Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

17. Trening z Trunksem

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball, Saga: Androidy
Gatunki:Akcja, Fantasy, Fikcja, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2013-07-15 20:22:28
Aktualizowany:2018-04-27 00:11:28


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Muzyka

- Postępujesz źle! - Szatan ryknął na przyjaciela - Wojownik musi się wciąż doskonalić!

Son Goku nie zamierzał więcej trenować, ani też wracać od sali Ducha i Czasu, za to w kolejce po Nameck’anie stał Vegeta i Trunks. Ponownie. Złotowłosy za nic nie chciał słuchać wywodów mieszkańca podniebnego pałacu twierdząc, że jego ciało musi się zregenerować ponieważ nie powinien go nadwyrężać przed walką.

- To do ciebie nie podobne - Dodał zielono skóry.

- Miałem rok czasu by się nad tym zastanowić - Wzruszył ramionami - Trzy dni odpoczynku, trzy dni treningu i ostatnie trzy znowu odpoczynek. Wy róbcie jak chcecie.

Spoglądaliśmy na przedmówcę niczym na wariata. Czy on naprawdę był pewien swojej wygranej? Nieograniczonej mocy, która zbawi ten i wiele innych światów. Czy mogliśmy wierzyć mu na słowo? Vegeta prychnął nie dowierzając jego głupocie, Nameck'an tylko mruknął kierując się do komnaty by w spokoju podnieść swoje kwalifikacje.

- Spotkamy się za dziewięć dni na turnieju - Rzekł beztrosko Goku - Lecimy synu.

Chłopak nic nie mówiąc potaknął ojcu i wznosząc się w górę ruszyli przed siebie. Zanim jednak to uczynił uraczył mnie krótkim oraz tajemniczym spojrzeniem. Kiedy oddalili się od nas usiadłam na marmurowych schodach, wciąż nie dowierzając słowom rywala Vegety. Co takiego wiedział on, czego myśmy nie wiedzieli?

- Nawet po przejściu wrót nie przestali być super wojownikami - Tenshin wciąż nie dawał wiary.

- To praktyczne być super wojownikiem - Wtrącił mój brat - Kiedy przyjdzie im walczyć będą gotowi, ale to kosztuje sporo energii.

To, że byli przygotowani w każdej sekundzie swojego życia na zagrożenie było dla mnie oczywiste, nie urodziłam się wczoraj, ale że poświęcali na to część swojej cennej mocy nie brzmiało już doskonale.

Chwilę później uderzyła w nas fala potężnej energii. Posady pałacu się zatrzęsły, choć do tej pory zdawało mi się, że lewitujący obiekt nie jest z niczym połączony i wibracje zewsząd nie mogą mu zagrozić. Pytającym wzrokiem odszukałam księcia zrywając się w tej samej sekundzie na równe nogi. Czarnowłosy zacisnął nie tylko pięści, ale i szczękę zdradzając tym swoje niezadowolenie. On był wręcz wkurzony. Coś mi się zdawało, że KI młodszego Saiyana była frustrująca dla elitarnego wojownika. Wszak mówił i to niejednokrotnie, że syn Bardocka był słabeuszem, nikim ważnym. Dlatego też wysłali go na Ziemię by ją zgarnął dla Freezera gdy już podrośnie. Tak się jednak nie stało, choć nie wiedziałam dlaczego, ale czy to miało teraz jakiekolwiek znaczenie? Gdyby wykonał tę misję pewno by nie żył za sprawą samego Changelinga.

Posadzka zaczęła pękać, z resztą jak i gzymsy, filary oraz ściany śnieżnobiałego budynku. Ta moc była tysiące razy potężniejsza od tej, którą posiadał Freezer kiedy zaatakował naszą planetę i również gdy podbijał ojczystą planetę smoczych kul. Teraz rozumiałam jakim cudem zniszczył dyktatora, choć zdawałam sobie sprawę, że te parę lat wstecz był słabszy niż obecnie.

