Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Rezonans

Mrok we mgle

Autor:Rinsey
Serie:Slayers
Gatunki:Akcja, Dramat, Fantasy, Przygodowe, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2013-04-30 14:15:29
Aktualizowany:2013-05-09 15:42:29


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Kopiowanie całości lub fragmentów przez osoby trzecie bez zgody autorki jest zakazane.


Rozdział 3

Mrok we mgle

Czym mogło być życie?

Wypełnionym mnóstwem radosnych chwil i beztroski czasem. Naturalnie momentami pojawiałyby się również i łzy, ale szybko by się je ocierało i biegło na spotkanie nowej przygody. A po każdym takim fantastycznym przeżyciu powracałoby się do ciepłego domu, gdzie każda troska odchodziłaby w zapomnienie.

A czym było życie?

Ciągłym płaczem i krzykiem. Pustką pozbawioną domu. Bez miejsca, do jakiego można było wrócić i opatrzyć nowe rany, wytrzeć kolejne łzy, napełnić serce radością i spokojem. W ten sposób wszelkie nowe doświadczenia pozostawiały po sobie obrażenia, które nie miały czasu się zagoić. Każdy następny cios rozszarpywał jedynie stare blizny. Stale płynąca strużka krwi cierpienia stawała się pożywką dla czystej, nieskalanej nienawiści w stosunku do tych, którzy odebrali jej to, czym jej życie mogłoby być.

Czy kiedykolwiek odczuwała jakąkolwiek wątpliwość wobec tego, co robiła teraz?

Już nie. Wierzyła, że ma całkowite prawo do takiego postępowania. Oni, Equeshan, całkowicie na to zasługiwali. Co więcej, uważała, że w taki sposób ocali innych przed podzieleniem jej losu. Tylko czasami… ale tylko czasami wzdrygała się wewnętrznie, gdy patrzyła w oczy swojej ofiary tuż przed śmiercią. Zdarzało się to jednak coraz rzadziej. Gdyby zaczęła się zastanawiać, czy istnieje jakakolwiek możliwość, że się myli, nie potrafiłaby iść naprzód.

Serya patrzyła się przez kilka sekund w martwe oczy młodej kobiety, którą dosłownie chwilę wcześniej pozbawiła magii. Aby ich plan mógł się urzeczywistnić, potrzebowano ogromnej ilości mocy. Natomiast osobami najbardziej obdarzonymi w tym temacie byli znienawidzeni Strażnicy. Equeshan tym się różnili od przeciętnych magów, że stanowili ze swoją mocą jedność. W momencie utraty możliwości rzucania czarów, spotykała ich śmierć. Taki był rezultat zbyt wielkiego sprzężenia ze światem magii. Na samym początku wzdrygała się na myśl o odebraniu życia drugiemu człowiekowi, lecz jak tylko sobie przypominała, co oni jej uczynili, wahanie zmieniało się w przekonanie o słuszności takiego działania. Strażnicy całkowicie fałszywie zinterpretowali historię powstania świata. Na rzekomej zasadzie Równowagi zbudowali system opierający się na kłamstwie i ułudzie tylko po to, aby usprawiedliwiać własne niegodziwe czyny. Wychodząc z takiego założenia, jak można było traktować eliminację świętoszkowatego Equeshan jako coś złego? Co prawda, nie zgadzała się z zabijaniem czarodziejów niezwiązanych z krainą Równowagi, co często robili jej nowi towarzysze broni. Te osoby nie były niczemu winne. Po prostu nie miały na tyle odwagi i siły, aby się wyzwolić spod kontroli tyranii Strażników. Ona sama za swój cel zawsze obierała Equeshan. Dzięki temu czuła, że robi dla świata coś dobrego.

Tylko czasami nachodziły ją chwile zwątpienia. Zwłaszcza gdy po ekstrakcji mocy kolejnej ofiary napotykała smutne spojrzenie swojej jedynej rodziny. Zawsze wesoła i psotna Frena zwykle patrzyła się wtedy na młodszą siostrę z takim żalem i wyrzutem, że Serya na moment zaczynała żałować tego, co robiła. Szybko wtedy przywoływała w pamięci słowa Guesha, jej wybawcy, mentora i opiekuna zarazem. Masz prawo do zadośćuczynienia. Oni zabrali ci wszystko, zostawiając za sobą tylko łzy i cierpienie. Nie czuj się winna, odbierając to, co ci się należy. Te słowa wystarczały, aby opuściły ją wszelkie wątpliwości. Tylko ten jeden cel jej teraz przyświecał. Musiała przywrócić temu światu prawdziwą sprawiedliwość. A będzie to możliwe jedynie wtedy, kiedy Equeshan znikną z tego świata.


***


- No dobra, to od czego zaczynamy? - spytała Lina, lustrując swojego nauczyciela badawczym spojrzeniem. Właśnie teraz miała się zacząć jej nauka magii. Sama idea wywoływała u niej całą mieszaninę emocji. Ciekawość przewijała się z lękiem i podekscytowaniem. Była też lekko zaskoczona postawą Zelgadisa, który zdawał się być trochę bardziej przychylny pomysłowi, aby rudowłosa rozpoczęła edukację magiczną pod jego pieczą. Naturalnie przy tak mało wylewnym człowieku nie była to może niewiadomo jaka różnica, ale miała wrażenie, że taki drobiazg w przypadku tego wojownika wiele znaczy. Dzięki takim myślom czerwonooka się rozluźniła. Miała mniej więcej pojęcie, jak ogromną moc zapieczętowano w jej wnętrzu. Wspomnienia z szału magii stawały się coraz żywsze i wyraźniejsze. Wciąż podtrzymywała swoje zdanie z rozmowy z Filią. Opanowanie czegoś tak chaotycznego nie było łatwą sprawą. A może nawet i niemożliwą. Jednak w momencie, gdy miała otrzymać 8000 sztuk złota za miesiąc, mogła tutaj przez pewien czas zostać. Podejrzewała, że musi istnieć jakiś inny sposób, aby mogła wrócić do swojego życia w Atlas, jednak nawet najmniejsze prawdopodobieństwo, że mogła uzyskać z Zelgadisem Rezonans, sprawiło, że Filia przemilczała tę opcję. Lina w chwili obecnej nie miała nic przeciwko. Do rozpoczęcia studiów miała półtora miesiąca, a w tym czasie zarobi tu sześć razy więcej niż przez ten czas w winiarni. Świeża adeptka magii w sekundę była w stanie ocenić, co jej się bardziej opłacało. Połowę wakacji spokojnie mogła poświęcić na tę dochodową przygodę w Eques.

