Opowiadanie
Dragon Ball - Saiyan Princess
03. Nie godna
Autor: | Killall |
---|---|
Serie: | Saga: Freezer, Dragon Ball |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Fantasy, Fikcja, Mroczne, Przygodowe, Science-Fiction |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2013-04-14 08:00:30 |
Aktualizowany: | 2024-05-08 16:46:40 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Historia całkowicie jest dziełem Killall.
- Nie mam pojęcia, co się z Tobą dzieje, ale nie zachowujesz się normalnie- Warknął Vegeta - To, co robisz przechodzi ludzkie pojęcie!
Spojrzałam na starszego brata niewinnym wzrokiem. Nie wiedziałam, o czym mówił i też nie spieszyło mi się o tym dowiadywać.
- Co ja? - wymamrotałam podnosząc się z łóżka.
- Nie udawaj głupiej.
- Nie jestem gupia - Oburzyłam się.
Mój brat patrzył przez chwile gniewnie, lecz po chwili złagodniał i tym razem. Podszedł do mnie powoli i połaskotał mnie swoim ogonem po nosie. Roześmiałam się. On nie uśmiechał się za często, był bardzo sztywny, zupełnie jakby ktoś odebrał mu dzieciństwo, jakby zabrano jego najlepsze zabawki.
- Vegeta psestań - Próbowałam powstrzymać jego ogonek.
Mężczyzna jednak nie przestawał mi dokuczać, aż w końcu sam się roześmiał.
- Braciszku - uśmiechnęłam się szeroko wyciągając do niego ręce spod grubej skóry którą byłam okryta.
Vegeta usiadł na łóżku tuż obok mnie. Spojrzał na mnie jednym ze swoich słynnych dziwnych wzroków. Już się nie uśmiechał.
- Tak naprawdę przyszedłem się pożegnać.
- Jak to? - Zaskoczył mnie.
- Jutro, wraz z Nappą wyruszamy na podbój planety o nazwie Ziemia. Syn Bardocka miał pewne problemy i wezwał nas do pomocy.
W oczach miałam blask. W końcu i mój brat ruszał w daleką drogę by sprawdzić w czym Saiyanin, który został tam wysłany miał kłopoty. Oznaczało to, że napotkali istoty, które były w stanie się bronić przed naszą potęgą.
- Mogę lecieć z Tobą? - Zapytałam wyskakując spod okrycia - Proszę…
- Oszalałaś?!
- Ale proszę! - Mówiłam już przez łzy.
Tak bardzo chciałam już wyruszyć w przestrzeń kosmiczną, a nie tylko uczyć się o niej i słuchać opowieści mego brata i ojca jakże to cudownie jest dryfować pośród gwiazd.
- To bardzo niebezpieczna wyprawa!
- Ja się nie boję - Machnęłam lewą ręką jakbym dzierżyła w niej szablę.
- Nie wątpię w to - Uśmiechnął się poklepując moją czuprynę - Gdy będziesz starsza wyruszysz razem ze mną.
- Popatrz, jaka jestem silna!
Wyskoczyłam z łóżka i zaczęłam wykopywać nogą jak do niewidzialnego przeciwnika. Vegeta przyglądał mi się z uwaga. Uradowało mnie to, że był zaskoczony tym, co potrafię pomimo swojego wzrostu. Wiedziałam, że dla niego i tak równa się to zeru, wszak to było prawie, że nic jednak wpatrywał się we mnie jak w obrazek. Może to przez mój zapał do nauki?
- Brawo - Klasnął trzy razy w dłonie.
- To nic, będę lepsza - Pyszniłam się wymachując ogonem w prawo i lewo.
- Mam nadzieje, że jak wrócę pokażesz mi parę sztuczek - Zaproponował - Będziesz trenować pod moją nieobecność, prawda?
Potaknęłam uradowana. Taka ugoda mi pasowała jak najbardziej. Wszak dziecku dużo do szczęścia nie było potrzebne.
- A nauczysz mnie wyzwalania energii?
- Co? - zdziwiło go to bardzo.
- No… To, co Ty robisz na treningach - Poprawiłam się- Nie kłam, że nie, bo widziałam!
Vegeta wstał i popatrzyła na mnie zdumiony.
- Nie jesteś na to jeszcze za ma mała? - Zapytał z powątpieniem - To trudne dla takich dzieci.
- Nie jestem byle kto, a księźnićką Saiyanów!
