Opowiadanie
Dragon Ball - Saiyan Princess
94. Turniej trwa
Autor: | Killall |
---|---|
Serie: | Dragon Ball |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Fantasy, Fikcja, Mroczne, Przygodowe, Science-Fiction |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2017-06-18 12:31:14 |
Aktualizowany: | 2017-06-18 12:31:14 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Historia całkowicie jest dziełem Killall.
Wszyscy zebrani na widowni zamarli w chwili gdy dwoje oprychów skończyło wysysać za pomocą dziwnego urządzenia energię Gohana. Okolica rozbłysła się jaskrawym światłem sprawiając, że moje myśli ogarnął strach, jednak mina Neptuna, którą ledwo dostrzegałam przez oślepiający błysk, była zaskakująco spokojna. Gdy pobrali zadowalającą ich ilość skradzionego towaru wypuścili chłopaka z objęć, a ten padł na matę jak pokonany. Praktycznie nie zdążyłam mrugnąć, a Yamu oraz Soprowich zebrali się do lotu z wielkimi, obleśnymi uśmiechami na twarzach. Ludzie milczeli jak zaklęci, choć czułam ich ogromny strach, nie mogli poruszyć się z miejsca. Nie mieli pojęcia co się dzieje. Mogli przypuszczać, że rozpętały się tutaj jakieś pokazy pirotechniczne, ale nic z tych rzeczy, to wszystko było najprawdziwsze.
- Niech nikt się nie rusza! - Zarządził Shin - Kibito zajmie się chłopcem, obiecuję. Ja tym czasem muszę dogonić tamtych dwoje.
- Ruszasz za nimi w pościg? - Zapytał Goku.
- Tak, jeśli masz ochotę się przyłączyć to zapraszam - Rzekł z kwaśną miną - Na mnie czas.
Nie wypowiadając już ani jednego słowa wzbił się w powietrze i ruszył w kierunku tamtych. Kuririn trzęsąc się jak osika postanowił dowiedzieć się, czy któreś z nas ma zamiar podążyć za bogiem Wschodniego Wszechświata, oraz upewnić się, że to co mówił było prawdą. Oczywiście Goku miał taki zamiar, sam karzeł dał się na to namówić prosząc o chwilę by porozmawiać ze swoją żoną - Osiemnastką. Vegeta zaś, jak to on był zbulwersowany tymi planami. Przybył na ten idiotyczny turniej tylko dlatego, że miał okazję zmierzyć się z ojcem Son Gohana - swoim największym rywalem. Jeśli chodziło o mnie to także nie planowałam nikogo zabijać, a na pewno nie jakieś istoty, które w prawdzie mnie nie zagrażały. Interesowała mnie tylko zemsta na Videl, której nie mogłam już wykonać, nie na turnieju. Także Gohan odpadł z zawodów i jedynie mogłam się pobawić na tym idiotycznych zawodach sztuk walk. Jednak nie miałam zamiaru lecieć z Neptunem ratować świata jak twierdził. Przed kim? Przed dwoma imbecylami z górą mięśni??
- Teraz odbędzie się walka C18 z tym pajacem, potem nasza kolej - Oznajmił książę - Co ty sobie myślisz?! Czekałem siedem lat na tę okazję!
- Turniej może poczekać, Vegeta - Zauważył Saiyanin - Tu się ważą losy świata, a po wszystkim możemy stoczyć walkę gdzieś w górach, tylko ty i ja.
- Kłamiesz!! - Obruszył się niższy Saiyanin - Możesz przebywać w naszym świecie tylko jedną dobę, a tej już dużo ci nie zostało!
- Masz rację - Mężczyzna podrapał się po gównie - Ale walka nas nie ominie, to co? Lecisz z nami?
- Zgoda - Odparł niechętnie.
Taki obrót spraw nie był księciu zbytnio na rękę, ale jeśli miał wybierać między walką ze złem, a żadną walką, wiadome było, że wybierze tę pierwszą opcję. Z resztą obiecano mu, iż będzie mógł w końcu stoczyć walkę ze swoim przyjacielem, którego głośno nigdy tak nie nazwał.
Szatan także postanowił z nimi lecieć. Stałam oparta o ścianę bez odzewu. Kalkulowałam w głowie za i przeciw. Do tego ta dziewczyna klęczała nad wyczerpanym Son Gohanem rozczulając się nad jego egzystencją, a przecież nic mu nie dolegało. Potrzebował tylko trochę czasu, albo sprawnej medycznej, a raczej uzdrawiającej ręki. Stracił wszak tylko trochę KI, nic poza tym.