- Najpierw zamknij oczy. - odpowiedział Zelgadis.

Lina spojrzała na niego podejrzliwie.

- A niby czemu? Skąd mam wiedzieć, że nie będziesz czegoś kombinować?

Jak tylko do mężczyzny doszedł właściwy sens tych słów, mocno się zarumienił i gwałtownie potrząsnął głową.

- NIE O TO MI CHODZI! Muszę.. - Trochę się uspokoił, biorąc głębszy wdech. - … rozluźnić blokadę, którą związałem twoją moc. Może być to trochę dziwne uczucie, dlatego będzie ci łatwiej jak zamkniesz oczy. - Zaczął się nieco nieskładnie tłumaczyć.

Lina obserwowała go z rozbawieniem.

- Wiesz, że tłumaczą się tylko winni? - Szybko doszła do wniosku, że droczenie się z nim będzie jej jedną z ulubionych rozrywek w krainie Równowagi.

- To nie jest… - Lina odkryła, że na twarzy maga można było rozróżnić wiele odcieni czerwieni. - Robisz to specjalnie. - powiedział z wyrzutem.

- Tylko ci się wydaje. - odparła rudowłosa z szerokim uśmiechem.

Zelgadis nic nie odpowiedział tylko zmierzył ją groźnym spojrzeniem.

- No dobrze, już dobrze, nie nadymaj się tak. - dodała i zamknęła oczy, kończąc pierwszą rundę przekomarzań.

Usłyszała ciężkie westchnięcie i po chwili poczuła ciepło w okolicach czoła, które stopniowo zaczęło się rozlewać na całe jej ciało. Instynktownie wiedziała, że Zelgadis stoi tuż przed nią. Jego dłoń musiała być zawieszona nad jej głową, jednak w taki sposób, że jej nie dotykała.

- Czujesz coś?

- Czuję przyjemne ciepło, nie tamten nieokiełznany żar, tylko ciepło.

- Dobra, tyle wystarczy. - powiedział i zrobił trzy kroki w tył.

Jak tylko Lina otworzyła oczy, ujrzała, że cała jest otoczona karminową poświatą.

- W chwili obecnej moc z ciebie wycieka. Pierwszym stopniem kontroli jest utrzymanie jej w granicach własnego ciała. W przypadku Pierwotnego Widzenia musiałaś zdominować swoje otoczenie własną energią życiową, czyli elementarną energią tkwiącą w każdym człowieku. -tłumaczył. - Osoba obdarzona magią poza energią życiową ma również dodatkową moc, którą zwykle odczuwa się w jakiś charakterystyczny sposób. W twoim przypadku jest to ciepło, zgadza się?

- Zgadza się.

- Czyli teraz przy jednoczesnej dominacji otoczenia przy pomocy energii życiowej musisz spróbować zawrzeć to ciepło w swoim wnętrzu.

- Ale jak?

- Wyobraź sobie nurt.

- Ok… zrobione.

- Wczuj się we własną energię. Ten nurt to twoja energia, czujesz to?

Na początku chciała odburknąć, że nie, ale powoli powstały w jej wyobraźni nurt zaczął się pokrywać z delikatnym poczuciem, jakby coś z niej wypływało.

- Chyba tak… - przyznała zaskoczona.

- A teraz wyobraź sobie, że ten nurt zaczyna płynąć w przeciwną stronę.

To trwało bardzo, ale to bardzo długo. Nurt w jej wyobraźni płynął ze sporą prędkością, aż stopniowo, stopniowo, przepływ zaczął zwalniać, a w pewnym momencie zaczął się powolutku cofać.

- Dobrze. Właśnie tak. - Czy jej się zdawało, czy usłyszała odrobinę entuzjazmu w jego głosie? - A teraz spróbuj ten nurt skupić w jednym konkretnym miejscu.

To było niesamowite wrażenie. Zupełnie jakby odkryła, że ma nową rękę czy nogę, którą przez bardzo długi czas nie ruszała. Jej wyczucie na samym początku przysparzało jej trudność, jednak im dłużej próbowała manipulować tą energią, z tym większą łatwością jej to przychodziło. Niewiadomo kiedy już nie potrzebowała wyobrażania sobie tej mocy jako nurtu. Wreszcie zrozumiała, czemu zarówno Filia jak i Zelgadis podkreślali, że magia zaklęta w jej wnętrzu nie należy do Ayneres tylko do niej. To była jej moc. Część jej istnienia. Wychodząc tylko z takiego założenia, można było uzyskać nad nią kontrolę.

- Na przykład w dłoni. - Zelgadis kontynuował cichym, lecz doskonale słyszalnym tenorem. Lina czuła się jak w transie. Liczyła się tylko ta moc i ten głos, który pomagał jej zapanować nad tą energią.

- A teraz spróbuj wypuścić z dłoni nieco tej energii.

Wystarczyła jedna myśl, aby moc posłusznie wydostała się na zewnątrz. Z zachwytem obserwowała, jak w jej ręce formuje się piękna, dorodna kula ognia. Po chwili sfera zaczęła powoli rosnąć, a gdy miała satysfakcjonujący Linę wymiar, świeżo upieczona czarodziejka postanowiła rzucić ją przed siebie.

Gwałtowny wybuch wyrwał ją z transu. Jej oczom ukazała się ogromna eksplozja, którą natychmiast zaczęła absorbować trawa. Niewątpliwie, gdyby nie szczególne właściwości tej łąki, mogłaby się mocno przyrumienić przy pomocy własnej mocy.

- Miało być trochę. - podsumował Zelgadis założywszy ręce na piersi. - Ale i tak jak na pierwszy raz byłoby całkiem nieźle, gdyby nie to, że zaczynasz się upijać mocą.

- Że co? - spytała zdezorientowana Lina. - Upijać mocą?

- To jeszcze nie jest szał magii, ale jest to taka sytuacja, która może do niego doprowadzić. Moc czasem może działać… powiedzmy jak alkohol. Zaczynasz trochę zatracać rozsądek i poczucie właściwego celu.

- To co zrobić, aby to tak na mnie nie działało?

- Cóż, im częściej będziesz korzystać z magii, tym twoja odporność będzie się zwiększać. Więc na chwilę obecną nie ma czym się martwić. Miej tylko świadomość, że odblokowałem mniej więcej promil twojej mocy.

Lina spojrzała na niego z wyrzutem.

- Nie ma co, potrafisz motywować uczniów.

- Mówię tylko jak jest. - Wzruszył ramionami.

- Jeden promil… - wymamrotała pod nosem. - Przecież w takim tempie to zajmie całe wieki!

