Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

101. Niespodziewana wizyta Buu

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball
Gatunki:Akcja, Dramat, Fantasy, Fikcja, Mroczne, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2017-06-18 12:33:18
Aktualizowany:2017-06-18 12:33:18


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


- To nie jest mój szczęśliwy dzień - Westchnęłam, ciężko upadając na kamieniste podłoże.

Ledwo widziałam na oczy, z resztą czerwone smugi krwi utrudniały wszystko ze wzmożoną siłą. Czułam z osobna każde połamane żebro, zaś świszczący oddech, który tak łapczywie usiłowałam wziąć mieszał się z pyłem i wydychanego równie ciężko powietrza, mogłam krztusić się do woli, a i tak nie miałam sił się obrócić na plecy. Mój przeciwnik wylądował niemal na mojej twarzy. Jedyne co widziałam to czubki jego białych butów, nic poza tym. W duchu podziękowałam za oszczędzenie głowy. Czy był sens spoglądać w górę? Na pewno niczego by to nie zmieniło, czułam się pokonana jak nigdy wcześniej. Czy właśnie miał nastać mój koniec? Może to i lepiej? Czy śmierć nie lepsza byłaby szybka i bezbolesna? A może jednak ciężka męka?

- Już nie masz siły? - Zakpił ze mnie potwór - Dopiero zabawa się zaczęła! Jestem rozczarowany, bo obiecałaś mi wiele atrakcji!

Kopnięciem buta obrócił moje obolałe ciało na plecy, tak bym mogła spojrzeć na jego obrzydliwą twarz i ten cholerny uśmieszek, który jak zawsze doprowadzał mnie do histerii. Zupełnie jak Freezer! Uwielbiał gdy ofiara wydawała ostatnie tchnienie spoglądając mu w oczy, głównie gdy było się przerażonym, ale ja nie byłam. Nie wiedziałam, czy mam już omamy, jednak rysy oponenta zmieniły się w te, które tak doskonale pamiętałam z dzieciństwa. I oto stał nade mną lord kosmosu ze swoim wstrętnym uśmiechem o czarnych jak noc wargach. To musiał być sen… Przecież Changeling umarł dawno temu i z ręki Trunksa i z mojej także. Pamiętałam to tak doskonale, a jednak zdawało się, że mój wzrok się nie myli. Wszystko zdawało się być takie rzeczywiste…

- Wybacz, że dłużej się z tobą nie pobawię - Jęknęłam, a każde słowo było ciężkie do wypowiedzenia - Wygrałeś, tym razem. Masz rację, zawiodłam cię.

Przed oczami zamajaczyła postać, przymknęłam powieki chcąc skupić się na swoim nierównomiernym oddechu. W spokoju odejść, z myślami gdzieś indziej, bardziej przyjaznymi mojemu sercu, które tak bardzo było pokruszone, ale czy właśnie śmierć nie miała mnie zaprowadzić tam gdzie mogłabym być choć odrobinę spokojniejsza? Czy był jeszcze sens walczyć i przetrwać?

Wtedy usłyszałam rozdzierające gardło ryk, następnie upadek kogoś zaraz obok mojego sponiewieranego ciała. Przechyliłam głowę na swoje prawo i z oporem otworzyłam ciężkie jak ołów powieki. Przez zakrwawione rzęsy dostrzegłam ciało swojego oprawcy, tym razem nie przypominał niszczyciela rodu Saiyańskiego, a siebie samego. Nie żył? Jeśli tak, to kto był w stanie go pokonać? Czy w ogóle było to możliwe?

- Nigdy więcej nie pozwolę by ktoś cię skrzywdził - Usłyszałam kojący jak miód dźwięk w uszach, jednak nie byłam pewna do kogo należał.

Kiedy próbowałam przyjrzeć się swojemu wybawcy dostrzegałam tylko czarną sylwetkę w tle jaskrawego słońca. Delikatnie uniósł moje zmasakrowane ciało, a ja poczułam jak kręci mi się w głowie i opadam w dół, jakbym spadała z urwiska. Bicie tego męskiego serca napawało spokojem, odpłynęłam.

