Opowiadanie
Istilel
When I look into your round eyes…
Autor: | moon, eos|yuumei |
---|---|
Serie: | Sailor Moon |
Gatunki: | Fantasy, Mistyka, Mroczne, Przygodowe, Romans, Baśń |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość |
Dodany: | 2012-08-31 08:00:13 |
Aktualizowany: | 2012-08-29 19:59:13 |
Następny rozdział
opowiadanie pojawia się też na istilel.wordpress.com
Odwróciła się w stronę trójki, przyglądającej się wszystkiemu z zachwytem i uśmiechnęła się, patrząc przede wszystkim na Seiyę. Wydawało mu się, że w jej oczach pojawił się smutek, ale nie zdążył tego zweryfikować, bo obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę jeziora. Ich oczy rozszerzyły się ze zdumienia, kiedy okazało się, że przeszła po jego powierzchni, nieznacznie tylko mącąc gładkość jej lustra, a potem stanęła na środku i spojrzała na nich, posyłając im nieśmiały uśmiech. Następnie wyciągnęła przed siebie rękę, wypuściła z dłoni medalion i zaczęła mówić na głos jakieś niezrozumiałe słowa, jakby kogoś przyzywając. Ogarnęła ich dziwna energia, niosąca ze sobą sprzeczne fluidy- od spokoju po przerażenie; radość i duszący wręcz smutek. Jasne, złote światło wypełniło całą grotę, oślepiając ich tak, że nie byli w stanie dojrzeć, co się właściwie dzieje.
Seiya rozpaczliwie starał się sprawdzić, czy z dziewczyną wszystko w porządku, ale jej sylwetka ginęła za świetlistą kurtyną. W jednej sekundzie wszystko ucichło. Oślepiające światło zniknęło, a na ścianach pojawiły się znaki. Seiya jednak zdawał się tego nie zauważać. Jego granatowe oczy utkwione były w miejscu, gdzie jeszcze chwilę temu stała ona.
- Mi- chan? MI-CHAN!!!- krzyknął i padł na kolana. Nie widział już, że w centralnej części jeziora pojawił się srebrny płomień…
Kilka godzin wcześniej
- Aaa… Idealna pogoda na spacer górskim szlakiem, prawda Seiya?- drobna dziewczyna o błyszczących lokach otworzyła okno i przeciągnęła się jak kotka, delektując się zapachem wilgotnych od porannej mgły świerków.
- Seiya, obudź się wreszcie! Za pół godziny ruszamy!- idąc do łazienki, ściągnęła kołdrę z wciąż smacznie śpiącego bruneta, który uśmiechnął się lekko, nie otwierając oczu.
- Jesteś dziś pełna energii, Mi- chan- mruknął.
- No wiesz?! Zawsze jestem pełna energii!- oburzyła się, przewalając ubrania w dużej, podróżnej torbie.
- Taaa… Szczególnie na pierwszej lekcji- ironizował, przekręcając się na drugi bok i owijając prześcieradłem.
- To nie brak energii, tylko totalne znudzenie… Ile można gadać ciągle o tym samym?
- Tak się tłumacz…- ułożył się wygodnie, jakby nie miał zamiaru ruszać się z łóżka.
- Seiya- kun!- spojrzała na niego surowo, a potem energicznym ruchem zerwała z niego białe płótno, zwalając go na podłogę.
- Miii- chan!- pełen wyrzutu ton dotarł do uszu Taikiego, stojącego z ręką na klamce od drzwi do pokoju, ale ze względu zamieszanie po drugiej stronie, zrezygnował z wejścia do środka i oddalił się czym prędzej.
- Jeżeli się w końcu nie ruszysz, Taiki i Yaten zjedzą nam wszystko!- Seiya usłyszał dziewczęcy głos zagłuszany szumem wody w łazience.
- Przecież Ty jesz najwięcej z nas wszystkich- podniósł się z podłogi i założywszy ręce na piersi, posłał drewnianym drzwiom mordercze spojrzenie.
- Mówiłeś coś?
- Nie, nie… Pospiesz się, Mi- chan, chciałbym jeszcze skorzystać z łazienki.