- Nie do końca. Każdy trening nie będzie wyglądał tak, że będę uwalniał kolejny promil twojej mocy. Następnym razem uwolnię jej dwa razy więcej, potem może cztery razy więcej, a w pewnym momencie może sama będziesz w stanie przełamać moją blokadę. Ale do tego momentu minie jeszcze sporo czasu. Wszystko jednak będzie zależało od ciebie.

- Sporo czasu… Hm… a ile potrzeba, aby opanować teleportację?

Na twarzy Zelgadisa zagościł złośliwy uśmieszek.

- A co, komuś nie podobał się spacerek?

Lina błyskawicznie poczuła ochotę, aby miotnąć w niego kulą ognia. W jednej chwili w jej głowie pojawiły się słowa.

- Fire Ball! - Z jej dłoni wydobyła się idealnie okrągła, niewielka sfera płomiennej energii, która szybko pomknęła w stronę mężczyzny. Mag na początku otworzył szerzej oczy ze zdziwienia, jednak w ułamku sekundy zrobił unik.

- Ups. - wyrwało się Linie.

- To mamy w takim razie za sobą kolejną lekcję. - odparł zaskoczony i zadowolony jednocześnie Equeshan. - Słowa również zawierają w sobie wielkie znaczenie. Gdy pewna forma mocy zyska imię, o wiele łatwiej jest ją przywołać po raz drugi, nie wspominając już o kontroli.

Rudowłosa była nieco zdumiona. To nie zostanie zbesztana za rzucanie kul ognia po kątach?

- No to jednym słowem jestem niesamowicie genialna. - oznajmiła z satysfakcją. Zelgadis mógł sobie mówić, co chciał, ale wiedziała, że zrobiła na nim wrażenie. Właśnie o coś takiego jej chodziło, chciała mu utrzeć nosa, chociaż nie można było powiedzieć, że wojownik był z tego względu niezadowolony. Poza tym zaczęły się potwierdzać słowa Filii. Abstrahując od faktu, ile mocy czy talentu miała czerwonooka, dziewczyna lubiła magię. Wtedy nawet nie zastanawiała się, jakie to może przynieść konsekwencje. Dała się po prostu ponieść nurtowi, mając złudzenie, że wszystko znajduje się pod jej kontrolą.


***


Do każdego z istniejących wymiarów należała dokładnie jedna dwunasta terytorium krainy Równowagi. Jako że światy zazwyczaj dzielono na Rejony, to tę część, która należała do Eques nazywano dla podkreślania jej wagi Rejonem Głównym. W uniwersum, gdzie obecnie przebywała Lina, centralną część świata magii nazywano Seyrun. Jak świeżo upieczonej czarodziejce tłumaczyła Filia, było to ogromne miasto poświęcone białej magii. Właśnie tam znajdywała się siedziba reprezentantów Przymierza Równowagi, będących praktycznie najważniejszymi mieszkańcami Eques. W każdym wymiarze wybierano dwójkę przedstawicieli: Shyllien, zwanymi inaczej Filarami oraz Xullan, czyli Strażników Nurtu. Pierwsza funkcja polegała na stabilizowaniu nasyconej magią materii, będącej budulcem Krainy Równowagi. Co prawda, każdy Equeshan musiał wykazywać się umiejętnością stabilizowania energii swojego otoczenia, jednak zdolność prawdziwego Shyllien obejmowała swym zasięgiem obszar tak wielki jak cały Rejon Główny. Obowiązkiem Xullan było sprawowanie pieczy nad swobodnym przepływem magii w Eques. Obie pozycje były tak samo ważne dla utrzymania Równowagi w każdym wymiarze. Moc z jednej strony musiała być częścią swobodnego nurtu, który w tym samym czasie nie mógł być chaotyczny. O wyborze kandydata na dane stanowisko decydowała przede wszystkim różnica w charakterze magii ludzi, Smoków i Mazoku. Ryozoku i Demony korzystały bezpośrednio z mocy Ceiphieda i Shabranigdo, będąc przetwornikami potęgi Bóstw. Ich siła brała się z umiejętności kontrolowania nurtu mocy uśpionych zwierzchników. Ta cecha decydowała, że znacznie lepiej nadawali się na Xullan. Przypadek ludzi wyglądał jednak zupełnie inaczej. Typowy mag posiadał pewną pojemność magiczną, która decydowała o jego prawdziwym potencjale. Człowiek przechowywał moc we własnym ciele, co zupełnie zmieniało jego podejście do magii. W celu rzucenia zaklęcia należało najpierw wyciszyć wszelkie zakłócenia energii otoczenia, aby nic nie kolidowało z wyzwoleniem mocy maga. Z tego względu to właśnie ludzie najczęściej zostawali Shyllien. W ten sposób połączone siły tych trzech ras w postaci dwunastu Filarów oraz tuzina Strażników Nurtu wchodziły w skład Przymierza Równowagi, najwyższej instancji Eques.

W Seyrun funkcję Xullan pełnił reprezentant złotych Smoków Milgazia Ragradia, potężny Ryozoku, który pomimo młodej aparycji niewątpliwie żył więcej niż 1000 lat. Ze względu na doświadczenie oraz mądrość cieszył się szacunkiem i zaufaniem magicznego społeczeństwa, chociaż jednocześnie uznawano go za dosyć surowego przywódcę. Jego przeciwieństwem w tym temacie był piastujący stanowisko Shyllien Philionel El Di Seyrun wywodzący się z rodu Eisenberna Seyrun, legendarnego przyjaciela samego Lei Magnusa, twórcy idei Równowagi. W świecie magii z reguły nie istniały królewskie dynastie, gdzie przejmowano by jakąś ważną funkcję z rodzica na potomka. Jak wspomniano wcześniej, przy wyborze kandydata na dane stanowisko kierowano się tylko i wyłącznie talentem magicznym. Przypadek rodziny Seyrun był jednak niespotykany, gdyż każdy członek tej familii wykazywał ponadprzeciętne zdolności w temacie stabilizacji energii o ogromnym zasięgu. Philionel stanowił wyjątek nawet w tak niecodziennym rodzie. Mężczyzna nie posiadał zdolności rzucania jakichkolwiek zaklęć, a jednak sama jego obecność wystarczała, aby wyciszać wszelkie zakłócenia mocy na terenie całego Rejonu Głównego.

Właśnie ta dwójka słuchała raportu składanego przez Zelgadisa Greywordsa w uważnym skupieniu, siedząc przy długim białym stole w niewielkim, choć eleganckim pokoju.