- Przecież to Son Goku! - Tenshin nie krył swojego zachwytu - Jest fenomenalny!

Moc mężczyzny jak szybko się pojawiła tak też zniknęła, wróciła do normy oraz wszystko wokoło. Jedynie wygląd wierzy zmienił się na gorszy.

- Myślisz, że pokona tego cyborga? - Zapytałam choć i mnie fascynowała potęga Saiyana.

- Niestety tego nie wiemy… - Mruknął posępnie Trunks - Choć nie ukrywam, że bym chciał.

- Więc w starciu z Komórczakiem nie będzie czasu na błędy - Westchnęłam krzyżując ręce na piersi.

By nie siedzieć kolejny dzień jak te sieroty udaliśmy się na jeden z tarasów pałacu by usiąść przy stole, gdzie dżin ponownie rozłożył posiłek oraz ciepły, brązowy napój o ciekawym smaku.

- To kiedy ja udam się do sali treningowej? - Wyskoczyłam z tematem - Także nie mogę się dać po prostu zabić.

- Naprawdę chcesz tam wejść? - Zainteresował się przybysz z przyszłości.

- Oczywiście - Wyszczerzyłam się do niego - Nigdy nie wiadomo co się wydarzy, a nie chcę byście przypadkiem martwili się czy mnie coś nie pośle na tamten świat.

Tenshin zaśmiał się cicho popijając parujący płyn. Książę się słowem nie odezwał, jednak dostrzegłam jak drgnęła mu lewa brew.

- Mogę też iść sama? - Weszłam na śliski temat.

- Mowy nie ma! - Burknął mój brat.

Nie zdziwiła mnie taka odpowiedź, chociaż formalnie mogłabym rzec, iż nie znam swojego braciszka.

- Czyli idę z Tobą - Na mej twarzy zagościł złośliwy uśmieszek.

- Ani myślę zabierać cię tam z sobą - Zagroził mi palcem - Nie mam zamiaru niańczyć jakiegoś podlotka, który ledwo co nauczył się latać!

- Vegeta! - Jego syn był zszokowany.

Samo to w jaki sposób się do niego wyraził już o tym świadczył. Zwykł mawiać do niego "ojcze". Na książęce słowa zabrakło mi tchu. Trunks wybałuszył oczy, zaś trój-oki zastygł w bez ruchu z filiżanką w połowie drogi do ust. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć książę wstał od stołu, a jego krzesło upadło z hukiem na posadzkę.

- Zdania nie zmienię - Rzucił na odchodne.

Wypuściłam z sykiem powietrze odprowadzając go wzrokiem. Domyśliłam się, że chciał sam trenować. Usłyszałam jak mówił niebieskookiemu, żeby sobie nie myślał, że znowu pójdą tam razem, i że było tak za pierwszym razem, gdyż nikt go nie poinformował, że może to zrobić sam. Jak widać w jego mniemaniu wszyscy byli pieprzoną kulą u nogi. Tylko nie musiał obrażać mnie publicznie, zwłaszcza wśród obcych mi istot.

- Jeśli chcesz możesz iść ze mną - Zaproponował Trunks.

Czy jemu zrobiło mnie się żal czy po prostu chciał, tak na prawdę? Szybko wciągnęłam powietrze nosem, a następnie głośno go wypuściłam. Nie miałam już najmniejszej ochoty na rozmowy. Haustem wypiłam resztę zawartości swojej filiżanki, bo za nic nie mogłam odpuścić sobie tak cudownego naparu i pospiesznie wyskoczyłam z tarasu na plac niebiańskiego pałacu. Czarny sługa nieopodal podlewał dorodne palmy głośno przyśpiewując sobie tylko znaną melodię.

- Jeśli sobie panienka życzy - Zaprzestał swojej czynności - Zaprowadzę do komnaty, na spoczynek.

