Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Naissant

Rozdział 8 - Winda

Autor:ray
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Akcja, Fantasy, Mistyka, Mroczne, Przygodowe
Uwagi:Utwór niedokończony, Wulgaryzmy
Dodany:2012-09-06 15:09:55
Aktualizowany:2012-09-06 15:09:55


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Tekst jest mój. Nie wyrażam zgody na kopiowanie go i umieszczanie na innych stronach bez mojej wiedzy.


Katos samotnie spacerował po mieście. Uznał, że musi poszukać czegoś do roboty. W końcu, jeśli ma spędzić w piekle całą wieczność to powinien znaleźć sobie jakieś zajęcie. Podobnie z zakwaterowaniem, ale z tym nie powinno być problemu. Mun wytłumaczył mu, że wystarczy, że znajdzie jakieś puste mieszkanie w jednym z wieżowców i już może je zająć. Ponadto dowiedział się, że po dosypaniu odrobiny piasku do tej dziwnej substancji, którą wszyscy tu piją zacznie ona działać na organizm jak alkohol. Jakkolwiek dziwny nie byłby to przepis chłopak postanowił, że jak tylko znajdzie sobie jakąś kwaterę, od razu go wypróbuje.

Chodził bez celu przyglądając się wszystkiemu, co go otaczało. Nawet nie zauważył kiedy się ściemniło. W ogóle nie mógł zrozumieć, w jaki sposób mierzony jest tu czas. Niby używane są znane mu pojęcia jak: godzina czy dzień; jednak od momentu swojego przebudzenia do teraz powinno minąć już przynajmniej półtora dnia, a słońce zniknęło dopiero niedawno. Nie przejmował się tym jednak. Kiedy zostawał sam, kiedy z nikim nie rozmawiał uciekały z niego wszelkie emocje. Był niczym balon - pusty w środku. Nie ogarniały go żadne uczucia, kiedy przyglądał się kolejnym obrazom, które ukazywały się jego oczom.

Szedł bardzo wolno, czując jak gdyby otoczenie było w innym wymiarze niż on. Jakby dwie fotografie nałożone na siebie. Większość osób, które widział nie posiadały twarzy. Zupełnie jak ci w barze, w którym poznał Neith i Muna. Mijał ich a oni mijali jego i nikt na nikogo nie zwracał uwagi. Katos równie dobrze mógłby być dla nich niewidzialny.

Podszedł bliżej do jednej z witryn. Za szybą stał umięśniony mężczyzna i trzymał w dłoniach węża. Zwierzę próbowało się wyrwać i zranić mężczyznę, ten jednak walczył dusząc gada obiema rękami. Katos przez moment przyglądał się tej scenie. Po chwili pokiwał głową z niedowierzaniem i ruszył w dalszą drogę. Nie odszedł jednak kilku kroków, kiedy usłyszał pusty dźwięk uderzenia o szybę. Odwrócił się szybko i zobaczył tego samego mężczyznę stojącego sztywno, z rękami opuszczonymi wzdłuż tułowia. Jego oczy skierowane był gdzieś, przed siebie. Jakby był nieobecny duchem.

Katos patrzył na niego przez chwilę zastanawiając się, czy to owy mężczyzna uderzył w szybę. I w jakim mogło to być celu. Może chciał, by ktoś pogratulował mu zwycięstwa nad gadem?

Nagle mężczyzna otworzył szeroko usta a z jego wnętrza wypełzł wąż. Mała gadzia główka wysunęła się powoli z pomiędzy warg człowieka, a za nią podążył oślizgły tułów. Wąż zsuwał się wolno po ciele tego śmiertelnika celebrując każdy moment uwolnienia. Powoli, najpierw po klatce piersiowej, aż skręcił na plecy i, kilka razy, oplótł się wzdłuż pasa. Drugi koniec zwierzęcia wciąż tkwił głęboko w ciele człowieka, a wąż, sunął niżej i niżej, teraz oplatając prawą nogę mężczyzny. Kiedy dotarł do ziemi zatrzymał się i spojrzał prosto na Katosa. Przez moment nic się nie działo, aż nagle wąż z głośnym sykiem rzucił się do ataku.

Chłopak odsunął się instynktownie, jednak gad nie mógł go dopaść. Jego atak zatrzymał się na szybie z tym samym pustym dźwiękiem uderzenia. Wąż niezadowolony rzucał się po ziemi sycząc. Nawet te konwulsje nie spowodowały, że cały wysunął się z mężczyzny, który teraz zaczął mieć drgawki.

„Co za popierdolone miejsce.” - pomyślał Katos z odrazą. Odwrócił się i nie zważając na kolejne uderzenia, odszedł od szyby.

