Opowiadanie
Dragon Ball - Saiyan Princess
15. Cyborg z przyszłości
Autor: | Killall |
---|---|
Serie: | Dragon Ball, Saga: Androidy |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Fantasy, Fikcja, Mroczne, Przygodowe, Science-Fiction |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2013-07-05 09:24:10 |
Aktualizowany: | 2018-04-03 09:48:10 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Historia całkowicie jest dziełem Killall.
Kucałam nieopodal sparngujących się Trunksa i Vegety. Rysowałam ogonem na kurzu coś na kształt kryształowej kuli, której nie miałam w posiadaniu tylko dlatego, że tamtego dnia Son Gohan mnie zaskoczył, a ja o niej całkowicie zapomniałam. Kiedy tak bujałam w obłokach niespodziewanie obok pojawiły się dwie postacie. Z zaskoczenia upadłam w tył na pośladki. Spojrzałam na nie z zainteresowaniem. Stali do koszyka mnie tyłem i prawdopodobnie nie mieli pojęcia, że mogli mnie stratować. Jeden wysoki ubrany był podobnie do tamtego łysego karła. Zdawało mi się, że na plecach mieli ten sam symbol, a przynajmniej bardzo podobne. Drugi był niski, odziany w granatowy kostium przepasany czerwonym materiałem. Trunks od razu zaprzestał treningu szeroko uśmiechając się do przybyszów. Chwilę później stał naprzeciw nich. Nie byłam pewna, ale zdawało mi się, że tego dzieciaka już spotkałam, choć włosy spięte w niedbały koński ogon zdawały się być dużo dłuższe.
- Witaj, Son Goku - Niebieskooki nie ukrywał radości - Jak się czujesz?
- Już dobrze - Odparł wesoło, po czym zniknął,a następnie pojawił się zaraz obok Vegety. Stosował bardzo dziwną umiejętność, ale jakże przydatną. Wstałam w końcu z ziemi i podeszłam do Son Gohana. Byłam pewna, że to był on i się nie pomyliłam.
- To jest Twój ojciec? - Zapytałam bez powitania.
Son Gohan przytaknął, po czym szybko wytłumaczył przyczynę ich wizyty. Saiyan, którego niegdyś się obawiałam chciał by mój brat wraz swym alternatywnym synem wyruszyli do niejakiego Pałacu Rajskiego gdzie rozpoczęli by intensywny trening przed ponownym spotkaniem z zagrożeniem. Księcia nie trzeba było długo zachęcać.
- Choć do mego taty, przeniesiemy się - Rzekł beztrosko chłopak.
Po tych słowach podszedł do Saiyana i stanął przed nim szeroko się uśmiechając. Trunks położył dłoń na jego ramieniu tak jak on swojemu dziecku. Vegeta stał obok z krzywym grymasem mając założone ręce. Przez chwilę patrzyłam na zebranych po czym powoli podeszłam do nich i złapałam ramienia najwyższego z nas. Dopiero wtedy książę dał swoją łapę na mój bark. W mgnieniu oka znaleźliśmy się we wspomnianym Rajskim Pałacu.
- Skąd tu się wzięłaś? - Zapytał czarnowłosy chłopak.
Obaj Saiyanem ruszyli w głąb placu gdzie znajdował się biały budynek o kopulastych dachach zawzięcie o czymś dyskutując.
- Ja… - Zamyśliłam się - Mieszkałam nieopodal miasta, w którym zaatakowały was cyborgi i ciekawość wzięła górę, a później rozpoznałam Vegetę.
- To wy się znacie? - Był zszokowany jakby nie chciał w to uwierzyć - Głupi ja! Oczywiście, że się znacie, jesteście Saiyanami.
- To mój brat - Wtajemniczyłam go unosząc lewą brew.
Son Gohan zdębiał, jego źrenice zrobiły się ogromne, a usta same się otworzyły. Wyglądał dość komicznie, ale widać było, że szok opanował jego umysł. Ja nie widziałam w tym nic nadzwyczajnego.
