Opowiadanie
Dragon Ball - Saiyan Princess
11. Syn Saiyanina
Autor: | Killall |
---|---|
Serie: | Dragon Ball, Saga: Freezer |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Fantasy, Fikcja, Mroczne, Przygodowe, Science-Fiction |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2013-07-05 09:00:36 |
Aktualizowany: | 2018-03-03 19:05:36 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Historia całkowicie jest dziełem Killall.
Minął kolejny rok od śmierci Freezera i mojego pobytu na Ziemi. Moje zdolności znacznie wzrosły. Mówiąc krótko przerosłam dotychczasowe oczekiwania. Od dnia, w którym spotkałam Son Gonaha więcej dawałam z siebie poprzez podnoszenie kwalifikacji bojowych niźli podczas poszukiwań ostatniej żyjącej rodziny, chociaż taki był mój główny cel przylotu na tę planetę. Cóż, z czasem priorytety się zmieniały, bo czasami ktoś taki jak ja, niepoprawny marzyciel potrafił wątpić w misję.
Maszerowałam wzdłuż brzegu jeziora z wysoko podniesioną głową. Łapałam ciepłe promienie słońca, które sprawiały, że czułam się błogo i tak beztrosko. Każda smużka tego ciepłego światła napawała mnie takim spokojem i rozleniwieniem, że nie miałam ochoty przeczesywać globu. Tak wiele lat spędzałam w przestrzeni kosmicznej, że niejednokrotnie zapominałam jakie może być to przyjemne.
Spostrzegłam lśniące światełko, tuż przy brzegu, które wesoło odbijało swój kształt, zupełnie jakby prosiło się o wyjęcie. Bardzo mnie zaintrygował ten złoty połysk, ewidentnie kusił mnie swoim blaskiem, niczym płomienna gwiazda na niebie zwana słońcem. Zdjęłam płaszcz i wskoczyłam bez zastanowienia do wody. Zbiornik nie był jakoś specjalnie głęboki, ale niezmącona woda dawała złudne uczucie, że świetlisty skarb był na wyciągnięcie ręki. Na dnie leżała pomarańczowa kula o idealnym kształcie. Czy mi się właśnie to śniło, czy to były te same kule, których poszukiwał Frezzer na nieistniejącej już Nameck? Chociaż nigdy ich nie widziałam wcześniej to odnosiłam wrażenie, że właśnie o takich opowiadał mi przed laty Jisu. Chwyciłam ją i wynurzyłam się czym prędzej z wody, zanim brakło mi powietrza. Wzniosłam się w górę, nad taflę wody po czym wylądowałam na przyjaźnie zielonej i miękkiej trawie.
- Jaka piękna! - Przejrzałam się w niej zachwycona - Ma cztery czerwone gwiazdy. Ciekawe co trzeba z tobą zrobić byś spełniła życzenia.
Nie miałam pojęcia jak działały, czy było ich więcej, a jeśli tak to jaka była ich liczba. Nie wiedziałam także, gdzie i jak szukać kolejnych, ani co się tak na prawde mogłoby stać gdybym chciała wypowiedzieć życzenie. Miałam ich przecież kilka, jak na przykład odtworzenie rodzimej planety, wskrzeszenie Saiyan i sprowadzenie mego brata, ale czy mogłabym mieć więcej niż jedno życzenie? Nagle spostrzegłam coś na niebie i o dziwo sunęło w moją stronę. W pierwszej chwili się wzdrygnęłam. Czyżby to był ten chłopak, co wtedy? Obiecywał, że mnie odwiedzi, choć od poprzedniego miejsca naszego spotkania dzieliło nas ze pół globu. Schowałam za siebie piękne znalezisko, po czym je upuściłam z powrotem do wody. Nie chciałam być powiązana z Smoczymi Kryształami, bez względu na to czy on wiedział o nich, czy dopiero miałby się dowiedzieć. Chwilę po tym wylądował nieopodal mnie.
- Witaj, Saro - Uśmiechnął się szczerze.
Nie byłam omylna! To był ten sam chłopiec, choć jego włosy zdawały się być nieco dłuższe, a tak, poza tym nic się nie zmienił. Od razu było widać, że nie był Saiyanem.
- Cześć - Mruknęłam udając, że mnie nie zaskoczył swoją obecnością - Pamiętasz mnie.