Chodził tak jakiś czas, zupełnie bez celu, aż dotarł do zupełnie wyludnionej dzielnicy. Nie było już wokół niego wieżowców tylko dużo niższe, bloki mieszkalne. Nie robiły takiego wrażenia, były zupełnie zwykłe. Stały bardzo blisko siebie, tworząc labirynt uliczek, które prowadziły do każdej kolejnej klatki.

Na końcu jednej z nich Katos zauważył postać. Zarys człowieczka, który wydawał się być zupełnie nie groźny. Chłopak nie mógł oprzeć się wrażeniu, że to może być jakiś staruszek, który nie potrafi znaleźć drogi do domu. Ponadto, instynktownie poczuł, że musi do niego podejść.

Ruszył więc w kierunku postaci, ale kiedy podszedł bliżej ona się rozmyła. Zatrzymał się, kompletnie oszołomiony i zaczął rozglądać. Z miejsca, w którym stał można było iść dalej przynajmniej czterema innymi uliczkami. Chłopak musiał odczekać chwilę, aż jego oczy dostosują się do ciemności, jaka panowała między blokami. Zerknął w jedną z alejek, później w drugą. Dopiero w czwartej znów zobaczył zarys postaci. Niewiele myśląc poszedł za nią.

Ta gonitwa trwała pewien czas. Za każdym razem, kiedy Katos dobiegał do miejsca, w którym powinna być postać ta pojawiała się w znacznej odległości od niego i znowu musiał za nią pędzić.

W końcu wybiegł na parking oświetlony latarniami. Postać, którą starał się złapać, stała za rzędem samochodów. Katos, cały zziajany, zatrzymał się i podparł pod boki. Musiał chwilę odsapnąć, zanim wróci do pościgu.

Postać skinęła głową wskazując jedną z klatek. Chłopak spojrzał na nią zdziwiony, a ta powtórzyła swój gest. Następnie odwróciła lekko głowę i teraz wpatrywała się prosto we wskazywane wcześniej miejsce.

„Mam tam wejść?!” - krzyknął chłopak.

Postać pokiwała twierdząco.

„No to idę.”

Kiedy drzwi klatki zamknęły się za Katosem Strażnik powiedział cicho:

„Możesz już wyjść.”

„Przed tobą nic się nie ukryje, prawda?” - zabrzmiał rozbawiony głos.

„Nigdy.” - odpowiedział spokojnie Strażnik, po czym lekko się ukłonił - „Gael.”

„Strażniku.” - młody chłopak odwzajemnił honory.

„Wciąż upierasz się, żeby nie umrzeć.” - powiedział mężczyzna patrząc na obsydianowy sztylet, którym Gael bawił się w dłoniach.

„Znasz mnie.” - uśmiechnął się chłopak - „Ale nie ułatwiasz mi zadania.” - koniec sztyletu skierował w stronę Strażnika. - „Czemu zdradziłeś moje prawdziwe imię Orkusowi?”

Mężczyzna chwilę zwlekał z odpowiedzią. - „Uważam, że obaj powinniście mieć równe szanse. Teraz, kiedy zna wszystkie twoje imiona łatwiej mu będzie cię schwytać.” - rzekł w końcu. - „Od razu zacząłeś darzyć go większym szacunkiem.”

„Jego polowanie nic nie da. Chociaż przyznaję - wolę być zabijany przez innych.” - Gael wzdrygnął się na wspomnienie tortur jakim poddaje go myśliwy.

„Może to ciągłe umieranie kiedyś ci się znudzi.”

Chłopak uśmiechnął się i naśladując spokojny ton Strażnika, powiedział:

„Nigdy.”

Mężczyzna odwzajemnił uśmiech.

„Co to było ostatnio, skręcenie karku?” - spytał z zainteresowaniem.

„Wcześniej jeszcze połamali mi ręce i wybili bark. Jakby myśleli, że to coś da.” - chłopak nie mógł powstrzymać rozbawienia.

„Podziwiam twoją odporność na ból. Wygląda to tak jakbyś lubił cierpieć.”

„Bez ryzyka nie ma zabawy.”

„A co się stało z twoim przyjacielem?”

„Nie wiem. Jak się obudziłem go nie było.”

„Długo trwało, zanim go spotkałeś?” - Strażnik spojrzał w stronę klatki, w której zniknął Katos. Gael podążył za nim wzrokiem.

„Kilka godzin.” - powiedział. - „Pokładasz w nim dużo nadziei.” - dodał po chwili. - „Naprawdę wierzysz, że sam to zrozumie?”

„Wątpię. Jest bystry i ma wiedzę, ale i tak będzie potrzebował mojej pomocy.”

„Mogę ja?”

Strażnik popatrzył pytająco na Gaela.

