Opowiadanie
Dragon Ball - Saiyan Princess
38.W bezradności siła
Autor: | Killall |
---|---|
Serie: | Dragon Ball, Saga: Podróże w czasie |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Fantasy, Fikcja, Mroczne, Przygodowe, Science-Fiction |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2014-09-07 08:00:11 |
Aktualizowany: | 2014-08-15 14:50:11 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Historia całkowicie jest dziełem Killall.
Część planety wyglądało jak pogorzelisko. I tak już wcześniej zniszczony krajobraz był w opłakanym stanie. Będąc na Ziemi przekonałam się, że piękno planety zniknęło wraz z odejściem Tsufuri. Niegdyś zielona, teraz krwisto czerwona niczym splamiona krwią. Tak samo jak dłonie wojowników.
Saiyanie zbierali zwłoki do olbrzymiego śmietnika, który miał być wystrzelony w kosmos. Odór rozkładających się ciał mógłby być nie do zniesienia.
Nastał półmrok.
- Co zrobisz, kiedy mnie zabijesz?- jęknęłam bezsilnie.
- Jak to, co?- Freezer oburzył się- Zniszczę tę planetę i całą małpią rasę.
- Nie…- zabrakło mi tchu- Oszczędź ludzi. Zabij mnie, ale oszczędź ich,oszczędź dzieci. Oszczędź…
- Niby, dlaczego?
Wyprostował dłoń, co spowodowało mój upadek na ziemię, Changelingowi prosto pod nogi. Uparcie wpatrywał się w moją postać.
- Widzisz…- zaczęłam- Jest ktoś dużo potężniejszy od ciebie- próbowałam się zaśmiać, lecz to bardziej przypominało kaszel- Nawet, jeśli wszystkich zabijesz nie pozbędziesz się Saiyanów- przełknęłam ślinę- Są ci potrzebni, prawda? To jedyne najpotężniejsze istoty we wszechświecie, jakie znasz. Nawet, jeśli mnie nie będzie, kto inny się z tobą rozprawi.
- Co ty bredzisz?- nie dowierzał- Cóż to za śmiałek?
- Super kosmiczny wojownik- odparłam dumnie.
- Tacy nie istnieją!- kopnął mnie.
Skuliłam się na ziemi. Czułam jak trzeszczą mi kości przy każdym oddechu. Nie sądziłam, że mogłam wysłać siebie samą na pewną śmierć. Pragnęłam tylko zmienić bieg historii… Nic się nie zmieni… Na Ziemi jedynie w teraźniejszości zniknę. Nigdy nie dowiem się, co się stało z Sarą z przyszłości Trunksa. Czułam się bezsilna i ograniczona. Dotarło do mnie, że syn Vegety zmieniając bieg wydarzeń także oddał życie. Mnie też miało to spotkać? Czy to była pewnego rodzaju kara? Kto by mnie wskrzesił? Changeling wzleciał do góry. Stał się dla moich oczu całkowicie rozmyty. Spróbowałam się dźwignąć na dłoniach, lecz sprawiło mi to większy ból niż mogłam podejrzewać. Zatrzęsły się i ugięły.Uderzyłam twarzą w kamienie rozcinając sobie brodę.
TO NIEMOŻLIWE BY FREEZER BYŁ ODE MNIE SILNIEJSZY! łkałam w myślach. CO SIĘ STAŁO Z MOJĄ MOCĄ? ZABIŁAM KOMÓRCZAKA! TO JA JESTEM NAJSILNIEJSZA! JESTEM KSIĘŻNICZKĄ SAIYANÓW! NIE MOGĘ ZGINĄĆ! NIE MOGĘ!!
Poczułam, że zebrało się we mnie odrobinę KI, jednak to było za mało by stawić czoła jaszczurowi. Musiałam coś wymyślić, i to szybko.
- Gdzie się wybierasz?- krzyknęłam widząc odlatującego Freezera.
- Pokazać ci, że nic i nikt nie może mi się oprzeć.
