Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

48. Zemsta cz. III „Spotkanie po latach”

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball, Saga: Podróże w czasie
Gatunki:Akcja, Dramat, Fantasy, Fikcja, Mroczne, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2014-12-27 08:00:36
Aktualizowany:2014-11-25 20:30:36


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Muzyka

Olbrzymi pojazd kosmiczny był już nie daleko od Ziemi. Załoga statku była już przygotowana do lądowania na zielonej planecie. Lądowanie oczywiście nastąpiło szybko jednak z wieloma potknięciami. Kto normalny postanawia zamienić miasto w parking? Najwyższe budowle Miasta Północy opadły z hukiem na ziemie niszcząc domy i sklepiki. Nie obyło się także bez ofiar, śmierci niewinnych istot. W mieście zapanował chaos, przerażenie a także wybuchły pożary. Domy, które niegdyś były schronieniem wielu istnień zamieniły się w ich własne trumny, ogromne cmentarze. Oczywiście właściciela pojazdu kosmicznego nie interesowało życie tych nędznych i bezsilnych mieszkańców. Byli tylko robalami, które zaśmiecają tak dorodną planetę. Nie jedna wysoko postawiona rasa połasiłaby się na taki kawałek ziemi. Statek odbijając nieco w górę oszczędził szkolny budynek, po czym wylądował na dużym hipermarkecie oczywiście niszcząc go doszczętnie. Nastąpiło donośne i długie syknięcie, a olbrzymie kłęby pary przesłoniły statek do połowy. Przerażeni mieszkańcy Ziemi uciekali w popłochu obawiając się najgorszego.

- Mój panie- pokłonił się jeden z podwładnych żołnierzy- Właśnie wylądowaliśmy.

- Wyśmienicie- syknął- Zajmijcie się robactwem, ja odszukam swój cel.

- Tak jest!- podwładny zesztywniał na moment po czym puścił się pędem w głąb statku.

Najeźdźca przeszedł się po mostku parę razy obmyślając, od czego zacznie, jak rozegra tę wojnę i jak przede wszystkim się zemści. Po takim poniżeniu nie było mowy o żadnej taryfie ulgowej! Roześmiał się przypominając sobie,z jaką łatwością przyszło mu zabić jednego, Saiyana, który wydał mu miejsce zamieszkania tego, który ośmielił się podnieść rękę na niego, tego, który prawie go zniszczył.

- Głupcze- warknął- Gdybyś mnie wtedy pokonał nie musiałbyś ginąć dzisiaj.


***


Szatan Serduszko z przerażeniem otworzył oczy. Dyszał tak mocno jakby, przez co najmniej pół godziny został pozbawiony tlenu. Jego dłonie drżały jak w febrze, a po plecach spływał niesamowicie palący pot. Przyleciał!Był przerażony, Jaką on ma potężną moc!

- Cóż za kreatura- zachrypiał wszechmogący- Mnóstwo niewinnych ofiar.

- Jak możesz myśleć o tych wszystkich ludziach?!- warknął Szatan- Nim się obejrzysz sam do nich dołączysz!

Nastała grobowa cisza. Nameckanie nie słyszeli nic poza własnym, a za razem nierównym oddechem i równie szybko bijącym sercem. Wszechmogący zacisnął powieki dostrzegając jak kolejni niewinni ludzie tracą swoje cenne życia. Tak bardzo uwielbiał te istoty. Za co? Przecież nic mu nie ofiarowały, nawet nie wiedziały o jego istnieniu. Czasem znalazł się jakiś śmiałek chcący zawładnąć Ziemią za pomocą kryształowych kul, ale takich ludzi było mało. Mało, kto wiedział coś na temat tych zwykłych kamieni przemienionych w magiczne kryształy. A jednak kochał te stworzenia. Nie potrafił patrzeć jak Szatan Serduszko na ginących mieszkańców tej planety, tak obojętnie, tak pogardliwie.

