Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

37. Zamiana ról

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball, Saga: Podróże w czasie
Gatunki:Akcja, Dramat, Fantasy, Fikcja, Mroczne, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2014-08-31 08:00:38
Aktualizowany:2014-08-15 14:48:38


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Muzyka

Śmiałam się. Echo szyderczego śmiechu szybko rozniosło się po królestwie. Nigdy nie widziałam się w takim stanie. Pycha rozsadzała moje ciało. To prawda, że w rodzinie nic nie jest inne. Vegeta także taki był. On był zawsze, a ja? Pierwszy raz doznałam takiego uczucia. Nawet przy zabijaniu Komórczaka nie czułam takiej ogromnej satysfakcji. Czułam się zupełnie inaczej. Jakbym stała się zupełnie inną istotą. Bycie niezwyciężoną doprowadzało mnie do niewyobrażalnie dużego zadufania w sobie. Potęga… Bycie panią strachu…

- Przygotuj się na śmierć- warknęłam unosząc się nad Freezerem.

- Kim ty u diabła jesteś?

- Super kosmicznym wojownikiem- przedstawiłam się dumnie.

- Jak to niby super wojownikiem?- był zdziwiony, a za razem przerażony- Nikt taki nie istnieje!

- Owszem, tak- zapewniałam- Zaraz ci pokażę.

Szelmowski uśmiech zawitał na mojej twarzy. Tak na prawdę to nie wiedziałam co zrobić by przeistoczyć się do tego stanu. Uczyniłam tak tylko jeden raz. Podczas walki z Komórczakiem żywiłam w sobie nienawiść do mordercy moich rodziców, ale teraz nie byli zagrożeni. Nie pałała we mnie złość. Nie miałam pomysłu jak obudzić w sobie super moce. Ten cwaniacki uśmieszek zniknął z mojej twarzy. Chyba powiedziałam „hop” zanim przeskoczyłam. Powiał lekki wiatr. Tu i ówdzie panowała walka między Saiyanami i wojskami Freezera, którzy byli różnej nacji. Jego władza nie miała żadnych granic.

- Jeśli jeszcze nie zauważyłeś to twoi podwładni już nie istnieją- zmieniłam temat chcąc zyskać na czasie.

- Co?

- No, Dodoria i Zarbon.

Changeling na moment umilkł wyszukując energii życiowej tych dwojga za pomocą detektora. Też mi wynalazek… Odkąd byłam na Ziemi nauczyłam się odczytywać takich rzeczy siłą woli. Jakieś tam małe komputery nie były mi potrzebne. W okolicy szyi zaczęła pulsować mu żyłka. Czyżbym pociągnęła nie za ten sznurek? Czułam jak jego moc rośnie. METAMORFOZA… przeszło mi przez myśl. NIE MOGĘ DO TEGO DOPUŚCIĆ! Zaatakowałam go by nie mógł wykonać tego co zamierzał. Byłam górą i nie mogło ulec to zmianie. Nie miałam zamiaru popełniać błędów Vegety i Son Gohana. Ponownie rozpoczęła się walka. Miałam wrażenie, że był nieco silniejszy niż poprzednim razem, jednak moich myśli nie opuszczała potęga. Przecież byłam panią jego strachu! Tak miało pozostać. Nasze ciosy mierzyły się ze sobą, spojrzenia były zwierciadłem nienawiści, a w ciałach gotowała się moc. Uderzył mnie w twarz. Odleciałam nieco w tył. Pośpiesznie zatrzymałam się, wyplułam płyn z ust następnie przetarłam wargi zaciśniętą pięścią. Znajdowała się na nich ciemna krew. Warknęłam.

- No i gdzie ten super wojownik?- odezwał się w końcu.

- He he…- podrapałam się po głowie- Nie wiem jak go obudzić…

PO CHOLERĘ W OGÓLE TO MÓWIŁAM!? biłam się z myślami. ZWARIOWAŁAM CZY JAK?! Freezer wybuchł śmiechem. Nie tak miało to wszystko wyglądać. Jego strach jakby gdzieś uleciał, nie bał się mnie. Rzucił się na mnie niczym głodne zwierze. Każdy cios zdawał się być coraz to silniejszy. Opanowując strach nabrał kontroli nad swoją energią. Choć udawało mi się unikać większości ciosów czułam, że jeśli tak dalej pójdzie mogę mieć spore kłopoty.

- Jednak cię podziwiam- oznajmił celując w mój brzuch- Pokonałaś moich najlepszych wojowników.

- To była pestka- w ostatniej chwili zasłoniłam się kolanem.

- Chylę czoła- odskoczył w tył.

- Cała przyjemność po mojej stronie- zaatakowałam go.

Uciekając przed moimi ciosami cofał się w tył. Zapewne wyglądało to żenująco, jakbym nie potrafiła dosięgnąć wroga. Freezer uskoczył w końcu w bok zadając przy tym cios. Zleciałam na ziemię. NIECH GO SZLAG! warknęłam w myślach wypluwając ślinę CHYBA GO NIE DOCENIŁAM… Uświadomiłam sobie, że to dopiero moja druga poważna walka. Pierwsza z Komórczakiem gdzie pomogłam Son Gohanowi pozbyć się cyborga i ta teraz Ni miałam chyba dobrego doświadczenia w walce. Widać było to przede wszystkim poprzez brak umiejętności przemiany w złotowłosego wojownika. Już chciałam się podnieść z ziemi dostałam parę pocisków w plecy. Wgniotły mnie z kamienną ziemię, która aż popękała. Zacisnęłam w złości pięści. Poleciałam wprost na niego. Trafiłam głową prosto w brzuch. Walka ta toczyła się coraz dłużej. Nie było widać kogo zwycięstwo nadchodzi…

- Koniec zabawy- krzyknął zbierając KI w dłoni.

