Opowiadanie
Dragon Ball - Saiyan Princess
36. Atak Changelinga
Autor: | Killall |
---|---|
Serie: | Dragon Ball |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Fantasy, Fikcja, Mroczne, Przygodowe, Science-Fiction |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2014-08-24 08:00:16 |
Aktualizowany: | 2014-08-15 14:48:16 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Historia całkowicie jest dziełem Killall.
Nastąpił wieczór, ten który miał zmienić całą przyszłość przeszłości. Byłam bardzo podenerwowana. Bałam się, że coś mogło nie wypalić, lub co gorsza, że przyszłość mojej przeszłości się nie zmieni. By ochłonąć wybrałam się na spacer. Gdzie okiem nie sięgnąć panoszyły się patrole saiyańskie. Miałam wrażenie, że gdybym tu nie została nic by się nie zmieniło. W pewnym stopniu czuć było, że nie do końca wierzą moim słowom i obrazom zagłady ludu saiyańskiego. Poziom energii jaki posiadali był zaskakująco niski. Nawet ziemianie tacy jak Tenshin czy Kuririn nie posiadali takiego. Nie byli w stanie pokonać tego potwora. A ja od dziecka myślałam, że Saiyanie są najsilniejsi. Oczywiście tak jest jeśli dużo i intensywnie trenują a nie podbijają słabe planetki! Odetchnęłam z ulgą kiedy sobie przypomniałam, że sama byłam w stanie go pokonać.
Nagle coś przykuło moją uwagę. To były drzwi. Najzwyklejsze w świecie drzwi wykonane z broocha*. Podeszłam doń opierając dłoń o ich delikatnie chłodną stal. Cicho westchnęłam po czym wcisnęłam guzik. Drzwi odsunęły się a moim oczom ukazała się sypialnia księżniczki. Weszłam do środka usadawiając się na łóżku. TAK DAWNO MNIE TU NIE BYŁO pomyślałam bez entuzjazmu. Zamknęłam oczy by oczyścić umysł. Ponownie otworzyły się drzwi, a w nich stała ona- ta mała, waleczna dziewczynka.
- Czo tu robiss?- zapytała- To mój pokój.
- Wspominam- oświadczyłam.
- Czo takiego?- zainteresowała się.
- Dzieciństwo- lekko się uśmiechnęłam do niej- Trochę się w nim działo.
- Jefteś dzieckiem.
- Odkąd nie mam rodziców już nie- mruknęłam posępnie- Straciłam ich w twoim wieku.
- A czo im się stało?- zaczęła dopytywać.
- Freezer…- westchnęłam- To zła istota.
Przed nią było długie życie nieznanego. Może była szansa na to, że będzie silniejsza ode mnie. Może mogła osiągnąć coś więcej? A co z Vegetą? Co jego czekało? W momencie kiedy Freezer atakował naszą planetę był na Ziemi, a po przegranej walce wrócił na bazę Korda by wrócić do sił gdzie dowiedział się, że nastąpił wybuch planety spowodowany zderzeniem się z meteorami. Tym razem miał powrócić do domu. ZOSTAWIĘ MU WIADOMOŚĆ pomyślałam.
- Skąd mas taki kamień?- przerwała moje rozmyślania swoim pytaniem wskazując Mandarkerę przypiętą do peleryny.
Zapomniałam, że miała również taką.
- To ten sam, który ty masz- rzekłam bez namysłu.
- Skąd wies, źe mam?
- Wiem wiele rzeczy- zrobiłam minę, która zbytnio nie przypominała uśmiechu.
Wstałam by podejść do okna. Pełni już nie było więc nie groziło mi nic w zamienienie się w Ozuaru. Dostrzegłam błysk na niebie. To musiał być Freezer.
- Zostań tutaj!- krzyknęłam wybiegając z komnaty.
- Czo się stało?- zawołała dobiegając do drzwi.
Nie było czasu na opowieści, z drugiej strony nie powinna się mieszać do spraw dorosłych. Poza tym i tak by nie usłyszała bo w chwili kiedy do nich podbiegła zamknęły się. Obrałam kurs sali tronowej. Krzyczałam o nadejściu zagrożenia. Wszystkie jednostki w mgnieniu oka były gotowe do oblężenia. Spostrzegłam statek Freezera, który wisiał na niezbyt dużej wysokości od planety. Zacisnęłam wściekle pięści - nienawidziłam tego potwora. Oblężenie zapewne wyglądało zupełnie inaczej w moim życiu. Dostrzegłam jakieś poruszenie w sali tronowej. Pojawił się Freezer z Zarbonem i Dodorią.
- Niestety nie mam dla ciebie taryfy ulgowej- odezwałam się nie witając zgromadzonych- Czeka cię rychła śmierć, parszywy psie!
Freezer odwrócił się w moją stronę wytrzeszczając oczy. Po chwili zaszedł się śmiechem. Nie znosiłam tego. Robił to zawsze ilekroć mu grożono utratą życia. Tym razem miał być jego ostatnim.