Bez zbędnego gadania przytaknęłam lekkim skinieniem po czym odstawił konewkę i ruszyliśmy w milczeniu. Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam. Jednak zamiast ukojenia dopadły mnie nie tylko cyborgi, ale i Freezer, Zarbon czy sam Gyniu.

Obudziłam się z przerażeniem. Do tego cała mokra i instynktownie wrzasnęłam nim zrozumiałam, że był to tylko koszmar jakich w mym życiu było wiele.

- Co się dzieję?! - Trunks wparował do komnaty z bojowym nastawieniem.

Spojrzałam na niego zaskoczona po czym opadłam z powrotem na poduszki.

- Nic - Bąknęłam - Coś mi się przyśniło. Nic wielkiego.

- I o to tyle krzyku? - Burknął zniesmaczony Vegeta zaglądając do środka z progu.

Kątem oka zerknęłam na niego po czym rzuciłam poduszką dając do zrozumienia by wyszedł.

- Zostaw mnie.

Fioletowo włosy opuścił komnatę w milczeniu, a ja zaczęłam rozmyślać nad minionymi wydarzeniami oraz zastanawiać się co przyniosą najbliższe dni, a miało dziać się za pewne wiele.

Czy powinnam była wkroczyć do innego wymiaru samotnie, czy jednak skorzystać z oferty pół Saiyana? Chciałam i jednego i drugiego.

Po kilku godzinach snu, bo jednak udało mi się zasnąć, wróciłam na dziedziniec pałacu gdzie już była reszta Saiyan. Dołączyłam do nich i teraz we trójkę staliśmy jak te kołki przyglądając się w głąb korytarza prowadzącego do komnaty, w której jeszcze trenował Szatan Junior. Czas się bardzo dłuży kiedy trzeba na kogoś czekać, a osoby pokroju Vegety nie cierpiały tego robić. To akurat doskonale pamiętałam z wczesnego dzieciństwa. Jego niezadowolenie oraz wybuchy złości słyszeć mógł każdy mieszkaniec królestwa. Matka tylko przewracała oczami, wiedząc, że nie miała już zbytnio nad nim kontroli, a jedyną istotą jakiej się obawiał był Changeling i jego rodzina.

Strasznie zaczęło mi się nudzić. Nie wiedziałam co mam z sobą począć. Czekać na nie wiadomo co czy może odszukać tego dzieciaka, który może z łaski swojej wyjaśniłby na czym polegała sztuka przemiany w złotego wojownika? Leżąc na brzuchu, podpierając głowę o dłonie płynnymi i delikatnymi ruchami machałam ogonem to w prawo, to w lewo, co jakiś czas głośno wzdychając. Nie chciało mi się ruszać z miejsca.

- Saro, idziesz może ze mną na dół? - Zapytał Trunks stając nade mną.

- Hę? - Pokręciłam głową wyrwana z rozmyślań - A po co?

- Możemy potrenować - Uśmiechnął się słabo - Sprawdzę twoje umiejętności.

Wstałam po czym podeszłam do krawędzi nie wypowiadając słowa. Nie było widać końca niebieskiej otchłani nieba. Trunks ruszył na dół z zawrotną prędkością.

Muzyka

Stałam jeszcze chwilkę zastanawiając się co jest po niżej. Widziałam tylko budynek połączony jakąś liną z pałacem. Nawet nie wiedziałam czy był zamieszkały. Nikt sam z siebie mi nie powiedział, a pytać jakoś nie było kiedy. Także skoczyłam w przepaść. Nie leciałam, a spadałam w pozycji pionowej, taki miałam kaprys. Nie spieszyło mi się na ziemię. Dopiero przy końcu zastopowałam lądując bardzo delikatnie obiema nogami.

- Nie spieszyło ci się - Mruknął opierając się o postument kończący się budynkiem pod pałacem.

