Opowiadanie
Dragon Ball - Saiyan Princess
61. Niby tacy sami a jednak różni
Autor: | Killall |
---|---|
Serie: | Dragon Ball, Saga: Podróże w czasie |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Fantasy, Fikcja, Mroczne, Przygodowe, Science-Fiction |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2015-04-24 08:00:02 |
Aktualizowany: | 2015-04-23 20:16:02 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Historia całkowicie jest dziełem Killall.
Po wykonaniu każdego kroku w przód dopadała mnie przerażająca irytacja. Byłam wręcz pewna, że droga, którą podążaliśmy tak naprawdę prowadzi donikąd. Tunele były niemalże identyczne: trochę korzeni, niewielkie kałuże czasem i większe błoto uniemożliwiające stąpanie, ale zawsze tak samo - ponuro. Nawet błękitne światło nie było tak zachwycające, co na początku.
- To zaczyna robić się chore! - Zbulwersował się Vegeta - Wiedziałem, że ta droga jest gówno warta!
Jak widać, nie tylko mnie zaczęła doskwierać nuda. W pełni rozumiałam jego postawę i zrzędzenie. Myśleliśmy podobnie. Z tą różnicą, że ja swoje uwagi trzymałam w sobie, a on oczywiście je wylewał. Jakoś nie miałam ochoty na kłótnie.
- To nie był mój pomysł - Son Goten bronił się czując morderczy wzrok - To nie ja!
W niebieskich płomieniach scena ta przypominała momenty horrorów występujące w ich telewizji. Książę utracił wszelką cierpliwość i postanowił, że będzie maltretował syna Son Goku. Cieszyłam się gdyż tymczasowo ominęło mnie całe to przedstawienie.
- Vegeta, wszyscy jesteśmy zdenerwowani, ale damy radę. Prawda? - Spojrzałam na zebranych- Mnie również bierze cholera…
- A kogo nie… - Mruknął pod nosem brat Son Gohana.
- Zamknij się! - Krzyknęłam oburzona - Jeśli ten tunel okaże się ślepy… Wrócimy.
Na te słowa dumny wojownik niespodziewanie roześmiał się tak głośno, że na samą myśl się wzdrygnęłam. Jego śmiech nie mógł wróżyć niczego dobrego! W takich momentach nie miał powodu do radości, co to, to nie! Przerażający nie był sam grubiański ton, a dźwięk, który mógł sprowadzić na nas niespodziewane towarzystwo.
- Pięknie - Syknęłam do siebie.
Wzniosłam ręce ku górze okazując przy tym swoją całkowitą bezradność. Nie wytrzymując napięcia ponowiłam marsz nie spoglądając przy tym na nikogo. Zaczęła marzyć mi się gorąca kąpiel. Co ja bym oddała by móc się odświeżyć?
- Rozpierdolę tę szmirę! - Warknął niczym wściekłe zwierze- Nikt nie będzie się zawracać! Czy to jasne?
Widząc gwałtowność Saiyana chłopcy wymamrotali parę słów potakując. Chcieli mieć to za sobą.
- Ależ proszę bardzo! - Fuknęłam - Jednak wiedz, że kiedy zapytają mnie, kto ten syf zrobił bez żadnych skrupułów wskażę na ciebie.
Mężczyzna nie wypowiadając ani jednego słowa założył ręce na piersi wciąż wściekle na mnie łypiąc. Uczyniłam dokładnie to samo z tą różnicą, że moje dłonie spoczęły na biodrach. Chyba mało znał swoją siostrę by zrozumieć, że takie rzeczy na mnie nie działały.
- Myślisz, że dam się poćwiartować byle miernocie?
- Wiesz- Uśmiechnęłam się krzywo, cwaniacko spojrzałam w jego czarne i zgorzkniałe oczy - Myślę, że porządna dawka energii przyciągnie ich do ciebie jak do gigantycznego magnesu. Mówię ci, będą fajerwerki.
Oczywisty fakt, każdy z nas jest kłębkiem nerwów. Dogryzamy sobie ile możemy chcąc podnieść samych siebie na duchu. Każde przykre słowo skierowane do drugiej osoby było lekarstwem zaledwie na parę chwil. Najgorzej trzymał się Vegeta, był niemalże w stanie krytycznym. Jeśli w ciągu kolejnych minut nie znajdzie celu do rozwalenia… Zajmie się tym, co ma pod ręką, a pod nią byliśmy my. Nie wróżyło to niczego dobrego, a ja nie zamierzałam się z nim tarzać w błocie!
- Poprztykacie się później - Wtrącił Son Goku wyraźnie nudząc się tym idiotycznym przekomarzaniem się.
