Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Naissant

Rozdział 6 - Opiekunka

Autor:ray
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Akcja, Fantasy, Mistyka, Mroczne, Przygodowe
Uwagi:Utwór niedokończony, Wulgaryzmy
Dodany:2012-07-26 16:07:34
Aktualizowany:2012-07-26 16:07:34


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Tekst jest mój. Nie wyrażam zgody na kopiowanie go i umieszczanie na innych stronach bez mojej wiedzy.


Katos odszedł kilka kroków i delikatnie się odwrócił. Wydawało się, że Gael za nim nie idzie. Odetchnął z ulgą. Nie miał ochoty na oglądanie tego człowieka. Przynajmniej na razie. W jego głowie kłębiły się pytania, na które chciał poznać odpowiedzi, dlatego uznał, że uda się do budynku, w którym było dużo ludzi. Być może tam znajdą się jacyś, bardziej rozmowni. Tacy, którzy będą w stanie udzielić mu jakichkolwiek informacji. Widząc leżące na ziemi butelki po alkoholu pomyślał, że nawet, jeśli nie dowie się za dużo to przynajmniej się napije.

Kiedy zbliżał się do oświetlonego wieżowca z radością zauważył, że ludzie, których mijał zupełnie nie zwracali na niego uwagi. Nikt dziwnie nie reagował, nikt nie wytykał go palcem. A na pewno nie wyglądał normalnie. Cały podrapany na twarzy, brudny, z zabandażowaną dłonią. Niemniej, każdy z przechodniów zajmował się sobą lub swoimi towarzyszami.

„Przynajmniej nikt nie chce mnie zabić.” - pomyślał i uśmiechnął się do siebie.

Wszedł po schodkach na górę. Od środka budynku dzieliły go tylko duże, podwójne drzwi. Z wewnątrz dochodziły odgłosy przytłumionych rozmów i stukanie kieliszków. Już miał złapać za klamkę i wejść, kiedy zatrzymał się. Zaciekawiony jeszcze raz odwrócił się za siebie.

Gaela nigdzie nie było.

W tym samym momencie ktoś otworzył drzwi z wewnątrz i uderzył nimi Katosa.

„Kurwa koleś!” - usłyszał chłopak - „W jedną albo w drugą, to nie przystanek!” - mężczyzna z podbitym okiem wytoczył się na schody. Trzymając butelkę w garści spojrzał pogardliwie na Katosa, po czym machnął ręką i zszedł na ulicę.

Chłopak złapał domykające się drzwi. Rozejrzał się jeszcze raz, ale nie widząc nikogo znajomego wszedł do budynku.

Wnętrze wydało mu się jakby znajome. Wielkie pomieszczenie, pełne stolików, krzeseł i bar, za którym uwijali się pracownicy. Przez chwilę zdawało mu się, że poczuł zapach wilgotnego drewna.

„Jakbym tu już kiedyś był.” - pomyślał.

Odsunął się od drzwi, żeby znowu nie zostać uderzonym i wciąż rozglądał się po pomieszczeniu. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie udaje mu się dostrzec większości twarzy. Widział ludzi, widział ich kształty i sylwetki. Ale nie fizjonomie. Przynajmniej nie wszystkich. Spróbował przywołać z pamięci twarz mężczyzny, który uderzył go drzwiami, ale jedyne, co przychodziło mu do głowy to jedno podbite oko. O dziwo, wcale go to nie przeraziło. Wręcz zupełnie się nie przejął. Sam się zdziwił, że całą sytuację uznał wręcz za normalną i naturalną w takim miejscu.

Rozejrzał się po sali. Wszystkie stoliki były zajęte przez ludzi bez obliczy. Oparł się o ścianę i westchnął. Miał w głowie kompletną pustkę. Jeszcze jakiś czas temu był przerażony, obolały, zmęczony, chciał zadawać miliony pytań. Teraz martwym wzrokiem, patrzył się w jeden, nieokreślony, punkt, a jego myśli kompletnie odpłynęły. Jakby wszystko, co czuł do tej pory było tylko obowiązkiem. Musiał się bać, kiedy goniła go straszliwa bestia; musiał być skołowany, kiedy obudził się w piekle; musiał mieć wątpliwości i szukać odpowiedzi. Musiał - bo tak zachowywałby się każdy, zdrowy na umyśle człowiek, znalazłszy się w jego sytuacji. Więc, aby być normalnym tak musiał się czuć. Zawsze tak było. Taki wpojony ludzkości schemat zachowań na każdą sytuację, według którego trzeba postępować, by nie zostać wyklętym. By wpasowywać się w oczekiwania.