Poczułam ukłucie w okolicy żołądka. Co on zamierzał zrobić? Jak chciał mi to udowodnić? Kogo chciał zabić? Rozsadził pół pałacu. Wszędzie rozeszły się spore płaty metali i innego budulca. Kamienie spadały na ziemie mocno wbijając się w nią. Ciała opadały niczym krople skażonego deszczu. Czy ponownie przyszło mi oglądać śmierć Saiyanów? Wrócił. Chwycił mnie w pasie obiema rękami. Uniósł wysoko, po czym rzucił w kierunku rozwalonego pałacu. Weszłam w nie jak w masło.Chyba złamałam rękę. Nie byłam w stanie nią poruszyć, a ból był piekielny. Nie krzyknęłam ani razu. Byłam zbyt zdenerwowana by się rozkleić. Freezer dotarłszy do mnie ponownie mnie pochwycił. Wypuścił dopiero w sali tronowej. Wyglądałam jak wywłoka, a czułam się jak marionetka. Najpierw ostrzegałam o ataku,zostałam by ocalić, a teraz…? Co reprezentuję sobą? NIC.
Czułam do siebie odrazę. Nawet nie potrafiłam zamienić się w super wojownika. Vegeta nie raczyłby na mnie spojrzeć. Wstyd… Wstyd i nic więcej. Nie umiałam spojrzeć nawet na władców.
- Jeśli chcecie żyć każcie temu bachorowi zamienić się w super wojownika-zakpił Freezer.
- Jakiego super wojownika?- zdziwił się król- Przecież to tylko stara legenda.
- Legenda, nie legenda…- oburzył się jaszczur- Obiecane mi było, ze takiego zobaczę.
Roześmiał się, a mnie zrobiło się niesamowicie gorąco. Płonęłam! Nikt mnie tak dawno nie rozwścieczył. Kpił sobie ze mnie! Saiyanie nie znali super kosmicznych wojowników, ponieważ żaden z nich tak intensywnie nie trenował. Ba!W ogóle nie trenowali. Nasz naród z góry wnioskował, że jest potężny.Teoretycznie tak było gdyż otaczały nas planety z słabymi mieszkańcami.
- Cóż, macie pecha- zachichotał- W takim razie nie mam wyboru. Od kogo by tu…
Czułam, że stanie się coś strasznego… Ciężko oddychałam, jakbym miała złamane żebra. W dodatku ten straszliwy ból! Nigdy wcześniej nie czułam się tak upokorzona. Syn Korda rozejrzał się po pomieszczeniu szukając ofiary. Podszedł do królów szyderczo się uśmiechając. Uderzył króla w twarz, aż ten upadł.Odepchnął od siebie kucającą królową, straciła przytomność. Obraz rozmazywał mi się przed oczami. Nie wiedziałam, jakie ma zamiary. Chciałam wstać i zabrać go stąd jak najdalej, by nikomu nie zagrażał. Pochwycił coś z ziemi.
- Córka królewska?- zdziwił się- Nie sądziłem, że macie córkę- odwrócił się w moim kierunku- Jak myślisz Saiyanko, czy to dziecko ma jakieś ze mną szansę?
- Zostaw ją!- wrzasnęłam.
- Może ona zamieni się dla mnie w super wojownika?- igrał ze mną.
- Nie waż się jej tknąć!- usiłowałam się pozbierać z ziemi- Jeżeli choćby jeden włos…
Freezer rzucił rozpłakana dziewczynką w moją stronę, ta upadła na posadzkę około pięciu metrów dalej. Płakała jeszcze głośniej, a jej ciało drżało ze strachu.