- Na samym początku udało mi się wytropić pierwszego z tej pary, Hashneya. - opowiadał mag. - I wyciągnąć z niego informację, gdzie miała się pojawić Ayneres. Niestety nie mogłem ani go zapieczętować ani obezwładnić, gdyż w ten sposób jego partner natychmiast dowiedziałby się, że coś jest nie tak.

- Oni również uzyskali Rezonans? - spytał Philionel, mężczyzna w średnim wieku o potężnych wąsach i gęstych brązowych włosach. Jego ogromna sylwetka była ukryta pod długim ciemnym płaszczem.

- Ta grupa, czy jak ją nazywają niektórzy Ruelzhan, wysyła w teren jedynie pary, które osiągnęły Rezonans. W tym tkwi ich główna siła. - wyjaśnił Zelgadis, patrząc się w niebieskie oczy Shyllien.

- Rezonans to potężna broń, zwłaszcza w rękach tak zmyślnego przeciwnika. - skomentował Milgazia, wysoki osobnik o długich blond włosach, który byłby nie do odróżnienia od zwyczajnego człowieka, gdyby nie specyficzne żółtawe oczy o niebezpiecznym błysku.

- To prawda. - przyznał ponuro mag. - Kontynuując, wprowadziłem Hashneya w półsen. Nie był w stanie za mną podążyć, a jednocześnie nie był w stanie ostrzec swojego partnera. Później powiedzmy, że przechwyciłem Ayneres i obezwładniłem jego partnera. - dodał nieco niezadowolony.

- To doskonała wiadomość, Zelgadisie! - odezwał się z entuzjazmem Philionel. - Więc czemu mówisz o tym z tak kwaśną miną?

- Miałem sporą nadzieję, że uda mi się wyciągnąć jakieś informacje albo z Hashneya albo z jego wspólnika. Liczyłem się jednak z możliwością ucieczki Hashneya. Mimo wszystko wprowadzenie kogoś w półsen nie jest zbyt skutecznym sposobem obezwładniania. Jednak byłem przekonany, że jego partner dostarczy nam kilku odpowiedzi i tutaj okazało się, że nie doceniłem naszego wroga. Jak tylko znalazł się w mojej mocy, włączyło się jego zaklęcie, które najwidoczniej miało nie dopuścić do jakiegokolwiek wypływu informacji.

- Popełnił samobójstwo? - spytał Milgazia.

- Właśnie. - potwierdził.

- Świadczy to tylko o tym, że są w stanie poświęcić wszystko, aby osiągnąć swój cel. -skomentował Ryozoku. - A co się stało z Ayneres?

Zelgadis westchnął ciężko.

- Mówiąc krótko, wniknęła w ciało pewnej dziewczyny.

Smok zmierzył go zdezorientowanym spojrzeniem.

- To rzadkie, ale nie niespotykane. Po ekstrakcji i drobnej modyfikacji pamięci nie powinno być problemu.

- Zgadza się. Tyle tylko, że magia Ayneres scaliła się z energią życiową tej dziewczyny.

Na twarzy Ryozoku odmalowało się szczere zaskoczenie.

- I ona to przeżyła?

- Tak. Co prawda natychmiast po przebudzeniu wpadła w szał magii, ale po założeniu ziemnej pieczęci jej magia została stłumiona.

- W jakiej postaci się objawiła? - dopytywał Xullan.

- Ognia. - odparł krótko wojownik, mierząc zwierzchnika uważnym wzrokiem.

- Moc żywiołu? - Oczy Milgazii się zwęziły. - Moc Ayneres pod postacią żywiołu to naprawdę niebezpieczna siła. Nie możemy jej zostawić w rękach jakiejś zwyczajnej śmiertelniczki.

- Co chcesz przez to powiedzieć? - wtrącił się nagle Philionel. Jego beztroski humor w jednej chwili zniknął.

- Pieczęć Zelgadisa niewątpliwie rozwiązuje problem, ale nie możemy w takiej sytuacji wykorzystać tej mocy. Mamy trudne czasy. Nie możemy się wahać…

- Jeżeli chcesz powiedzieć, że zamierzasz zabić tę dziewczynę, aby uwolnić jej moc, to nawet możesz nie kończysz swojej wypowiedzi. - przerwał mu groźnie przedstawiciel rodu Seyrun.

- Philionelu, nie zdajesz sobie sprawy, o jakiego kalibru mocy mówimy.

- Tak długo, jak pełnię funkcję Shyllien, nie pozwolę na morderstwo niewinnej dziewczyny. Jesteśmy Strażnikami sprawiedliwości, a nie Ruelzhan. - powiedział pewnie pełniący funkcję Filara, po czym zwrócił się do podwładnego. - Zresztą myślę, że Zelgadis już poczynił pewne kroki, aby rozwiązać tę sytuację bez przelewu krwi.

Mag przez krótki czas nie reagował na słowa Philionela, tylko uważnie obserwował złotego Smoka.

- Owszem, dziewczyna zaczęła się uczyć kontroli.

- Że co? Przecież z taką magią, pomimo twojej pieczęci, stanowi zagrożenie nawet dla potencjalnego nauczyciela! - obruszył się Milgazia.

- Mylisz się, ponieważ to ja jestem jej nauczycielem. -odparł chłodno Zelgadis.

Dwóch mężczyzn mierzyło się przez pewien czas groźnym spojrzeniem.

- Ty kogoś uczysz? - spytał Ryozoku.

- Właśnie to przed chwilą powiedziałem. - odpowiedział z lekkim sarkazmem wojownik.

- I jak jej idzie?

- Doskonale. Znam tylko jeden przypadek, aby ktoś w czasie jednej lekcji doszedł do formowania zaklęć i do podstaw teleportacji.

- A tym pierwszym przypadkiem był kto?

- Ja.

Strażnik Nurtu wstał z krzesła i zaczął się przechadzać dookoła stołu.

- Nie podoba mi się to. Sam podejmujesz tak ważne decyzje, zgłaszasz nam to już po fakcie…

- Zaskoczę cię, ale to był pomysł Filii. - wtrącił mag z półuśmieszkiem.

Ryozoku zatrzymał się w miejscu.

- Filii?

- Zgadza się. Zresztą to, że mi nie ufasz, nie oznacza, że mam lecieć do ciebie po pozwolenie na każdą pierdołę. - powiedział chłodno Zelgadis.

Złoty Smok oparł ręce na stole i wbił nieprzyjemny wzrok w podwładnego.

- Masz rację. Nie ufam ci do końca. I myślę, że mam ku temu podstawy. Nie podoba mi się, że będziesz miał możliwość wychować sobie marionetkę, która będzie służyć przedłużeniu twojej samowolki. Jestem przynajmniej za przydzieleniem jej innego nauczyciela!

