Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Naissant

Rozdział 10 - 3 - Brzeg, pustynia i plaża

Autor:ray
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Akcja, Fantasy, Mistyka, Mroczne, Przygodowe
Uwagi:Utwór niedokończony, Wulgaryzmy
Dodany:2012-11-26 08:01:31
Aktualizowany:2012-11-26 16:41:31


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Tekst jest mój. Nie wyrażam zgody na kopiowanie go i umieszczanie na innych stronach bez mojej wiedzy.


Gael podniósł się z klęczek.

„No pięknie, ujebałem się w jego krwi.” - powiedział patrząc po swoim ubraniu. - „Zawsze to samo - nie pomyślę, a później czyjaś jucha ze mnie cieknie …” - mówił, jakby chodziło o wdepnięcie w psie odchody. Katos patrzył na niego rozbawiony.

„Właśnie zabił człowieka, ale jedyne, co go obchodzi to to, że się ufajdał.” - myślał wręcz z podziwem.

Wstał z piasku i chciał coś powiedzieć z stronę Gaela, kiedy za swoimi plecami usłyszał szum morza i skrzekot mew. Odwrócił się energicznie i otworzył szeroko oczy. Przed nim rozciągała się wielka masa wody, która rytmicznie wlewała się na brzeg, by za moment cofać się zabierając drobinki piasku ze sobą.

„Idzie się do tego przyzwyczaić …” - Gael klepnął go lekko w ramię i podszedł bliżej wody. Kucnął i delikatnie obmył z krwi ręce i sztylet.

„Często tu tak zmienia się krajobraz?” - spytał.

„Tutaj tak.”

„Co znaczy tutaj?”

Gael wyprostował się i przetarł mokrą ręką czoło.

„No tutaj …” - rozłożył ręce pokazując krajobraz.

Katos uniósł ramiona w górę i pokiwał przecząco głową.

„Jesteśmy teraz w wymiarze piekieł osobistych. Niektórzy już na Ziemi wiodą życie jak w piekle …” - Katos od razu pomyślał o Marceli. - „… więc trafiając tu zapętlają się w momencie swojej śmierci, by przeżywać ją wciąż na nowo. Bo w ich przypadku, nawet śmierć nie była wyzwoleniem. To ich wibracje wytwarzają tu rzeczy, których inaczej w piekle nie znajdziesz. Temu m.in. lubię tu bywać - dla wody i żarcia I innych rzeczy ….” - Gael wyszczerzył zęby w „doskonale wiesz o czym mówię” uśmiechu, po czym pochylił głowę i zaczął skrobać swój sztylet z błota.

„Czemu więc nie ma tego w miastach? Nie można wpaść do jakiegoś osobistego piekła z wiadrem i przynieść trochę wody? Picie tej brązowej breji jest straszne.”

Gael nie odrywał wzroku od swojego sztyletu.

„Rodowici mieszkańcy piekła nie mają tu wstępu, a wszystko co stąd wyniesiesz rozpłynie się w powietrzu jak tylko opuścisz wymiar.” - oznajmił.

„To temu Neith nie znała wody.” - Katos powiedział bardziej do siebie.

Gael podniósł energicznie głowę i spojrzał na niego.

„Neith? Znasz ją?” - spytał.

„Tak.” - Katos uniósł zabandażowaną dłoń. - „Zmieniła mi opatrunek.”

„To ona ci o mnie opowiadała?”

„Coś tam wspomniała …”

Gael popatrzył na niego podejrzliwie.

Katos zrugał się w myślach za wyjawienie mu źródła swoich informacji. Nie wiedział czemu, ale wolał nie dzielić się szczegółami pobytu w mieście.

„Coś tam wspomniała?! Jeśli mówimy o tej samej Neith, a mówimy … to jechała po mnie jak Manuel po maśle!” - Gael schował sztylet za pasek spodni.

„Zdecydowanie nie ma nad łóżkiem plakatu z twoją podobizną.” - przyznał Katos.

„A co u Muna?” - spytał Gael i założył ręce na piersi.

„Kogo?” - skłamał Katos.

„Skoro poznałeś Neith to musiałeś poznać i jego. Koleś jest jej cieniem.”

„Nie wiem o kim mówisz.”

„Wysoki, postura niedźwiedzia a twarz łagodna jak u szczeniaczka.”