Zarzuciła plecak na ramię i uśmiechnęła się szeroko, sięgając wzrokiem daleko przed siebie. Pod wpływem promieni słonecznych w jej oczach pojawił się złoty poblask, który Seiya dostrzegł dzisiaj po raz pierwszy. Założyła ręce na biodrach i rozejrzała się na wszystkie strony, a potem zadowolona ruszyła przed siebie, podśpiewując cicho. Brunet zerknął na wlokących się za nimi w pewnej odległości braci, a następnie zrównał z nią, zaintrygowany tym, dokąd właściwie idą. Do tej pory nie minęli się z ani jednym turystą i zaczął zastanawiać się, czy przypadkiem się nie zgubili.
- Mi- chan, jesteś pewna, że wiesz, gdzie nas prowadzisz?
- Oczywiście! Wątpisz w moją orientację w terenie?!- uśmiechnęła się zaczepnie i przyspieszyła kroku.
- Wolę się upewnić, że nie zeżrą mnie niedźwiedzie przez to, że przeceniłaś swoje możliwości- spojrzał na nią z ukosa.
- Bez obaw. Ciebie na pewno nie ruszą.
- Skąd ta pewność?
- Może wyglądasz na smakowitego, ale w środku jesteś raczej gorzki- na jej ustach pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Ha! I kto to mówi…- prychnął Seiya- Nie wiem właściwie, dlaczego zgodziłem się na to wszystko.
- Dowiesz się w swoim czasie- uśmiechnęła się tajemniczo.
- Ej, Wy tam!- głos Yatena odbił się echem od skalnej ściany, przerywając ich pasjonującą rozmowę- Zróbmy w końcu chwilę przerwy.
Para zeszła ze ścieżki na niewielka polanę porośniętą trawą, która zdawała się kończyć rozległość zielonych hal, pokrytych teraz kupkami jesiennych liści. Przed nimi były już tylko kamienne zbocza i Seiyi coraz bardziej się to nie podobało. Brunet opadł ciężko na ziemię i spojrzał uważnie na swą towarzyszkę, zastanawiając się, co ona właściwie kombinuje. Dziewczyna spojrzała mu prosto w oczy i uśmiechnęła się, ale czuł, że było to inne niż zazwyczaj, jakby mniej szczere. Zrzuciła obok niego plecak i tłumacząc, że musi „na stronę”, zniknęła za krzakami. Seiya wyciągnął z plecaka plastikową butelkę i potrząsnął nia, doszukując się chociaż jednej kropli wody, ale niestety była pusta. Z nadzieją spojrzał na plecak Mi- chan, ale Taiki i Yaten, którzy padli obok niego na trawie, przeszkodzili mu w wykonaniu chytrego planu, który urodził się w jego głowie.
- Czy ktoś mi w końcu powie, dokąd właściwie idziemy?- mruknął niezadowolony Yaten, a Taiki spojrzał na Seiyę wyczekująco.
- Nie patrz tak na mnie! Ja nic nie wiem!
- Seiya!!!- srebrnowłosy bez pardonu walnął bruneta w głowę- Nie mów mi, że idziemy za nią, nie wiedząc nawet dokad… Zdajesz sobie sprawę, że być może wpakowałeś nas właśnie w niezłe bagno?!
- Nie przesadzaj- odepchnął brata- To zwykła wycieczka. Nie doszukuj się już…
- Trzymaj mnie Taiki, bo rzucę go w pierwszą lepszą przepaść!- Yaten zerwał się na równe nogi i pochylił nad Seiyą- Czy Ciebie kompletnie pogięło?! Naprawdę tak bardzo jesteś zaślepiony?!
- Przestań w końcu zrzędzić, bo nie mogę już tego znieść. Gadasz więcej niż przeciętna baba- brunet spojrzał na niego obojętnym wzrokiem- Jak Ci się nie podoba, możesz wracać na dół.
- Odpuść sobie, Yaten- Taiki, słysząc szelest liści, chwycił srebrnowłosego za ramię i powstrzymał go przed rzuceniem się na Seiyę. Na polanę w końcu wróciła dziewczyna, do której Seiya od jakiegoś czasu wołał Mi-chan. Zdawał sobie w pełni sprawę, że bardzo krępuję ją ten zwrot, ku jego wielkiej radości; (doszedł do wniosku że pasuje do niej nawet bardziej niż poprzednie). Uśmiechała się szeroko, nieświadoma sprzeczki, ktora przed chwila miala miejsce. Momentalnie wyczuła jednak napiętą atmosferę, bo spojrzała uważnie na każdego z osobna i zapytała:
- Wszystko w porządku?