Obaj Saiyanie spojrzeli na mnie pytająco, jakby oczekiwali ode mnie, że także się zgodzę i wyruszę z nimi gdzieś w świat za złodziejami życiowej energii Gohana.
- Nie ma takiej opcji - burknęłam - Zostaję tutaj. Nie lubię tłumów.
Nie próbowali mnie nawet przekonywać. Ruszyli za Shinem by go dogonić i razem z nim zająć się dwoma złodziejaszkami, którzy niegdyś byli normalnymi Ziemianami. W tym samym czasie Kibito, wysoki podwładny bogów wyciągnął swoje różowe dłonie przed ciało zmęczonego nastolatka i w parę chwil postawił go na nogi. Niespiesznie ruszyłam w ich kierunku z założonymi rękoma.
- Kim jesteś? - Zapytałam powoli - Uzdrawiasz jak nasz Wszechmogący. Medyk?
- Opowiem wam wszystko gdy ruszycie ze mną - Odrzekł odwracając się do nas plecami.
W tym czasie Son Gohan emocjonował się odzyskaną mocą, a także poprawą kondycji. Cóż, ostatnio z nią było nieco gorzej. Odkąd poszedł do szkoły przestał trenować, a przynajmniej na poważnie. Był parę kroków za mną, a o ile dobrze pamiętałam, to on był najsilniejszą istotą na świecie. Za nim podążałam ja, księżniczka Saiyanów. Tym razem jednak było inaczej. Mogłam jedynie zastanawiać się nad Goku, jego mocy nie znałam na chwilę obecna, a Vegeta uzyskał drugi stopień, którym jak na razie nie miał okazji się pochwalić.
Kaioshin również ruszył w drogę, a gdy zniknął z horyzontu spojrzałam na swojego niegdyś przyjaciela, który dyskutował ze swoją nową przyjaciółką. Spojrzał na mnie. Nie był zły, ani też smutny. Patrzył, jego oczy zapytały mnie zanim cokolwiek z siebie wydusił.
- Nie - Uprzedziłam go - Zostaję.
- Ale…? - Zapytał cicho.
- Nic tam po mnie, tu się zabawię jeszcze z Osiemnastką - Przewróciłam oczami - Poza tym będzie tam cała reszta, nie jestem wam potrzebna.
- Za to ja chętnie polecę - Odezwała się niebieskooka - Muszę się jeszcze wiele nauczyć. Proszę.
Spojrzałam na nią jak na wariatkę. Co ona niby mogłaby wskórać? Była słaba, kulą u nogi, nic poza tym. Stęknęłam mimowolnie prawie załamując ręce tym widokiem.
- Pod jednym warunkiem - Jęknął - Kiedy zrobi się gorąco, obiecaj że wrócisz tutaj.
- Obiecuję - Potaknęła.
Przewróciłam oczami głośno wzdychając. Matko, co on w niej widział? Była słaba, bezbronna i taka ziemska. Odwróciłam się na pięcie i wróciłam do szatni oszczędzając swojemu żołądkowi możliwości zwrócenia posiłku sprzed paru godzin. A robiło mi się naprawdę niedobrze. Zanim jednak weszłam za kulisy wypuściłam głośno powietrze z płuc spoglądając w niebo. W tym czasie dwoje pozostałych na macie ruszyło za Kibito chcąc wziąć udział w pogoni za maszynami do zabijania. Ludzie zaczęli panikować, zastanawiać co się stało. Dlaczego potrafiliśmy latać, czemu część osób startujących w rozgrywkach opuściło wyspę oraz jak dalej potoczy się cały ten turniej?
Usiadłam na ławce spoglądając na buty autorstwa Bulmy. Nie miałam okazji jeszcze przetestować tak naprawdę tego stroju. Małe zabawy w bohatera miast ziemskich nie były niczym specjalnym, byłam nad wyraz silną istotą w tym świecie. Usłyszałam krzyki zdenerwowanych obywateli, którzy żądali zwrotu pieniędzy za nieudane przedstawienie. Cóż, nie wszystko można było mieć, prawda? Ja nie miałam.