- Co?! - Wrzasnął ojciec Son Gohana - To Vegeta ma siostrę?!
Zrobiło mi się trochę głupio. Wszyscy za wyjątkiem Trunksa i Vegety wpatrywali się we mnie jak w ducha, ewentualnie jakieś inne nadnaturalne cudo. Owszem, byłam istotą z dalekiego kosmosu, całkiem logiczne! Przecież Kosmicznym
Wojownikiem byłam jak Vegeta czy Son Goku, więc co takiego strasznie nienaturalnego było w tym, iż Saiyański książę miał młodszą siostrę?! Może szokowało ich, że byłam całkiem żywa jak na wymarłą rasę?
- Jak się tu znalazłaś dziewczynko? - Padło ponowne pytanie tym razem od ziemskiego Saiyana.
Usiadłam wygodnie na pobliskich schodach, odchrząknęłam, po czym zaczęłam opowiadać jak straciłam wygodne i beztroskie życie, jak zaczęła się moja służba u tyrana Freezera pod groźbą śmierci, a potem jak udało mi się zaciągnąć do załogi wyruszającej podbić ich planetę, na której właśnie przebywaliśmy. Wspomniałam również, że poznałam Son Gohana niedługo po tym jak usiłowałam odszukać Vegetę lub pogromcę Changelinga. W końcu nie byłam pewna czy mój brat przeżył najazd na Ziemię.
- Son Gohanie, czemu nie powiedziałeś, że ją znasz? - Oburzył się jego ojciec - Zaoszczędziła by trochę czasu.
Chłopiec spuścił wzrok nie wypowiadając ani jednego słowa. Dlaczego nigdy nikomu o mnie nie wspomniał? Byłam jego małym sekretem, tylko dlaczego?
- Dobrze, że tego nie uczynił - Wtrącił Trunks - Myślę, że miałoby to wpływ na moje narodziny, a raczej ich brak.
Książę spojrzał na niego usiłując prawdopodobnie wyobrazić sobie takie zdarzenie po czym prychnął odwracając głowę w innym kierunku.
- No dobrze, szkoda czasu na rozmyślanie - Klasnął w dłonie Saiyanin z Ziemi - Vegeta możecie wchodzić do środka.
Kiedy byli już gotowi z Trunksem wejść do dziwnej komnaty postać mojego wzrostu o czarnej skórze mająca szpiczaste uszy otworzyła im drzwi. Momo, tak brzmiało jego imię. Był on z pochodzenia dżinem sprawującym opiekę nad tym świętym miejscem, skąd możliwa była obserwacja każdego zakątka planety, domem Wszechmogącego, opiekuna Ziemi, stworzyciela magicznych kryształowych kul. Zwykle jakiegoś Nameck'ana. Tak po krótce Gohan przedstawił mi historię tego miejsca. Sługa tego pałacu zachęcił mężczyzn gestem ręki do środka. Zza tajemniczych wrót oślepiał nas śnieżnobiały blask, zupełnie jakby Ki leciała prosto na zebranych. Zniknęli za nimi.
- Co to za pomieszczenie? - Zapytałam pośpiesznie wskazując na zamykane drzwi.
- To taka specjalna sala treningowa - Odpowiedział syn Goku.
- Jest ona umiejscowiona w innym wymiarze gdzie czas płynie inaczej - Momo podjął temat - Gdy na Ziemii upłynie dzień w sali Ducha i Czasu będzie to pełny rok.
- Chyba żartujesz!? - Nie dowierzałam - Cudowne miejsce na treningi!
Czarnoskóry pokręciło przecząco głową okazując tym samym niezadowolenie.
- Nie wolno w niej dłużej przebywać gdyż później nie ma możliwości opuszczenia go - Wyjaśnił szybko - Wejście do środka także jest ograniczone.
Tak więc była sobie super sala, ale nie warto było marnować na nią całego cennego czasu, w razie gdyby w przyszłości trzeba było by się ponownie wzmocnić.