- Też tak myślę.

Changeling utworzył czerwony dysk, który szalenie piłował powietrze. Wiedziałam, że jeśli mnie tym dotknie odetnie mi część ciała. Rzucił ją w moim kierunku. Gdzie się nie poruszyłam ta mnie doganiała. Jakby była zaprogramowana. Jeśli bym się zatrzymała mogłabym się zacząć modlić…

- Jak ci się podobają moje niszczycielskie tarcze?- zapytał z szelmowskim uśmieszkiem.

- Super!- krzyknęłam kręcąc się nieopodal niego.

Za nic nie mogłam się go pozbyć. Chwilę później otrzymałam nowe towarzystwo. Tak więc bawiłam się w berka z dwoma dyskami.

- To nie fair- mruknęłam do siebie- Czemu to ja muszę uciekać? A one co?

Po długich i żmudnych ucieczkach tarcze się rozpłynęły. Wpadłam na genialny pomysł! Uderzyłam w się pociskiem i tak eksplodowały.

- To nie w porządku- oburzyłam się- Ja to już gonić ich nie mogę!

Freezer się roześmiał. Odwróciłam się w jego kierunku by pokazać mu, że nie zrobił na mnie żadnego wrażenia. Musiałam ustabilizować grunt po, którym stąpałam. Kiedy dostrzegłam jego postać przeszedł mnie dreszcz. Wokoło emanowało światło. Biło od niego coraz większą energią. CZY… CZY ON SIĘ PRZEMIENIA? przeszło mi przez głowę. MUSZĘ COŚ ZROBIĆ! I TO SZYBKO! Rzuciłam się w jego stronę by nie mógł więcej koncentrować w sobie energii. Podstępny drań napuściła na mnie dyski by zyskać na czasie! Cóż za niesprawiedliwość! Jak mogłam tego nie przewidzieć? Gdybym była lepiej poinformowana na jego temat już dawno smażył by się w piekle. Prychnęłam niezadowolona. Zadałam pierwszy cios w potylicę, niestety nie zadziałało. Stał jak stał. Zadałam kolejny i kolejny. Był niczym głaz. Jakaś bariera nie pozwalała zadać mi bólu. Jego ciało zaczęło błyszczeć, zmieniać kolor. Odleciałam nieco w tył. Nie chciałam tego jednak nie mogłam nic uczynić by nie dopuścić do transformacji. Byłam bezradna. Jego ciało zaczęło zmieniać kształty. Jego rogi wydłużyły się, stał się masywniejszy i większy. Ogon się pogrubił i wydłużył. Wyglądał zupełnie jak jego ojciec z moich czasów! Zaczęłam drżeć z e złości. Jak mogłam do tego dopuścić?

- Nie sądziłem, że tak prędko przyjdzie mi się transformować- w jego głosie brzmiało niezadowolenie oraz pogarda- To wszystko przez ciebie, smarkaczu!

- Zamknij się!- oburzyłam się- I tak się ciebie pozbędę.

Changeling ponownie się roześmiał. Choć jego wygląd diametralnie się zmienił to charakter został ten sam. Uważał, że jego metamorfoza zrobiła na mnie wrażenie. Guzik! Mogłam go pokonać w każdej chwili tylko musiałam dojść do wyższego stadium. Tylko był jeden problem, nie wiedziałam jak się do tego zabrać.

- Kończmy tę parodię!- zawołał.

- Proszę bardzo- udałam pewną siebie.

Freezer ruszył na mnie ze zdwojoną prędkością. Chyba cudem udało mi się odskoczyć. Gdzie tylko się nie pojawiłam czułam jego oddech na swoich plecach. Powoli zaczęło mnie to irytować. Zamiast walczyć bawił się w ganianego! W końcu zadałam cios, a przynajmniej miałam taki zamiar. Odparował go w mgnieniu oka. Czułam jak słabnę, a jego duma rozpycha się po planecie. Marzyłam tylko o jednym - pozbyć się go raz na zawsze!

Uderzył mnie ponownie w brzuch. Skuliłam się z bólu. Nie zdążyłam nic zrobić, a już dostałam ponownie. Po dużej serii ciosów spadłam twardo na ziemie. Nie miałam siły. Czułam ból na całym ciele, krew w ustach… Obraz przed oczami zaczął się rozmywać. Widziałam zamazaną postać przeciwnika, który wylądował nieopodal. Podszedł do mnie wolnym oraz równym krokiem.

- Miernota- zaśmiał się kpiąco- To cię nauczy by się nie przeciwstawiać- pochylił się nade mną- I pomyśleć, że ta cała afera przez jedno Saiyańskie dziecko- chwycił mnie za pancerz przy gardle, uniósł ponad siebie- Wiedziałem, że będą z wami problemy. Prędzej czy później tak by się stało.

Ciężko oddychałam. Nie miałam nawet siły myśleć. Czy zaraz miałam umrzeć? Podzielić los planety? Nigdy nie wrócić do „domu”, na Ziemię? A co z Saiyanami? Czy oni mieli jakąkolwiek szansę pokonać potwora? VEGETA! CZEMU JESTEŚ WŁAŚNIE NA ZIEMI!?

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.