Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Death Note - child of BB

Schizofrenia, Samsung, Slenderman i Czekolada

Autor:Shinigami
Serie:Death Note
Gatunki:Komedia, Kryminał, Obyczajowy
Dodany:2013-01-16 21:23:05
Aktualizowany:2013-01-16 21:23:05


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Można kopiować ale nie podawać jako swoje.


Była godzina szósta rano, do pobudki jeszcze dwie godziny. Zza zakrętu wypadła czarnowłosa dziewczynka. Owe włosy sterczały na wszelkie możliwe strony, opadały na ramiona. Pasiasta koszulka powiewała od pędu, ciągle spadały jej spodenki. Była to jeszcze pidżama. Bose stopy plaskały o deski.

Z przeciwnej strony nadbiegał chudy chłopiec, o włosach, które najprawdopodobniej zabalowały w ciągu nocy i nie potrafiły powrócić teraz na swoje miejsca. Biała koszulka i szare spodnie dresowe, bose stopy. Wyglądał tak, jakby on również dopiero zerwał się z łóżka.

Po przeciwnej stronie domu chłopaczek o białych, sztywnych włosach i skoncentrowanej minie, przeszukiwał wszystkie zakamarki korytarza. Za długie spodnie od piżamy miał podwinięte, podkoszulek zjeżdżał z ramion. Na jednej stopie niebieska skarpetka, a na drugiej biała.

W jadalni klęczała dziewczynka. Brązowe włosy, starannie rozczesane i spięte w dwa kucyki, dopasowana zielona piżama w kwiaty. Nieskazitelnie białe skarpety i kapcie.

Cała czwórka miała właśnie jeden cel - schwytać troje kociąt, które w nocy wymknęły się z pokoju Sary.

I, co oczywiste, unikać Rogera!

Lucy z rozpędem wpadła na Jimmy’ego.

- Jimmy, a jeśli wlazły do gabinetu Rogera?

- To - odpowiedział chłopak, przeczesując palcami włosy - wtedy zginiemy. Ewentualnie będziemy musieli posprzątać, na jedno wychodzi. No, Sarze nie, ona pewnie dostanie co innego.

Spanikowani zbiegli na dół, prawie zabijając się na schodach. Woleli to sprawdzić we dwójkę. Jimmy miał walkie-talkie, w razie czego ich ostrzegą. Jakoś…

Dziewczynka zajrzała za róg. Z pomieszczenia nie dochodziły żadne dźwięki. Machnęła na przyjaciela. Kiedy podszedł, dała znak aby został na czatach. Uchyliła drzwi i jak kartka spływająca na podłogę, wślizgnęła się do pokoju.

Cicho zawołała kociaki. Gdy nic nie usłyszała zawołała głośniej. Znowu nic. Nie ośmieliła się krzyknąć, z obawy, że zdradzi tym swoją obecność.

Z walkie-talkie dobiegły trzaski.

- Lucy, schowaj się, Roger idzie!

Nie myśląc wiele wpadła pod biurko. W tym samym momencie otworzyły się drzwi i rozległ się znajomy odgłos kroków. Ciche westchnienie, odgłos drapania i szmer resztek włosów dyrektora.

- I co ja mam z nimi zrobić? - odezwał się do siebie.

Poszedł do drugiego pomieszczenia, połączonego z gabinetem. Wrócił po chwili. Lucy, ku własnemu przerażeniu, usłyszała mruczenie i kilka leniwych miauknięć.

Postawił pudełko na ziemi koło biurka. Jeden z kotków wyszedł z kartonu, dojrzawszy dziewczynkę. Uporczywie machała ręką „odejdź, odejdź”! Ale czarnuch zbliżał się do niej. Zadrapał łapką o jej spodnie.

- Hmmm? Co to? - Roger pochylił się i natychmiast wyprostował - Lucy! Wyłaź!

- Głupi kot - mruknęła dziewczynka. Wstała i stanęła przed dyrektorem z obrażoną miną.

- Co ty znowu wyprawiasz?

- Szukałam.

- Czego?

- Kotów.

- Tych? - wskazał na pudło. Czarny kociak dołączył już do rodzeństwa.

- Tak.

- Skąd je masz?

- To…

- Skąd je masz? - starszy mężczyzna ponowił pytanie.

Zacisnęła usta.

- Skąd?

Pokręciła głową.

- Skąd? Lucy, nie będę ponawiał pytania. Odpowiadaj.

Potrząsnęła głową mocniej, wydęła dolną wargę i zacisnęła pięści.