- Taaa… Idziemy dalej- Seiya rzucił Yatenowi ostrzegawcze spojrzenie i pomógł Mi- chan założyć plecak- Prowadź mistrzu!
- Możesz nam w końcu powiedzieć, gdzie nas prowadzisz?- odezwał się srebrnowłosy pretensjonalnym tonem.
- To niespodzianka- puściła do niego oczko- Ale nie będziecie zawiedzeni.
Yaten miał już zamiar dodać coś od siebie, ale Taiki pokręcił głową, wyraźnie dając mu znak, żeby nie rozsierdzał niepotrzebnie Seiyi, bo to nie polepszy sprawy. Szli więc dalej w milczeniu, pogrążeni we własnych myślach. Nawet ona przestała się uśmiechać i o dziwno nic nie mówiła co było u niej rzadkością, skupiła bardziej na drodze, która robiła się coraz bardziej stroma i kamienna. Uszli może kilkadziesiąt metrów, gdy nagle zatrzymała się tak, że podążający za nią Seiya wpadł na nią, niemal się przewracając.
- Wszystko w porządku, Mi- chan?- spojrzał na nią uważnie. Trzymała się za nadgarstek prawej ręki.
- Już niedaleko- wyszeptała i ruszyła dalej przed siebie, nie zwracając uwagi na bruneta, który wpatrywał się w nią z nieukrywanym zdumieniem.
Im dalej brnęli przed siebie, tym więcej niepokojących sygnałów dostrzegał. Dziewczyna jakby słabła. Jej nogi zaczęły drżeć, a ręce zwisały bezwładnie, utrzymywane resztką sił blisko ciała. Co chwilę się potykała, więc w końcu złapał ją za rękę, pytając, czy wszystko w porządku, ale i tak odpowiedziała mu tylko słabym uśmiechem, który tak naprawdę nie uspokajał. W końcu, ku przerażeniu Seiyi, padła na zimną skałę i nie potrafiła się już podnieść. Taiki i Yaten doskoczyli do niej, próbując zorientować się w sytuacji, a Seiya wziął ją na ręce i przytulił mocno, gotowy wracać z powrotem.
- Seiya, proszę, musimy iść dalej- zaprotestowała, kiedy odwrócił się w przeciwnym kierunku.
- Nie wygłupiaj się! Źle się czujesz, wracamy z powrotem!- chłopak nie miał zamiaru ustąpić.
- To zaraz minie. Proszę Cię, to już naprawdę niedaleko…
- Nie ma mowy!- dotarł do nich zmartwiony i drżący ze zdenerwowania głos… Taikiego- Seiya ma rację. Wracamy. Dzieje się z Tobą coś dziwnego, Tsuki- chan.
Yaten i Seiya patrzyli przez chwilę na szatyna, zdziwieni jego żywą reakcją.
- To naprawdę nic takiego, Taiki- odpowiedziała spokojnie i uśmiechnęła się lekko- poza tym zaraz przejdzie, przecież to u mnie normalne - wciąż się o coś potykam.
- Dlaczego jesteś taka uparta?!- Seiya obudził się z letargu i skrzywił z niezadowoleniem. Szatynka westchnęła ciężko i wyjęła z kieszeni swetra złotą klepsydrę na długim łańcuszku.
- Już czas…
Zatrzymali się przed skalną ścianą. Mi-chan niesiona do tej pory przez Seiyę na plecach, poprosiła, żeby brunet postawił ją na ziemi i wolnym, niepewnym krokiem podeszła do głazu, a potem położyła na nim swoją delikatną dłoń. Pod wpływem jej dotyku na powierzchni kamienia zalśniły złote i srebrne znaki przypominające pismo runiczne, których szatynka zdawała się nie zauważyć. Zniknęła nagle pomiędzy głazami, a kiedy szatyn podszedł bliżej okazało się, że jest tam wąska szczelina, którą przecisnął się za nią. Znalazł się w dużej, okrągłej jaskini, w której ukryte było podziemne jezioro. Jej ściany mieniły się tysiącem drobnych iskierek, jakby tworzył ją ogromny kryształ, a od gładkiej powierzchni wód odbijały się promienie słońca, padające na ich środek przez jakiś ukryty otwór w kamiennym suficie. To było dziwne miejsce. Każdy z nich czuł się tam nadzwyczaj dobrze. Za dobrze…
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.