Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Naissant

Rozdział 1 - Wygaszacz Ekranu

Autor:ray
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Akcja, Fantasy, Mistyka, Mroczne, Przygodowe
Uwagi:Utwór niedokończony, Wulgaryzmy
Dodany:2012-06-09 00:12:30
Aktualizowany:2012-06-09 00:14:30


Następny rozdział

Tekst jest mój. Nie wyrażam zgody na kopiowanie go i umieszczanie na innych stronach bez mojej wiedzy.


Deszcz uderzał w parapet tworząc symfonię pustych dźwięków. Strugi wody ściekały po ścianach i mimo, że wszystko działo się na zewnątrz można było odnieść wrażenie, że wewnątrz baru jest równie mokro. Gęsty dym z papierosów i zapach wilgotnego drewna drażniły nozdrza. Wiszący na ścianie łeb jelenia zdawał się podążać wzrokiem za każdym przechodzącym koło niego. A goście kursowali od baru do swoich stolików, w jedną i drugą stronę. W pogodę taką jak ta ruch samochodowy zamiera a frekwencja w tym przydrożnym barze wzrasta. Nie sile przybiera szarość dymu papierosowego, częstotliwość uderzanych o siebie kieliszków i głośność rozmów alkoholowych. Wszyscy obecni zdają się czerpać radość z wymieniania międzygatunkowych opowieści, raczej mniej, niż bardziej, prawdopodobnych. Pracujący tu wiele lat, brzuchaty i lekko już łysiejący barman, Tod, nasłuchał się milionów historii. Szczególnym upodobaniem cieszą się te o najdziwniejszych autostopowiczach spotykanych przez kierowców. Jeden nawet upierał się, że kiedyś podwoził mordercę, który wciąż trzymał ociekające krwią narzędzie zbrodni. Z mniejszym namaszczeniem opowiadana się o awariach samochodów, problemach z towarem czy innych, szalonych kierowcach spotykanych na drodze. O czym by opowieść nie była w oczach prelegenta zawsze jest swoista iskra, która roznieca ogień w umysłach słuchaczy. Każdy, łącznie z Todem, uwielbiał się im przysłuchiwać. Tym bardziej uwagę barmana zwrócił pewien młody człowiek siedzący przy barze. Mógł mieć nie więcej niż trzydzieści lat. Miał na sobie rozpiętą kurtkę z materiału. Pod spodem ciemną koszulkę. Ubiór uzupełniały jeansy i zapewne, jakieś buty. Wyraźnie zdradzał swoje niezadowolenie z pobytu w tym miejscu. Wyglądał na wyczerpanego i był nachmurzony. Jego lewa dłoń była niedbale owinięta bandażem. Trzymał ją na barze końcówkami palców lekko dotykając swoją szklankę. Prawą dłoń zaciskał mocno w pięść by za moment rozprostowywać palce. Powtarzał tę czynność już jakiś czas bacznie się temu przyglądając. Za każdym razem, gdy ktoś podchodził zbyt blisko niego i wykrzykiwał zamówienia w stronę Toda, barman zauważał pogardliwe spojrzenie, którym młody obrzucał swojego sąsiada. Kilka razy ostentacyjnie się odsunął, by za moment wrócić do ściskania swojej pięści.

Głośny trzask oderwał wszystkich od ich zajęć. Po chwili ciszy podniosły się radosne krzyki grupki kierowców przy stoliku w kącie pomieszczenia. Jeden nawet poderwał się, by pomóc kelnerce, postawnej kobiecie z wielkim biustem, zbierać szkło z rozbitych kufli. Kucając przy ziemi miał idealny widok na dekolt schylającej się kobiety. Nie omieszkał zasugerować tego swoim towarzyszom. Kiedy jednak dostał od niej w pysk cała rzesza kompanów ryknęła głośnym śmiechem.

„Żenada” - usłyszał Tod

Młody człowiek przy barze najwyraźniej też przyglądał się całemu zajściu, ale był nim mniej rozbawiony. Po swoim krótkim komentarzu odwrócił się plecami do grupy kierowców, którzy teraz posłusznie sprzątali rozbite szkło, i zaczął wpatrywać się w swoją prawą dłoń. Po chwili znów zacisnął ją w pięść.