Teraz Katos miał dość wpasowywania się. Cała, nabyta na ziemi wiedza: co, gdzie, jak i kiedy, praktycznie z niego uleciała. Stał oparty o ścianę z kompletną dziurą w myślach. Nie bał się, nie denerwował, nie cieszył. Nie miał w sobie żadnych emocji. Nie tworzył planu awaryjnego. Nie zastanawiał się nad przyszłością. Równie dobrze mógłby być jedną z belek w tej ścianie. Pewnie one czuły w tym momencie więcej niż on. Ile to razy gdzieś słyszał, od jakichś artystów rzeźbiarzy, na których wystawy kazała mu chodzić matka; lub od stolarzy, którzy pracowali nad altaną w domu jego rodziców:

„Drewno do mnie mówi; kamień do mnie mówi. Podejdź i posłuchaj” - Katos słuchał, ale nigdy nic nie słyszał. Żaden z martwych przedmiotów nigdy do niego nie przemówił. On natomiast wierzył, że to potrafią. Skoro mówi tak człowiek, którego jego rodzice uważają za kogoś godnego ich uwagi. A później, Katos czuł się kompletnym zerem, gdyż na niego nigdy nie patrzyli z takim podziwem.

A teraz miał jeszcze mniej emocji w sobie niż ten kamień czy to drewno. Mógłby nie istnieć. Być może nie istniał.

Wciąż wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt nie zauważył, że od jakiegoś czasu sam jest obserwowany. Kilka metrów od niego, za filarem, stała młoda dziewczyna i przyglądała mu się z zainteresowaniem.

Podszedł do niej jakiś wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna.

„Widzisz? Tamten.” - powiedziała i wskazała palcem na Katosa - „Chyba jest nowy.”

„Hm.” - skwitował mężczyzna. - „Zrobię miejsce. Zawołaj go.” - odwrócił się i podszedł do stolika stojącego niedaleko. Ruchem ręki przegonił kilku chudych gości, którzy tam siedzieli i sam zajął miejsce. Jednego z odchodzących złapał na połę kurtki.

„Przynieś pełny dzbanek!” - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. Wątły człowieczek skinął głową i poleciał wykonać polecenie.

W tym czasie dziewczyna podeszła do Katosa i obejrzała go z bliska. Wciąż stał jak posąg, zupełnie jej nie widząc. Zauważyła, że jego lewa dłoń jest owinięta brudnym bandażem, który praktycznie cały się zsunął. Uśmiechnęła się.

„Mogę się tym zająć.” - powiedziała.

Katos przez chwilę nie reagował. Nagle, spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem.

„Co? Do mnie mówisz?”

Dziewczyna się zaśmiała.

„Tak. Mogę ci zrobić nowy opatrunek.” - wskazała palcem na jego dłoń.

Podniósł przedramię do góry i sam spojrzał na skrawki bandażu.

„Dzięki.” - bąknął - „Ale nie trzeba.”

„Dobra!” - dziewczyna położyła ręce na biodrach - „Za każdym razem to samo i już mam tego dość. Teraz pójdziesz grzecznie do tamtego stolika …” - odwróciła się i wskazała miejsce, gdzie siedział wysoki mężczyzna, który machnął ręką - „ … usiądziesz i dasz mi opatrzyć swoją ranę. Nie będziesz jęczał, że nikt ci nie potrzebny, albo, że chcesz zostać sam i to wszystko zrozumieć. Nie, nie i jeszcze raz nie! Ja się nie będę z wami użerać za każdym razem, a później dowiadywać się, że kolejny leży rozszarpany albo został ugotowany albo Chenti go opadł. Posadź grzecznie swoją dupę tam gdzie pokazuję i czekaj aż przyjdę!”

Katos mrugnął parę razy i posłusznie minął dziewczynę, która teraz trzymała jedną rękę na biodrze a drugą wyprostowaną wskazywała miejsce przy stole. Kiedy podszedł bliżej, mężczyzna, który tam siedział uśmiechnął się do niego i wskazał na krzesło.

„Musisz jej wybaczyć.” - powiedział - „Samozwańcza opiekunka nowicjuszy. Napijesz się?”.

Katos skinął głową na „tak”, usiadł za stołem i przedstawił się.

„Jestem Mun.” - mężczyzna nalał do szklanki jakiś brązowy płyn i podał napój Katosowi.

„Dzięki.” - powiedział chłopak i nieco upił. Odstawił szklankę i skrzywiony spojrzał na Muna - „Kur … co to jest?!”

Mężczyzna się zaśmiał.

„Tutejszy specyfik. Piją to wszyscy potępieni.”

„Ma nas wypalać od środka?” - spytał Katos ciężko przełykając ślinę.