Stanął pomiędzy nami gniewnie wpatrując się to w księcia to zaraz na mnie. Temu Saiyanowi można było pozazdrościć stalowych nerwów. Choć sroga jego poniekąd sroga mina nie była wcale przerażająca. Bardock również był opanowanym wojownikiem. Zawsze szukał sensownego rozwiązania, a kiedy wszystko zawodziło potrafił bez wahania uwolnić swoje emocje by eksplodować w słusznej sprawie. Dzień, w którym oddał życie za planetę był w moim umyśle bardzo jasno przedstawiony. On jeden poświęcił się dla naszej rasy, a jego syn był taki sam! Nawet lepszy… Oddał życie za Ziemię by inni mieli szansę żyć. Drugi raz przeszło mi przez myśl by stać się córką takiego wojownika, a tak byłam tylko nerwowym Saiyanem bardzo, ale to bardzo podobnym do samego króla. Jednak to tylko przelotna myśl. Byłam księżniczką! To coś najlepszego, co mogło mnie spotkać. Rozluźniliśmy w końcu swoje mięśnie.
- W porządku - Zaczął powoli - Ruszajmy dalej, coś mi się zdaje, że już niedługo rozegra się tu potężna bitwa.
Ojciec Trunksa posępnie spojrzał na przedmówcę mrużąc przy tym oczy. Nie znosił jego optymistycznego podejścia do świata.
- Czuję to po kościach - Dodał mąż Chi-Chi.
Tej nieuzasadnionej pewności w przeczucia również nie znosił. Wręcz kipiał, kiedy oznajmiał o swoim przebłysku jakże bliskiej przyszłości. Najbardziej w tym wszystkim nie tolerował faktu, iż w większości te wszystkie niedorzeczne przypuszczenia są trafne. Na samą myśl robiło mu się niedobrze.
Ruszyliśmy dalej. Wciąż poruszaliśmy się po błotnistym tunelu, z co jakiś czas wystającymi sporymi korzeniami uniemożliwiającymi nam swobodny „spacer”. Na szczęście złamać ich nie było trudno.
- Jak myślisz dużo ich jest? - Zapytał Son Goten Trunksa.
- A bo ja wiem? - Zamyślił się - Silnych czy słabych?
Podeszłam bliżej chcąc jak najwięcej usłyszeć. Z braku ciekawszego zajęcia, chciałam posłuchać, co siedzi w ich dziwnych głowach.
- Jeśli mamy liczyć w takiej kategorii… - Westchnęłam cicho.
Oboje popatrzyli na mnie z zainteresowaniem. Skrzywiłam się szturchając bliższego z nich, a mianowicie niebieskookiego.
- No, co?
- Nic… - Mruknął - Nie przywykliśmy do dziewczyn myślących jak my.
Przewróciłam oczami. Co miały oznaczać te słowa? Gdyby nie fakt, że pochodziłam z innej planety pewnie tak bym pomyślała. Ze jestem całkowicie wyobcowana. Tak naprawdę to nic nie wiedziałam o ziemskich kobietach. Znałam tylko Bulmę i jej matkę i teraz miałam okazję obcować trochę z żoną Son Goku i jego syna. C18 była taka jak ja! Uwielbiała się bić.
- To możecie żałować, że nie jesteście z Vegety - Zachichotałam - Tam większość z nas używa pięści, ale nie każda jest tak wyjątkowa jak ja.
Spojrzeli po sobie jakbym miała kompleks boga. Po ich minach wywnioskowałam, że moje niegdyś udane życie bardzo ich zaintrygowało.
- Jakimi prawami rządził się wasz świat? - Son Goten był wyraźnie zainteresowany.
Vegeta prychnął, po czym odwrócił się do nastolatka z nieukrywaną wyższością. Nie powiem sama byłam ciekaw reakcji tego mężczyzny.
- Tam przynajmniej kobiety nie robiły z siebie straszydeł.
- Straszydeł? - Zdziwiłam się - Matka Nappy była paskudna!
Na samo wspomnienie zrobiło mi się słabo. Pani Yanada była największym postrachem na całej planecie. Jak sięgnęłam głębiej szumiały mi w głowie słowa, którymi były po cichu straszone wszystkie dzieci… Wszyscy byliśmy straszeni babką Natto. Na jego imię zrobiło mi się dziwnie ciężko na sercu. Prawie o nim zapomniałam, mimo, że jeszcze nie tak dawno temu miałam okazję go spotkać żywego i dobrze się miewającego.
Książę zaśmiał się grubiańsko a reszta zaraz chwilę po nim ryknęła śmiechem. Tylko ja nie wiedziałam jak na to zareagować. Nie wiedziałam, o co mu tak naprawdę chodziło gdyż niedane mi było spotkać wielu ludzi na tej planecie, a pierwszy kontakt z ziemianami pamiętałam dość nikle. Jedynie, co posiadałam to delikatny zarys wspomnienia, kiedy to wylądowałam w samym centrum miasta dostrzegając, że mieszkańcy są potwornie słabi i nie potrafią latać!