Mężczyzna zrezygnowany złapał ją lekko za kołnierz i wyprowadził. Zgarnął kociaki i wręczył jej.

Zdążył złapać małego biologa i teraz cała trójka szła korytarzem. Nie mieli jak ostrzec Etha i Sar, więc w końcu pewnie ich też złapie

Obawy dziewczynki się potwierdziły. Przyjaciele szybko stanęli przed biurkiem dyrektora. Sara prawie płacząc powiedziała, że obserwowała kociaki, ale matka ani razu do nich nie przyszła, więc zaniosła je do domu. Wiedziała, że nie wolno. Po prostu żal było jej zostawić zwierzątka na pewną śmierć.

- Po za tym - wykrzyknął nagle Jim - opiekowanie się zwierzęciem przez dziecko uczy je tolerancji, odpowiedzialności, akceptacji i wyrabia wrażliwość na uczucia. Nikt z nas nie jest uczulony na koty. Dwadzieścia trzy osoby - powiedział w zamyśleniu - i nikt nie jest alergikiem.

- Faktycznie - odparł Eth - zwierzę jest także źródłem przyjaźni, czyli sprzyja rozwojowi emocjonalnemu. Kontakt ze zwierzętami, pomaga przezwyciężyć chorobę. Towarzystwo psa działa antystresowo.

- Przecież w Wammy’s House chodzi właśnie o to, aby prawidłowo i ponadprogramowo nas rozwijać, prawda? - wtrąciła Lucy potrząsając czarnymi włosami. Sara pokiwała głową z entuzjazmem, aż podskoczyły jej kitki. Schludnie poprawiła Ethanowi opadające ramiączko, odruchowo wyrównała podwinięte nogawki, strzepnęła swoją koszulkę, przyklepała włosy przyjaciółce, biologowi wyprostowała spodnie. Uśmiechnęła się do Rogera.

- Więc - westchnął - mają mieszkać u Sary?

- Mogą! - krzyknęła natychmiast.

Tydzień później po WH biegały trzy koty i wielki, przyjaźnie nastawiony labrador. Urządzono losowanie imion. Nie dlatego, że były różne propozycje, tylko dlatego, że dla wszystkich zwierząt była jedna: L.

Prawdopodobnie sam L nie byłby zachwycony.

Ostatecznie koty nazwano tak: biało-rudy kocur to Samsung (pomysł Claudii), ruda kotka to Schizofrenia (pomysł Caspiana, zdrobniale nazywana Frenia), czarny kocur to Slenderman (pomysł Victora, który oprócz sportu uwielbia straszne historie). Labradorkę nazwano zaś Czekolada (pomysł Mello).

Dzieciaki wychodziły z Czekoladą na spacer, często nawet dziesiątką.

Kiedyś Frenia uciekła do ogrodu i z obawy na ruch uliczny (choć niewielki) dzieci wyszły jej szukać. Przechodnie dziwnie patrzyli na Lucy, kiedy wyszła z krzaków z kotkiem na rękach i krzyczała do sierot:

- Mam Schizofrenię!

Jeszcze dziwniej na Matta biegającego przed sierocińcem i krzyczącego (do rodzeństwa naturalnie):

- Nie mogę znaleźć Samsunga!

Albo na Winry zwracającą się do Sophie głośno:

- Widziałam Slendermana, ale uciekł na mój widok.

Imię psa nie budziło takich kontrowersji

Lucy była zachwycona. Na Czekoladzie sadzano czasem Adiego lub Anne, bo byli najmniejsi. Anne miała już pięć lat, Andie zaś siedem. Pies wydawał się zadowolony i biegał z wywieszonym jęzorem.

Ludzie patrzyli jeszcze dziwniej widząc sześcioro dzieci (Mello, Matt, Jimmy, Ethan, Lucy i Sara) idących za wielkim, brązowym psem, na którego grzbiecie jechała mała Anne. Smycz musiało trzymać troje osób, bo inaczej pies potrafił się wyrwać.

Sielanka normalnie. Przy jednym z czasami organizowanych spotkań, większość dzieciaków opowiadała L’owi z przejęciem o nowych lokatorach. Wydawał się być zadowolony.

Frenia zawsze spala z Lucy, chociaż ta nie wiedziała za bardzo czemu. Czekolada lubiła spać u wszystkich po kolei, Samsung spał w jadalni lub u Neara, a Slenderman u Caspiana, Jimmy’ego lub Anne.

No po prostu magia!

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.