„No wiesz, wytłumaczyć mu. Tłumaczenie to frajda.”

„Nie tym razem. Twoje metody są, jakby to ująć, zbyt drastyczne.”

Gael udał obrażonego.

„Z tobą to zero zabawy.” - powiedział.

Klatka, w której znalazł się Katos na pierwszy rzut oka wydawała się być najzwyklejszą na świecie klatką schodową. Panował w niej przyjemny chłód, obok wejścia wisiała skrzynka pocztowa a ściany były popisane. Tuz za wąskim przedsionkiem znajdował się szyb windy. Był skonstruowany z żelaznych krat, w taki sposób, że cały czas można było widzieć jego wnętrze a schody prowadzące w górę biegły wokół niego. Panował mrok. Jaśniało tylko w promieniu kilku metrów od miejsca, w którym stał Katos. Kiedy się poruszał, promień światła wędrował z nim, jakby chłopak był chodzącą latarnią

Katos powoli zbliżył się do szybu i popatrzył w górę. Ostatecznie nic nie dostrzegł. Położył rękę na kratach i zaczął powoli wchodzić po schodach.

W pewnym momencie zauważył kabinę windy. Wtedy też poczuł coś ciepłego pod palcami. Podniósł dłoń i zobaczył, że jest ona cała poplamiona. Spojrzał na kraty otaczające szyb. Dopiero teraz odnotował, że powoli, kapiąc na schody, ściekała po nich krew,

Szedł wyżej i wyżej, aż w końcu jego oczom ukazał się dach kabiny. Ciężko przełknął ślinę widząc leżącego na niej człowieka. Chłopak nie wiedział czemu, ale był pewny, że owy mężczyzna jest umierający. Był ranny, jego całe ciało pokrywały krwawe otarcia i siniaki. Obie ręce i nogi miał przywiązane do krat szybu. Oddychał bardzo ciężko. Lekko podniósł głowę i zwrócił ją w stronę na Katosa.

Obaj teraz nie odrywali od siebie wzroku. Mężczyzna patrzył oczami pełnymi bólu i cierpienia. Wiedział, że umiera i spojrzeniem błagał o pomoc. Prosił, by przybysz rozwiązał go i uratował mu życie. Jednocześnie wiedział, że ma już niewiele czasu i każdy wysiłek skraca go jeszcze bardziej. Katos pozostał na to wszystko obojętny. Nawet, kiedy w mężczyźnie rozpoznał swojego byłego nauczyciela, którego niezwykle podziwiał, jego ciało nie odczuło żadnych emocji. Przez długą chwilę patrzyli tak na siebie, jeden w milczeniu błagał o ratunek, drugi nie odczuwał ani współczucia ani żalu.

Drzwi jednego z mieszkań otworzyły się i wyszedł z nich młody chłopak; mógł być w podobnym wieku, co Katos.

„Co tu się dzieje?” - spytał głośno. „O co tu chodzi? Co to ma znaczyć?”

Katos popatrzył na niego i znowu zwrócił głowę w stronę mężczyzny leżącego na dachu kabiny. Tym razem dostrzegł, że obok niego są jakieś kartki. Nie wiedząc jak, chłopak znalazł się bezpośrednio obok mężczyzny i przykucnął by podnieść jedną z nich.

Były to telegramy. Cała sterta porozrzucanych telegramów, jakie do tej pory Katos widywał tylko w filmach. Sprawdził, kto jest adresatem listów i aż zamarł, kiedy na karteczce zobaczył wypisane swoje imię. Pospiesznie spróbował odczytać wiadomość, ale nie mógł jej dostrzec. Zmiął papier w dłoni i odrzucając go sięgnął po kolejny, ale na nim również nie mógł odczytać wiadomości. Widział tekst, ale rozmywał się on tym bardziej, im mocniej Katos skupiał na nim uwagę. Wertując kolejne telegramy jedynym, co mógł odczytać było tylko i wyłącznie jego własne imię.

Zrezygnowany zacisnął powieki i przyłożył głowę do krat. Otworzył oczy, kiedy poczuł na skórze powiew wiatru. Nie znajdował się już na klatce, nie było żadnych telegramów ani umierającego mężczyzny. Był na parkingu, a tuż przed nim stał, ubrany w czarne spodnie i białą koszulę mężczyzna. Ręce trzymał za plecami. Lekko się skłonił i rzekł:

„Będziesz teraz odpowiadał na wszystkie moje pytania.”

Katos nie próbował oponować. Posłusznie kiwnął głową. Mężczyzna, wciąż trzymając ręce za sobą zaczął chodzić w po okręgu, którego środkiem był Katos.

„Kim jest ten człowiek? Twój nauczyciel?”