***


Otworzyłam oczy, choć wcale do przyjemnych czynności to nie należało. Oślepiająca biel tylko tę procedurę utrudniała. Wzięłam głęboki wdech i poczułam, że czuję się dużo lepiej niż jak mi się zdawało przed chwilą. Śniłam? Ociężale podparłam się dłońmi by sprawdzić co tak właściwie się stało i ku mojemu zdumieniu byłam w sali Ducha i Czasu. Naprawdę o tym zapomniałam? Przechodząc do siadu chwyciłam się za głowę zamykając obolałe powieki. Ten sen… Był tak całkiem realny, a jednak nie wiedziałam kto był moim oprawcą, nie potrafiłam sobie tego przypomnieć, tylko strzępki twarzy martwego od lat Freezera i ten głos jak bandaż na ranę. W jakiś sposób musiał być zniekształcony gdyż nie potrafiłam sobie przypomnieć, kim był. I nie wiedzieć skąd ogarnął mnie wszechobecny smutek. Jakby ponownie coś we mnie pękło i tylko ta śpiąca dziewczyna wiedziała kim jest ów jej wybawca. Otwierając oczy łzy napłynęły, a następnie ruszyły w wędrówkę po policzkach. Wcale nie miałam na to ochoty. Byłam tutaj przecież z jednego powodu. Potężny Buu atakował planetę na której zdążyłam się zadomowić i choć ostatnio mnie nie rozpieszczała, nie miałam zamiaru od tak oddać ją w ręce wroga! Tym bardziej, że stąpały po niej jeszcze istoty, którym nie życzyłam śmierci w jakiejkolwiek postaci. Wytarłam mokrą twarz, podniosłam się, a następnie ruszyłam w stronę jedynego budynku na tym bezkresnym polu. Czas było wziąć relaksującą, gorącą kąpiel, zjeść coś i wrócić do treningu. Z tego co widziałam nie było już specjalnie wiele czasu by ukończyć drugie pół roku treningu. Kolejny rok, który miałam jeszcze do wykorzystania, postanowiłam zaoszczędzić, bo kto mógł wiedzieć kiedy mógłby się jeszcze przydać? Zwłaszcza teraz kiedy nie wszyscy mogli bronić Błękitnej Planety. Z resztą ten czas należał do mnie i tylko ja decydowałam kiedy go wykorzystam.

Trening starałam się utrzymywać na dobrym poziomie i z taką samą intensywnością, co oznaczało, że były potrzebne mi przerwy, relaks i posiłek. Jedynym minusem w tych momentach było myślenie o wszystkim co sprawiało ból i rozgoryczenie. Jednak kiedy się denerwowałam łatwiej było mi się skupić na podnoszeniu poprzeczki. Ogólnie byłam bardzo zadowolona z efektów jakich dokonałam w tym czasie. Jednak trzeba było wracać w końcu wracać do realnego świata, gdzie zły różowy koleś zagrażał całemu światu.

Wychodząc z sali i kierując się na dziedziniec pałacu dostrzegłam całą zgraję będącą na garnuszku Dendego. Z daleka było słychać podniesiony głos zielonoskórego Nameckana, który po raz kolejny udzielał smykom reprymendy. Widać było na kilometr, że ponownie narozrabiali, choć nie miałam pojęcia tym razem jak mocno. Możliwe było, że nie przykładali się do treningu, ale o ile pamiętałam pragnęli odegrać się na przeciwniku po tym jak spuścił im solidne lanie.

- Coś się stało? - Zapytałam podchodząc do Bulmy - O co tym razem chodzi?

- Chłopcy znowu nie słuchają się Piccolo - Westchnęła kobieta - Tym razem po scaleniu się na super poziomie wymyślili sobie by utrzeć nosa Buu.

- I? - Próbowałam wyciągnąć informację.

Nie było po dzieciakach widać by w ogóle mieli jakiekolwiek starcie z nieprzyjacielem. Więc pytanie polegało na tym czy zaatakowali czy jednak mieli tylko zamiar?

- Uciekli, ale nie starczyło im czasu i rozdzielili się, a w osobnej postaci nie mają przecież szans z tą kreaturą - Wtrącił Kuririn - Z każdym scaleniem są coraz to bardziej zuchwali. W ogóle nie myślą poważnie o zagrożeniu.