W ciągu pół godziny od zniknięcia Vegety i jego alternatywnego syna zdążyłam się rozejrzeć po zewnętrznej części budowli ulokowanej gdzieś wysoko na niebie. Wychylając się za owalną konstrukcję bez balustrad nie byłam w stanie niczego dojrzeć poza chmurami. Jakim cudem było to miejscem obserwacyjnym? Może trzeba było do tego specjalnych umiejętności?
Niespodziewanie na szczycie pojawił się Nameck'an odziany w turban i długą pelerynę w odcieniach bieli posiadającą szpiczaste naramienniki doskonale nią okrytą. Za pewne to on był tym nadzwyczajnym dobrodziejem Ziemian. Zielono skóry nie miał wesołej miny, ani odzieży w dobrym stanie. Musiało to oznaczać spotkanie z cyborgami, bo z tym się właśnie zmagali.
- Witaj Szatanie - Na jego widok Goku się uradował - Gdzieś się podziewał?
Wspomniany Szatan westchnął ciężko po czym podszedł do zebranych ściągając przy tym nakrycie głowy i płaszcz, te twardo upadły na białe kafle. Zaskoczył mnie nosząc taki kilogramowy zestaw.
- Na Ziemi pojawiło się nowe zagrożenie - Od razu przeszedł do rzeczy - Jest nowy cyborg.
- Co to za potwór? - Wyrwało mi się.
Byłam tak podekscytowana niebywałą sytuacją na planecie, że gdyby jej mieszkańcy o tym wiedzieli mogliby posądzić mnie o jej chęć zniszczenia także. Ja tylko cieszyłam się, że mam okazję się sprawdzić w boju. Przecież o tym marzyłam od małego. Pragnęłam udowodnić, że jestem elitarnym wojownikiem i jeszcze jako dziecko mogłam posiadać nie małą moc. Chciałam uznania w oczach brata.
- Widziałeś się z nim Piccolo? - Zapytał Goku z lekkim podekscytowaniem.
Widać było, że temu Saiyanowi walki dodawały energii do życia.
- To cyborg stworzony przez komputer Dr.Gero - Zaczął powoli -- Przybył z przyszłości Trunksa, w której ten pokonał już maszyny.
Dowiedziałam się od Gohana, że dawno temu, gdy jego ojciec był nastolatkiem zgromił tajną organizację zwaną Armią Czerwonej Wstęgi. Niejaki doktor został ostatnim żyjącym, który właśnie stworzył te cyborgi bo chce, a raczej chciał się zemścić na Son Goku za ich wymazanie z kart historii. O dziwo zabił go jeden z jego pół robotów rozdeptując mu głowę w drobny mak i to od tak sobie.
- Czy to silny przeciwnik? - Zadałam kolejne pytanie.
- Tak i to bardzo - Zielono skóry wyraźnie był zdenerwowany.
Czyli od momentu, kiedy znalazłam się na tej planecie zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Jak można było to wszystko wytłumaczyć? Czy powinna byłabym pomóc? Jeśli Vegeta to robił... Oznaczało to tylko jedno - musiałam być silniejsza niżeli aktualnie byłam. Komórczak, bo tak nazywał się wspomniany wcześniej stwór pustoszył miasto po mieście wysysając ich energię życiową zostawiając po swoim obiedzie tylko i wyłącznie odzież jaką nosił. Dziwne to było jak na cyborga, ale czy mi to było oceniać? Son Goku i jego syn bardzo się denerwowali całym tym zajściem, ale musieli czekać, aż Trunks i Vegeta wyjdą z sali by móc kontynuować swój trening. Książę zgodził się tylko i wyłącznie na podróż do tego miejsca żądając pierwszeństwa w innym wymiarze. Także chciałam tam wejść i zmierzyć się z czasem.
- To ty pokonałeś Freezera na Nameck? - Podeszłam do ojca Son Gohana zadając kolejne pytanie.
- Tak - Jego odpowiedź była krótka i stanowcza.
- Zazdroszczę ci! - Machnęłam nerwowo pięścią w powietrzu - Tak jak Trunksowi, bo to było moje marzenie od dziecka.