- Saro…- jęknęłam- Przybyłam by zmienić twoją przyszłość, a nie zabić-poczułam łzy- Nie potrafię ci pomóc…
W sercu poczułam ogromną pustkę, która przeszywała mnie na wylot. Jakby jakaś cząstka mnie wygasła. Myśl o nowym świecie Saiyanów stawała się dla mnie odległa. Może gdybym się bardziej przyłożyła do tego wszystkiego teraz triumfowałabym nad śmiercią Freezera. Vegeta ruszył na tyrana by nie dopuścić do śmierci córki. Niestety było to złe rozwiązanie. Wylądował nieopodal dziewczynki. Resztkami sił starał się do niej doczołgać. Przytulił ją mocno szepcząc coś do ucha. Po chwili Sara przestała płakać tylko wściekle wpatrywać się w ich oprawcę. To była ta cząstka, która pozwoliła mi przetrwać samotność przez te wszystkie lata. Nie bała się już śmierci. Był przy niej ojciec. Chcieli razem podzielić swój los. Jeśli nie miała być wojownikiem jak ja to mogła zginąć u boku kochającego ojca. Poczułam łzy na policzkach, były ciepłe. Freezer skumulował moc w lewej dłoni by wymierzyć sprawiedliwość po swojemu. Nadszedł czas śmierci…
NIE! obudził się we mnie wewnętrzny krzyk. NIE POZWOLĘ! Eksplodowała we mnie jakaś cząstka. Nie pozwalała leżeć mi bezczynnie i spoglądać na śmierć. Śmierć,których sama zabiłam zmieniając bieg historii. Unicestwiałam samą siebie, tak że tą czteroletnią. Było to dla mnie nie do przyjęcia! Zdobyłam nowe moce, które wprawiały mnie w większą furię. Podniosłam się z posadzki ściągając usta z krwi. Gotowało się we mnie wszystko. Stanęłam niczym tarcza by osłonić”rodzinę”. Wyrzuciłam z siebie energię w postaci światła, która przypominała barierę odbijając pocisk Freezera.
- Koniec- wycedziłam mając spuszczoną głowę- Twój czas się skończył.
Pocisk uderzył w zdezorientowanego jaszczura odsuwając go nieco w tył.
- Na odwagę ci się zebrało?- warknął.
Wyrzucił kolejne pociski w naszym kierunku. Odbiłam je tym razem jedną dłonią.Byłam zaskoczona wzrostem swojej energii, choć tego nie okazywałam. Byłam wielce wściekła.
- Masz to, o co się prosiłeś- dodałam.
Skumulowałam w sobie całą złość i moc, która we mnie pałała. Krzykiem wydobyłam to z siebie. Poczułam się ponownie tak jak podczas wali z Komórczakiem.Wiedziałam, że jeszcze chwila i Freezer pożałuje swoich czynów.
- T-to nie…- wydukał.
- Więc legenda jest prawdziwa!- zdumiał się jeden z poddanych.
- Istnieją niepokonani wojownicy!- pałał radością drugi.
Changeling wyszczerzył oczy ze zdumnienia jak i przerażenia. W końcu spotkał super kosmicznego wojownika. Rasa Saiyańska także mogła być silniejsza tyle, że w przeciwieństwie do Changelingów wracali do naturalnej formy. Złota aura rozpromieniła mroczną i wyburzoną salę tronową. Miałam ochotę zgnieść go wzrokiem, wypalić…
- Idźcie stąd- rzekłam spokojnie do Saiyanów nie spoglądając na żadnego.
Saiyanie nie drgnęli z miejsca. Wciąż wpatrywali się w moje oblicze. Mogłam zrozumieć, że byli zafascynowani jednak teraz ważniejsze było wyeliminowanie ich wroga by w przyszłości ponownie ich nie zaatakował.
Powtórzyłam swoje słowa nieco donośniej. Dwóch saiyańskich wojowników pomogło wstać królowi i jego córce, po czym odlecieli przez dziurę w ścianie by przeczekać walkę. Na niebie było mnóstwo gwiazd. Mieniły się bardzo radośnie,jakby chciały powiedzieć, że nowa era już nastąpiła. Miałam wrażenie, że stąd są lepiej widoczne niż z Ziemi. Odwróciłam się w kierunku przeciwnika chytrze się uśmiechając.
- Jak to jest możliwe?!- przeraził się.
- Widzisz, nas Saiyan trzeba zaskoczyć by zwyciężyć- wyjaśniłam z pychą-Wystarczy mi jedna ręka by cię pokonać.
- Przecież jest złamana!
- Faktycznie- uświadomiłam sobie- I żebro.
- Powinnaś składać się z bólu!
- Masz rację- ponownie mu potaknęłam- Moja nienawiść do ciebie jest dużo silniejsza od zwykłego bólu.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.