Westchnęłam spoglądając na matkującego Nameckanina. Trening tych urwisów na pewno wyprowadzał go z równowagi. Gdybym to ja miała ich trenować najprawdopodobniej ukróciłabym ich o głowy, a ich matki nigdy by mi tego nie darowały, bez względu na to czy miałabym ku temu powody czy też nie.

- Szatanie - Zabrałam głos kierując się w jego stronę - Daj im odpocząć i się przespać, a później wezmą się ostro za trening. Już ja tego dopilnuję.

- Nie rozumiesz, że te dzieciaki to nasza ostatnia deska ratunku? - Warknął niepocieszony - Im tylko figle w głowie, a tu ludzie giną!

- Wiem - Mlasnęłam z niesmakiem - Twój gniew jest uzasadniony, słyszałam, że się nie słuchają - Tu spiorunowałam wzrokiem obu - Marsz do kąpieli! Macie chwilę na odpoczynek!

Były Wszechmogący spojrzał na mnie poirytowany, kiedy dzieciaki biegły uradowane w głąb pałacu, a za nimi ruszyły ich matki.

- Zamęczając je, niczego nie wskórasz - Zauważyłam - Czy chcemy czy nie są tylko dziećmi. Właśnie wróciłam z treningu i mam nadzieję, że jestem w stanie stanąć do walki z tym potworem.

Niespodziewanie poczuliśmy gdzieś w dole nową potężną energię. Nawet nie zdążyłam pochwalić się swoimi nowymi umiejętnościami, ani wypytać co się jeszcze działo pod moją nieobecność. Dende był sparaliżowany spoglądając w czeluści niebios.

- Co się dzieje?! - Krzyknął Piccolo po czym dołączył do młodego Nameckanina i pobladł.

Sama byłam bardzo ciekawa. Czyżby Buu stał się potężniejszy? A może kto inny zaatakował tym razem tę nieszczęsną planetę? Tutaj wszystko było możliwe, zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Energia z dołu była imponująca, jednak nie byłam pewna czy aby nie do pokonania.

- Nie możliwe, kolejny Buu - Zielonoskóry gdyby mógł to by zemdlał, takie sprawiał wrażenie.

- Jak to nowy Buu? - Zdziwiłam się - To on się klonuje?

- Jakiś człowiek zastrzelił Herkulesa, a ten uwolnił z siebie całe zło i pojawił się drugi, o wiele silniejszy od tamtego.

Herkules?! Czy ja dobrze słyszałam? Czy ten ostatni kretyn obcował w pobliżu najpotworniejszej istoty we wszechświecie? Brawo… Aż się we mnie zagotowało, na samą myśl, że jego córka była tutaj, z nami, a nie wśród tych po drugiej stronie świata.

- Ja pierdo…

- Jesteśmy skończeni - Jęknął Szatan odsuwając się od krawędzi ziem pałacu - Zły Buu zjadł tamtego, różowego…

Wytrzeszczyłam oczy, a po chwili poczułam potężną wibrację, która oznaczała tylko jedno - narodziny nowej istoty, nielimitowanego zła. Czyżby teraz faktycznie czekał nas koniec? Czy moja praca właśnie szła w niepamięć, a dzieciaki powinny zacząć się cieszyć ostatnim chwilami dzieciństwa? Strach Nameczan był niemalże paraliżujący. Z minuty na minutę było coraz gorzej, a ja nie wiedziałam, czy byłam w stanie cokolwiek zrobić, czy ten Blade był cokolwiek zdziałać samemu? Domyśliłam się, że w najbliższym czasie miałam dostać odpowiedź na wszystkie pytania, także te jeszcze nie zadane.

- Szybko! Nie ma czasu do stracenia! - Krzyknął starszy Nameckanin - Kuririn leć po dzieciaki i zabierz je do sali Ducha i Czasu!

Na jego słowa zdębiałam. To było teraz jedynie co mogliśmy zrobić! Dzieciaki trenowałyby rok, albo mniej, w zależności ile dane byłoby nam czasu, a przecież to bardzo dużo, zwłaszcza dla tych chłopców. Że też nie wpadłam na tak oczywiste rozwiązanie. Niestety strach niektórych sparaliżował, a buddysta stał jak kołek wpatrując się w przedmówcę.

