Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

No title: Chocolate no Basket

Autor:Nazeli
Korekta:Dida
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Komedia, Obyczajowy
Dodany:2013-01-26 08:00:31
Aktualizowany:2013-01-20 11:51:31


Wszelkie prawa do tego opowiadania należą się mnie. Zabraniam udostępniania i kopiowania treści bez mojej zgody.


- Mówię ci, że to nie tak! Po otwarciu bez atu zawsze jest transfer, zawsze!

- Miałaś mrugnąć okiem... - tłumaczył się Matt. Kyandi udała obrażoną.

- Że niby w brydżu mam oszukiwać?! - Jak gdyby nigdy tego nie robiła...

- Przyznasz, że nieźle rozegrałem tamtego szlemika - powiedział na pojednanie.

- Wybitnie - zgodziła się Kyandi i na samą myśl o poprzednim rozdaniu uśmiechnęła się promiennie.

- Hai, hai, pogodziliście się, teraz gramy. - Akira był dziś w wyjątkowo walecznym nastroju. Być może za sprawą Keitha, który nie robił absolutnie nic, by zwiększyć ich, już i tak marne, szanse na zwycięstwo. Oczywiście, wszyscy dobrze wiemy, że waleczność nie popłaca. Toteż, Akira i Keith przegrywali podwójnie. Być może sytuacja nawet by się pogorszyła, Akira rzuciłby czymś w przyjaciela, karetka nie zdążyłaby na czas, ale! Cornelius pojawił się w samą porę.

- Zapasy się skończyły! - krzyknął zdesperowany. W pracowni zapanowała martwa cisza. Matt upuścił kartę, Keith zerknął mimochodem, Kyandi zganiła brata. Wciąż nie dopuszczali do siebie tej okrutnej prawdy.

- Co teraz? - ktoś rzucił nieśmiało w przestrzeń.

- Musimy wyżyć do jutra o tabliczce czekolady. Dziś już wszystko jest pozamykane. Sklepy otwierają o szóstej rano.

9 godzin do wybawienia

- Byliśmy przygotowani nawet na zombie apokalipsę. Jak to możliwe?!

- Ostatnio trochę się zapomnieliśmy i tak jakoś wyszło - powiedział Akira przepraszającym tonem. Wojna na sushi...

- Może zorganizujemy zawody? - zaproponowała Kyandi. - Jakoś nie widzę tego, bym miała się z wami dzielić...

- Koszykówka? - wtrącił szybko Matt. Zgromiła go wzrokiem. Akira szybko ocenił swoje szanse. Cornelius jest zwinny jedynie w kuchni, Keith myśli, a Kyandi egzystuje. Tylko Matt stanowił realne zagrożenie.

- Jestem za - zdecydował. Raspberry pokiwał głową.

- Więc zdecydowane! - Radośnie oznajmił Keith. - Gdzie jest najbliższy Orlik?

8 godzin do wybawienia

Na powietrzu człowiek szybko głodnieje, ale na co komu zdrowy rozsądek?

Gdy doszli na boisko, większość opadała już z sił. Jedynie Matt, pełen energii, zarządził:

- Ten oto starszy pan - tu uprzejmym gestem wskazał na staruszka, który przypadkiem się napatoczył - będzie podliczał punkty. Można zabierać sobie piłkę, ale bez zbędnej przemocy. Gramy cztery kwarty z przerwami. Rzucamy do jednego kosza. Kto wygra, dostanie czekoladę. Wszystko jasne? - Kyandi nieśmiało podniosła rękę.

- Zgaduję, że oceniliście już moje szanse. Mogę zacząć, by choć trochę nadać naszej grze wrażenie fair play? - Przyjaciele zgodzili się litościwie. Dziewczyna chwyciła piłkę, odeszła kawałek, kozłując i celnie trafiła do kosza.

- Kto tu ma mizerne szanse? - zapytał złośliwie Keith. Złapał piłkę, podbiegł do kosza i wrzucił ją jakby od niechcenia.

- Zaczyna się - zanucił radośnie Matt, zastanawiając się, czy zacząć od epickiego wsadu, czy od efektownego „za trzy”. Ostatecznie zdecydował się na wsad. Zaczął wymijać przyjaciół, gdy nagle drogę zastąpiła mu Kyandi. Uśmiechnęła się uroczo, wyrwała mu piłkę i wrzuciła za trzy. Ukłoniła się, przyjęła oklaski i już biegła, by odebrać bratu piłkę. Taak... Czekolada doprawdy potrafi zbudzić demona.

Akira stał z boku, niczym się nie przejmując. Pozwoli Kyandi zdobyć kolejne punkty. Zamknął oczy. Spokojnie oddychał. Usłyszał przyspieszone kroki i uderzenie o tablicę. Zerwał się z miejsca, złapał piłkę i oddał prosty, celny strzał. Pozostali zaczęli bić się o punkty. On się nie przemęczał. Usiadł po turecku, czekając aż piłka znajdzie się w jego pobliżu. Gdy tylko słyszał jej świst, zrywał się, wrzucał punkty i ponownie odchodził w cień. Jedynym realnym przeciwnikiem był Matt, ale z nim zawarł sojusz. Podzielą się czekoladą. Akira był o to zupełnie spokojny.

Tymczasem Matt patrzył na niego z politowaniem. Nadzieja matką głupich... Uśmiechnął się pod nosem.