Mężczyzna złapał mnie za ramię delikatnie się uśmiechając, zupełnie jakby rozumiał o co mi chodziło.
- Kto jest silniejszy? - Spojrzałam mu głęboko w oczy - Ty czy Vegeta?
Mężczyzna zaśmiał się przyjaźnie spoglądając chwilę w kierunku, w którym udało się dwaj wojownicy.
- A jak myślisz?
- Nie wiem - Wzruszyłam ramionami - Nie mam scoutera by to ocenić.
Mężczyzna wyjaśnił mi, że nie muszę posługiwać się żadnym urządzeniem by samodzielnie ocenić siłę bojową kogokolwiek. Od razu przeszedł do rzeczy proponując mi szybki kurs odczytywania energii KI tak niezbędnej w życiu każdego wojownika. Polecił bym usiadła na podłodze i wyczyściła umysł a następnie skupiła się na tym co dzieje się wokoło. Nawet nie pomyślałam, by jakkolwiek komentować jego instrukcje. Poczyniłam dokładnie to co zasugerował, zamknęłam oczy mając nadzieję, że w tym czasie nie wydarzy się nic nieoczekiwanego. Gdy już uprzątnęłam myśli skupiłam się na zebranych osobach. Wszyscy milczeli i jedynie co było słychać to ich miarowe oddechy. Po niekończących się długich, aczkolwiek kilku minutach "dostrzegłam" czystą aurę, która musiała należeć do instruktora tej techniki. Zdawało mi się, że widzę kolor niebieski, okalający jego sylwetkę, zupełnie jakbym patrzyła oczami, a wcale tak nie było. Usatysfakcjonowana poderwałam się z miejsca oznajmiając tym samym nabytą umiejętność. Miałam jeszcze sporo pracy przed sobą, ale już wiedziałam o co w tym chodzi. Trenowałam to nie bacząc, że zapadła noc. Nie opuszczałam swojego miejsca, choć obaj wojownicy udali się na spoczynek. Ze mną w nie wielkiej odległości medytował zielono-skóry zupełnie nie zwracając na mnie uwagi. Czasami sprawdzałam jego KI zauważając, że ta delikatnie wzrasta i maleje.
W końcu nadszedł świt, a kilka godzin po nim upragniony koniec treningu, Vegety. Kiedy wyszedł wyczytałam jego energię nie tylko w ramach nauki, ale i chęci poznania jej. Jego aura odznaczała się intensywnym fioletem, zaś Trunksa mieszanką niebieskiego z szarościami. Oboje mieli w moim odczuciu niewyobrażalnie dużo energii nie koncentrując jej nawet. Od razu widziałam efekty ich nieobecności. Obaj byli obdarci i niechlujni, w dodatku przepoceni.
- Ale siła! - Wyraziłam krzykiem swój entuzjazm podbiegając do nowo przybyłych.
- Ty, Trunks to nawet z wyglądu się zmieniłeś - Zaśmiał się Son Gohan komentując jego długie włosy. Teraz obaj mieli podobne fryzury. Syn mojego brata poczerwieniał. Fakt, wyglądał inaczej niż godzinę temu, ale dla niego był to rok czasu.
- A ty Vegeta, czemu się nie zmieniłeś? - Zapytał ojciec Son Gohana.
- Bo my kretynie, jesteśmy Saiyanami - Odparł bez wzruszenia - Nam włosy rosną do pewnego momentu.
- A to, dlatego moje włosy już nie rosną! - Zaśmiał się głupkowato drapiąc po bujnej czuprynie.
Ten Saiyanin nie grzeszył rozumem… Może i potężny, ale w głowie nie wiele posiadał, ale skąd miałby czerpać wiedzę saiyańską jeśli opuścił planetę kilka dni po narodzinach? Jeśli jego kapsuła kosmiczna została zniszczona, to na pewno nie było nikogo kto pokierowałby jego życiem.
