloru obcisłe jeansy. Wściekle czerwona bluzka z czaszką na środku mojego torsu, dawno już przesiąkła od wody i powoli zacząłem trząść się z zimna. Zmierzwiłem ręką blond włosy i próbowałem osuszyć je dłonią. To takie beznadziejne, ale warto spróbować. Tylko się niepotrzebnie zdenerwowałem. Miałem wielką ochotę zapalić, ale nie mogłem. W sumie wiedziałem, że zaraz będzie lepiej. Tylko jeszcze kawałek. Z sekundy na sekundę coraz gorzej mi się szło. Już chciałem tego teraz, od ręki. Zatracić się w tym i odrzucić cały stres na bok. Podejrzewam, że każdy z was zna to uczucie. Człowiek nieraz chciałby odrodzić się na nowo. Bez żadnej przeszłości. Niestety tak się nie da. A ja wlazłem już w to gówno i teraz nie mogę z niego wyjść. Przynajmniej nie sam, a niestety nikogo nie miałem. O przepraszam. Ujmę to inaczej. Nikomu na mnie nie zależało. Zresztą, nie jestem zdziwiony. Z takimi ludźmi jak ja lepiej się nie zadawać. To smutne, ale na miejscu wszystkich ludzi na świecie też trzymałbym się od siebie z daleka. Przecież jestem nic niewartym śmieciem, którego najlepiej by było wytępić, żeby nikt z niego nie brał przykładu. Popieram i nie jestem z tego powodu smutny.

Kopnąłem mocno w blaszane drzwi, które otworzyły się z hukiem. Wszedłem powoli, rozglądając się wokół. Ciemność. Po cholerę zasłaniać te rolety w dzień, kiedy nic tu nie widać, a nawet nie dają szans na przedostanie się trochę promieni słońca. Nabrałem powietrza w płuca. Od razu moje nozdrza wypełnił znajomy mi zapach. Machinalnie oblizałem swoje usta, które wykrzywione były w ironicznym uśmieszku. Ruszyłem przed siebie, przy okazji posyłając wszystkim zimne spojrzenia. Jakim wszystkim? Tym co leżeli na podłodze i nie kontaktowali ze światem. Ogarnęło mnie obrzydzenie na ten widok. Jednocześnie wzbudzali we mnie litość, bo i ja mogłem tak skończyć. Właściwie to jestem na dobrej drodze, by osiągnąć ten stan. Gdy przebrnąłem przez to pomieszczenie, stanąłem przed brązowymi drzwiami, przy których stali dwaj, ubrani na czarno mężczyźni.

- Czego chcesz? - warknął koleś, stojący po lewej stronie.

- Może grzeczniej. Szef będzie zły jak straci klienta. - Powiedziawszy to, machnąłem mu przed nosem plikiem banknotów.

- Właź. - Kiwnął nieznacznie głową na drzwi i otworzył je na całą szerokość.

Przeszedłem przez próg i zdziwiłem się, kiedy moim oczom ukazał się jasny, przestronny pokój. Widać, że jakiejś grubej ryby. Bogate zdobienia na ścianach, czerwone, puchate kanapy i na środku jego biurko. Wielkie, zajmujące ¾ pokoju. Za nim siedział szczupły facet w garniturze. Brązowa grzywka spadała mu na jego zimne, pozbawione uczuć zielone oczy. Nagle wyciągnął do mnie, jak dotąd, splecione ręce. Uścisnąłem mocno jego dłoń i uśmiechnąłem się sztucznie. Zauważył to, ale taki był mój cel.

- Jaki jest powód, że wezwałeś mnie do siebie osobiście? Przecież od czarnej roboty masz chyba ludzi, nie? - spytałem chłodnym tonem i obrzuciłem go niezbyt przyjaznym spojrzeniem.

- Ale po co od razu ta nienawiść? A powód był prosty. Nudziło mi się - powiedział i roześmiał się głośno. - Wracajmy do interesów. Ile masz dziś przy sobie?

- Tysiąc i dwieście.

- Hmm... Trzymaj sześć torebek tego - powiedział i rzucił mi w ręce moje uzależnienie - oraz trzy tego. Akurat na tyle ci starczy. A teraz idź i zeżryj to wszystko, tylko mi nie zdechnij. Za dobrym klientem jesteś. Jak dobrze pójdzie najszybciej dostaniesz nowy towar za trzy dni, więc do tego czasu radzę ci, żebyś oszczędzał kasę i oczywiście wszystkiego dzisiaj nie wciągnął. - Machnął mi jeszcze na pożegnanie ręką i uśmiechnął się krzywo.

- Nie martw się na zapas - powiedziałem chłodno. - W najbliższym czasie nie wykituję.

- Mam nadzieję. A teraz spierdalaj, bo czasu nie mam na zwierzenia siedemnastoletniego gnoja.

Prychnąłem głośno i wyszedłem z pokoju. Zastanawiam się, czemu każdy mnie upokarza. Nawet mój diler. Tak właśnie - to jest to określenie. Przykro mi, ale dobrze myślicie - jestem zwykłym ćpunem.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.