Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

47. Zemsta cz. II

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball, Saga: Podróże w czasie
Gatunki:Akcja, Dramat, Fantasy, Fikcja, Mroczne, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2014-12-23 08:00:52
Aktualizowany:2014-11-25 20:29:52


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Złowroga energia zbliżała się w zastraszająco szybkim tempie do Ziemi. Saiyanie coraz to bardziej stawiali się nerwowi. Son Gohan zamiast polecieć do matki jak kazał mu jego ojciec postanowił wyruszyć na maleńką wyspę, wyspę Genialnego Żółwia. Od zawsze mógł się tam skryć jak i odnaleźć przyjaciół.

- Jeśli to, co tata mówił jest prawdą muszę przestrzec resztę!- mówiło siebie.

Przybywając na wysepkę swoją obecnością wprowadził tam miłą atmosferę. Wszyscy uwielbiali tego malca, był tak podobny do swojego ojca i taki uroczy.

- Witaj Son Gohanie- uśmiechnął się życzliwie właściciel wyspy- Co cię do nas sprowadza.

- Niestety nic dobrego- mruknął- Przybyłem was ostrzec.

- Ostrzec?- zdziwił się starzec- Przed czym?

Chłopiec nerwowo rozejrzał się po okolicy. Sam nie wiedział,przed czym chciał ich ostrzegać, sam nie miał pojęcia jak bardzo silny okaże się przeciwnik. Spuścił głowę wzdychając.

- Nie wiem proszę pana, ale tato mi powiedział, że to będzie walka z jednym zwycięzcą.


***


- W takim razie panie nie mamy wyjścia- rzekł stanowczo Son Goku- Jest tylko jedno wyjście, by pokonać tego, który nam zagraża.

-Chyba nie mówisz o…- Wszechmogący był zaskoczony postanowieniem Saiyana.

-Tak panie- potaknął pewien swojego wyboru- Pierwszy pójdzie Vegeta, on jest silniejszy i prawdopodobnie wie, kto to jest, może ja nie będę musiał.

- To nie ma sensu chłopcze- mruknął stworzyciel kryształowych kul.

- Ale…

-Rozsądniej będzie jak pójdziecie tam razem- wtrącił się szatan- Ale nie macie dużo czasu, w każdej chwili to coś może się zjawić.

Son Goku uśmiechnął się tak jakby uważał, że tym sposobem mają oprawcę w garści.


***


- Son Goku ma rację- warknął Tenshin- Czuję niesamowitą energię zmierzającą w naszą stronę.

- Ja nic nie czuję- wtrącił Yamcha- Musiało ci się przyśnić-zaśmiał się kpiąco- Za dużo trenujesz w górach.

Z twarzy Kuririna można było wywnioskować, że także poczuł tę zaskakująco zastraszającą moc. Co to do diabła jest? Pomyślał.

- Ja mu wierze- pisnął najmniejszy z zebranych, wyglądał bardzo poważnie.

- Nie bądź śmieszny Chaoz- roześmiał się były chłopak Bulmy-Nawet jej nie wyczuwasz.


***


Obaj Saiyanie znajdujący się w pałacu Wszechmogącego po sytym posiłku przygotowanym przez Dżina Momo byli gotowi do drogi, drogi, która miała pomóc im się wzmocnić na tyle by mogli pokonać tę straszliwą bestię,która zagrażała ich spokojnej planecie. Zniszczę cię, będziesz miazgą przeszło księciu przez głowę, nie będziesz mnie więcej nachodzić! Zostałeś sam. Ciebie nikt już nie pomści. Mężczyzna uśmiechnął się pogardliwie.

- To, dokąd idziemy?- zapytał.

-Byłem tam tylko raz, spodoba ci się- zachichotał syn Bardocka- Z początku będzie ciężko się przyzwyczaić, ale dzięki tym trudom nasz poziom się znacznie podniesie.

- Nie myśl sobie, że ty będziesz w stanie mi dorównać-prychnął książę.