Nagle na niebie pojawił się jakiś pojazd. Zacharczał i wylądował na drugim brzegu latającego pałacu. Wyszła z niej niebiesko-włosa kobieta z dzieckiem na rękach. Raczej wybiegła i to jakby ją przynajmniej płomienie goniły.
- Bulmo, co tu robisz? - Na twarzy Son Goku wymalowało się zdziwienie.
- Dałam, Kuririnowi zdalną skrzynkę do wyłączenia cyborgów - Zaczęła pospiesznie bez powitania przekładając malucha z ręki, do ręki, a ten powiedział parę słów w znanym tylko sobie języku - Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem nie będziemy musieli z nimi się mierzyć.
Niemal wszyscy bardzo się ucieszyli na tę nowinę. Mina niższego Saiyana mówiła sama za siebie. Nie zamierzał czekać aż potwory zostaną zdezaktywowane, miał zamiar podreperować swoją reputację po nie udanej walce z blondyną. Ja też liczyłam na możliwość rozruszania kości i oczywiście zaistnienia w wojowniczym świecie, jak przystało prawdziwemu Saiyanowi.
- Po co tu jesteś? - Prychnął do kobiety Vegeta uraczając ją gburowatym spojrzeniem.
Zupełnie jakby mieli ze sobą coś wspólnego. Czy ona była matką jego syna? Zlustrowałam malca kurczowo trzymającego jej obcisłej koszulki z zaciekawieniem rozglądając się dookoła. Jego niebieskie oczy jak u matki zdawały się być mądre.
- Była bym zapomnieć! - Przeraziła się kobieta.
Wyciągnęła coś z kieszeni, malusieńkie, jajowate coś i nie pokazując tego nikomu wcisnęła guzik z charakterystycznym kliknięciem po czym wyrzuciła je za siebie. Owa kapsułka wybuchła, a z kłębu dymu wyłoniła się pokaźnych rozmiarów skrzynia. Co to były za czary? Oniemiałam z wrażenia nie zwracając uwagi na rozdziawione usta. Zupełnie zapomniałam, że przyglądałam się do tej pory malcowi.
- Przywiozłam wam nowe kostiumy - Wyraźnie była dumna z siebie.
Radośnie zachęcała do pobrania nowej odzieży. Kto chciał, ten wyjął z skrzyni pakunek zawierający elastyczny kostium i napierśnik, a wszystko na kształt najpopularniejszego w kosmosie. Jednak ja i Vegeta od razu widzieliśmy różnice między podróbką a oryginałem. Stroje zaczęły im się kojarzyć z Freezerem. Na razie nie potrzebowałam nowego. Mój wciąż był w nienagannym stanie. Szatan odmówił, uważając, że tylko jego własne są najwygodniejsze, a poza tym nie chciał wyglądać jak jeden ze sługusów Freezera. Na tę słowa skrzywiłam usta, książę prychnął nie kryjąc oburzenia. Tacy jak oni nie rozumieli, że nie były to uniformy tego potwora, a ogólnodostępny wyrób najzacniejszych sąsiadów naszej galaktyki Acronian. Się w ogóle nie znali. Książę Saiyan i jego syn niespiesznie zdjęli z siebie zniszczoną odzież by następnie założyć nową, nienagannie wyglądającą.
- Teraz to jest nasza druga skóra - Poklepał się po torsie ojciec Son Gohana doceniając przymierzany strój.
- Nie będzie ci potrzebna, ponieważ sam go załatwię - Odparł dumnie Vegeta
Wymienili się spojrzeniami. Chwało to chwilę i nie mogłam dojść do wniosku czy były na stopie koleżeńskiej, wrogiej, czy jednak czysto rywalizującej.
- Powodzenia więc - Uśmiechnął się szczerze wyższy.
- Dzięki - Rzekł niższy bez wyraźnego entuzjazmu.
Vegeta prychnął, po czym wzbił się w powietrze. Ruszył na ziemie z nieodpartą chęcią rozprawienia się z cyborgiem. Podobno tylko o tym mówił przez opuszczeniem tajemniczej komnaty.