Nagle rozległy się kroki. W tej niezręcznej ciszy brzmiały bardzo groźnie. Oboje stali nieruchomo czekając, aż ów olbrzymia moc zbliży się i ujawni swoje oblicze. Kroki nagle ustały tak szybko jak się pojawiły, choć były już bardzo blisko. Przez ciało Szatana przebiegł dreszcz, przełknął głośno ślinę i aż się przestraszył, że było to wszystko słychać. Zakrwawiona dłoń pojawiła się na ścianie kurczowo zaciskając krawędź winkla. Pokaż się! Był niczym w amoku, Wyłaź! Zza rogu wyłoniła się postać, a zaraz po niej kolejna.

- Cześć!- krzyknął Son Goku.

Nameckanin osłupiał ze zdumienia. Właśnie omal nie umarł ze strachu przed Vegetą i Son Goku’iem! Cóż za wstyd dla takiego wojownika.Zacisnął wściekle pięści. Dlaczego ta dziwna rasa wciąż potrafi mieć większą i większą moc? Zastanawiał się ponuro. Dlaczego im zdobywanie mocy przychodzi tak łatwo?

- Banda idiotów!- krzyknął- Lepiej ruszajcie na dół! Nasz gość już czeka.

- Dobrze- rzekł poważnie młodszy Saiyanin- Ale najpierw muszę coś zjeść!- chwycił się za brzuch robiąc przy tym głupią minę- No, co?

Zebrani oniemieli. Jak można myśleć o jedzeniu w takich chwilach?! Potwór dziesiątkuje miasto, a jemu zebrało się na głupie żarty.

- Idiota!- fuknął książę- Dawaj fasolkę i lecę.

Szatan wyciągnął z sakiewki maleńkie nasionko fasoli, którą następnie podał Saiyanowi. Zrobił to bardzo niechętnie, ale co miał robić? Nie miał takiej mocy jak on, nie był w stanie mieć nawet wyższej w przeciągu tak krótkiego czasu! Wstyd mu było, że musi polegać na tym gburze, nie mógł się pogodzić z tym, iż daje magiczną fasolkę osobie, która kiedyś pozbawiła go życia. Vegeta szybko przechwycił nasionko i porządnie je przegryzł. Nie lubił jeść roślin, ale co mu szkodziło? W zasadzie nic, a wręcz przeciwnie - dostał nową porcję energii, był gotowy do walki. Zamienił się w super wojownika, po czym odleciał. Miał tylko jeden cel - zniszczyć natarczywa.


***


Po wylądowaniu przybysza z kosmosu, Kuririn bacznie obserwował kanały telewizyjne. Wiedział, że któraś ze stacji będzie musiała to nagłośnić. Przecież właśnie ginęli ludzie! Yamcha markotnie siedział w kuchni przy stoliku. Nie możliwe! Uderzył pięścią w stół, Jak moje zmysły mogły mnie tak zawieść? Nie mógł uwierzyć, że jego siła tak spadła. Kuririn i Tenshin byli od niego dużo silniejsi i bardziej rozwinięci. To wszystko przez tę głupią Bulmę! To ona zawróciła mu tak bardzo w głowie, przez nią zaprzestał walk,zmarnował się, rozleniwił.

- Oddałem ci siebie- syknął cicho- A ty wolałaś tego Saiyana…Niewdzięczna!

Genialny Żółw chodził w kółko po salonie ze zdenerwowania.Wiedział, a za razem czuł, że dzieje się coś nie dobrego. Son Gohan poderwał się na równe nogi zaraz po tym jak wyczuł energię swojego ojca. Kamień jakby spadł mu z serca, jego tata żył! I wcale nie był słaby.

- Muszę lecieć!- krzyknął wybiegając z domku- Tato wrócił!

- Son Gohan!- zawołał za nim stary przyjaciel jego ojca-Zostań z nami!

Chłopiec nie usłuchał. Ani myślał! Przecież bliska mu osoba wróciła z nie wiadomo skąd, musiał się z nim spotkać. Wzbił się w powietrze, po czym poszybował w kierunku tejże energii.