Zelgadis również wstał.

- Nie ufasz mi? - spytał ironicznie. - Nie nazwałbym bym tego w takim sposób. Boisz się po prostu, że jakbym naprawdę tego chciał, ziemia dosłownie zapadłaby ci się pod nogami.

- Przestańcie w tej chwili!!! - wrzasnął Phlionel roztrzaskując długi stół jednym ciosem. - Zachowujecie się niedorzecznie! W obecnych czasach musimy trzymać się razem! Tylko tak dojdziemy razem do pokoju i sprawiedliwości! - Wojownik i Xullan spojrzeli na niego niechętnie. - Milgazia, jesteś winien Zelgadisowi przeprosiny. Chłopak od dawien dawna jest doskonałym Strażnikiem i nie dał nam żadnego powodu, aby mu nie ufać. Zresztą sam powiedziałeś, że dziewczyna mogłaby stanowić zagrożenie dla swojego nauczyciela. Jeżeli rozwija się w sposób podobny do Zelgadisa, i skoro to jego pieczęć blokuje jej moc, nie ma lepszego kandydata na jej mentora. Nie wierzę też, aby Zelgadis tworzył jakiekolwiek marionetki…

- Taa… gdyby ta dziewczyna choć raz mnie posłuchała bez ani jednego sprzeciwu, to by było miło… - burknął mag pod nosem.

- A co niby potem? Jaką mamy gwarancję, że dziewczyna z taką mocą, faktycznie będzie wierna Równowadze? - wtrącił sceptycznie Ryozoku.

- Czemu jak czemu, ale wątpię, aby kiedykolwiek sprzeciwiła się Równowadze. Ta dziewczyna wyczuwa magię instynktownie. Jeżeli dojdzie do magii tożsamości, to nawet może będzie w stanie sama oddzielić siebie od mocy. - odpowiedział chłodno mag. - Gdyby jednak do tego doszło… - Jego szafirowe oczy stały się na chwilę zimne i bezlitosne. - Własnoręcznie ją zabiję. Jesteś usatysfakcjonowany? - zwrócił się do Strażnika Nurtu.

- Na chwilę obecną powiedzmy, że tak. - odparł bardzo powoli Milgazia. - Ale miej świadomość Zelgadisie, że będę się przyglądał tej sprawie niezwykle uważnie. - Jak tylko wypowiedział ostatnie słowo, Ryozoku aportował się.

Mag stał chwilę w milczeniu.

- Jak widać składanie raportu dobiegło do końca. Do zobaczenia Phil. - rzucił na pożegnanie i również zniknął, zostawiając przedstawiciela rodu Seyrun samego, który opadł na krzesło i westchnął ciężko.

- Co ja się z nimi mam… - Pokręcił głową. - Amelio, możesz już wejść. - zwrócił się nagle w stronę obrazu znajdującego się w drugim końcu sali.

Po chwili dzieło sztuki spadło na podłogę ogromnym łomotem, ukazując okazałą dziurę w ścianie, z której wyszła dziewczyna o ciemnych włosach do ramion ubrana w beżowy kostium składający się z sukienki z krótkim rękawkiem i legginsów, zwieńczony zgrabną peleryną. Pomimo drobnej sylwetki, nastolatka mogła pochwalić się niezwykle kobiecymi kształtami, co nieco kontrastowało z dziecięcym zachwytem widocznym w ciemnoniebieskich oczach.

- Jesteś niesamowity, tatusiu. Myślałam, że jak będę w tym miejscu, to mnie nie wyczujesz. - odezwała się z admiracją w głosie, otrzepując jednocześnie zielone kozaki i resztę stroju.

Philionel zaśmiał się głośno, lecz serdecznie.

- Aby to osiągnąć, musisz się jeszcze wiele nauczyć, córeczko. Ale jednocześnie tyle razy ci powtarzam, że nie powinnaś podsłuchiwać naszych narad. Mimo wszystko są one tajne. - Mężczyzna usiłował chyba zbesztać swojego potomka, ale w jego tonie na próżno można by się doszukiwać surowości.

- Tato, ale jeżeli kiedyś mam pełnić funkcję Shyllien, muszę być przecież odpowiednio przygotowana! Sama zdolność stabilizacji to nie wszystko! Muszę się nauczyć, jak można rozwiązywać konflikty w jak najbardziej pokojowy sposób, aby panowała sprawiedliwość! I dlatego wybacz tatusiu, ale muszę podsłuchiwać te spotkania, aby się uczyć od mojego niesamowitego taty! - zaćwierkała Amelia.

W jednej chwili w oczach Philionela zakręciły się łzy.

- Córeczko, doprawdy brak mi słów. Kiedy na ciebie patrzę, wiem, że zaprowadzimy prawdziwą sprawiedliwość w całej krainie Równowagi!!!

- Tak tatusiu! - Dziewczyna również się wzruszyła. - Szkoda tylko, że pan Zelgadis i pan Milgazia się nie dogadują. - dodała już spokojniej.

Philionel westchnął ciężko i natychmiast spoważniał.

- Każdy z nich chce bronić Równowagi, robią to jednak na dwa różne sposoby, ale zobaczysz, że pewnego dnia oni również się dogadają. - Uśmiechnął się uspokajająco.

- Wierzę w ciebie, tato! - odpowiedziała z entuzjazmem ciemnowłosa. - A co myślisz o sprawie tej dziewczyny, w którą wniknęła Ayneres? Ktoś, o kim pan Zelgadis tak pochlebnie się wyraża, musi być niesamowity!

- A co, chciałabyś ją poznać? - spytał się Philionel z pobłażliwym uśmiechem.

- Bardzo! - odparła bez chwili wahania dziewczyna.

- Hm… Może jakoś da się to załatwić…

- Tatusiu, jesteś najlepszy!!!


***


Teleportacja była bez wątpienia jedną z ulubionych form magii Liny. Jak jej tłumaczył Zelgadis, zdolność przenoszenia się stanowiła jeden z bardziej złożonych procesów. Innym stopniem trudności charakteryzowała się podróż międzywymiarowa, a jeszcze innym przemieszczenie się obrębie krainy Eques. Kluczem do tej umiejętności był tak zwany szlak energetyczny. Oznaczało to, że istniała możliwość aportowania się do miejsc, które się wcześniej odwiedziło i jednocześnie należało pamiętać aurę wydzielaną przez daną lokalizację. Inaczej jeszcze wyglądała sprawa pojawiania się obok osób emitujących znajomą energię. Mówiąc krótko, osoba chcąca się teleportować musiała najpierw wyciszyć własną moc i wyczuć nurt Eques, który po skupieniu się na konkretnym miejscu, przenosił tego kogoś do upragnionego celu. Naturalnie im chciało się pokonać większy dystans, tym napotykało się więcej trudności. Przy zbyt słabej koncentracji było bardzo łatwo zabłądzić.