„Coś w tym stylu.” - powiedział Mun z uśmiechem - „Przyzwyczaisz się. Nawet zacznie ci z czasem smakować.”

Katos zrobił kolejnego łyka i zaczął kaszleć.

„Spokojnie! Masz czas, by to polubić.” - Mun nachylił się nad stołem - „Słuchaj. Kiedy przyjdzie Neith masz się zachowywać grzecznie. Odpowiadać na jej pytania, być miły i uprzejmy. A jak skończy bandażować twoją dłoń pięknie jej podziękujesz, zrozumiano?”

„Jasne” - oświadczył Katos krzywiąc się po kolejnym łyku palącego napoju.

„Ta dziewczyna uwija się jak może, żeby, choć trochę komuś pomóc, a nie jeden już totalnie ją olał, tylko po to, byśmy później zobaczyli jak gotują go w kotle w środku miasta.” - ciągnął dalej Mun.

„Czekaj! Gotują w kotle?” - przerwał mu Katos.

„Zdarza się, tak.”

Chłopak zaśmiał się lekko.

„Co w tym zabawnego?” - spytał go Mun.

„Nie, nic! Po prostu, ktoś mi powiedział, że nikt nikogo tu w kotle nie gotuje.”

„W takim razie ten ktoś kłamał” - podsumował Mun.

„Na to wygląda.” - zgodził się Katos.

Podeszła do nich Neith i usiadła u szczytu stołu. Na blacie położyła zwinięty świeży bandaż, mała miseczkę, nożyczki i cała masę różnych przedmiotów. Katos aż uniósł brwi, kiedy ustawiała to wszystko przed nim. Spojrzał pytająco na Muna, który teraz patrzył groźnie na chłopaka i co raz przenosił źrenice na Neith. Katos zrozumiał aluzję. Położył swoją dłoń na stole, obok wszystkich przyrządów i uśmiechnął się sztucznie do dziewczyny.

Ta, mało delikatnie złapała jego rękę i przyciągnęła ją bliżej siebie, aż jęknął.

„Nie ma za co!” - powiedziała urażonym tonem.

„Póki co naprawdę nie ma.” - oznajmił Katos patrząc na swoja dłoń wciąż owiniętą brudnym bandażem. Natychmiast poczuł piekący ból w kolanie, gdyż Mun kopnął go, pod stołem.

„Właśnie pękła mi łękotka. Złożysz ją później?” - powiedział na wydechu.

Neith tylko zmrużyła oczy.

„Ma na imię Katos.” - rzekł Mun w kierunku dziewczyny - „O więcej na razie nie pytałem.”

Neith zdjęła bandaż z ręki chłopaka i syknęła. Wewnętrzna strona jego dłoni była mocno rozcięta. Krew zdążyła już zaschnąć, przez co do rany było poprzyklejane kilka włókien materiału, drobinki piachu i różne brudy. Strup był czarny, ale sączyła się z niego bladożółta ciecz. Katos wytrzeszczył oczy, kiedy zobaczył, co ma na dłoni. Neith spojrzała na niego z niedowierzaniem.

„Nie, oczywiście, że pomoc ci nie potrzebna.” - powiedziała i przyciągnęła do siebie miseczkę. Mun podał jej dzban, z którego wcześniej nalewał napój. Teraz ona, tym samym płynem wypełniła naczynie.

„Chyba nie będziesz …” - zaczął Katos, ale wzrok Muna sprawił, że zamilkł.

„Pijemy to, myjemy się tym, używamy tylko tego. Wiem, że tacy jak ty zawsze szukają wody, ale niestety - tutaj tego nie mamy.” - powiedział mężczyzna, kiedy Neith zaczęła przemywać delikatnie dłoń Katosa.

Chłopak tylko skinął głową na znak, że rozumie.

„Czemu to w ogóle robisz?” - spytał dziewczynę.

„Bo wierzy, że dzięki temu uda się jej stąd wydostać.” - rzekł Mun.

„Nieprawda!” - Neith podniosła głowę - „Robię to, bo ktoś musi.” - skarciła Muna wzrokiem - „Lepiej powiedz jak długo już tu jesteś?” - zwróciła się do Katosa.

Ten westchnął.

„A ja wiem … Kilka, może kilkanaście godzin.” - powiedział.

„I już zdążyłeś dorobić się tego?” - spytał Mun wskazując na dłoń chłopaka.

„To to nic” - zaśmiał się Katos - „Przed chwilą myślałem, że coś odgryzie mi głowę.”

Neith i Mun spojrzeli na siebie.