- A po co? - Wzruszyłam ramionami - Turniej dopiero za osiem dni, a tam na górze fajna sala czeka.

Mężczyzna pokręciło głową przewracając przy tym oczami.

- Nie wiem co potrafisz i jaki jest twój poziom - Zaczął - więc na początek proponuję rozgrzewkę.

Spojrzałam z zainteresowaniem. Dwudziestoparolatek zaczynał mówić z sensem. Ja także nie znałam jego siły bojowej, choć wiedziałam, że był ode mnie dużo silniejszy, a na pewno w stadium super wojownika, o którym w końcu niedawno się dowiedziałam. Także chciałam go osiągnąć i marzyło mi się to podczas pobytu w Komnacie na górze.

Zaczęliśmy więc ćwiczenia od przebiegnięcia sporego odcinka, a wszystko po to by nie walczyć później pod stopami świętego miejsca. Nie sądziłam, że podniebny pałac był miejscem kultu. Chociaż co ja tam mogłam wiedzieć na temat Ziemian. Niebieskooki biegł przed siebie w zawrotnym tempie, a mnie nie pozostało nic innego jak go dogonić. Nie było to trudne, póki nie postanowił przyspieszyć, a ja w pewnym momencie potknęłam się o czubek skały i wyłożyłam się prosto do pobliskiej sadzawki. Zniesmaczona wyplułam nabraną wodę w usta i wzbiłam się w powietrze by dogonić uciekiniera. Wylądowałam kilkanaście metrów przed nim by w porę się zatrzymał i mnie nie staranował. Gdy się zatrzymał zlustrował mnie, a następnie się roześmiał. Tak, przemoczona księżniczka z wodą w butach była nad wyraz zabawnym obrazem. Ociekająca woda z włosów ciurkiem wędrowała pod elastyczny kostium.

- Nie wiem co cię tak śmieszy - Burknęłam krzyżując ręce na piersi - Potknąć się nie można?

- Po prostu dawno się nie śmiałem - Westchnął gdy już się uspokoił - Takie błahostki nie mogą cię denerwować. Gdybym to ja wpadł do wody...

- Wtedy to mnie było by do śmiechu - Wyszczerzyłam się.

Teraz przyszła pora na sparing, bowiem przybysz z przyszłości chciał zobaczyć na ile byłam wytrzymała. Nasze ciała spowiła bezbarwna aura, coś na kształt gorącego powietrza. Rozpoczęliśmy walkę bez użycia energii na czas kompletnego przygotowania. Trunks co jakiś czas prosił bym się bardziej skupiła, przyłożyła, użyła więcej siły. Zgrabnie i z lekkością omijał moje ataki, kopnięcia, uderzenia, a nawet perfekcyjnie blokował ciosy, co bardzo mnie drażniło, a nawet nie zwiększył swojej mocy do super. Teraz dostrzegałam jak jeszcze dużo było przede mną pracy, a czasu wcale nie przybywało.

Niespodziewanie Trunks zatrzymał moją pięść delikatnie się uśmiechając.

- Przerwa - Niebieskooki rzucił po czym wylądował.

- Dlaczego? - Zapytałam niezadowolona.

Również zeszłam na ziemię.

- Nie możemy torturować swoich ciał - Oznajmił - Mamy na to cały dzień.

Akurat zaczął mi się podobać taki sparing. Miałam ochotę na więcej! Miałam zamiar zapamiętywać ruchy pół Saiyana by wreszcie mu przyłożyć. Jednak przypominało mi się, że tego dnia miał Vegeta też rozpocząć nowy, cięższy i owocny trening w Komnacie i Ducha i Czasu. Jednak po chwili stwierdziłam, że nie miałam ochoty się z nim widzieć. Może jutro, za jego rok.

- Nie jestem zmęczona - Jedynie odpowiedzialna.

- To dobrze, bo będziemy mogli znowu poćwiczyć.