- Oczywiście - Odparł - Często cię szukałem w tamtych okolicach i już myślałem, że zniknęłaś na dobre - Dodał pośpiesznie - Nie sądziłem, że tak daleko się przemieścisz.
Nie miał ani chytrego spojrzenia ani też złowrogiego głosu. Czego chciał? Po co byłam mu potrzebna? Czy może jednak zdawało mu się, że jestem jego koleżanką, którą wcale nie zamierzałam być? Nie chciałam bratać się z ziemianinem.
- Stało się coś? - Zapytałam choć nie interesowało mnie zupełnie po co chciał się spotkać.
- Niezupełnie… - Zamilkł tak szybko jak zabrał głos.
Jego oczy zrobiły się duże, a ciało zesztywniało, zupełnie jakby spotkał złego ducha z przeszłości. Z ust zniknął beztroski uśmiech, a zawitał strach. Musiałam przyznać, że tym razem byłam ciekawa co się stało, czego się wystraszył? Chyba nie byłam powodem takiej nagłej zmiany? Chociaż nie zmieniałam odzierzy od dawna, to raz na jakiś czas przepierałam je w potoku i suszyłam na gorącym słońcu. Niestety, nie pomyślałam o dodatkowej odzieży bojowej.
- Zobaczyłeś ducha, czy jak? - Bez zastanowienia pomachałam nerwowo ogonem.
Wcale nie planowałam rozwijać go i ukazywać jego walory, ale gdy się denerwowałam bądź ekscytowałam nie panowałam nad nim. Taki odruch bezwarunkowy.
- To... - Zająknął się.
Jego głos był sparaliżowany, a oczy utkwiły w jednym punkcie, a dokładniej wlepiał ślepia w moją kosmatą kitę. Zastanawiałam się czy jego reakcja jest taka sama co w przypadku każdego innego ziemianina, którego do tej pory napotkałam, czy już wcześniej miał z nim coś wspólnego.
- Ty… Ty masz ogon! - Przeraził się.
Spojrzałam na ten nieszczęsny ogonek, który towarzyszył mi każdego dnia od chwili narodzin. Nie robił na mnie takiego wrażenia, był nieodłączną częścią mnie. Znałam go dziewięć lat i uważałam, że jest milutki. To tu skupiała się cała moc Kosmicznego Wojownika i dzięki niemu mogliśmy stać się potężniejsi i to dziesięciokrotnie podczas pełni księżyca.
- No mam, a co w tym dziwnego? - Zaczęłam się zastanawiać czy naprawdę był to fenomen - Wy, ziemianie nie macie, to jest dopiero dziwne.
- Skoro masz ogon musi to oznaczać, że jesteś Saiyanką - Wychrypiał.
Zbladłam na te słowa. On znał moją rasę. Dostrzegłam jak z ciężkością przełykał ślinę, musiało mu zaschnąć w gardle z wrażenia. Więc nie były mu obce inne gatunki, był dość oczytany, w przeciwieństwie do ludzi jakich do tej pory napotkałam. Czy także znał imię tego, który obezwładnił jaszczura? Może i mojego brata znał? Cóż, mleko się wylało, nie było co kłamać, znał prawdę.
- Zgadza się - Przytaknęłam - Jestem Kosmiczną Wojowniczką.
- Co tu robisz? - Wydukał zaciskając dłoń w pięść - Zniszczyć chcesz nasz dom?
- Może przestaniesz zadawać mi tyle pytań na raz? - Warknęłam - Co to przesłuchanie, czy jak?
Chłopak zamilkł lekko chyląc głowę chociaż dostrzegłam, że usiłował być gotowym do skoku. Czy miał zamiar mnie zaatakować, czy jednak bronić się?
- Jak się nazywasz? Przypomnij mi…
- Son Gohan.
- No racja - Palnęłam się w czoło - Słuchaj, Son Gohan, niech Cię nie interesuje mój pobyt tutaj. To jest sprawa prywatna, ale się nie martw, nie potrzebuje waszej głupiej planetki - Przeszłam z prawej do lewej wpatrujac się w chłopaka jak sroka w kość -Teraz to ja mam pytanie. Skąd mnie znasz?
- Znam Saiyan - Rzucił ekspresowo.
- Masz coś z nimi wspólnego? - Zadałam kolejne pytanie - Może byłeś w kosmosie?
- To mój ojciec. - Westchnął - Jego brat też był.
Więc to jego ojciec był tym, którego tak się obawiał Changeling. Musiałam wyciągnąć więcej informacji. Była szansa, że nie należał on do rodziny królewskiej, wszak by wspomniał o tym, prawda?