„Bójka?” - Tod postanowił zagadać do młodziana. Ten na początek nie zwrócił uwagi na słowa barmana, ale kiedy zaczął mieć dość świdrującego go wzroku odpowiedział krótko.

„Sam chciałbym wiedzieć”. Lewą ręką ostrożnie podniósł szklankę i upił mały łyk. Tod wciąż się w niego wpatrywał.

„Wolisz używać zabandażowanej dłoni?” - barman nie dawał za wygraną.

Młody człowiek wyraźnie nie miał ochoty na pogaduszki. Patrząc w swoje odbicie w lustrze za barem, znowu zrobił jedną z tych min, którymi odrzucał stojących obok niego klientów.

„Póki płacę nie jest twoją sprawą której dłoni używam do podnoszenia szklanki” -powiedział po chwili.

„Racja” - przytaknął Tod - „ale nie chcę tracić dziś więcej szkła”. Wskazał głową w kąt sali, gdzie panowie wciąż grzecznie sprzątali podłogę, pod czujnym okiem rosłej kelnerki.

Młody nawet nie poruszył głową tylko lekko się uśmiechnął. „W takim razie lepiej, żebym podnosił szklankę lewą dłonią” - powiedział patrząc na swoją prawicę - „Bo moja prawa ręka jest dziś poza zasięgiem”.

Tod spojrzał na chłopaka badawczo. Nie wyglądał na naćpanego, nie wypił też zbyt wiele. Był tylko zmęczony, jakby znudzony. Chłopięcy, wśród kobiet pewnie uchodzący za przystojnego, ale zupełnie bez wyrazu, bez witalności w sobie. Rozkrzyczani, zapoceni pięćdziesięcioletni kierowcy, wielu z niepełnym uzębieniem, wydawali się mieć w sobie więcej ochoty do życia i radowania się mijającymi godzinami niż on. Nie powinno go tu być. Zupełnie nie pasował do towarzystwa. Ktoś taki nosi garnitury, jada w dobrych restauracjach. Wieczór spędza na brydżu z kolegami bądź na romantycznej randce z jedną z wielu kandydatek na żonę. On jednak siedział w zatęchłym barze, gdzieś na końcu świata, ubrany byle jak, z rozczochranymi włosami, brudnym bandażem na dłoni. I tym spojrzeniem. Spojrzeniem, które poza okazjonalnym zdradzaniem pogardy dla otaczającej go scenografii, nie wyrażało nic.

„Poza zasięgiem?” - zapytał zaintrygowany barman.

„Zdrętwiała” - odpowiedział sucho chłopak i znowu zacisnął pięść. „Jakby nie była moja.” Znów używając lewej dłoni delikatnie podniósł szklankę i dopił drinka.

„Cóż, w takim razie reszta ciała musi do niej dołączyć” - oznajmił Tod i zachęcająco wskazał na butelkę whiskey, którą trzymał w ręku.

„Daj mu Wygaszacza Ekranu” - powiedział głos ze środka sali.

Tod serwował w swoim życiu wiele drinków, ale o takim jeszcze nie słyszał. „Pewnie jakiś wypity żartowniś” - pomyślał. Zmrużył oczy by wypatrzeć kto zasugerował taki wybór. Z chmury papierosowego dymu unoszącego się nad sufitem wyłonił się mężczyzna o bardzo łagodnej twarzy. Podszedł kilka kroków i nie spuszczając wzroku z Toda dodał: „Mam nadzieję, że wiesz jak to przyrządzić”.