Blond włosy komentator miał nie lada problem by uspokoić rozgniewanych ludzi. Ci rzucali weń ogryzkami, jedzeniem, pełnymi bądź pustymi puszkami po napojach jakby był im cokolwiek winien. Mogłabym zrobić z nimi porządek w kilka sekund lecz nie miałam takiej potrzeby. Jakby nie patrzeć było to komiczne przedstawienie gdy tak słabe istoty próbowały kogoś podeptać. Doprawdy… Żenada. Czy nie lepiej było wyruszyć z resztą?
- Dlaczego z nimi nie poleciałaś? - Niespodziewanie pojawiła się C18 - Sądziłam, że nie odmówisz sobie tej przyjemności.
- Cóż, myliłaś się - Burknęłam - Nie mam ochoty na takie rzeczy.
- Coś się zmieniło prawda? - Przysiadła się do mnie - O czymś nie mówisz.
Spojrzałam w jej duże błękitne oczy zastanawiając się o czym myśli, czy myśli o tym co ja, czy jednak wręcz przeciwnie. Nie miałam pojęcia co mogłaby sądzić, jednak nie była głupią istotą.
- Nie chcę o tym rozmawiać - Westchnęłam, choć wcale nie byłam smutna - Nie ma o czym.
- Jak wolisz - Wzruszyła ramionami - Tylko nie zrób niczego głupiego.
- Planowałam, ale ktoś popsuł cały mój misterny plan - Pożaliłam się - Pozostało mi jedynie zmierzyć się z tobą Osiemnastko. Mam nadzieję, że jesteś w dobrej formie.
Kobieta spojrzała na mnie z intrygą, jednak nie zapytała o nic więcej. Chyba wolała nie wiedzieć co siedziało w mojej saiyańskiej głowie, a mogło tam być wiele zła. Uśmiechnęła się znacząco także wyczekując naszej wspólnej potyczki, którą jak wiadomo miałam wygrać. Przecież nie miała ze mną najmniejszych szans, byłam o wiele potężniejszą istotą, ale tu nie o to chodziło. Pojedynek, to pojedynek. Z resztą nigdy nie miałyśmy okazji walczyć przeciw sobie. To znaczy ja nie pamiętałam tego feralnego pojedynku, w którym postanowiłam wszystkich zlikwidować i pomóc przejąć kontrolę nad światem Yonanowi. Wiedziałam tylko, ze androidka cierpko wspominała tamten dzień. Z tego co mi było wiadomo skopałam jej porządnie tyłek.
- Obiecuję być w miarę delikatna - Mrugnęłam do niej oczkiem.
Roześmiałyśmy się, tyle nam pozostało. W tym momencie zaczęli zbierać się inni zawodnicy, którzy pozostali na mistrzostwach.
- Moje panie - Wyszczerzył się Herkules - Przykro mi, że musicie tyle czekać, ale te pachołki uciekły! Prawdopodobnie się mnie wystraszyli.
Zaśmiał się w swój idiotyczny sposób doprowadzając mnie niemal do białej gorączki. Ten to dopiero miał tupet. Był stokroć gorszy od swojej wścibskiej córeczki.
- Chciałbyś głąbie - Warknęłam - Nikt się ciebie nie boi.
Blond włosa siedząca obok szturchnęła mnie w ramię. Spojrzałam na nią pytająco, jednak nie zrozumiałam jej. Nie interesowała mnie reputacja tego błazna. Dla mnie był nikim.
- Jak śmiesz się wyrażać tak do mistrza świata?! - Oburzył się mężczyzna - Uważaj dziewczynko, bo nie będę dla ciebie zbytnio delikatny!
- Nie boję się ciebie robaczku - Parsknęłam - Nie mogę doczekać się kiedy połamię ci żebra, a zrobię to z niemałą rozkoszą. Miernota.
Po tych słowach Satan zamilkł robiąc wielkie oczy, a ja nie omieszkałam uśmiechnąć się do niego w najpodlejszy sposób. Chciałam by się bał, pragnęłam tego z całego serca, tak jak by na samo moje imię padała mi do kolan jego córka prosząc o łaskę.
- Nie martw się słodziutka - Zawołał pseudo bohater - Już niebawem pokażę ci jak się biją mężczyźni i że nie ma tu miejsca dla płaczliwych panienek!