Oboje roześmialiśmy się w głos. Nasz śmiech był tak donośny, że było nas słychać chyba wszędzie.
- Obiecuję, że jak wrócę pokażę Ci parę uderzeń - Pogłaskał mnie.
Skoczyłam na niego wspinając się na tors. Machnęłam ogonkiem w prawo, w lewo a następne w jego nos tak jak to uczynił poprzednio mnie.
Chciałam powrócić do poprzedniego tematu o moim zachowaniu, bałam się czy to miało związek z płachtą i kamieniem Mandaru oraz włamaniu na zbrojownie.
- Znaleziono dwa skradzione miecze nieopodal zbrojowni - zaczął - Również w tym miejscu widziano Ciebie bawiąca się.
- To prawda - Pośpieszyłam z odpowiedzią - Bawiłam się w zabijanie tych złych Tsufulian.
- Uważaj bo Ci uwierzę - Burknął.
- Tak, wzięłam te miecze, ale używałam tylko do zabawy - Ciągnęłam dalej - Kiedy ostatni Tsufulianin z planety Vegeta umarł zostawiłam je.
- I zamierzałaś wrócić do domu, lecz jeden z naszych wojowników przyprowadził cię do zamku?
- No właśnie - Potaknęłam z uśmiechem.
- To jak wytłumaczysz mi brak życiowej energii?
Uśmiech znikł mi z twarzy. Nie maiłam kompletnie zielonego pojęcia co miałam w tej chwili mu powiedzieć. Co wymyślić a co wytłumaczyć naprawdę. Dostałam zamętu!
- Jak na czteroletnią dziewczynkę jesteś dobra.
Otworzyłam usta zastanawiając się jakie kłamstwo z nich wyjdzie, co tym razem głupiego powiem jednak nic sensownego nie potrafiłam wydukać, poza tym, że chciałam być jak chłopcy, być wojownikiem. Nagle drzwi się otworzyły, a w nich ukazała się ona - Verinia, nasza matka. Uratowała mi skórę i tym razem, chociaż sama o tym nie wiedziała. Ot czysty przypadek. Co ja bym bez niej zrobiła? Nie mogłam przecież nikomu zdradzić, że posiadałam kamień Mandaru i po prostu starałam się wykorzystać jego moc do skradzenia dwóch głupich mieczy i wrócić do zamku jakby nigdy nic nie zdając sobie sprawy z potęgi małego świecidełka.
- A to Vegeta z Tobą jest - Na jej twarzy zakwitł uśmiech.
- Witaj, matko - Odparliśmy oboje.
- Słychać was w całej posiadłości.
- Matko - Vegeta nagląco podniósł się z siedzenia - Przyszedłem się pożegnać.
Kobieta westchnęła i udała po raz kolejny, że nie przejmuje się iż jej starszy, dorosły już syn wyrusza w odległą podróż. Wiele razy słyszałam, że nie podobało jej się to jak mój brat latał po kosmosie w pogoni za nowymi planetami dla białego jaszczura, którego widziałam parę razy z okien pokoju zanim matka nie pozwalała mi z niego wychodzić.
- Jutro ruszasz na tę Ziemię z misją.
- Oczywiście - Potaknął- Wrócę jako zdobywca.
- Co do tego nie mam wątpliwości - Szepnęła z przekąsem.
Pobiegłam do matki i wtuliłam się w jej suknię. Nie lubiła nosić stroju bojowego chociaż były to najwygodniejsze ciuchy na całej planecie i w okolicznym kosmosie.
- Och Saro jak Ty wyglądasz? - Jęknęła załamana - Taki strój nie przystoi księżniczce.
- I co z tego! - Obruszyłam się - Nie będę babą tylko wojownikiem jak Vegeta.
Królowa Verinia pokręciła głową. Nie miała już żadnych pomysłów jak mnie odpędzić od wojowniczego stylu życia. Ale czy mogła mieć mi to za złe, skoro nasza rasa w przynajmniej osiemdziesięciu procentach populacji była właśnie urodzona do batalii? Nie byłam i nie czułam się
- Nie zmusisz mnie - Burknęłam.
Puściłam się sukni i wyszłam z komnaty. Nie wiedziałam jeszcze dokąd, lecz na pewno nie posiedzieć.
- Będę tlenować jesce mocniej - zacisnęłam pięści - Nikt mnie nie pofstsyma.
Miałam jedynie nadzieję, że nie dosięgnie mnie kara za plądrowanie magazynów Acronian z sąsiadującej z nami planety.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.