- Ani myślę, Vegeta.

- Będę miał cię na oku.

Mężczyźni zatrzymali się przy drzwiach, które prowadziły do zupełnie innego świata, innego czasu, zupełnie innego wymiaru. Ojciec Son Gohana delikatnie nacisnął klamkę, po czym otworzył je ciągnąc w swoją stronę.Oślepiło ich białe światło. Nic nie mówiąc spojrzeli po sobie cwaniacko się uśmiechając. Weszli do środka, przeszli dalej zamykając za sobą drzwi.


***


Choć pogoda była piękna, a morskie fale wesoło uderzały o piaszczysty brzeg wyspy zebrani w jednym pomieszczeniu mężczyźni nie posiadali się z zachwytu. Jedynie Yamcha naśmiewając się z przyjaciół przeskakiwał z jednego kanału na następny i tak dalej. Kołyszący się na krześle Kururin będąc w zadmie nagle spadł z trzaskiem na podłogę łamiąc przy tym drewniane krzesło.Zebrani spojrzeli w jego kierunku z zainteresowaniem. Nie możliwe pomyślał zaskoczony.

- Nic ci nie jest Kuririn?- podbiegł do niego Son Gohan.

Pomógł mężczyźnie się podnieść podając mu swoją dłoń. Kuririn przez chwilę myślał. O czym myślał?

- Energia Son Goku’a zniknęła- przemówił.

- Co?!- wszyscy zdumieli.

- Ale jak to?- zapytał nie dowierzając Yamcha.

- Tego idioty - Vegety także- zauważył Tenshin.

Son Gohan poczuł się słabo. Jego ojciec gdzieś przepadł, a im groziła zagłada! Na dodatek zniknął jeszcze Vegeta! A może… jęknął w myślach,To nie możliwe…

- Tego kogoś z kosmosu jeszcze nie ma prawda?- trząsł się ze zdenerwowania- Oni nie umarli prawda? Co ja powiem mamie?

- Uspokój się chłopcze- staruszek chwycił go za ramię- Nie umarli.

Czarne,przestraszone oczy młodzieńca badawczo zaczęły się przyglądać mistrzowi. Chciał wiedzieć gdzie teraz znajduje się jego tata, chciałby wszystko wróciło do normy. Dlaczego ja się tak boję? Załkał, Dlaczego zawsze mnie trzeba pocieszać? Przecież to mamę powinienem tulić i uspokajać! Upadł na kolana uderzając swoją małą piąstką w drewnianą podłogę. Jestem słaby!


***


- Co o tym wszystkim sądzisz?- mruknął posępnie Nameckanin.

- Zobaczymy Szatanie- odrzekł beznamiętnie.

Oboje siedzieli w swoich wielkich krzesłach przypominających duże stare trony królewskie. Zamknęli oczy wypatrując, co się dzieje na Ziemi oraz to,czego się mieli spodziewać już niebawem.

- Miejmy nadzieję Szatanie, że to wystarczy- dodał głucho-To nasza jedyna szansa.

Szatan Serduszko z przerażeniem otworzył oczy. Jego nierówny oddech sprawiał,że robiło mu się na przemian zimno i gorąco. Jedyna? Zastygł, Jeżeli jedyna to, czemu jesteś taki spokojny?

- Co ma być to będzie, Szatanie.

- Mógłbyś nie czytać moich myśli?!


***


- Panie- pokłonił się- Proszę przygotować się do lądowania.

- Nareszcie- uśmiechnął się szyderczo- Już niedługo zemszczę się na przeklętym Saiyańskim ziemianinie.

Oblizał swoje obrzydliwe wargi w lekkim a za razem drwiącym uśmiechu. Czekał na tę chwilę tyle lat! Tyle lat musiał stawiać się na nogi, gdyby nie przeżył … Nie ważne! Dziś nadszedł dzień, w którym pomszczę moją podeptaną dumę! Uśmiechnął się chytrze.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.