I tym razem roześmiał się, a do pomieszczenia wparował ten dziwny zamaskowany wojownik, o niebywale nieproporcjonalnej posturze. Był bardzo interesującą osobą. Kim był? Jednak nie byłam w stanie długo przyglądać się nowo przybyłemu, gdyż pięści mnie świerzbiły by przyłożyć temu krnąbrnemu patałachowi, który mnie znieważył. Żona Kuririna jednym ruchem ręki powstrzymała mnie od uczynienia czegokolwiek. Nie chciała by mnie zdyskwalifikowano, wszak chciała się ze mną zmierzyć, teraz kiedy byłam przy zdrowych zmysłach, choć moje myśli były ostatnio mroczne i mogłabym komuś wyrządzić nie małą krzywdę.
W tym momencie najsławniejszy człowiek na świecie postanowił wyjść na arenę i przemówić do społeczeństwa, które nieustannie coś krzyczało z wielkim niesmakiem.
- Moi drodzy! - Zawołał - Przybyliście tu na widowisko! Nie mogę was zawieść dlatego też wznawiamy turniej!
Po tych słowach wyrzucił teatralnie ręce w niebo, a trybuny zaskandowały jego imię jakby stał się jakimś wybawcą wszechświata. Rzygać się chciało. Puszył się jak nadęty paw. Ten pajac postanowił stoczyć walkę z nami wszystkimi na raz, a tych co odlecieli postanowił zdyskwalifikować. Mnie to jak najbardziej odpowiadało. Nie trzeba było czekać na kilka pojedynków tylko w parę sekund załatwić zbędnych uczestników. Pięcioro na macie i tylko jeden zwycięzca.
Rozentuzjazmowany sprawozdawca wyrzucił swój mikrofon w powietrze jak jakąś cudną zabawkę i w sceniczny sposób uchwycił go tuż za swoimi plecami by następnie w komicznej pozie przemówić do ludu:
- Drodzy państwo! Teraz przedstawię wam naszych zawodników zaczynając oczywiście od naszego mistrza - Herkulesa!
Muzyka rozbrzmiała wraz z wiwatami zebranych. Sam wywołany nie był specjalnie uradowany, jakby cień wątpliwości go ogarnął, cóż powinien był już dawno temu zrezygnować ze swojego tytułu. Jednak po chwili nabrał werwy i ruszył jak bohater na matę pokazać się światu, jednak gdy wykonywał jedną ze swoich durnowatych akrobacji nogi rozjechały mu się, a jego mina mówiła sama za siebie - bolało. Zaśmiałam się cicho czekając na swoją kolej.
- Oto przed państwem piękna C18!
Kobieta weszła na arenę wolnym i dumnym krokiem nie zwracając uwagi na wołania z widowni. Jej również nie było do śmiechu w tym teatrzyku. Nic dziwnego, nie miała się z kim mierzyć, a jedynie ja stanowiłam dla niej przeszkodę.
- Następnym kandydatem na mistrza jest Zamaskowany Wojownik, który nie zamierza zdradzać nam swojego imienia! Wielkie brawa dla niego! - zawołał entuzjastycznie komentator.
Niekształtny człowieczek w przebraniu niczym w prześcieradle i nakryciu głowy przypominającym kata ruszył chwiejnym krokiem na matę by następnie wykonać popisowe salto. Niestety miał problem z utrzymaniem równowagi po wylądowaniu. Zastanawiające było jakim cudem przeszedł przez eliminacje. Tego prawdopodobnie nigdy bym nie zrozumiała.
- Następnym zawodnikiem jest mistrz Afryki - Kilan! Powitajmy go wielkimi brawami!
Czarnoskóry mężczyzna spokojnie wszedł na matę bez zbędnych pokazów pseudo możliwości. Chociaż on jeden jak na ziemianina pokazał się z lepszej strony. Niestety był jednym z wielu w kolejce do wyeliminowania na jeden strzał, w dodatku małym palcem.
- I nasza druga zawodniczka o pseudonimie Księżniczka Saiyanów! Najmłodsza uczestniczka tego turnieju! Powitajmy ją gromkimi brawami!
Spojrzałam na niego z ukosa. Ruszyłam przed siebie z kamienną miną. Miałam ochotę skończyć już tę parodię. Wiedziałam, że wchodzę na matę jako zwycięzca, tylko musiałam jeszcze chwilę na to poczekać. Nikt nie miał ze mną najmniejszych szans, tyle, że nie wszyscy byli tego świadomi, a szkoda. Z drugiej jednak strony mogło to być zabawne przedsięwzięcie. Zaskoczyć taki tłum! To mogłoby być bezcenne.