- Oto zamawiana dokładka, proszę pani. - Starsza kobieta przy kości przyniosła Linie kolejny talerz najciekawszego dania, jakie rudowłosa w życiu jadła.

- Dziękuję pięknie. - odparła z entuzjazmem czerwonooka i zabrała się do opróżniania naczynia wypełnionego białym kremem przeplatającym się z czteroma innymi płynami. Początkująca czarodziejka nie wiedziała do czego mogłaby to porównać, ale była skłonna przyznać, że właśnie konsumowała jedną z najlepszych ze znanych jej potraw.

Dziewczyna nie znajdywała się tam, gdzie miała się znajdywać, co bynajmniej nie oznaczało, że zabłądziła. Zelgadis zakazał jej jakichkolwiek eksperymentów, co w sumie stanowiło dla dziewczyny niezłą zachętę do szkolenia nowej umiejętności. W czasie swojej pierwszej lekcji opanowała do perfekcji teleportację z pola ćwiczeń do dworku i z powrotem, a skoro rozumiała podstawy teoretyczne, to czemu miałaby czekać kolejny dzień aż Strażnik łaskawie znajdzie czas, aby nadzorować jej trening? Dzięki tym samodzielnym próbom odnalazła niesamowitą restaurację, która z jednej strony znajdywała się dosyć blisko siedziby Filii a z drugiej zabierała jej podniebienie do krainy wiecznej szczęśliwości.

- Poproszę dokładkę! - krzyknęła po wyczyszczeniu kolejnego talerza. Szybko się zdziwiła, gdyż miała wrażenie, że ktoś z drugiego końca restauracji złożył identyczne zamówienie dokładnie w tym samym czasie. Gdy się odwróciła ujrzała wysokiego, blondyna o długich włosach. Mężczyzna w niebieskiej zbroi o ciepłych, jasnoniebieskich oczach i o rozbrajającym uśmiechu mógł się spokojnie kojarzyć z rycerzem z bajek dla małych dziewczynek.

- Przykro mi, ale pozostała mi ostatnia porcja, a zamawialiście państwo to samo. - odparła przepraszającym tonem staruszka.

Lina zwróciła się do młodzieńca z czarującym uśmiechem.

- Myślę, że taki dżentelmen ustąpi posiłku drobnej bezbronnej dziewczynie, prawda?

Mężczyzna również uśmiechnął się pięknie w odpowiedzi.

- Patrząc na pokonany przez ciebie stos talerzy, nie uważasz, że to trochę sporo, jak na taką małą dziewczynę jak ty?

- Sam przecież masz identyczny stos na swoim stole! - warknęła nieco urażona Lina.

- Zgadza się, ale ja tyle potrzebuję, a ty po co masz to jeść, skoro nawet w biust ci to nie idzie? - odparł, jakby tłumaczył, ile to jest dwa plus dwa.

Nie minęła nawet sekunda, zanim pojawiła się w powietrzu ogromna kula ognista, która poleciała wprost na blondyna. Rozległ się głośny wybuch, gdy Fire Ball trafił do celu. Lina powoli podeszła do leżącego na ziemi mężczyzny i chwyciła go za fraki.

- Możesz powtórzyć, co powiedziałeś? - spytała grobowym tonem początkująca czarodziejka.

- Częstuj się panienko, na zdrowie. - odparł słabym głosem blondyn.

- Tak myślałam. - odpowiedziała z satysfakcją. - To ja poproszę tę porcję! - zwróciła się do starszej kobiety, która z uśmiechem pokiwała głową i zniknęła w kuchni, puszczając niebieskookiego.

- Chyba mówiłem ci, że nie powinnaś eksperymentować pod moją nieobecność. - usłyszała za sobą znajomy głos. W jego tonie było słychać niezadowolenie.

- To nie było eksperymentowanie tylko utrwalanie lekcji. Byłabym przecież mało pilną uczennicą, gdybym nie ćwiczyła, co nie?

- Ćwiczeniem dla ciebie jest wysadzanie innych Strażników w powietrze?

Lina spojrzała mściwie na wciąż leżącego na ziemi blondyna.

- Zasłużył sobie na to.

- Oto pani zamówienie. - Nagle pojawiła się starsza kobieta z ostatnim talerzem wyjątkowej potrawy.

- Dziękuję. - zwróciła się do właścicielki restauracji. - Zel, nie marudź, tylko zamów sobie coś. Wiesz jakie mają tu specjały?

- Zel? - spytał trochę zdziwiony.

- No, na co masz ochotę? - Sięgnęła po menu i zaczęła studiować kartę. - Najlepszej pozycji już nie ma. Jak to nazywacie, Mayetti? To czysta rewelacja. Ale może będzie coś innego…

- Lina. Nie możesz ignorować wszystkiego, co ci mówię. - przerwał jej mag. - Magia to nie jest zabawa!

Rudowłosa położyła kartę dań na stole i spojrzała Equeshan w oczy.

- Zel, ustalmy jedną rzecz. Jesteś moim nauczycielem, ale nie zwierzchnikiem. Nie zrobiłam nic, w czym mogłabym popełnić błąd. Teleportowałam się na mały dystans i rzuciłam małego Fire Balla. I tyle. Więc daj mi spokój. - Ponownie zerknęła na menu. - Musi być tu coś, co będzie pasować takiemu marudzie, jak ty…

Wojownik już miał chciał odpowiedzieć, gdy nagle rozległ się głos blondyna.

- Zel, daj dziewczynie spokój, ona naprawdę potrafi zadbać o siebie.

- Gourry, nie wtrącaj się. - warknął mag.

- O, to wy się znacie? - spytała czerwonooka.

- Tak. - potwierdził blondyn z uśmiechem. Widać było, że już się otrząsnął po kolizją z ognistą kulą. - Bronimy Eksela z tego samego terytorium.

- Eksela? Masz na myśli Eques? - Początkująca czarodziejka odezwała się z powątpiewaniem.

- Właśnie! - przyznał radośnie.

- Panie Zelgadisie, może skusi się pan na kawę dnia? - spytała staruszka, mierząc surowego Strażnika ciepłym spojrzeniem zielonych oczu.

Mag przez chwilę patrzył się groźnie na całą trójkę, po czym westchnął ciężko.

- Niech będzie. - powiedział zrezygnowany, siadając obok Liny.