- Lecę za nim - pośpieszył Trunks - Nim zrobi coś głupiego.
- Miej oko na ojca - Uśmiechnęła się do niego kobieta z czułością.
Chłopak ruszył za swym alter ojcem. Postanowiłam także dołączyć, przecież nie mogłam tu siedzieć bezczynnie, poza tym mój brat miał walczyć z owym potworem! Za nic nie miałam zamiaru tego przegapić! Pobiegłam do krawędzi chwilę się wpatrując w bezkres błękitu i już miałam skoczyć, gdy…
- Nie leć, Saro - powiedział Goku, niespodziewanie znajdując się za mną.
Odwróciłam się nie wypowiedziawszy słowa. Miałam nadzieję, że moje spojrzenie wyjaśni mu, że nigdzie bez brata się nie ruszam. Nie chciałam ponownie go stracić.
- Zostaw go - Dodał - Jest z nim Trunks.
Na mej twarzy zagościła obrażona mina. Dlaczego on mógł, a ja nie? Przecież to ja byłam mu bliższa niż jakiś mieszaniec z innej linii czasowej. Nie podobała mi się ta opcja.
- No i co z tego?
- On mu pomoże.
Jednak zostałam. Udało mu się mnie przekonać, chociaż nie miałam takiego zamiaru. Tu podobno byłam bezpieczna, mimo braku odczucia zagrożenia.
- A co to za dziewczynka? - Zapytała kobieta z dzieckiem.
Najwyraźniej dopiero teraz zauważyła mnie wśród żywych.
- Nigdy nie uwierzysz - Zaśmiał się Son Goku puszczając do mnie oko.
Niebieskooka spojrzała na mnie podejrzliwie, ale czy mogłaby trafić?
- Siostra Vegety - Dopowiedział, a jego uśmieszek nie znikał z twarzy.
Co takiego nadzwyczajnego było w tym, że Vegeta posiadał siostrę? Nie mogłam tego pojąć. Wciąż ktoś był zaskoczony i nie dowierzał zupełnie jakby spodziewali się, że jeśli kiedykolwiek wcześniej posiadał rodzinę to własnoręcznie ją pozbawił życia.
- Nigdy nie wspominał o swojej rodzinie - Zamyśliła się.
Podeszłam do niej i zaczęłam się przyglądać jej także. Dziecko, które nosiła przypominało mi tego dorosłego Trunksa.
- A musiał? - Zapytałam ironicznie.
- Nie - Westchnęła zasmucona.
Ona była chyba jedyną, która przyjęła rodzinne więzy w spokoju. Son Goku i jego syn Son Gohan w końcu ruszyli do pokoju ducha i czasu zostawiając mnie z niebieskooką i Nameck'anem, który stał na krawędzi Rajskiego Pałacu obserwując Ziemię.
- Vegeta i Trunks są już na miejscu - Oznajmił niemal do siebie. Bulma co chwila wypytywała o przebieg zdarzeń. Do tego stopnia, że nie tylko mnie, ale i obserwatora dopadła frustracja. Następca tronu zwyciężał nad słabym nowo przybyłym cyborgiem. Widać było, że trening w tej specjalnej sali miał jednak sens. Nie ukrywałam swojego zadowolenia, a z każdą sekundą moja chęć zawitania tam rosła.
- A co z Trunksem? - Panikowała Bulma.
- Wszystko w porządku - Mruknął zniesmaczony już Szatan - Nic mu nie jest.
Kobieta odetchnęła z ulgą. Widać było aż za bardzo, że się przejmuje losem młodzieńca z przyszłości. Ale dlaczego? Przecież był tylko z przyszłości. Jej syn był w jej ramionach i nie wyglądał jakby potrzebował specjalnej troski. Przewróciłam oczami przypominając sobie, że od rana, a raczej dnia poprzedniego nie miałam nic w ustach. Niemal w głowie mi zawirowało.
- Gdzie znajdę coś do jedzenia? - Zapytałam łapiąc się za żołądek - Umieram z głodu.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.