„To rzeczywiście idealny opis Muna.” - zaśmiał się w myślach Katos. -„Nie widziałem nikogo takiego.” - powiedział na głos.

„Dziwne.” - Gael zamyślił się.

Katos szukał w myślach czegoś co pozwoliłoby mu szybko zmienić temat i jego modły zostały wysłuchane. W sporej odległości od miejsca w którym stali, zauważył siedzącego na plaży mężczyznę. Miał na sobie grubą kurtkę i kapelusz z materiału. Nogi trzymał podkurczone, a dłonie miał złączone za kolanami.

„Patrz!” - powiedział do Gaela. - „To chyba jego piekło.”

Gael ocknął się z zadumy i popatrzył we wskazywanym kierunku.

„Na to wygląda.” - powiedział bez entuzjazmu.

„Idziemy z nim pogadać?”

„Ja nie. Wracam do miasta.” - oznajmił Gael. To nie była odpowiedź, której Katos się spodziewał.

„Czemu?” - spytał - „Nie chcesz się zabawić kosztem tego gościa?”

„Nie.” - Gael kiwał głową.

„Coś się stało? Powiedziałem coś nie tak?”

Gael uniósł jedną brew.

„Co?!” - zapiszczał. - „Popatrz tylko, jestem cały we krwi. Nie będę tak paradował po okolicy, to źle wpływa na reputację.”

Katos wybuchnął śmiechem.

„Reputację?” - spytał.

„Tak. Mam tu dość konkretną i muszę o nią dbać.” - Gael uśmiechnął się. - „Więc będę się już zbierał …”

„I zostawisz mnie tu samego?”

„Tak. Nic ci się nie stanie.” - chciał odejść, ale Katos złapał go za ramię.

„Czekaj! Daj mi swój sztylet.” - poprosił.

Gael pospiesznie wyrwał się z uścisku i odsunął na kilka kroków.

„Zapomnij! Sztyletów i majtek się nie pożycza!” - prawie krzyknął.

„A co to za powiedzenie?’ - zaśmiał się Katos.

„Moje. Osobiste … Właśnie je wymyśliłem. A po cholerę ci mój sztylet, tak w ogóle?”

Katos popatrzył w stronę mężczyzny siedzącego na plaży. Gael podążył za jego wzrokiem, za moment jednak wrócił i spojrzał mu w oczy.

„Chcesz go zabić?”

„Może.”

„Czemu?”

Katos nie wiedział czemu. Powoli chyba zaczynało kiełkować w nim przekonanie, że skoro i tak jest w piekle, to chociaż powinien na nie zasłużyć. Poza tym, wiele razy fantazjował o zabójstwie, a teraz miał możliwość naprawdę je popełnić.

Wciąż w uszach dźwięczały mu słowa Gaela o tym, że on sam podejmuje swoje decyzje. Gdzieś w tyle głowy natomiast, uwierała go myśl, że powinien pomóc temu mężczyźnie tak, jak pomógł wcześniej Marceli. Jednak - wtedy myślał, że musi to zrobić. Przekonywał sam siebie, że gdyby nie Strażnik, nawet nie odezwałby się do kobiety. Teraz wie, że ma wybór.

„Myślę, że musze mu pomóc, bo Strażnik zasiał we mnie ten zamiar!” - powtarzał w głowie, próbując przegonić myśli o dobrym uczynku. Tym razem chciał być jak Gael. Chciał zabić!

„Chcę zobaczyć jak to jest!” - wypalił w końcu. - „Jakie to uczucie pozbawić kogoś życia!”

Gael stał z założonymi rękami i przyglądał mu się uważnie.

„Będę w mieście.” - powiedział po chwili. -„Powodzenia.” - odwrócił się i zaczął iść przed siebie.

Katos westchnął. Stał chwilę patrząc jak Gael odchodzi, i w końcu ruszył w stronę mężczyzny na plaży.

Podszedł i usiadł obok niego. Człowiek nie zareagował, tylko wciąż wpatrywał się w napływającą na plażę wodę. Dopiero teraz dało się dostrzec, że koło jego nogi leży duży nóż myśliwski. Katos tylko uśmiechnął się zobaczywszy narzędzie. Odczekał chwilę sprawdzając, czy mężczyzna odezwie się pierwszy.

„Co będzie to będzie.” - pomyślał. - „Więc … jaka jest twoja historia?” - zapytał.