- Czyli to kawa jest twoim słabym punktem. - wtrąciła z satysfakcją rudowłosa.

- O żebyś wiedziała! - przytaknął Gourry. - To nałogowiec. Swoją drogą to ty jesteś tą, w którą wniknęła Jajseres?

- Chyba Ayneres… Nie jesteś w stanie zapamiętać podstawowych pojęć używanych w miejscu twojego zamieszkania?

- No trochę mi się plącze kilka nazw. - przyznał blondyn.

- Uhm. - W jej głosie widoczne było powątpiewanie. Jak ktoś taki mógł zostać Strażnikiem? Mężczyzna był niewątpliwie bardzo przystojny, ale miał niewyparzony język i chyba trociny zamiast mózgu! - Jestem Lina Inverse. - przedstawiła się, zmieniając temat.

- Gourry Gabriev. - odwzajemnił powitanie z uśmiechem.

- Gourry, a ty nie miałeś złożyć raportu Filii? - wtrącił nagle Zelgadis pomiędzy jednym łykiem kawy a drugim.

- Wiedziałem, że o czymś zapomniałem! - krzyknął przerażony Gourry, łapiąc się za głowę. - To ja się zmywam póki co! Cześć! - rzucił na do widzenia i ruszył pędem w stronę dworku.

Lina przez chwilę w osłupieniu obserwowała oddalającą się sylwetkę blondyna.

- On nie zna teleportacji?

- Może i zna, ale nie lubi z niej korzystać. - odparł ze stoickim spokojem Zelgadis.

- Jakim cudem on został Strażnikiem?

Mag uśmiechnął się pod nosem.

- Gourry to doskonały przykład, aby nie ufać pozorom. Chwila nieuwagi i ten głuptas potrafi się zamienić w maszynkę do zabijania. Jest niezwykle utalentowanym szermierzem. W tym temacie przewyższa nawet mnie.

Lina przez dobrą chwilę trawiła usłyszane informacje. Chyba musiała zacząć się przyzwyczajać, że w krainie Równowagi nic nie jest tym, na co wygląda.

- Gourry normalnie też mieszka w waszym dworku?

- Jak nie jest na jakiejś misji, to tak.

- W zasadzie to ile osób mieszka tam na stałe?

- Cztery.

Dziewczyna ponownie się zamyśliła.

- Jak to w sumie wygląda? Filia mówiła mi, że w centrum Eques z tego wymiaru znajduje się Seyrun. Wasz dworek jest silną magiczną twierdzą, więc domyślam się, że pełni jaką funkcję obronną.

Zelgadis z zadowoleniem pociągnął kolejny łyk kawy.

- Seyrun jest otoczone dwunastoma twierdzami podobnymi do naszej, gdzie znajdują się Strażnicy będący wyszkolonymi wojownikami. W razie ataku jesteśmy pierwszą i główną linią obrony, jako że Seyrun jest przede wszystkim miastem uzdrowicieli.

- I co, w każdej z takich twierdz stacjonuje czwórka wojowników? - spytała Lina z powątpiewaniem.

- Nie, standardowo jest ich tam setka. - odparł mag.

- To dlaczego jest tutaj was tylko czwórka?

- Z dwóch względów. Siła naszej czwórki jest równa mocy setki wojowników z innej twierdzy. A po drugie nie było więcej chętnych.

- Niby czemu?

Equeshan bardzo uważnie przyglądał się zawartości swojego kubka, kiedy dziewczyna czekała na odpowiedź.

- Jeżeli posiadasz zbyt wielką moc, nawet ci obdarzeni magią mogą ci nie ufać.

- Phi. - Założyła ręce na piersi. - To jest jakieś dziwne. Jeżeli ta wielka moc gwarantuje utrzymanie tej Równowagi, która podobno jest dla was taką świętością, to czemu miłośnicy tej Równowagi mieliby tej mocy nie ufać?

- Nie wiesz do czego jestem zdolny. - odpowiedział, patrząc jej prosto w oczy.

- Chociaż miałeś w tym interes, ocaliłeś mi życie. To mi wystarczy. - odparła natychmiast. W jej oczach nawet przez chwilę nie pojawiło się wahanie.

Zelgadis lustrował ją przez chwilę badawczym spojrzeniem.

- Dziwna z ciebie dziewczyna.

Linie niebezpiecznie zwężyły się oczy.

- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytała groźnie.

- W sumie to nic złego. - podsumował, biorąc ostatni łyk kawy i kładąc na ladzie kilka złotych monet. - Zbieramy się?

Początkująca czarodziejka spojrzała tęsknie na pusty talerz i kiwnęła głową. Teleportacja zajęła im dosłownie ułamek sekundy. Twarz miłej starszej kobiety na tle krzykliwego napisu „U Elwiry” zamazała się i chwilę później została zastąpiona przez postać podenerwowanej Smoczycy.

- Panie Zelgadisie, doszło do następnego ataku. - powiedziała zaalarmowana Filia. Jej włosy i ciuchy były w nieładzie, co niewątpliwie świadczyło o tym, że również dopiero co wróciła do dworku.

- Gdzie dokładnie? - spytał natychmiast mag, w jednej chwili przyjmując swoją drugą postać, tę, w której Lina go poznała.

- W Rejonie Kinsaal. - odparła szybko Ryozoku.

Wojownik już się przymierzał do kolejnej teleportacji, kiedy powstrzymała go Lina.

- Zel, zaczekaj. Mogę iść z tobą?

- Niby czemu? - odpowiedział pytaniem.

- Chcę zobaczyć na własne oczy, z czym walczycie. - W jej oczach mieniła się determinacja.

- Jest zdecydowanie za wcześnie, abyś pojawiła się w miejscu ataku. - Mężczyzna pokręcił głową.

- Panie Zelgadisie, to nie jest zły pomysł. - wtrąciła Filia. - Panna Lina ma prawo dowiedzieć się więcej na temat tej grupy. I może zyska dowód na to, że nie jest przez nas oszukiwana.

- To jest zbyt niebezpieczne dla świeżo upieczonej czarodziejki.

- Podobno jesteś najpotężniejszym wojownikiem w tym wymiarze, więc skoro będę z tobą, to chyba nie będzie aż tak źle, co nie? - spytała z małą drwinie w głosie rudowłosa.

Wojownik odpowiedział po chwili milczenia, kiedy najwidoczniej rozważał wszelkie za i przeciw.

- To może być potworny widok. - ostrzegł.

- Jestem na to gotowa. - odpowiedziała pewnie.

- Niech ci będzie. Ale ostrzegam, masz słuchać każdego mojego polecenia bez cienia sprzeciwu, zgoda?