„Zdecydowanie nie wygląda na żartownisia” - pomyślał Tod i patrząc na mężczyznę pokręcił przecząco głową. Zagadkowy jegomość uśmiechnął się lekko i podszedł jeszcze bliżej. Był ubrany w jasną koszulę i czarne spodnie. Ciemne włosy gładko zaczesane na bok. Wyglądał dość nietypowo, tajemniczo. Próżno było szukać jakiejkolwiek skazy na jego ubraniu. Wszystko wyglądało jakby dopiero zdjęte z wieszaków. Podobnie twarz. Tod pomyślał, że mógł mieć około sześćdziesięciu lat, ale żadna zmarszczka nie zdobiła jego skóry. Stał teraz opierając się o bar, z poczciwym uśmiechem na ustach wpatrywał się z barmana. Widząc go z bliska, Tod zaczął odnosić wrażenie, że ten mężczyzna wygląda jak małe dziecko uwięzione w ciele dorosłego człowieka. Młodzieńcza naiwność biła z jego twarzy, kiedy niezgrabnie zaczął zajmować miejsce na krześle barowym i przyglądał się butelkom stojącym za plecami barmana.

„W takim razie spytaj jego” - powiedział, kiedy już się wygodnie usadowił. Tod podążył wzrokiem za jego ręką, która wskazywała młodego człowieka o zabandażowanej dłoni. Dopiero teraz barman zauważył, iż owy młodzieniec wpatrywał się w tajemniczego mężczyznę z otwartymi ustami. Wreszcie oderwał się od oglądania swojej prawej dłoni, wreszcie jego wzrok coś wyrażał. Wreszcie Tod zobaczył w nim jakieś życie. Chłopak patrzył na przybysza z szokiem i strachem jednocześnie.

„Kiedy już się dowiesz, zrób nam obu po jednym” - zwrócił się do barmana i powoli przeniósł swój spokojny wzrok na młodzieńca.

Czas jakby zatrzymał się w miejscu. Rozmowy ucichły, deszcz przestał bębnić w okna. Wnętrze przydrożnej knajpy zdawało się być opustoszałe. Jak gdyby jedynymi obecnymi było tylko dwóch mężczyzn siedzących przy barze. Wpatrujących się w siebie bez mrugnięcia okiem, jeden ze spokojem, drugi z rosnącym przerażeniem, oraz Tod. Barman, który na zmianę przyglądał się to jednemu, to drugiemu, niemogący zrozumieć tego, co dzieje się przed jego oczami. Chciał zadać pytanie. Chciał dowiedzieć się jak przyrządzić owego tajemniczego drinka. Jednak napięcie rosnące między dwoma mężczyznami przy jego barze wiązało mu głos w gardle. Taka sytuacja trwałaby pewnie jeszcze dużo dłużej, ale młody chłopak przerwał krąg milczenia, który niechcący powstał między całą trójką.

„Skąd … skąd ty wiesz o …” - wybełkotał w stronę starszego mężczyzny. Nawet Tod nachylił się by usłyszeć zbliżającą się odpowiedź. Kiedy ta nie nadeszła młody chłopak znowu podjął temat.

„Przecież nie możesz o tym wiedzieć. Nikt o tym nie wie … Nikomu nigdy nie mówiłem!” - krzyknął teraz na siedzącego obok niego dżentelmena.

Całe szczęście w barze było na tyle głośno, że nikt nawet nie odwrócił się by sprawdzić, kto podniósł głos. Na nieszczęście Toda, było niestety tłoczno i coraz więcej osób ustawiało się w kolejkę bądź wymachiwało do niego ze swoich stolików. Barman jednak ani myślał rezygnować z dyskusji, która się przed nim zaczynała. Korzystając z sytuacji, że starszy mężczyzna wciąż milczał, rozejrzał się po sali i przywołał do siebie jednego z kelnerów. Sam postanowił udawać zajętego niezaprzeczenie ważnymi klientami. Wziął głęboki oddech i zdecydował się dołączyć do rozmowy.

„Jak więc przygotować tego drinka?” - zapytał młodzieńca. - „Wydaje się powodować wiele emocji, temu chciałbym wiedzieć co to za cudo” - chciał zabrzmieć uprzejmie i na równi zaintrygowanego całą sytuacją.

„Żadne cudo!” - rzucił krótko młody chłopak przenosząc wzrok na Toda. - „Robiłem to sobie kiedy rodzice zostawiali mnie samego w domu. Pełny barek i gówniarz; zawsze kończyło się zgonem. Temu nazwałem to gówno Wygaszaczem Ekranu. Ale …” - teraz znów patrzył na mężczyznę obok siebie - „… nigdy się tym nie chwaliłem.