„Doprawdy, macie tu ciekawy świat.” - wciąż śmiał się chłopak - „A właściwie - mamy, nie?” - mrugnął do Neith i uśmiechnął się. Dziewczyna nie odwzajemniła uprzejmości, tylko wróciła do czyszczenia rany.

Katos spojrzał na Muna. Nachylił się nad stołem i prawie wyszeptał:

„Powiedziałem coś nie tak?”

„Nie przejmuj się.” - powiedział mężczyzna - „Jest trochę drażliwa, to wszystko.”

„A tak właściwie to czemu tu jesteście?” - spytał obojga Katos - „Bo ja? Szczerze to nie wiem. Nie byłem ideałem, to na pewno, ale nigdy nie przypuszczałem, że znajdę się w piekle. Ok., kilka razy wyobrażałem sobie, że zabijam ludzi.” - zachichotał nerwowo - „Nie, żebym to później chciał zrobić, tylko wiecie. Jak mnie ktoś denerwował to wyobrażałem sobie, że go morduję i od razu łatwiej było z nim przebywać.” - zamyślił się - „Widocznie mieli rację, nawet za myśli można trafić do kotła.” - dodał po chwili - „A wy?”

Neith wciąż oczyszczała jego ranę. Musiała być w tym bardzo dobra, bo w ogóle nie czuł bólu. Mun przez moment patrzył na to, jak pracuje, aż w końcu odezwał się:

„My się tu narodziliśmy.” - widząc wybałuszone oczy Katosa od razu dodał - „Niektórzy trafiają tu z Ziemi, jak ty. Dostajecie tu szansę żyć dalej. Tak samo czujesz, zakochujesz się, zakładasz rodzinę i rodzisz dzieci, starzejesz się a później umierasz. My właśnie narodziliśmy się w piekle. Żyjemy z nadzieją, że po śmierci uda się nam stąd wydostać.”

„A dokąd się idzie po śmierci w piekle?” - spytał Katos.

„Wielu wierzy, że jeśli tutaj będzie wiodło dobre życie to dostaną się tam.” - Mun wskazał palcem w górę - „Być może tam, gdzie do tej pory żyłeś ty, lub jeszcze wyżej.”

„Wierzycie, że za dobre uczynki dostaniecie się do nieba?!” - nie dowierzał Katos. Za moment ironia tych przekonań wywołała u niego lekki śmiech. Spoważniał, kiedy zobaczył na sobie morderczy wzrok Neith.

„Tutaj nie ma żadnych praw. Jeśli komuś podpadniesz i ten ktoś cię złapie, to może zrobić z tobą, co chce. Często mamy egzekucje na placu głównym. A uwierz mi, przy takiej obsadzie, jaką tu mamy bardzo łatwo jest się narazić.” - kontynuował mężczyzna.

„Gdzie się wtedy idzie?’ - zapytał Katos. Mun i Neith spojrzeli na niego z zainteresowaniem - „No wiecie, jeśli jesteś zły w piekle, to, co cię czeka po śmierci tu? Jest coś niżej?”

„Tutaj właśnie mamy problem.” - Mun wyprostował się na krześle - „Czy jest coś wyżej lub niżej, tego nie wiemy; oczywiście poza tym wymiarem, który nazywamy Ziemią. Wmawiamy sobie, że jest szansa, by dostać się w lepsze miejsce; wolimy nie myśleć o tym gorszym. Ale koniec końców, co się dzieje, kiedy ktoś z nas umiera tu? Tego nie wie nikt. Bo nikt, kto umarł, nie jest w stanie ożyć i nam powiedzieć, co go spotkało.”

„Nikt poza nim.” - wtrąciła sucho Neith. Nawet nie podniosła wzroku. Przez chwilę oglądała ranę Katosa, aż w końcu sięgnęła po czysty bandaż.

Mun pokiwał głową.

„To prawda. Znamy jedną osobę, która umarła i wróciła, ale …” - mężczyzna podrapał się po brodzie.

Katos uśmiechnął się i zaczął:

„Niech zgadnę? Szczupły, mojego wzrostu, brązowe włosy. Ga …”

„Chenti.” - przerwała mu Neith.

„Chenti?” - Katos spojrzał na Muna

„Znasz go?” - spytał ostro mężczyzna.

„Nie.” - skłamał chłopak. - „Kim on jest?” - spytał z ciekawością.

„Psem.” - rzuciła ostro Neith. Skończyła bandażować jego dłoń - „Teraz nie ma za co!” - wstała i odeszła od stolika.

„Dziękuję.” - wybełkotał Katos odprowadzając ją wzrokiem.

„Jej najlepsza przyjaciółka, Clementia, popełniła przez niego samobójstwo.” - wyjaśnił Mun.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.