- Na co czekasz?! - Warknęłam - Ruszaj!

Przyjaciel Goku niczym zbudzony ze snu bez zbędnych pytań pobiegł po synów zmarłych wojowników by następnie osadzić ich w innym wymiarze czasowym.

Muzyka

W chwilę po tym okazało się, że sam potężny Buu postanowił uraczyć nas swoją obecnością. Ten któremu serce choć na moment nie stanęło musiałby być głupcem. Nie tylko jego moc się diametralnie zmieniła, ale i jego wygląd. Teraz wyglądał potężniej i poważniej. Zamiast białek miał czarne gałki niczym studnie bez dna z czerwoną tęczówką. Wysokiego wzrostu, szeroki w barkach, a balonowaty kształt brzucha przerodził się w nie mały „kaloryfer”, dłonie tym razem nie były w żółtych, gumowych rękawicach, a eksponowały każdy z pięciu palcy zakończonych czarnymi paznokciami. Oczywiście nie mogło zabraknąć podłego uśmieszku wyszczerzającego złowrogo kły.

- Buu przyleciał walczyć - Odezwał się nie mogąc doczekać się innej reakcji niż osłupienie - Buu ma obiecaną walkę!

- Tak! - Warknął bezradnie Piccolo - Ale chłopcy nie są gotowi, poza tym został nam jeszcze jeden dzień. Tak się umawialiśmy.

- Buu jest zły i znudzony - Westchnął - Buu chce walczyć teraz.

- Obiecałeś nam trzy dni. Nie możesz się czymś innym zająć?

Gumowy potwór spojrzał na zielonoskórego z lekkim zainteresowaniem, a następnie za siebie, gdzie znajdowała się krawędź ziem Rajskiego Pałacu po czym zaczął się intensywnie wpatrywać w dół. W chwilę później nie odrywając wzroku z bezkresnej otchłani nieba spacerował przy krawędzi. Wyglądał jakby obserwował Ziemię, albo przynajmniej chciał. My nie potrafiliśmy stąd niczego dostrzec poza chmurami, ale Nameckanie będący Wszechmogącymi potrafili dostrzec dużo, dużo więcej. Czego więc stwór ojca Babidiego tam szukał? W końcu przystanął i wystrzelił rękę w niebo formując w niej esencję zła. Nim zdążyłam wziąć wdech ten już strzelał różowymi pociskami na wszystkie strony świata zabijając praktycznie wszystko na ziemskim globie. Z wytrzeszczonymi oczami wpatrywałam się w zbrodniarza, nie mogąc uwierzyć, że jednak jest ktoś gorszy od Changelinga i nie ma w sobie nawet odrobinki łaskawości. Każdy, kto z nas to widział zamienił się w słup soli. Zdawało się, że tylko obcy czekał na ten ruch.

- Daj nam chociaż godzinę - Wtrącił Kenzuran - Tylko godzinę, a obiecuję, że dostaniesz swoją walkę.

Różowo włosy spojrzał na przedmówcę srogo, a następnie wzruszył ramionami oznajmująco iż nie zna pojęcia naszego czasu. Z resztą z takim mózgiem nie było to trudne do zauważenia. Ten typ nie miał zamiaru z nikim współpracować, za to zachowywał się jak duże rozkapryszone dziecko, któremu obiecano zabawki, ale nie dotrzymano słowa.

- Buu nie będzie czekać! - Warknął zaciskając pięść - Buu będzie walczyć, albo was zabiję.

- Czy godzina to tak wiele? - Weszła mu w słowo córka Herkulesa - Tylko o tyle cię prosimy, nic poza tym.

Dziewczyna patrzyła na niego swoimi wielkimi niebieskimi oczyma i można było w nich dojrzeć nie tylko strach, ale jakąś cząstkę determinacji, zupełnie jakby chciała być pomocna, jakby pragnęła się na coś przydać, pomimo iż jest tutaj najsłabsza pomijając matki dzieciaków czy zwierzów-podobne istoty.

Różowy zacisnął obie pięści i zrobił krok w stronę czarnowłosej, ta stała za kolumnami pałacu i doskonale wyczuwalny były jej strach.