W tym momencie nie wiedział dokąd będzie zmierzało jego spotkanie z człowiekiem z plaży. Wciąż chodziło mu po głowie morderstwo, ale im bardziej było w zasięgu ręki, tym bardziej się go bał. Siedząc teraz obok mężczyzny zdecydował, że spróbuje mu pomóc - jeśli się nie uda, to … cóż, nóż leżał koło nich.

„Umarłem na plaży.” - powiedział jegomość w grubej kurtce.

„W jaki sposób?” - spytał Katos.

„Zawał serca.” - głos mężczyzny był spokojny. - „Ale moje życie skończyło się na tej samej plaży na długie lata przed zawałem.”

„Jak to?”

Namyślał się przez jakiś czas, aż w końcu rozpoczął swoją opowieść:

„To był zwykły dzień. Razem z żoną, jak i dziesiątki innych ludzi, byliśmy na plaży. Słońce grzało, było gwarno i tłoczno. Siedziałem jak teraz, przyglądając się jak Lena próbuje popływać. Woda była wciąż zimna, więc bardzo ociągała się z zanurzeniem.” - uśmiechnął się na wspomnienie tamtych chwil. - „Nad horyzontem zobaczyłem szybko zbliżające się punkty …” - teraz spochmurniał - „Dosłownie w kilka sekund zamieniły się w myśliwce.”

Katos uniósł brwi i przysłuchiwał się mężczyźnie. Żałował, że nie ma wizji, jak wcześniej, w przypadku Marceli. Bał się, że opowiadanie tradycyjnymi metodami zaraz zacznie go nudzić. Mężczyzna kontynuował:

„W taki sposób zaczęła się dla mnie II Wojna Światowa ...”

Katos aż jęknął w duchu, że tego nie widzi.

„Lena zginęła kilka dni później. Została zraniona w głowę jakąś zabłąkaną kulą. Ja, przez wiele miesięcy tchórzliwie udawałem rannego, by nie musieć walczyć na froncie. Dzień po dniu wbijałem sobie nóź myśliwski w nogę, trochę poniżej kolana. Rana wciąż ropiała, nie goiła się … po pewnym czasie miałem już duże problemy z chodzeniem. I tak minął mi pierwszy rok wojny.

Zżerało mnie jednak poczucie winy. Ludzie ginęli dookoła mnie a ja siedziałem schowany, jak największy tchórz. W końcu zdecydowałem się zacząć pracę w szpitalu polowym. Pomagałem więc rannym: żołnierzom i cywilom, póki wojna się nie skończyła. Kilkanaście lat po zawieszeniu broni, dalej pracowałem w szpitalach; to tu, to tam. Aż w końcu przyszedłem na tę plażę; tę, na której wszystko się zaczęło. Była późna jesień, bardzo wcześnie rano. Nikogo, kto mógłby mi pomóc, kiedy serce zaczęło szwankować …”

„Nie bardzo rozumiem …” - Katos był skołowany. - „Co takiego zrobiłeś, że tu jesteś? Bo z twojej opowieści, nie wynika, żebyś zasłużył na …”

„Byłem tchórzem!” - krzyknął mężczyzna.

„To nie jest grzech.”

„Może dla ciebie!”

„Zdecydowanie dla mnie to żaden grzech. Gościu! Ty naprawdę zadręczasz się z tego powodu?” - Katos nie mógł uwierzyć w to, co słyszy.

„To według ciebie mały powód?!” - mężczyzna podnosił głos, ale wciąż, w tej samej pozycji. siedział na piasku.

„Pewnie, że tak!” - Katos odwrócił się i usiadł twarzą do swojego rozmówcy. - „To nie żadne tchórzostwo. To … wysoki instynkt samozachowawczy!” - miał nadzieję, że zacznie do niego docierać. Ten tylko siedział i kiwał głową.

„A myślałem, że to ja oglądałem za dużo telewizji.” - Katos załamał ręce. - „To, w jaki sposób się zachowałeś byłoby typowe dla większości populacji, bo wiesz co? Ludzie to tchórze!” - mężczyzna spojrzał na niego oburzony. - „Tak! Te bohaterskie czyny, o których słyszysz w mediach, to tylko mały procent. Reszta tak samo podkuliłaby ogony i nie zgrywała Schwarzeneggera!”