Starszy mężczyzna wyprostował się na krześle i wygładził spodnie. Spojrzał na Toda i uśmiechnął się „Chyba nigdy się nie dowiemy jak to przyrządzić” - powiedział.

„To może ty nam zdradź!” - rzucił młodszy wyraźnie zdenerwowany. - „Skoro wszystko wiesz!

„Co trzeba?’ - do Toda podszedł kelner, którego ten wcześniej przywoływał ręką. „Ruch dziś jak zawsze w taki deszcz, ale towarzystwo wyjątkowo rozkrzyczane. Szczególnie tamci, co zaczepili Frankę …” - wskazał głową na postawną kobietę - „… ale ich ustawiła szybko” - zachichotał młody, piegowaty chłopak.

„Wiem tylko to, co ty wiesz, ale bez twojej zgody nie mogę artykułować tego w sposób oczywisty” - lub coś zbliżonego do tego zdania zrozumiał Tod.

„Rewelacja” - rzucił od niechcenia barman do piegowatego kelnera. „Masz stać przy barze i obsługiwać tu. Bez dyskusji” - dodał, kiedy zobaczył, że ten otwiera usta by zaprotestować. Swoją uwagę znów skoncentrował na obu mężczyznach przy jego barze.

„Co ty pierdolisz?” - usłyszał - „Kim ty jesteś?”

Na to pytanie mężczyzna o spokojnej twarzy niezdarnie zsunął się z krzesła i ustawił się prosto przed chłopakiem z zabandażowaną rękę. Ten aż odchylił się by lepiej widzieć stojącą przed nim postać.

„Jestem strażnikiem twoich snów” - powiedział mężczyzna w jasnej koszuli i czarnych spodniach i lekko się pokłonił.

„Uhu” - pomyślał barman - „Ktoś tu strzelił jednego Wygaszacza Ekranu za dużo. Młody zaraz go zniszczy”.

Tod nie mógł się bardziej pomylić. Chłopak nie zaczął wyśmiewać mężczyzny stojącego przed nim. Taksował go wzrokiem, wyraźnie zaciekawiony póki ten się znów nie odezwał.

„Przykro mi z powodu twojego samochodu. Wiem jak bardzo go uwielbiałeś.”

„A teraz stoi rozkraczony na środku jakiegoś pustkowia” - młody aż zaśmiał się z ironii tej sytuacji.

„A ty nie zmierzasz do celu.” - w głosie starszego mężczyzny Tod usłyszał zaniepokojenie” - „No i skaleczyłeś się w rękę”. - wskazał na lewą dłoń młodszego. Ten tylko spojrzał na brudny bandaż i wzruszył ramionami.

„To nic takiego” - spojrzał teraz strażnikowi jego snów prosto w oczy - „A do celu, jak to nazwałeś, nigdy nie zmierzałem”

Strażnik delikatnie się zaśmiał. Usiadł z powrotem na swoim krześle. „Nasza wiedza jest dokładnie taka sama. Ty wiesz wszystko, o czym ja wiem. Ja wiem o wszystkim, co tylko pojawia się w twoim umyśle. Wiesz jaka jest różnica między nami?

Tod był tak zasłuchany, że aż pokiwał przecząco głową jakby pytanie było skierowane do niego. Młodzieniec odpowiedział tak samo. Tylko głośno.

„Nie. Ale jestem pewny, że zaraz mi powiesz.”

„Nie słuchasz mnie uważnie, prawda? Przecież powiedziałem, że nasza wiedza jest identyczna. Jeśli ty nie wiesz co nas różni to skąd ja mam wiedzieć? - na twarzy mężczyzny w jasnej koszuli znów pojawił się dobrotliwy uśmiech.

„Tylko, że ty wiesz” - chłopak wyprostował się na krześle. Starszy mężczyzna wciąż się uśmiechał patrząc na niego.

„Pomyśl. Odpowiedź jest oczywista” - powiedział zachęcającym głosem. Tod oparł łokcie o blat baru a brodę o własne dłonie. Przenosił wzrok z jednego na drugiego. Starszy mężczyzna siedział prosto i patrzył dobrodusznie na młodszego. Ten przez chwilę delikatnie wystukiwał dłonią jakiś rytm o pustą szklankę. W końcu zaśmiał się nieznacznie.