Usiedliśmy w wysokiej trawie i położyliśmy się by oglądać obłoki. Taki pomysł wyszedł z ust mego bratanka z przyszłości. Nie specjalnie miałam na to ochotę więc zamknęłam oczy. Czułam jak promienie słoneczne ogrzewały mi twarz. Było to do prawdy miłe uczucie. Czasami zdarzało mi się tak odpoczywać po męczących treningach przed odnalezieniem brata. Jednak nigdy nie przyglądałam się nieboskłonie. Otworzyłam oczy i dostrzegłam pierzaste chmury bez pośpiechu przemieszczające się po bezkresie błękitu.

- Jak to się stało, że jesteś złotowłosy? - Zadałam w końcu nurtujące mnie pytanie - Nie jesteś w stu procentach Saiyanem.

- Wiem, Son Gohan także - Przypomniał mi - To wszystko sprawia ciężki trening i uczucia, które się nosi w sobie.

- Nie bardzo rozumiem…

Co z tym wszystkim miały wspólnego jakieś głupie uczucia? Mało który Saiyanin je miał.

- To proste, Saro - Postanowił długo mnie nie trzymać w niewiedzy - Kiedy nosisz w sobie jakiś gniew i go wyrzucasz z siebie… Takie dziwne uczucie.

Nie bardzo rozumiałam co chciał mi przekazać. To co mówił wciąż było owiane nutką tajemniczości. Czy tam skąd pochodził nie mówiono niczego wprost? Ciągłe dopytywanie o poszczególne szczegóły momentami były irytujące.

- Co takiego w tobie złego było, że uwolniłeś tę moc?

Trunks usiadł spoglądając smutnym wzrokiem w soczyście zieloną trawę. Na jego twarzy malowało się jakieś bardzo bolesne wspomnienie.

-Źle mnie zrozumiałaś - Westchnął - Skumulowała się we mnie rozpacz, a spowodowała to niepotrzebna śmierć przyjaciela.

- Śmierć? - Zdziwiłam się.

Ktoś musiał umrzeć żebym mogła być złotowłosą wojowniczką. To było bez sensu. Nie chciałam poświęcać własnego brata by osiągnąć swój cel. W takim razie kogo poświęcił Vegeta stając się tym kim był? Rodzinę? Tylko on żył w przeświadczeniu, iż zabił nas jakiś głupi deszcz meteorytów.

- Tak… Cyborgi zabiły Son Gohana… - Jego głos zadrżał - Uratował mi życie, a ja byłem taki głupi!

- To znaczy? Co zrobiłeś? - Ciekawość wzięła górę.

- Coś głupiego - Uśmiechnął się choć do śmiechu mu nie było - Byłem zły, że zabili kolejnych niewinnych, że jestem bezradny i słaby. Gdyby nie pan Gohan bliźniaki rozszarpałyby mnie na strzępy. Ocalił mi życie, a później zginął.

Ciężko mi było sobie wyobrazić syna Goku jako dorosłą postać. Świat bez tych tu wojowników, bez Vegety. Same zgliszcza i mordercze maszyny bawiące się czyimś życiem. Tak bardzo były podobne do Freezera.

- On był ostatnim wielkim obrońcą świata - Dodał po chwili - Już tylko ja i matka zostaliśmy przy życiu.

Zastanawiała mnie wciąż moja śmierć. Brak mojej osoby w jego smutnym świecie. Czy zginęłam tam z ręki okrutnego imperatora, czy może coś innego się wydarzyło? Czy w ogóle się urodziłam?

Podniosłam się i usiadłam po turecku szybko wymachując ogonem raz w prawo raz w lewo. Ocierałam nim delikatne ździebełka traw. Zajrzałam w błękitną toń oczu bratanka z przyszłości. Były bardzo smutne. Nie mogłam patrzeć na ten obraz nędzy i rozpaczy. Podobnie z nie po to tu przybył.