- Chyba was nie rozumiem - mruknęłam posępnie.
Zeszliśmy z tematu o łuskowcach na temat kobiet ziemskich, które są ponoć straszydłami!
- Jeszcze się przekonasz mała - Sapnął - Mnie wystarczy to, co mam w domu - Dodał tracąc lekkoduszny nastrój.
- Mówisz o Brajli? - Trunks był wyraźnie zaskoczony wypowiedzią ojca- Czymże ona cię tak odstrasza?
- Tymi kolorami na twarzy!
Kolory na twarzy? Przeszukując bazę wspomnień, w których miałam okazję spotkać tę dziewczynę nie przypominałam sobie by miała na sobie coś w rodzaju barw wojennych… Jak inaczej miałam interpretować kolorową buzię? Przekrzywiłam głowę w nadziei, że łaskawie któryś z nich zdradzi mi tę prze cudaczną tajemnicę.
- Ach, ty mówisz o makijażu! - Trunks zdawał się być oświecony- Na waszej planecie tego nie było?- Zdziwił się - Musicie być nieco zacofani.
Syn młodszego Saiyana potaknął cicho chichocząc. Kiedy tak się radował w duchu potknął się o wystający korzeń i upadł brudząc sobie twarz w lepkim błocie. Parsknęłam śmiechem próbując przy tym powiedzieć, że teraz potrafię wyobrazić sobie ten cały ziemski makijaż.
Nasze rozluźnienie i lekkoduszność przerwało nieoczekiwane trzęsienie. Gdzie nie gdzie osunęło się trochę ziemi.
- To nie ja! - Krzyknęłam pospiesznie wracając myślami do niedawnych wydarzeń.
Z każdym przemierzonym metrem wstrząsy zdawały się być silniejsze. Momentami były tak uciążliwe, że nie szło ustać na nogach, a to z kolei było potwornie niemiłe gdyż brudziło to nasze, zresztą już dość umorusane ubrania. Musiałam przyznać, że jeszcze nigdy nie byłam tak upaćkana!
- Czujecie to? - Szepnął Trunks- Jakaś energia.
- I to nie jedna! - Zatarł ręce Son Goten.
Wreszcie! Już od dawna miałam ochotę spotkać się z tymi stworzeniami, ale na samą myśl, że nie ma, o czym z nimi gadać zrzedła mi mina. Postanowienie ogólnie było takie, że Son Goku nie ma prawa wyskakiwać z czymś głupim, a my broń boże nie mogliśmy działać na własną rękę, a już na pewno nie ja. Puściłam tę uwagę mimo uszu, tu nikt nie miał nade mną władzy, a nawet gdyby… Nie miałam zamiaru siedzieć bezczynnie bądź na ławce rezerwowych. Oczywiście obaj młodzi nie szczędzili języka chcąc postawić na swoim.
Tunel w końcu się poszerzył a naszym oczom ukazały się potężne metalowe drzwi mające ze trzy metry. Podeszłam do nich wyciągając przed siebie rękę. Po zetknięciu się z nimi poczułam nieprzyjemny chłód. Im dłużej tak stałam tym większe odnosiłam wrażenie, że już kiedyś się z nimi zetknęłam. Ale gdzie? Czy to w ogóle było możliwe?
- Mam złe przeczucie - Jęknęłam.
- Co masz na myśli? - Zaciekawił się syn Bardocka.
Spojrzałam mu prosto w oczy nie odrywając dłoni od zimnych wrót, które w dziwny sposób mnie przerażały.
- Jeszcze nie wiem.
Oczywiście nasz wspaniały książę nie mógł się doczekać walki! Był w gorącej wodzie kąpany. Rozkazał się usunąć i w mig wysadził przeszkodę niewielką wiązką energii doprowadzając do sporego osunięcia się ziemi.
- Ty idioto…- Westchnął Son Goku- Ja nie, ale ty możesz odstawiać szopkę! Nie prościej było otworzyć?- Wyraźnie zaczął się denerwować- Nawet nie wiesz czy były zamknięte.
- Teraz to nie istotne - Prychnął.
Po wydostaniu się spod osuwiska dostrzegłam schody prowadzące w dół - prawdopodobnie wykonane z tego samego materiału, co brama. Na dole tliło się blade światło. Nieoczekiwanie przeszedł mnie ten jeden z dziwacznych dreszczy, które nigdy nic dobrego nie zapowiadały. Dlaczego chodziło za mną uczucie, że to, co zobaczę na dole wyda mi się takie oczywiste? Nigdy przecież mnie tu nie było! Jednak czułam, że jest wręcz odwrotnie. Z tym swoim dziwnym przeświadczeniem po schodach zeszłam, jako ostatnia. Nawet nie miałam zamiaru spojrzeć przed siebie, jednak przy patrzeniu w swoje nogi zrozumiałam, że nie tylko brama wydaje się być dziwnie znajoma…
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.