Keith podał mu piłkę. Kolejny sojusznik. Gdyby się zgadali, mogliby nieźle namieszać. Ale musieliby wpierw pomyśleć. No właśnie... Matt podskoczył, by oddać strzał. Silnym ruchem nadgarstka wyrzucił piłkę w powietrze. Taki bynajmniej miał zamiar. Dłoń Kyandi zablokowała rzut. Dziewczyna z trudem zatrzymała piłkę i zdobyła trzy punkty. Dziadunio na trybunach zaklaskał z wrażenia. Matt ciężko uderzył stopami o podłoże. Wciąż łapał oddech. Spojrzał w górę. Kyandi siedziała na ramionach Corneliusa i tryumfowała wśród przeciwników. Raspberry z obojętną miną wykonywał jej polecenia. Mimo całej powagi sytuacji i oczywistej porażki, Matt nie mógł przestać się śmiać. Z nową energią stanął do boju.

Keith i Akira bili się o piłkę. Stanął między nimi, ukłonił się elegancko i przejął punkty. Spojrzał na tablicę wyników. Kyandi zajmowała pierwsze miejsce, on drugie. Keith i Akira rywalizowali między sobą. Cornelius pozostawał na szarym końcu z fenomenalnym zerem na koncie. Do końca gry pozostała minuta. Pięć punktów do nadrobienia. Z dwutaktu nadrobił dwa. Akira, wyczuwając, co się święci, umyślnie sfaulował Matta, by ten mógł rzucać z wolnej pozycji. Bingo! Czas to zakończyć.

Niecałe 7 godzin do wybawienia

Przeszedłem do ofensywy. Kyandi właśnie oddawała rzut. Nic z tego. Podstawiłem haka Corneliusowi. Proste, a jakże skuteczne. Z trudem utrzymali równowagę, tymczasem ja rzuciłem się za piłką. Akira usłużnie mi ją podał. Wycelowałem i nadrobiłem straty. Czterdzieści sekund. Kyandi i Cornelius już gnali z bojowym wyrazem twarzy. Punkt różnicy. Faulować? Postawiłem wszystko na jedną kartę. Podbiegłem do nich, gdy moja przyjaciółka już zamierzała rzucać. Podskoczyłem i zacząłem ją łaskotać, umiejętnie unikając ciosu łokciem w twarz. Zaczęła się śmiać i wypuściła piłkę z dłoni. Czas nieuchronnie mijał. Trzydzieści sekund.

- Matt, przestań! - powiedziała Kyandi, śmiejąc się przez łzy. Za późno... Stracili równowagę i zaczęli nieubłaganie spadać, przygniatając mnie przy okazji. Usłyszałem jeszcze głuche chrupnięcie...

5 godzin do wybawienia

Obudziło mnie oślepiające światło. Spróbowałem się podnieść, ale kujący ból w karku skutecznie mnie powalił. Ostrożnie wygiąłem szyję w bok. Kyandi, w białym fartuchu, grzebała przy jakiś narzędziach.

- Mam! - krzyknęła nagle, szeroko się uśmiechnęła i zaczęła się do mnie zbliżać ze skalpelem w dłoni.

- Poddaję się! Zrzekam wygranej, słyszysz? - Na jej ustach zagościł tryumfalny uśmieszek. Złapała za strzykawkę i, nim zdążyłem cokolwiek zauważyć, coś mi wstrzyknęła.

- Witaminy - powiedziała niewinnym głosem. Ponownie zasnąłem.

4 godziny do wybawienia

Śniło mi się, że ktoś ciągnie moje ciało przez kamienistą pustynię albo tarza je w odłamkach szkła. Obudziłem się obolały i rozejrzałem w około. Leżałem na poduszko-fotelu. Genialne urządzenie. Kyandi siedziała na łóżku i wcinała czekoladę. Żołądek bezlitośnie dał o sobie znać.

- Ty żyjesz! - Rzuciła mi zimny kompres.

- Co się stało? Nic nie pamiętam. Graliśmy w kosza i...

- Podstępnie mnie sfaulowałeś. Cornelius stracił równowagę i wylądowaliśmy na tobie. Mieliśmy baardzo miękkie lądowanie, ale tobie coś chrupnęło w szyi...

- Czuję...

- I w podzięce za szybką reanimację wyrzekłeś się zwycięskiej czekolady. - W odpowiedzi zaburczało mi w brzuchu.

- Podziel się. - Uśmiechnąłem się najmilej jak tylko potrafię.

- Nie - odparła stanowczo Kyandi. - Takie mam zasady.

- Zasady są po to, żeby je łamać. - Przez jej usta przebiegł cień uśmiechu. Usiadła obok mnie i sięgnęła na parapet. Wręczyła mi tabliczkę czekolady. Calutką!

- Kyandi! - Przytuliłem ją z wdzięcznością. - Z ciebie to jest dobry człowiek. Ale przecież mówiłaś...

- Ja mam swoją tabliczkę i ty masz swoją - wyjaśniła, jak gdyby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.

- Skoro ją miałaś, dlaczego brałaś udział w zawodach?

- To była walka o honor! - Oczywiście...

- Więc... - zapytałem poważnie - skąd ją masz? - Wskazała na szafkę nocną. Uśmiechnęła się niewinnie. W tym uśmiechu czaiło się zło.

- Jak myślisz... dlaczego skończyły im się zapasy?


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.