Ustawiliśmy się dookoła Herkulesa - tego, który rzucił nam wyzwanie. Niektórzy stali w skupieniu oczekując startu walki, inni byli znudzeni bądź pewni siebie, ja zaliczałam się do zdegustowanych, jednak i niewątpliwych siebie. Tamten w środku na moje oko sikał w portki i kombinował jak tu ponownie wyjść z twarzą i wygrać ten turniej po raz kolejny. Przecież Trunks oddał swoją walkę dla pieniędzy. Jedynie co go interesowało to wygrana z bratem Gohana. Tylko z nim miał możliwość przegrać, a przecież musiał udowodnić swojemu ojcu, że nie jest małym dzieckiem, że jest wojownikiem tak jak my, mimo, iż nie jest pełnokrwistym Saiyanem jak syn Chi-Chi, a tamten był niegdyś potężnym wojownikiem - najsilniejszym z najsilniejszych. Teraz miałam nadzieję, że to mnie przypadał ten tytuł. Nie, byłam tego niemalże pewna. Jedyną zagadką dla mnie był sam Son Goku. Jego siły nie znałam, a nie postanowiłam lecieć z całą bandą na rekonesans Ziemi by rozprawić się z jakimiś tam złodziejaszkami mutantami. Czy aby na pewno tylko tyle?
Moją zadumę przerwało nieme poruszenie na arenie. Co poniektórzy zawodnicy szeptali innym do ucha na pewno próbując zawrzeć sojusz. Na przykład ten Afrykanin coś burczał do Zamaskowanego wojownika, na pewno próbując przejąć go na własną stronę, dzięki temu dłużej utrzymałby się na macie. Niby nie głupie, czego nie zrobią ziemianie? Tacy słabeusze nie potrafili trzymać gardy.
Sędziowie ogłosili start. Ten który utrzyma się na macie do końca wygrywa turniej, zgarnia kasę i staje się nowym mistrzem całego świata. Prawie jak król Ziemi, a to ciekawe. Więc czas było rozegrać tę rundę jak najszybciej i zakończyć ten śmieszny konkurs i wrócić do domu, albo sprawdzić co dzieje się w innej części planety. Może właśnie tam było ciekawiej?
Nieoczekiwanie do ataku przystąpił czarnoskóry kierując się na Zamaskowanego, ten dostał kopniaka w brzuch po czym padł plackiem nieprzytomny na matę. Jednego było mniej. Zdumiona spojrzałam na broniącego się. Jednak nie był taki słaby jak przypuszczałam, Osiemnastka także to zauważyła. Przetarłam palcem wskazującym czubek nosa obmyślając jak zabrać się do wygranej.
- Drodzy państwo! - Zawołał komentator - Kilan wypadł z maty! Nie wytrzymał nawet dwóch sekund! Tak więc mamy czworo zawodników, którzy pozostali w grze!
Trybuny rozszalały się wykrzykując różne imiona i pseudonimy. Każdy miał swojego faworyta, jednak to skandy o Herkulesie były najgłośniejsze i chyba najbardziej drażniące moje uszy.
- Ty tam! - Zawołałam wskazując na nieproporcjonalnego mężczyznę - Teraz moja kolej.
Ku mojemu zaskoczeniu zachwiał się jakby się mnie obawiał. Przecież nie miał bladego pojęcia kim jestem ani czy jestem silna, chyba, że widział moją eliminację przy diabelskiej maszynie ciosu. Przyjęłam pozycję do ataku po czym w mgnieniu oka pojawiłam się przed nim wymierzając kopniaka w jego lewy bok. Zdziwiłam się kiedy zablokował mój cios! Jakby wiedział, czego się spodziewać. Mimo, że powstrzymał mnie od powalenia go, czułam jak napina ze wszystkich sił swoje mięśnie by nie upaść. Miał moc, trzeba było to przyznać, jednak nie mógł mieć ze mną żadnych szans, nie użyłam w ogóle swojej energii chociaż używałam pierwszego stadium Super Wojownika. Odskoczyłam w tył szyderczo się uśmiechając do przeciwnika. Androidka jak i Herkules stali niczym słupy soli wpatrując się w nas dwoje.
- Nieźle - Mruknęłam niemal do siebie - Jeszcze stoisz, ale już nie długo.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.