„Symbole. Chodzi o symbole, prawda? Ja widzę znak. Ty jego znaczenie.” - powiedział i dopiero chwilę po skończeniu zdania spojrzał na swojego rozmówcę. Ten wciąż się uśmiechał, ale teraz kiwał głową z uznaniem. - „Czego więc symbolem jest mój pobyt w tym zapomnianym przez Boga miejscu w taki dzień jak ten? - uśmiech zszedł z twarzy chłopaka a zamiast niego pojawiła się złość.

„Teraz wzywasz Boga?” - zapytał strażnik. Ton jego głosu był wciąż spokojny.

„Nikogo nie wzywam!” - obruszył się młody - „Po prostu staram się zrozumieć całe to gówno …”

„Wypij swojego ulubionego drinka” - przerwał mu nagle starszy mężczyzna wstając tak energicznie, że aż Tod wyprostował się znad blatu. Młody zamilkł. - „I idź spać. A we śnie może dostaniesz odpowiedź. Tylko pamiętaj - symbol”. Wypowiadając ostatnie słowo palcem wskazującym prawej dłoni dotknął skroni chłopaka. Ten niezadowolony cofnął głowę. Strażnik pokręcił głową zrezygnowany. Spojrzał na Toda, który teraz starał się wyglądać najswobodniej jak to tylko możliwe licząc szklanki na barze.

„Może innym razem pan mi coś przyrządzi” - strażnik rzekł uprzejmie do barmana. Tod nerwowo się uśmiechnął.

„Tak, tak …. Innym razem” - zdążył bąknąć nim mężczyzna w jasnej koszuli i czarnych spodniach zniknął pośród papierosowego dymu. Barman spojrzał na chłopaka, który został sam przy barze. Ten wpatrywał się stronę, w którą odszedł jego rozmówca. Tod już otwierał usta, by spytać po raz drugi o przepis na Wygaszacza Ekranu, kiedy do baru ktoś podszedł.

„Theodore ty stary leniu! Stoisz i plotkujesz jak baba a młody zapieprza za ciebie” - praktycznie wykrzyczał barmanowi w twarz mężczyzna o krótko przystrzyżonej brodzie i krzywym nosie. Chłopak z zabandażowaną ręką odwrócił się w jego stronę jakby wyrwany z letargu. Dopiero teraz Tod zauważył, że piegowaty kelner zupełnie nie radził sobie z obsługiwaniem klientów.

„Otto, już wstałeś?” - rzucił pogardliwie barman. Otto znany był z tego, że każdą wizytę w barze kończył śpiąc pod pisuarami w męskiej toalecie.

„Stary pryk a żart wciąż bystry jak u młodzika” - zaśmiał się Otto. Tod skwitował ten komentarz robiąc kwaśną minę. „Klientela moja wymagająca. Nie ma, że deszcz i złe warunki. Muszę jechać. Daj coś na drogę i bywaj!”

„Będziesz prowadził po pijaku?” - wciął się w rozmowę chłopak siedzący przy barze i poprawił bandaż na swojej lewej dłoni.

„Zaraz po pijaku. Jedno piwo to nie po pijaku” - Otto puścił do niego oko.

„Bierzesz pasażerów? - zapytał chłopak.

„Nawet nie wiesz dokąd jadę” - zaintrygował się kierowca.

„Czy to ważne? Wszędzie lepiej niż tu. I zapłacę za napoje na drogę”

„Od tego trzeba było zacząć rozmowę. Łap towar i za mną” - Otto klasnął w dłonie.

Młody rzucił na bar wszystkie pieniądze, jakie zdołał wyciągnąć z kieszeni, pospiesznie zabrał pakunek od skołowanego Toda i wybiegł za kierowcą.

Teraz barman odprowadzał ich wzrokiem. „No to się nie dowiem jaki jest przepis na tego drinka” - westchnął. - „Już, już! Po co ja cię zatrudniam jak nie umiesz sobie poradzić przy barze? Wracaj do kelnerowania!”.

Następny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.