- Przyjrzyj się jej uważnie! - Krzyknął pospiesznie Szatan Junior - To córka Herkulesa! Jeżeli kiedykolwiek go miałeś do niego jakiś szacunek, to wysłuchaj jej! Prosimy tylko o godzinę i dostaniesz to czego chcesz.

Majin wpatrywał się w przestraszoną uczennicę liceum dłuższą chwilę, po czym rozluźnił spięte mięśnie i niemal westchnął, jakby jakaś cząstka zjedzonego stwora odezwała się w nim i przesłała informację o prawdomówności Nameckanina, a ten postanowił przystanąć na tę nieszczęsną godzinę. Dosłownie w tej chwili energia Trunksa i Gotena zniknęła z powierzchni Ziemi. Oznaczało to, że weszli do sali treningowej, a Kuririn ociągał się dobre dwadzieścia minut z przepędzeniem chłopców z sypialni. Przewróciłam oczami wzdychając. Gdybym to ja po nich poszła już dawno siedzieliby po drugiej stronie. Mąż C18 zdecydowanie nie miał podejścia do urwisów.

Piccolo wyczarował rozmiarów klepsydrę tłumacząc wrogowi na czym polega jej działanie. Piasek zaczął się przesypywać, a gumowaty usiadł po turecku naprzeciw chwilę się wpatrując, a następnie zamknął oczy i zapadł w sen. Mieliśmy godzinę, a dzieciaki rok na przygotowanie się do walki, do opanowania techniki scalenia i przede wszystkim do wydobycia swojej nieposkromionej mocy. Westchnęłam ciężko, to miał być długi dzień i najprawdopodobniej najdłuższa godzina w życiu.

Siedziałam na najwyższej wieży z Szatanem i Osiemnastką. Maron była z ojcem tym razem. Spoglądaliśmy co chwila na nieruchomego stwora. Mnie cały czas chodziło po głowie czy utrzymamy czas, który został wybłagany do treningu, a każda sekunda tutaj była bardzo cenna.

- Nie wiem czy w ogóle chłopcy mają jakąś szansę - Westchnęłam - To tylko dzieci, w dodatku bez nadzoru.

- Masz rację, ale sądzę, że są już na tyle odpowiedzialni, iż rozumieją powagę sytuacji - Piccolo miał w sobie sporo nadziei.

- Też mam sporo obawy co do ich sumienności, jednak musimy wierzyć, że zdają sobie sprawę, że nie tylko oni zginą jeśli zawalą sprawę - Rzekła spokojnie androidka.

- Jest cały ten Kenzuran, zawsze może okazać się niezastąpiony - Zauważył były wszechmogący.

- Nie do końca wierzę w jego siłę jak i intencje - Mruknęłam posępnie - Do tej pory nic nie zrobił, jest tylko obserwatorem i komentatorem.

- Pomógł w szkoleniu dzieciaków - Zauważył Zielonoskóry - Był bardzo pomocny.

- Och, to jeszcze o niczym nie świadczy - Burknęłam.

Muzyka

W tej chwili z dziedzińca dobiegł nas krzyk zbulwersowanej Chi-Chi. Zmierzała prosto w stronę różowej kreatury, która grzecznie ucinała sobie drzemkę. Kobieta wykrzykiwała różne rzeczy, a następnie zdzieliła Majina w twarz. Na sam ten widok wytrzeszczyłam oczy z niedowierzania. Ta wariatka nie miała w sobie ogłady? Nie mając w sobie nic z zagrożenia jakie na nią czyhało od tak uderzyła najokrutniejszą istotę w dziejach tej planety i robiła mu wykłady jak to bardzo jest zła bo zabrał jej starszego syna, a teraz miał zamiar zrobić to z drugim. Buu lekko zirytowany wrzaskami żony Goku postanowił działać i w przeciągu kilku sekund uciszył krzykaczkę zamieniając ją w dużych rozmiarów jajo.

- Tylko tego brakowało - Westchnęłam - Dobrze, że dzieciak tego nie widzi, bo by zwariował!

Chcąc nie chcąc trzeba było przyznać, że kobieta sobie zasłużyła. Zdenerwowała nieprzyjaciela, a ten po prostu ją uciszył. Jedynie czego było szkoda, to iż straciła życie na marne. Jednak miałam nadzieję, że teraz żadne z tych ziemskich istot nie podejdzie i nie rozgniewa Buu, nie chcąc skończyć jak nieokrzesana Chi-Chi.