- Zgoda.

Mag wyciągnął do niej dłoń, którą Lina szybko chwyciła. W okamgnieniu Filia została ponownie sama. Również uważała, że bez względu na to, jak odważną i odporną osobą była rudowłosa, działo się to trochę zbyt wcześnie. Jednak nie mieli na to czasu. Wróg nie próżnował, a oni potrzebowali mocy zaklętej w tej dziewczynie. A gdyby osoba o takim potencjale zdecydowała się walczyć z nimi ramię w ramię, szanse na zwycięstwo nieporównywalnie by wzrosły.


***


Myślała, że była przygotowana na wszystko, ale się myliła. Już teraz wiedziała, że postać wysuszonej, młodej kobiety, którą siłą pozbawiono zarówno magii jak i życia, będzie ją prześladować w koszmarach sennych. Na poruszające się w wolnym tempie pod wpływem wieczornego wiatru źdźbła trawy nie spadła nawet kropla krwi, a jednak ciało wydawało się być tak zmasakrowane, że nie było wątpliwości co do nieludzkiego cierpienia ofiary przed śmiercią.

- Dobrze się czujesz? - spytał Zelgadis, spoglądając na nią znad martwego ciała.

- Nie. - odpowiedziała, czując, nieprzyjemne poruszenie w żołądku. Była bardzo blada, ale wiedziała, że musiała to zobaczyć na własne oczy, aby naprawdę uwierzyć w historię Filii.

- Mówiłem ci, że to jeszcze za wcześnie.

- Myślę, że wręcz przeciwnie. - Wzięła głęboki wdech, aby stłumić nudności. Odwróciła wzrok i cicho kontynuowała. - Od początku nie wierzyłam do końca w tę historię. Opowieści, gdzie wszystko jest białe albo czarne, nigdy nie są prawdziwe. Ale jeżeli ktoś posuwa się do czegoś takiego… - Wbiła wzrok w zachodzące słońce na tle krwistego nieba. W tym świetle w niewidomych oczach młodej martwej kobiety pojawiał się smutny blask. - Zel, czy jeżeli będę miała prawdziwą kontrolę nad tą mocą, to naprawdę pomoże w walce z nimi?

- Skłamałbym, gdybym zaprzeczył. Jednak, aby naprawdę walczyć, musiałabyś zostać Strażniczką.

- Ja… Strażniczką? - spytała cicho. - To jest właśnie plan Filii, prawda?

- Mówiąc krótko, tak. - przyznał. - Jednak do zostania Strażnikiem nie można być zmuszonym. To musi być twoja własna decyzja.

Obserwowane przez dziewczynę niebo zaczęło przyjmować coraz ciemniejszą barwę. Chmury przemieszczały się coraz szybciej. Wzmagający się wiatr wróżył zbliżającą się burzę.

- A co z moim powrotem do Atlas? Istnieje możliwość, abym mogła tam wrócić, co zostało sprytnie przez Filię przemilczane, prawda?

- Owszem. Gdybyś poznała magię tożsamości, byłoby możliwe oddzielenie twojego ciała od mocy, co jest niesamowicie niebezpieczne, ale takie rozwiązanie w twoim przypadku mogłoby się sprawdzić.

- Czemu w moim przypadku?

- Wyczuwasz magię instynktownie, więc istniałaby szansa powodzenia. Chociaż podkreślam, że magia tożsamości jest o wiele bardziej skomplikowana niż to, co robiłaś dotychczas. W każdym razie czy zdecydujesz się zostać Strażniczką czy postanowisz wrócić do Atlas, czeka cię długi trening. Ale decyzja należy do ciebie.

Czerwone tęczówki spotkały się szafirowym odcieniem.

- Dlaczego mi o tym mówisz? Nie łatwiej by było zatajać przede mną niewygodne treści?

- Przecież sama się wszystkiego domyśliłaś. - odparł. - Zresztą masz prawdziwy potencjał, aby stać się Strażniczką, ale nic by mi nie przyszło z takiego towarzysza broni, który miałby jakiekolwiek wątpliwości. W tym świecie chwila zawahania może skończyć się śmiercią.

W jego oczach malowała się chłodna akceptacja otaczającej go rzeczywistości. Ten człowiek musiał wiele przejść, ale właśnie przez to stał się tak potężny. Odwróciła wzrok i spojrzała raz jeszcze na martwe ciało młodej kobiety. To nie był jej świat. To nie była jej sprawa. Została w to wszystko wciągnięta przez pomyłkę. Ale z drugiej strony czy na pewno? Gdyby wtedy u podnóża góry Yujin nie wydała z siebie głosu, nie zostałaby zauważona ani przez Ayneres ani przez napastnika. Lecz czy taka sytuacja mogłaby decydować o całym jej życiu? Przerażało ją, że tak łatwo zaczęła wchodzić w ten nowy świat. Już teraz mogła powiedzieć, że uwielbiała magię, ale czy to miało oznaczać, że naprawdę powinna zostać Strażniczką? Pokręciła głową. Nie może dać się zwariować. Miała życie w Atlas. Studia, o których zawsze marzyła, prowadzące do jej wymarzonej kariery archeologa. Spędzi tutaj tylko tyle czasu, ile będzie musiała i ani dnia dłużej.

Gdy słońce zaszło, w oczach młodej kobiety zamarł ostatni blask.

Lina ponownie odwróciła wzrok. Właśnie tak. Spędzi tutaj tylko tyle czasu, ile będzie musiała i ani dnia… dłużej…

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Rinsey : 2014-01-15 23:39:34

    No ja też bym się nie zastanawiała, ile ja jako dziecko marzyłam, o takich przygodach ;) Z Amelii specjalnie zrobiłam dzieciaka, zobaczymy tylko, czy planowany przeze mnie zabieg mi wyjdzie ^^'

  • erravi : 2014-01-15 00:39:46

    Ach ta Lina, studia archeologiczne zamiast zastania Strażnikiem, magii i tych wszystkich przygód? Ja bym się nawet sekundę nie zastanawiała haha. :D I jestem pewna, że ona też zmieni zdanie. I dużym uśmiechem przywitałam wszystkich starych bohaterów. Z Amelii trochę zrobiłaś wielkie dziecko, ale za to Gourry wypadł świetnie. :D To stary, dobry Gourry jakiego pamiętam. ^^ I tak jak on momentami gubiłam nazwy - trochę ich znowu powchodziło, ale spokojnie, dam radę. :D Ale generalnie. Świetny rozdział, czytało mi się bardzo lekko i przyjemnie. :)

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu