Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

98. Potężny Buu

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball
Gatunki:Akcja, Dramat, Fantasy, Fikcja, Mroczne, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2017-06-18 12:32:25
Aktualizowany:2017-06-18 12:32:25


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Muzyka

Pogoda nadal nie planowała być kapryśna. Słońce lśniło, a na niebie nie pokazała się ani jedna chmurka. Długowłosy przybysz właśnie rozprostowywał kości. Wyglądał jakby miał zamiar się dobrze bawić, w ogóle jakby był u siebie i doskonale wiedział co robi. Intrygował mnie, a za razem w jakiś niewyjaśniony sposób wyprowadzał z równowagi, wystarczyło na niego spojrzeć! Prychnęłam, zamachnęłam się ogonem po czym wzbiłam się w powietrze zastanawiając się co dalej robić.  

-    Hola, hola! - Zmaterializował się przede mną - Chyba nie zamierzasz zostawić mnie tu tak samego? 

Z zaskoczoną miną odskoczyłam w tył. Facet był jakiś narwany, zero prywatności. 

-    Nie twój interes - Warknęłam - Nie mam czasu niańczyć kogoś takiego, jak ty! 

-    Kogoś takiego jak ja? - Zdziwił się - Co masz na myśli? 

Przewróciłam oczami ciężko wzdychając. Ten Kenzuran nie miał zamiaru się ode mnie odkleić, to było pewne. Czyżbym musiała wskazać temu Saiyanowi to po co tu przybył, aby dał mi święty spokój? 

-    Powiesz wreszcie czego chcesz? - Założyłam ręce na biodra - Dasz mi kiedyś spokój? 

Czarnooki się zaśmiał cicho po czym usiadł po turecku w powietrzu wciąż mając swój uśmieszek na twarzy. Miał chyba weselsze usposobienie ode mnie, zupełnie jak Goku, ale czy to nie była zmyłka? 

-    Jak się domyśliłaś przybyłem z przyszłości, nie wiem czy dalekiej, w każdym bądź razie chciałem was ostrzec przed nadchodzącym złem. 

-    Przyszłości… - Zamyśliłam się - W takim razie musisz znać Trunksa, ale on twierdzi, że jest ostatnim wojownikiem na tej planecie. 

Mężczyzna przez chwilę wpatrywał się w dół jakby czegoś tam szukał po czym spoważniał. 

-    U mnie wszyscy żyją i mają się bardzo dobrze, ja i moi przyjaciele pełnimy rolę strażników Ziemi, za co Goku jest nam wdzięczny. Trunks o którym wspomniałaś jest dzieckiem i wątpię by kiedykolwiek podróżował w czasie, chyba, że mówisz o… 

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Sam syn Bardocka zrezygnował z ochrony swojej ukochanej planety? Czyżby był słaby, a może ten tutaj był silniejszy od najpotężniejszego Ziemskiego Saiyana? Co prawda nie znałam obecnej siły ciosu tego wojownika, jednak wiedziałam, że siedem lat temu udało mi się wraz z jego synem posiąść większą moc. 

-    Co to ma znaczyć? - Nie kryłam zdziwienia - Jesteś z innego świata? Jakiś równoległy wymiar? 

-    Na to wygląda - Przytaknął - W każdym bądź razie mam nadzieję, że zdążyłem na czas, jeśli nie udało mi się cofnąć do mojej przeszłości, to mogę chociaż pomóc wam. 

-    Obejdzie się - Prychnęłam odwracając się plecami - Nie takie potwory zostały przez nas pokonane. 

-    Och, możesz mi wierzyć, ten o którym mówię zniszczył całą planetę i nie zawahał się przed niczym - Sięgnął pamięcią do minionych wydarzeń - Aż ciarki po mnie przechodzą. 

-    O kim mowa? - Zapytałam bezinteresownie wciąż nie patrząc na przedmówcę. 

-    Buu - Niemal wyszeptał z nutką grozy. 

Po moim ciele przeszedł dreszcz. Czy nie to imię padło z ust jednego z obrońców planety? Czy nie z tym mają zmagać się moi towarzysze broni? Zacisnęłam obie pięści, a kiedy się odwróciłam w stronę Kenzurana poczułam potężne dwie moce gdzieś daleko stąd. Czy to oznaczało, że wszystko zaczęło się beze mnie? Z resztą sama tego chciałam. Miałam dość chronienia tych, którzy mną gardzą. 

Bez porównania musieli być to Vegeta i Goku, ale w takim razie co robili? Co się tam działo? 

-    Zaczęło się - Westchnął Saiyanin - Buu zaraz się obudzi. 

-    Co proszę?! - Szarpnęłam odzieżą przybysza w okolicy karku - Coś ty powiedział? 

-    Jeżeli u was wszystko jest tak samo jak było w moim świecie, Buu, taki obrzydliwy różowy demon zaraz wyjdzie z kuli i zasieje panikę na tej planecie! - Wyrwał się z mojego uścisku - Powoli będzie zabijał ziemian, a także wasze rodziny. W końcu wchłonie wszystkich wojowników… 

-    Jak to, wchłonie? - Przeszedł mnie niesmaczny dreszcz - Zje nas? Pozbawi mocy? 

Nie mogłam czekać dłużej. Jeżeli to coś miało mnie pożreć musiałam się temu przeciwstawić. Wokół mojego ciała pojawiła się złocista aura i nim zdążyłam ruszyć w kierunku wybuchu energii Blade złapał mnie za nogę, tym samym powstrzymując mnie przed odlotem. 

- Czego?! - Warknęłam wyszarpując nogę z uścisku. 

Mężczyzna założył ręce na piersi, cmoknął parę razy i po raz pierwszy na jego twarzy wymalował się mroczny wyraz. Wylądowałam naprzeciw niego, a złota aura przepadła bez śladu. Również zmarszczyłam brwi. 

-    Nie w tę stronę - Rzekł sucho - Jeśli wszystko odbywa się zgodnie z moją historią, to Vegeta i Goku odbywają właśnie między sobą walkę i nic tam po tobie - Mówił z opanowaniem - Zło czai się w innym miejscu. 

-    Oni ze sobą walczą? Tak… - Zamyśliłam się - To by miało sens. Ten wybuch jego agresji na arenie turnieju sztuk walk. Więc gdzie mam się udać w takim razie? Mów szybko! 

-    Jesteś w gorącej wodzie kąpana - Zaśmiał się gorzko - Prawdziwy Saiynin. Otóż kiedy Babidi przejął kontrolę nad księciem, każda rana zadana Goku pobudza do życia okrutnego Buu i tutaj trzeba się udać! Jednak obawiam się, że nie jesteś na tę walkę gotowa. 

-    Chyba sobie jaja robisz! - Wrzasnęłam wymierzając w czarnookiego lewą ręką. 

Ten bez wahania zatrzymał mój cios chwytając rękę w nadgarstku. Przez chwilę próbowałam się z nim mierzyć, lecz po chwili stwierdziłam, że nie ma to najmniejszego sensu. Rozluźniłam mięśnie i dopiero wtedy puścił mnie nie zmieniając swojego spojrzenia. 

-    Niech ci będzie, lećmy - wzbił się powoli w górę - Sama się przekonasz o czym mówię, Saro. 

Nie czekając ani chwili ruszyliśmy przed siebie. Tym razem naprawdę nie wiedziałam czego miałam się spodziewać. Jak miałam wyobrazić sobie to monstrum i jego pana o imieniu Babidi. Czy aby naprawdę był tak potężny jak mawiał Blade? Gdy nasza droga powoli się kończyła poczułam nagle wzrastającą energię SonGohana i jeszcze jedną, której do tej pory nie dało się wykryć. Była naprawdę mroczna, ale to mnie nie odstraszało, wcale! A po chwili wszystko jakby ucichło. Musiałam tam jak najszybciej się zjawić. I gdy byliśmy już całkiem nie daleko ogromnych rozmiarów świetlista kula przecięła niebo na horyzoncie, a chwilę później znikła. Stanęliśmy jak wryci przyglądając się tej scenerii. Walka trwała, choć miałam przeczucie, że dobiegała końca. Napięłam mięśnie i przyspieszyłam w kierunku skąd nadleciała ów energia, a przybysz z innego świata ruszył zaraz za mną. 

Kiedy już w oddali moim oczom ukazała się różowa kula w towarzystwie jakiegoś mikrusa i kogoś jeszcze, prawdopodobnie pokonanego i nagle powstała nieopodal olbrzymia eksplozja. Była na tyle silna, że musieliśmy zasłonić oczy przed odłamkami tutejszej kamiennej struktury Ziemi.  Z kłębów dymu w końcu wyłonił się sprawca całej sytuacji - Vegeta. Był tam, złowrogo uśmiechnięty, w podartym kostiumie, lecz bez żadnego zadrapania. Nawet jego energia zdawała się być nie poruszona, w takim razie gdzie był Goku? 

-    Jakieś sugestie, panie obyty? - Prychnęłam w stronę towarzysza. 

-    Trzymaj się twardo ziemi, bo jego energia powali cię na kolana - Rzekł sucho. 

Nie wypowiedział więcej ani słowa. Wylądowałam i ruszyłam w kierunku całego zajścia, Blade zrobił podobnie. Niestety nie miał zamiaru się ode mnie odkleić. Widać było, że książę szykuje się do walki z tymi typami. Więc trafiłam idealnie, w sam raz by poznać jego możliwości po nowej przemianie. Miałam także nadzieję, że i mnie się coś dostanie. Jednak powaga Kenzurana mówiła zupełnie co innego. Nie czekało na nas nic dobrego. 

Vegeta rozproszył swoją złotą aurę niesamowicie podnosząc swoją energię. To właśnie chciałam zobaczyć. Pewnego siebie księcia Saiyan, gotowego stanąć do walki niezależnie od jego wyniku. Zdawało się, że wie iż może przegrać, choć ja nie byłam tak pesymistycznie nastawiona do zaistniałej sytuacji. Kiedy jego moc rosła biła od niego silnymi strumieniami tworząc wiatr, który rozwiewał drobne kamienie i pył. Gdy ciało pokryły wyładowania elektryczne ruszył na przeciwnika z wyraźnym wściekłym spojrzeniem. Jego ciosy były idealnie wymierzone, doskonale zaplanowane i nie tracił na szybkości, ale zdawało się, że różowa klucha nic sobie z tego nie robi. Wstaje, wraca do poprzednich kształtów i zaczyna się wszystko od nowa, z tym, że książę atakuje coraz zajadlej nie szczędząc oponenta. Nawet na ogół ciosy w kark na nic się zdawały, jakby Buu był dosłownie wykonany z gumy. Gdy ponownie stanął przed moim bratem w pełnej krasie Saiyanin wycelował rękę w przeciwnika kumulując w palcach olbrzymią moc, którą następnie wystrzelił przeszywając różową kluchę na wylot.

-    Cudnie - Zachwyciłam się.

Kenzuran jednak nie był zachwycony, on wiedział, że to na słudze czarnoksiężnika nie zrobiło wrażenia. Patrzył na pojedynek z żalem i gniewem. I dokładnie tak się stało. Grubas pomimo wypalonej gigantycznej dziurze w ciele bez żadnego problemu się podniósł i zrekonstruował nawet się przy tym nie pocąc. Teraz byłam w stanie uwierzyć w słowa przybysza, ten demon był niezniszczalny, choć swojej mocy jeszcze mi nie zdążył pokazać.

Muzyka

I jak pomyślałam tak wyczułam narastający gniew różowego monstrum. Potężną energie w sobie zbierał, która emanowała różowym blaskiem, by po chwili stała się oślepiająca. Niebo pociemniało, a złowrogie fale niemal powalały na kolana.

-    Fenomenalne - Szepnęłam zasłaniając twarz - Chyba nie zmiecie nas z powierzchni ziemi.

-     Raczej nie, ale się zasłoń - Polecił czarnowłosy.

Sam też tak uczynił. Kiedy niesamowity Buu dał upust swojemu gniewowi wszystko ucichło, a niebo na powrót miało kolor czystego błękitu, tym razem z kilkoma poszarpanymi chmurami. Po odsłonięciu twarzy dostrzegłam,żew miejscu gdzie dotychczas rozgrywała się akcja pojawił się ogromny krater. Prawdopodobnie był głęboki, za to różowo skóry wisiał w powietrzu wciąż z nietęgą miną, zaś Vegeta klęczał niemal na krawędzi gigantycznej dziury z uszkodzoną ręką. Energia, przed którą się zasłonił odbiła na nim swoje piętno. Gruby jednak na tym nie poprzestał i ponownie księcia zaatakował, tym razem trzymając w ręku kawałek gumiastej substancji, którą wyrwał ze swojego ciała. Strzelał różowymi kulami energii z otworu gębowego i kiedy złotowłosy w ostatniej chwili się zmaterializował różowy balon w białych portkach rzucił w niego tą samą gumą, a ta owinęła się wokół jego ciała tym samym unieruchamiając mężczyznę. Nie wierzyłam własnym oczom, tak się dać złapać. Buu zaczął bawić się swoją nową zabawką kopiąc go i okładając pięściami po twarzy. Musiałam przyznać, że nie należało to do przyjemnych widoków, ale czy miałam interweniować? Dumny książę by mnie przeklął, wszak nie był umierający.

-    Walcz Vegeta! - Warknęłam bardziej do siebie.

Z tej odległości i tak nie miałby szans mnie usłyszeć. Musiałabym chyba wydzierać w niebogłosy. I niespodziewanie na niebie pojawiły się dwie złote łuny. Jedna przywaliła grubasowi, który obił się, a raczej przeszedł jak w masło przez kilka pobliskich skał. To były dzieciaki! Dosłownie mnie zamurowało. Co one tutaj robiły i dlaczego mieszały się w sprawy dorosłych?! Przecież nie miały żadnych szans z tamtym dziwolągiem. W ogóle nigdy nie brały udziału w żadnej prawdziwej walce. Widziałam jak pospiesznie rozwijałymojego brata z gumiastego więzienia z niemałymi uśmiechami na twarzach.

-    Tego już za wiele - Warknęłam.

Nie zastanawiając się czy mój towarzysz zareaguje czy nie ruszyłam do Trunksa i Gotena. Miałam ochotę obić im twarze i to porządnie. Gdy pomogli mu usiąść wylądowałam obok z surową miną.

-    To nie miejsce dla dzieci - Syknęłam - Kto wam pozwolił się wtrącać?

Obaj chłopcy spojrzeli na mnie z przerażeniem, najwidoczniej nie spodziewali się mojej obecności, albo właśnie takiej reakcji, choć to było dziwne. Doskonale wiedzieli jaka jestem.

-    S-Saro, ale tata potrzebuje naszej pomocy! - Obruszył się Trunks, miał łzy w oczach.

Muzyka

Książę odepchnął ośmiolatka srogo na niego łypiąc, jednak przez moment bo przecież ważniejszy był przeciwnik. Podałam bratu rękę, a ten po chwili chwycił się i pomogłam mu wstać. Przez chwilę patrzyliśmy w swoje seledynowe oczy z pełną powagą. Widziałam, jak jego ciało się trzęsie w złości i porażce.

-    Nie wiem co zamierzasz, ale będzie lepiej jak ich stąd zabiorę, obu.

-    Nic mądrzejszego nie mogłaś powiedzieć - Westchnął - To nie ich walka.

-    Trunks - Spojrzał na niemal obrażonego chłopca - Wiem, nie jestem dobrym ojcem…

Złotowłosy spojrzał na Saiyanina wielkimi oczyma, nie rozumiejąc co właściwie się dzieje. Książę delikatnie zmierzwił jego włosy w niemałym zamyśleniu.

-    Dbaj o matkę.

Ani chłopiec, ani ja nie rozumieliśmy co się właściwie wydarzyło, jednak mogłam się domyśleć, że właśnie okazał dzieciakowi cząstkę swoich uczuć, tak jak tylko potrafił. Uśmiechnęłam się w duchu. Wiele lat minęło od tamtych czasów, naprawdę sporo.

-    Bracie… - Szepnęłam - Daj z siebie wszystko.

Jeszcze przez chwilę oboje spoglądaliśmy sobie w oczy, tak jakbyśmy wiedzieli, że możemy się już nie spotkać, ale jeśli on tak chciał musiałam to uszanować. Nie byłam już dzieckiem, nie była to także ta sama sytuacja, gdzie Komórczak zranił go, a ja myślałam, że umarł. Musieliśmy walczyć i tym razem doskonale wiedziałam, że będą ofiary. Jedynym pocieszeniem były kryształowe kule.

Chwyciłam obu malców za łachy przy karku, jednak te zaczęły się wyrywać posługując się dziwnymi odgłosami oburzenia i rozczarowania.

-    Nie, nigdzie nie idziemy! - Krzyczał Trunks.

-    Oczywiście, że nie! - Popierał go we wrzaskach Goten - Chcemy walczyć.

Schwyciłam każdego mocniej, a następnie szybkim ruchem zderzyłam ich ze sobą czołami by stracili przytomność. Tylko w ten sposób mogłam się ich „pozbyć” nie wyrządzając im krzywdy. Przerzuciłam sobie mniejszego przez ramię, a drugiego pochwyciłam pod bok. Jedyne sensowne miejsce jakie nasuwało mi się w głowie był pałac Dendiego. Tylko tam mogłam ich odstawić.

-    Nie spieprz tego - Rzekłam sucho do księcia - Chyba, że mam po tobie sprzątać.

-    Zadbaj o te dwie bestie - Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.

Nie padło już ani jedno słowo. Oznaczało to tylko jedno, czas było się zbierać. Miałam nadzieję, że jednak Vegeta sobie poradzi, choć wewnętrzny głos podpowiadał mi, że właśnie widzieliśmy się po raz ostatni. Nie czekając już ani chwili wzbiłam się w powietrze i obrałam kurs. W chwilę później ruszył za mną Kenzuran biorąc mojego siostrzeńca na swoje lewe ramię.

-    Dokąd lecisz? - Zapytał.

-    Odstawić te płotki w bezpieczne miejsce - Westchnęłam - Porywają się na coś czego nie rozumieją… Też taka byłam.

W chwilę później dołączyli do nas Piccolo i Kuririn. Byłam zaskoczona ich obecnością, ale z drugiej strony ruszyli tutaj kiedy ja odmówiłam. Również poparli pomysł z odwiedzeniem Wszechmogącego, gdzie młodzi Saiyanie mogliby odpocząć. Bulma jak i Chi-Chi zapewne odchodziły od zmysłów, a ich nawet nie widziałam po całym zgiełku na turnieju. W sumie to miałam gdzieś wszystkich ludzi, tak było, teraz jednak moja złość nie była tak wyraźna, były większe problemy - i nasze życia były zagrożone!

-    Saro, kim jest twój towarzysz? - SpytałKuririn nie kryjąc wzmożonego zainteresowania.

-    To nie istotne teraz - Mruknęłam - Pogadamy na miejscu.

-    Kenzuran - Przedstawił się Saiyanin niemalże salutując wojownikom wolną ręką.

Dla mnie nie było chwili do stracenia. Trzeba było obmyślić plan działania i wysłuchać przybysza z innego świata, który podobnież przechodził ten sam kryzys na planecie jaki my mieliśmy obecnie. Poza tym wciąż nie miałam pojęcia gdzie znajdowali się Goku i jego starszy syn.

W pewnym momencie zrobiło się ponuro. Wyczuwałam rosnącą moc brata, ale nie sądziłam, że będzie chciał wykorzystać taką energię w przeciągu chwili. Podałam SonGotena Szatanowi nie mogąc oderwać wzroku od rosnącej złocistej kopuły, w której znajdował się następca tronu Saiyanów.

-    Lećcie - Szepnęłam - Zaraz was dogonię.

-    Tylko nie rób nic głupiego - Zauważył Kuririn - Jeśli teraz dasz się zabić, kto będzie strzegł planety?

Popatrzyłam na niego spode łba, lecz nie było w tym żadnej agresji. Po prostu chciałam tu zostać, jeszcze przez chwilę, to był mój brat i jeśli miał odejść niebawem chciałam choć przez moment przy nim być. Mężczyźni ruszyli w dalszą drogę, a ja wisząc w powietrzu spoglądałam na to co wyczynia dumny książę. Kopuła z każdą chwilą przybierała na potędze, a porywista moc z ledwością pozwalała na swobodną lewitację. Niespodziewanie poczułam uścisk w okolicy łokcia.

-    Ruszaj! - Krzyknął mąż C18 - Vegety już nie ma, pozwól mu odkupić grzechy!

Ostatni raz spojrzałam na całe zajście w dole po czym wyszarpnęłam rękę z uścisku przyjaciela Goku i ruszyłam w stronę pałacu. Może mieli rację? Gdy zabrakło życiowej energii syna króla Saiyan poczułam w sobie pustkę. Bezkresny ocean żalu i chęć zniszczenia wszystkiego dookoła. Zacisnęłam pięści, nabrałam mocy i pospiesznie ruszyłam do pałacu ponaglając resztę wojowników. Miałam wszak w planach niebawem tu wrócić i zniszczyć to, co spowodowało śmierć i szaleństwo Vegety. A nie podejrzewałam go o posiadanie jakiejkolwiek samo destruktywnej techniki nawet przez minutę. Leciałam przodem. Łzy same napływały do oczu a tylko w ten sposób miały być niezauważone, a za razem nie zasłaniać mi całkowicie widoczności.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.