„Tak. Niezwykle utalentowany człowiek. Zawsze go podziwiałem.” - Katos czuł się jak na haju.

„A kim ogólnie jest zakrwawiony i skrępowany człowiek?”

„Ofiarą. Bezbronną ofiarą. Zależny od innych, zostawiony na pastwę losu. Uzależniony od decyzji innych.” - chłopak powoli, mówił pierwsze, co przychodziło mu do głowy; robił pauzy między zdaniami. Kiedy krążący mężczyzna znajdował się w jego polu widzenia nie odrywał od niego oczu.

„Mroczna ulica?” - padło kolejne pytanie.

„Miejsce tajemnicze. I straszne. Nie wiadomo, czy coś nie czai się za rogiem.”

„A krew?”

„Życiodajny płyn, kiedy jest w ciele. Poza ciałem oznacza czyjąś śmierć.”

„Telegram?”

„Nośnik informacji.”

„Winda i schody?”

„Dwie drogi. Pierwsza łatwa i przyjemna, zero wysiłku. Druga trudna, trzeba się namęczyć.”

„Teraz już rozumiesz?”

„Nie.”

Mężczyzna wciąż krążył wokół Katosa.

„Gdzie jesteś?”

„W piekle.”

„Nie tak ogólnie. Teraz, gdzie jesteś?”

„W mrocznym miejscu?”

„Dobrze. Co dalej?”

„Nie wiem.”

„Wiesz, pomyśl.”

„Nie wiem!” - Katos krzyknął. Mężczyzna chodzący w kółko powodował u niego dziwne zawroty głowy. Zaczynało robić mu się niedobrze. Musiał oddychać coraz głębiej by powstrzymywać wymioty.

„Jesteś w nieznanym sobie miejscu. Jednak zamiast się bać przyjmujesz je ze spokojem. Zaciekawieniem może?”

„Niech będzie, zaciekawienie, cokolwiek.”

„Nie cokolwiek! Słuchaj mnie.”

„Przestań krążyć!” - chłopak opadł na kolana i wbił wzrok w ziemię.

„Szyb windy ociekał krwią - łatwa droga jest naznaczona cierpieniem. Nie wysilając się w końcu los cię dopadnie. Nie można przeżyć życia nie podejmując ryzyka.”

Katos wciąż tępo wpatrywał się w ziemię. Mimo, że było mu bardzo niedobrze skupił uwagę na słowach, które wypowiadał mężczyzna.

„Osoba, nie biorąca odpowiedzialność za siebie; oddająca stery innym zawsze skończy skrępowana i bezbronna. Inni decydowali za niego. Teraz życie z niego ucieka, a on potrzebuje pomocy. Leży tam i cierpi z powodu sytuacji, w jakiej się znalazł. Czy może jednak mieć do kogoś pretensje, skoro sam oddał innym swoje życie?” - nie uzyskawszy odpowiedzi mężczyzna pierwszy raz uniósł głos. - „Może?!”

„Nie. Nie może.” - odpowiedział cicho Katos.

„Współczułeś mu?”

„Nie. Dostał to, na co zasłużył.”

Strażnik pokiwał głową z zadowoleniem.

„Chłopak chciał wiedzieć, co się stało, dopytywał się, prawda?”

„Tak, tak! Proszę, przestań krążyć.” - mdłości robiły się coraz trudniejsze do zniesienia. Każde otwieranie ust powodowało, że Katos był bliski wymiotów. A Strażnik wciąż wymuszał na nim odpowiedzi.

„Pytał, co się dzieje.” - mężczyzna nie reagował na prośby i wciąż krążył. - „Pytał, czemu, widząc to skrępowanie nic nie robisz? Czemu nie czujesz emocji? Czemu się nie zdenerwujesz? Czemu sobie nie pomożesz?”

„Sobie? Chyba jemu! Ale nie pytał o to!” - Katos był kompletnie oszołomiony.

„Odpowiedź była blisko. Kartki pełne informacji, których szukasz. Nie mogłeś ich odczytać, bo wciąż nie dociera do ciebie, co ta sytuacja oznacza. Ty wciąż czekasz, aż ktoś poda ci wszystko na tacy - czarno na białym, co i jak. Teraz rozumiesz?”

Katos zamknął oczy, by nie widzieć chodzącego w kółko mężczyzny. Wrócił pamięcią do momentu, kiedy znajdował się na klatce schodowej i patrzył na bezbronnego i rannego człowieka i nagle go olśniło:

„To byłem ja!” - krzyknął i otworzył oczy. Był sam. Nudności minęły. Wiał delikatny wiatr a on siedział na parkingu samochodowym, tuż obok zwykłego bloku. Była noc.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.