- Wasze niedoczekanie!- syknął wciąż się uśmiechając.
Changeling skinął głową, a jego ludzie ruszyli na Saiyanów tym razem był rozkaz zabić wszystkich, nie brać jeńców. Ruszyłam na Zarbona. Był najsilniejszy zaraz po Freezerze.
- Stój kreaturo- warknęłam.
- Zapłacisz za te słowa bardzo słono- wycedził.
- Oczywiście, ale twoją głową!
To był jego słaby punkt. Był narcyzem, a jego lepsza forma wyglądała niczym żaba. Nie zdążył mnie dotknąć, a już wystrzeliłam dziesięć pocisków unicestwiając tę kreaturę. Nie mogłam wręcz się nadziwić, że był taki słaby! Kiedy byłam dzieckiem postałam nieraz od niego niezłe lanie. Uwielbiał się nade mną znęcać. Sprawiało mu to wiele satysfakcji. Następnie zaatakowałam Dodorię. On również nie popisał się swoimi umiejętnościami. Wciąż pamiętałam moment, w którym doniósł na mnie Freezerowi kiedy próbowałam ukradkiem dostać się na statek lecący na Memles. Za to, że mnie zdemaskował Changeling pozwolił wymierzyć mu osobiście karę. Byłam przez niego mocno poharatana. Te jego przeklęte kolce posiadały silne trucizny, które mogły prowadzić do śmierci. Po kolei zaczęłam wybijać każdego napotkanego wojownika „frezeerskiego”. Powoli zaczynałam się nudzić. Nic nadzwyczajnego nie było w walce z mega słabeuszami. Moje pięści wchodziły w ich ciała niczym w ciasto. Chciałam dosięgnąć tylko jednego, a mianowicie Freezera. Wymierzyć mu sprawiedliwość.
- Tym razem nie pozwolę ci pomiatać naszym ludem- syknęłam do siebie.
Wróciłam pospiesznie w kierunku sali tronowej. Zatrzymałam się przy dużym oknie, z którego król lubił obserwować trenujących Saiyan. Wiedziałam jaki był jego plan. Zapewne jeszcze chwila a dopadłby rodzinę królewską. Nie mógł mnie niczym zaskoczyć. Ruszyłam w jego stronę roztrzaskując szybę. Uderzyłam go mocno po czym wyleciałam z pomieszczenia na otwartą przestrzeń. Nie mogłam dopuścić do tego by komuś stała się krzywda. Po pozbieraniu się z ziemi i chwili namysłu ruszył za mną. Nie miałam problemu zetknąć się z nim twarzą w twarz. Nie był już taki straszny. Nie wprowadzał mojego ciała w drganie czy serca kołatanie. Był dla mnie nikim. Tu i teraz.
- Nie próbuj żadnych sztuczek, Freezer- ostrzegłam go.
- Nie rozśmieszaj mnie dzieciaku.
- Zaraz nie będzie ci do śmiechu.
Zebrałam w sobie sporo energii. Jedyną osobą, która mogła się śmiać to ja! Nikt tu z obecnych nie był w stanie nawet z nim rywalizować. Zbliżyłam się nieco kumulując KI w dłoniach. Zapragnęłam ujrzeć jego przerażona twarz. Chciałam by błagał mnie o litość. Oczywiście nie było mowy o żadnej litości, ale marzyć zawsze mógł. Wyskoczył ze swojego durnego pojazdu, w którym wylegiwał się i którego nigdy nie opuszczał. Machnął nerwowo ogonem.
- Giń miernoto- krzyknął.
Ruszył na mnie z zawrotną prędkością. Gdyby nie fakt, że naprawdę byłam silniejsza to pewno uciekałabym gdzie pieprz rośnie, albo modliła się o życie, nawet w męczarniach. Już raz musiałam je przechodzić. Stałam nieruchomo i czekałam. Czekałam na ten moment, w którym mogłam mu dokopać i to zdrowo!
- Miernota to ty- syknęłam robiąc zgrabny unik..
Nie zdążył nawet cofnąć ręki kiedy ją mocno ujęłam swoimi. Obróciłam go ze dwa razy po czym cisnęłam nim w pobliski budynek. Prawdopodobnie była to wieża strażnicza. Jaszczur wtopił się w budynek , ten usypał się w kupę gruzu. Ponownie ruszył w moim kierunku by zadać kolejny chybiony cios.
- Nudzę się- ziewnęłam unikając ciosu.
- Zamilcz!- jego złość sięgała zenitu.
- Bo co mi zrobisz?- zakpiłam- Doniesiesz tacie?
Wybuchłam śmiechem. Nie wyobrażałam sobie tego w taki sposób. Wszystko wydawało się tak nieosiągalne, a teraz? Miałam jego los we własnych dłoniach. Był na mojej łasce. Był nikim w porównaniu z Komórczakiem. Był tylko jednym małym epizodem.
*brooch- metal nie szlachetny wydobywany z wnętrza planety Vegeta. Bardzo dobrze się przetapia. (zapożyczona nazwa z Ragnarok Online)
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.