„Kogo?” - padło pytanie.

„Nie ważne …” - Katos machnął ręką. - „Zresztą, wbijać sobie codziennie nóż w nogę! To wymaga odwagi …”

„Nie możesz tak mówić.” - kiwał głową mężczyzna - „Nie możesz w taki sposób obrażać tysięcy, które walczyły w czasie wojny. Widziałem na własne oczy. Małe dzieci, młodzi chłopcy i dziewczynki; ranni; okaleczani na całe życie. Umierali na moich rękach, bo zrobili coś, czego ja nie miałem odwagi - walczyli.”

„A ty za to przeżyłeś!” - Katos krzyknął mu w ucho - „Przeżyłeś wojnę! Kilkanaście lat pracowałeś w szpitalu ratując kolejne życia! Poza tym, ile ludzi uratowałeś jeszcze w trakcie wojny, co? Myślałeś o tym?”

Mężczyzna wciąż nieruchomo siedział na piasku i wydawał się niewzruszony na argumenty Katosa.

„Gael by się z nim nie bawił.” - pomyślał chłopak patrząc na kamienną twarz człowieka obok siebie. Spojrzał na leżący koło jego nogi nóż myśliwski i po chwili, powoli po niego sięgnął.

„Nie jesteś w stanie wybaczyć sobie swojej własnej walki o przetrwanie? Bo to właśnie zrobiłeś. Wybrałeś własne życie. Ja ci bym wybaczył. Więcej. Gwarantuje, że zrobiłbym tak samo.” - patrzył na mężczyznę nieświadomie bawiąc się nożem, w taki sam sposób, w jaki Gael zawsze bawi się swoim sztyletem.

„Nie.” - powiedział w końcu człowiek.

„W takim razie …” - pomyślał Katos i podniósł nóż na wysokość swoich oczu. Wstał i stanął za mężczyzną. Serce waliło mu jak oszalałe. Spróbował uspokoić się kilkoma głębszymi oddechami, ale to nie pomagało. Spojrzał w dół, na mężczyznę.

„Nie chce mojej pomocy, więc co innego mogę zrobić?” - próbował przekonać sam siebie.

Uklęknął. Mężczyzna siedział spokojnie, wpatrując się w pulsującą wodę. Nie interesował się tym, co robi jego były rozmówca; jakby chłopak kompletnie zniknął.

Ten; lewą dłoń położył na głowie mężczyzny i lekko odchylił ją w tył. Mężczyzna wciąż nie reagował.

„Czemu się nie wyrwiesz?!” - pytał go w myślach Katos. - „Czemu się nie bronisz?!”

Trzymając nóż w prawej ręce, mocno zacisnął pięść na rękojeści. Przez moment znów poczuł dokuczające mu wcześniej drętwienie. Poluźnił nieco dłoń i potrząsnął nią parę razy. Wziął głęboki oddech i ponownie ścisnął rękojeść noża. Drżącą ręką przyłożył go do szyi mężczyzny. Wstrzymał się i czekał na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Kiedy nic się nie wydarzyło zamknął oczy i płynnym ruchem przejechał po jego tchawicy. Bardziej podświadomie, usłyszał odgłos pękającej skóry a na dłoni poczuł ciepłą i gęstą ciecz.

Raptownie cofnął rękę i wstał z klęczek. Spojrzał na zakrwawiony nóż i bezwładnie opadającego mężczyznę.

Dopiero, kiedy piasek wokół jego ciała zaczął nasiąkać krwią Katos zrozumiał, co zrobił. Upuścił nóż. Od razu poczuł mdłości i zgiął się z pół, by móc zwymiotować. Kiedy podniósł głowę, ciało mężczyzny wciąż leżało na swoim miejscu. Chłopak nie miał odwagi okrążyć je, by ostatni raz zobaczyć twarz człowieka, którego przed chwilą zabił.

„W wykonaniu Gaela to wydawało się być takie … proste.” - pomyślał.

Przecież chciał zabić! Chciał zobaczyć jak to jest mieć w dłoniach czyjeś życie! Zaklął w myślach.

„Mogłem się bardziej postarać! Mogłem nakłonić go do tego pieprzonego wybaczenia!” - powtarzał w myślach.

Opadł na kolana i zaczął wpatrywać się w martwe ciało leżące przed nim. W jego głowie znowu zapanowała pustka.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.