***

Widok rozpadającego się miasta Północy był do prawdy żenujący.Nie przybył tam przecież po to by uratować ludzkość, lecz po to by zniszczyć przeciwnika, rozdeptać jego zapchlone cielsko i pozbyć się raz na zawsze.Doszczętnie. Kochał walczyć, robił to od dziecka. Mówiono, że jest potężny, że będzie wielkim władcą, będzie królem, a jego poddani zrobią wszystko, co tylko sam zechce. Wszystko było pięknie do póki nie zjawił się przeklęty Freezer.Depcząc dumę Saiyanów, których wykorzystał stosując ich potęgę dla własnych celów,upodobań. Och, jak ja go nienawidziłem, pomyślał pogardliwie, A jakiś dzieciak od tak pozbawił mnie tego, czego pragnąłem najbardziej - śmierci Freezera z moich rąk. Uśmiechnął się chytrze dostrzegając swój cel. Teraz to ja się zabawię. Postanowił zaatakować bez uprzedzenia. Nigdy tak nie robił, to było dla tchórzów. Jednak tym razem gotowało się w nim. Wystrzelił wiązkę fioletowego światła w kierunku nieproszonego gościa. Fioletowo skóry oberwał w lewe ramię. Mało brakowało, a zderzyłby się z ziemią. Odwrócił się pospiesznie szukając śmiałka, który w taki sposób go potraktował. To miało być przywitanie?

- Wyłaź tchórzu!- warknął- Pokaż się.

Książę się roześmiał wisząc w powietrzu parę metrów nad przeciwnikiem.

- Nie bądź śmieszny- wycedził- Nie wiem, czego tu szukasz,ale wiem jedno- uśmiechnął się szelmowsko- Zabiję cie.

Tym razem roześmiał się drugi. Był tak rozbawiony, że brakowało mu tchu. Co ten kretyn wygaduje?, pomyślał, Przecież nie dorównuje mi! Jest robalem! Kiedy się uspokoił lekko wzniósł się na wysokość mężczyzny by dokończyć tę tandetną rozmowę i zakasać rękawy do walki. Czuł jak go boli brzuch od śmiechu.

- Jak śmiesz mi grozić niedorajdo!

- Śmiej się póki możesz- książę założył ręce na piersi- Już po tobie Cooler.

Changelinga przeszedł niespodziewany dreszcz. Ten, który mu groził znał jego imię, wiedział, kim jest! Jak to możliwe? Nie był jak Freezer i nie panoszył się po planetach z cieniasami. Czy to możliwe, że to on chciał mnie zabić? To nie ważne! I tak go zlikwiduję.

- Sądziłem, że się ciebie pozbyli na dobre- prychnął Vegeta-Przynajmniej Freezer i ten wasz ojczulek wyparowali.

- Zamilcz!- oburzył się Cooler- Przybyłem się zemścić ziemski Saiyanie.

- Przykro mi to mówić, ale tu nie znajdziesz tego, który cię upokorzył- odrzekł spokojnie- Ten, który cię nie wykończył wyświadczył mi przysługę-uśmiechnął się chytrze- JA cię zabiję ostatecznie.


***


Son Gohan leciał najszybciej jak potrafiłby dolecieć do celu, a mianowicie do pałacu samego Wszechmogącego. Ostatni raz tam był, kiedy Gargulec zaatakował Ziemię i spryskał wszystkie istoty jakąś potworną wodą,która spowodowała, iż wszyscy, którzy jej powąchali zamienili się w krwiożercze bestie. Uratował go wtedy smok, jego najlepszy przyjaciel. Nawet jego ojciec nie mógł ich uratować, sam był jednym z ludzi Gargulca. Nie bardzo pamiętam ten dzień, pomyślał, Byłem tam z Kuririnem i Szatanem Serduszko. Pokonaliśmy demona. Nagle coś wybuchło, wzniosły się krzyki. Nie daleko było miasteczko, paliło się. Chłopiec zatrzymał się nad miastem obserwując, co się dzieje. Już tak nie daleko miał do wieży Karrina.

- Tu ktoś jest!- przestraszył się- Ktoś atakuje tych ludzi!

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.