- Chodź trenować! - Krzyknęłam klaszcząc w dłonie.

Nie miałam ochoty się dąsać, a już na pewno towarzyszyć jego gburowatym myślom. Czas uciekał, a ja wciąż byłam byle miernotą nie mogącą nazywać siebie elitarnym wojownikiem.

Wybrałam bujne lasy, tam gdzie było trudniej się przemieszczać bez użycia energii. Czas było pobawić się w kotka i myszkę.

- Tylko biegamy - Rzuciłam jedną z zasad.

- Ok. Zero mocy.

Przyjęliśmy pozycje obronne. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy, jak byśmy chcieli wyczytać z nich jakiś słaby punkt przeciwnika. Kiwnął mi głową, to był znak. Również wykonałam ten sam ruch będąc gotową na rundę drugą. Zniknął. Zaczęłam biec przed siebie by odnaleźć tymczasowego wroga i zadać pierwszy cios. W ostatniej sekundzie odskoczyłam w tył wyczuwając zbliżającą się KI. Drzewo zwaliło się na ziemie z ogromnym trzaskiem.

- Mało brakowało - Spojrzałam na obalone drzewo wielkimi oczami.

Trunks ponownie zaatakował. Tym razem broniłam się raz wyrywając do przodu, a raz cofając się w tył. Chłopak zadawał to coraz mocniejsze ciosy. Trudniej było mi się z nich wykaraskać. Dobrze, że użycie KI było zabronione, bo był bardzo silny. Kiedy przyjdzie pora także się stanę nie do poznania. Pomyślałam.

Nagle dostałam mocno w policzek z pięści. Odleciałam z trzy metry uderzając z impetem w drzewo, które złamało się w pół. Poczułam krew w ustach. Podniosłam się i ją wyplułam. Włączyłam przyśpieszacz i ruszyłam na niebieskookiego. Naparzałam go z każdej strony nie dając możliwości ataku.

- Dobra jesteś jak na dziecko - Oznajmił robiąc unik w bok.

- Nie jestem byle kim - Kopnęłam go w piszczel.

Niestety było to tylko draśnięcie, ale jednak.

- Nie zapominaj, że i w moich żyłach płynie ta sama krew!

Jeszcze długo mierzyliśmy moje siły, aż nastał moment by wrócić. Polecieliśmy z powrotem do rajskiego pałacu. Potrzebowaliśmy ciepłego prysznica oraz gorącego jedzenia. W końcu nie samą walką żyje wojownik.

- Jesteśmy - Zawołał Trunks zaraz po wylądowaniu na białych kaflach.

- Spóźniliście się - Oświadczył Tenshin wskazując palcem na Nameckana - Tego narwańca, Vegety już nie ma.

To było oczywiste, że nie zastaliśmy księcia. Na tym mi właśnie zależało. Wciąż nosiłam w sobie urazę, za słowa, które wypowiedział i nie miałam zamiaru się skonfrontować. Specjalnie odwlekałam i przedłużałam sparing. Syn Bulmy najwidoczniej chciał się z nim spotkać, bo minę miał niemrawą gdy poinformowano nas o wymianie trenujących.

- Dosłownie chwilę temu się minęliśmy - Zakomunikował zielono skóry.

Wciąż stał tyłem do nas, kilka metrów przed. Wydawał się być nazbyt spokojnym.

Wraz z przybyciem pana włości zjawił się jego sługa informując nas o kolejnym ciepłym posiłku.

- Najpierw wezmę prysznic - Powiedział niebieskooki łapiąc w palce kosmyk włosów - Później dołączę.

- A ja wręcz przeciwnie - Zawołałam entuzjastycznie - Najpierw kolacja, później szorowanko!

Nie czekając na przyzwolenie czy jakiekolwiek zakazy popędziłam w stronę jadłodajni, w której gościł nas poczciwy Momo.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.