Niestety gumie balonowej to nie wystarczyło i w złości kopnął przesypaną do połowy klepsydrę, a ta rozbiła się rozsypując szmaragdowy piasek. Tylko tego nam brakowało! W tej chwili pomyślałam, że w takim obrocie sprawy matka Gohana w istocie zasłużyła na śmierć. Rozgniewała potwora, a ten na pewno nie miał zamiaru czekać już ani chwili dłużej o czym świadczył jego nagły szał i chęć wysadzenia czegoś w powietrze. Mogła sobie pogratulować. Westchnęłam ciężko kręcąc głową, gdy Buu zaczął wykrzykiwać, iż nasz czas dobiegł końca i na nic nie zdały się prośby Piccolo czy samej pierworodnej pseudo mistrza świata. Jego dzika furia doprowadziła do trzęsienia posiadłości Dendego. Posadzki wyskakiwały z fug, sklepienia pękały, nawet Videl stanęła w obliczu wyzwania, lecz strach ją sparaliżował i jedyne co potrafiła to wpatrywać się w pękające podłoże pędzące wprost na nią. Nie miałam oczywiście zamiaru kiwnąć palcem, wszak dla mnie ta dziewucha mogłaby nie istnieć. Ku mojemu rozczarowaniu Szatan dosięgnął jej oblicza i odstawił w bezpieczne miejsce, tuż za mną.

- Zatrzymam go - Zasugerowałam zaciskając pięść - Chłopcy nie skończyli treningu.

- Nie wiem czego się nauczyłaś podczas tego treningu i niech na razie pozostanie to tajemnicą - Wtrącił Kenzuran - Nameckanin może zaprowadzić go do sali treningowej, zaufaj mi.

Wbiłam wzrok w mężczyznę zaskoczona. Postanowił coś bez nas? Wiedział co się może stać w najbliższym czasie? Także chciałam wiedzieć, a także mieć gwarancję, że jego słowa nie są sprzeczne z nadchodzącymi wydarzeniami.

- Mogę kupić trochę czasu - Zauważył zielono skóry po upewnieniu się, że niebieskooka jest bezpieczna - Zaprowadzę go do sali okrężną drogą, przecież nie wie jak tam trafić.

Mlasnęłam nie do końca zadowolona, ale jakiś plan to był. Miałam tylko nadzieję, że ten psychopata nie zabije tych dwoje, a mnie jeszcze dane będzie zmierzyć się z rzekomym zabójcą Son Gohana. Tak więc ruszyli w głąb Rajskiego Pałacu, a cała reszta zebrała się przy głównym wejściu obserwując całe zajście.

- Mam nadzieję, że nie prowadzi go do sali treningowej! - Przeraził się Kuririn.

- Oczywiście, że to robi - Zapewnił Blade - Prowadzi go dookoła by zyskać na czasie.

- Ale dlaczego? - Zdziwił się - Przecież chłopcy nie są gotowi do walki z nim! Mogą zginąć.

Dende westchnął poprawiając swoje szkarłatne szaty. Wszystkie oczy były skupione na nim.

- Jakiś czas temu rozmawiałem z Szatanem - Pisnął - Jeśli zamkniemy tego potwora w sali Ducha i Czasu, a następnie zniszczymy wejście łączące te dwa wymiary zamkniemy go tam na zawsze.

Bulma chciała wyrazić swój sprzeciw krzykiem, lecz Yamcha w porę zasłonił jej usta. Kobieta domyśliła się od razu, że jej atak paniki na nic się teraz nam zda i uspokoiła się.

- A co z dziećmi? - Zapytała lekko trzęsącym głosem? Jak one się wydostaną?

- Jeżeli nie przeżyją zwrócimy im życie za pomocą kryształowych kul.

Jednak plan jakiś był. Czy właśnie o tym nie mówił nam tajemniczy przybysz? Czy to także była część planu, która powinna mieć swoje miejsce na kartach historii Ziemi? Cóż, niebawem mieliśmy się o tym przekonać, choć myśl o nie stoczeniu pojedynku z tym różowym furiatem poniekąd napawała mnie smutkiem.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.