- On zgładził Freezera na Nameck? - Rzuciłam pospiesznie wyczekując odpowiedzi.
Chłopak zdębiał. Jakbym powiedziała coś niemożliwie nierealnego. Czyli musiał i on znać jaszczura, a może była to opowieść dla niegrzecznych ziemian?
- To ty też byłaś na Nameck?
- Oczywiście, że nie inaczej skończyłabym jak reszta - Burknęłam, choć cieszyłam się, że jednak nie pozwolono mi lecieć - Przybyłam tu wraz z Kordem, ojcem zniesławionego Freezera.
Son Gohan odskoczył do tyłu przywdziewając maskę pogardy i nienawiści. Jego ciało drżało, zupełnie jakby oczekiwał, że się za chwilę z nim zmierzę.
- Jesteś z nimi?! Chłopak z przyszłości przeoczył Cię?! - Był wielce skołowany tą sytuacją.
Jego beztroski uśmiech gdzieś przepadł, a zastąpił go gniew i podejrzliwość. Smród Changelingów ciągnął się za mną jak cień i chyba nic nie mogłam na to poradzić, choć sama gardziłam tymi demonami mrozu. Czy miałam już zacząć sobie pluć w twarz, że nie dałam się zabić z jego ręki tam w sali tronowej, gdzie zamordował mi rodziców? I o jakim chłopaku z przyszłości do cholery on opowiadał? Czy był nim ten śmiałek, co zabił jaszczury? Doprawdy dziwne rzeczy działy się na tej planecie. Aż całkowicie przestało mi się tutaj podobać…
- Mam coś do załatwienia… - mruknęłam niemrawo - I nie wsadzaj mnie do jednego wora z tym mordercą.
Podbiegłam do brzegu jeziora przeglądając się w nim. Była tam ta cudna kryształowa kula. Nie czekając na dalszy rozwój sytuacji wzbiłam się w powietrze. Musiałam uciec od tego dzieciaka. Nie dawał spokoju mi ten cały mętlik w głowie. Ja chciałam przylecieć tylko po brata! W nosie miałam podboje planet, nie chciałam mieć nic wspólnego z Imperatorem!
- Dokąd to?! - Krzyknął za mną Gohan.
Nie mogłam zostać dłużej w tym miejscu. On krzyżował mi wszystkie plany strasząc własnym ojcem! Musiałam znaleźć sobie nowe miejsce zamieszkania i to jak najszybciej i jak najdalej od tego czarnookiego. Oddaliłam się bardzo daleko. Nie mogłam sobie pozwolić, aby jego cała rodzina oglądała mnie niczym zwierzę na wybiegu. Niestety miałam za sobą ogon co sprawiało, że musiałam użyć magicznego kamienia by wyswobodzić się z obecnej sytuacji. Góry skaliste to był dobry teren na spoczynek, przywdzianie płaszcza, który trzymałam do tej pory w ręce i zniknięcia z oczu światu, który usiłował mnie dopaść za nie swoje zbrodnie. Ukryłam się w jednej z pobliskich jaskiń obserwując syna tajemniczego Saiyana, który wisząc na niebie usiłował zlokalizować moją osobę. Gdyby nie ten cud - kamyczek byłabym zmuszona do walki z tym niegdyś przyjaznym mi dzieciakiem. Jeszcze długo krążył po okolicy, a nawet zaglądał w przeróżne miejsca, a gdy stwierdził, że musiałam się jednak oddalić dał za wygraną. Byłam pewna, że wspomni o mnie i będą mnie szukać, a to nie ja miałam być odnaleziona i zgładzona.
W jaskiniach mogłam schronić się przed mrozem nocy i deszczem było, gdzie spokojnie wypoczywać oraz intensywnie trenować pod osłoną Mandarkery gdyż bez w najbliższym czasie mogłabym popaść w tarapaty. Wątpiłam bym była w stanie stanąć do walki z ojcem Son Gohana, wszak pokonał założyciela Kosmicznej Organizacji Handlu. Miałam tylko jedną prośbę, by nie okazało się, że mój brat zginął z ręki wspomnianego ojca mieszkańca Ziemi. Nie bardzo byłam przygotowana na historię tego typu. Nie chciałam zostać sama, bo tylko nadzieja, że mój brat żył dodawała mi sił przez te wszystkie ciężkie lata.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.