Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Lonely Beauty

Rozdział 1, w którym moje życie zaczyna się od nowa

Autor:Grizzly
Korekta:Dida
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Dramat, Obyczajowy, Przygodowe, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony, Wulgaryzmy
Dodany:2013-05-05 08:47:40
Aktualizowany:2013-05-05 08:47:40



Prawa autorskie zastrzeżone.


Początek sierpnia. Środek lata. Trzydzieści osiem stopni w cieniu. Zerowe zachmurzenie. W całym kraju zmarło już około dwudziestu osób z odwodnienia. W telewizorach co chwila rozbrzmiewają komunikaty jak postępować w czasie takiej pogody. Zwykłe pieprzenie. Jakby ludzie nie wiedzieli, co trzeba robić. Pić. Pić. Pić.

To był najgorętszy dzień tego lata. Raz na jakiś czas zbłąkany podmuch wiatru poruszy liśćmi wysokiej topoli, rosnącej przy żwirowej drodze dojazdowej do małej wsi. Nie było słychać radosnego szczekania i głośnych zabaw dzieciaków. Wszystko jakby wymarło. Psy ułożyły się w budach, a dzieci wraz z rodzicami pochowali się w chłodnych murach swych domów. Włączyli wiatraki na „full”. Pili zimną wodę z lodówki, oglądając kreskówki i siedząc na kanapie z nogami wyłożonymi na stół. Jeżeli oczywiście mieli takie szczęście przebywać na urlopie. Reszta musiała się kisić w pracy. Snoby.

Często uciekałam z domu. Odkąd tylko pamiętam, czyli zawsze, dochodziły z niego krzyki, płacz, dźwięk tłuczonych talerzy. Ojciec. Najgorszy koszmar mojego życia. Wpadał w szał tak często, że przestałam już liczyć ile to razy zdzielił mnie pasem, czy poszarpał za włosy, ale teraz było inaczej. Dużo gorzej niż zazwyczaj. Nie słyszałam z jakiego powodu, chyba chodziło o wódkę. Wracałam akurat ze spaceru. Wyszłam rano nad rzekę popływać. Przecież są wakacje. Kto mi zabroni? Przez okno od kuchni zobaczyłam co się dzieje. Stał nad matką i bił ją kablem tak mocno, że skóra pękała i ciurkiem spływała krew. Płakała, wyła z bólu. Potem skopał ją swoimi ciężkimi myśliwskimi buciorami. Krzyki ucichły. Zemdlała. Myślałam, że chce ją zabić, bo dalej ją kopał. Obiegłam dom od strony mojego pokoju i wskoczyłam przez okno.

Kiedy słońce chyliło się ku zachodowi wyskoczyłam przez okno z płaczem z domu. W lewej ręce trzymałam jedynie portfel i telefon, w drugiej jeansową katanę, a z ramienia zwisał mi wypchany pospiesznie ciuchami stary, zniszczony plecak. Pot spływał mi po plecach i po czole. Powietrze było suche i po chwili język przykleił mi się do podniebienia. Otworzyłam jedyną butelkę wody, jaką miałam i osuszyłam ją za jednym razem. Odwróciłam się, nikt za mną nie szedł więc zwolniłam. Koszulka przykleiła mi się do pleców. Miałam wielka ochotę ją ściągnąć i pokazać światu swoje cycki. Oswoiłam trochę hormony i tylko podwinęłam ją w górę. Wkurzała mnie jeszcze długa spódnica. Matka nigdy nie pozwalała mi się w nic innego ubierać. Mówiła, że spodnie ubierają tylko dziwki. Pomimo całej tej jej gadaniny miałam tylko jedną spódnicę. Reszta: krótkie spodenki i bluzki z głębokimi dekoltami na ramiączkach. Gdy widziała mnie wychodzącą w takim stroju z domu, zawsze się wściekała, potem płakała, a następnie dzwoniła zmartwiona gdzie jestem.

Wygrzebałam z plecaka jeansowe szorty, ledwo zakrywające pośladki i przebrałam się w nie. Ach, od razu lepiej. Teraz pozostało wyrzucić rozklejające się japonki i przebrać na wygodne tenisówki, równie zniszczone, ale podeszwa się trzymała wciąż na swoim miejscu. Doszłam do głównej drogi. Złapałam stopa. Równie spocona co ja, starsza pani podrzuciła mnie na najbliższą stację kolejową. W jej aucie śmierdziało starością. Brało mnie na wymioty. Marzyłam tylko o tym, żeby się stamtąd wydostać. Po piętnastu minutach jazdy i słuchania Radia Maryja wysiadłam. To miejsce z kolei cuchnęło moczem i potem. A nie, pot był ode mnie. Otaczało je może z dwadzieścia starych, rozpadających się chałup. Byłam tu raz, ale nie mam z tym miejscem dobrych wspomnień.

Sprawdziłam kiedy będzie najbliższy pociąg do Warszawy. Miałam szczęście. Za pół godziny będzie ostatni wieczorny pociąg. Otarłam łzy i kupiłam bilet. Jeden. Nie miałam zamiaru tu wracać. Nie miałam zamiaru przeżywać tego koszmaru na nowo. Jeden raz stanowczo wystarczy.

W portfelu zadzwoniły miedziaki. Przeliczyłam je szybko. Wyszło mniej niż bym chciała. Trzy sześćdziesiąt osiem. Bilet był droższy niż myślałam. Cholerna inflacja. Miałam jeszcze trochę czasu do odjazdu. Poszłam do monopolowego znajdującego się naprzeciwko. Dzwonek oznajmił moje wejście.

- Siema, Stefan podaj Lecha z lodówki - rzuciłam w kierunku sprzedawcy najbardziej dojrzałym tonem na jaki mnie było stać, ale nie wywołało to pożądanego efektu. Popatrzył się oceniającym wzrokiem. Wszyscy w okolicy go znali, ale on prawie nikogo. Byłam dla niego nikim. Nikim innym jak tylko klientem, od którego można wyciągnąć pieniądze. Koleś prowadził jedyny monopolowy w okręgu dwudziestu kilometrów i dobrze mu się powodziło. Uśmiechnął się lekko kiedy zobaczył wypchany plecak.

- Wiesz, że nie powinienem ci tego sprzedawać, jesteś nieletnia, a na dodatek chyba uciekasz z domu. - Popatrzyłam na niego spod przymrużonych powiek. Sam by uciekł, gdyby był w takiej sytuacji jak ja, ale ten tylko się zaśmiał i wyciągnął piwo. - Dwa pięćdziesiąt się należy, panienko. - Niechętnie sięgnęłam po drobne, wiedząc, że to ostatnie moje pieniądze. Zostało mi już tylko… - Ile masz lat, jeśli mogę spytać? - spytał jak gdyby od niechcenia. Zastanawiałam czy powiedzieć mu prawdę. Odpowiedziałam szczerze:

- Szesnaście. - I wyszłam trzymając piwo, nie oglądając się na niego. Usiadłam na ziemi w cieniu stacji. Opróżniłam puszkę duszkiem i głośno beknęłam. Jakiś przypadkowy przechodzień obejrzał się na mnie zdegustowany. Miałam go w dupie. Nie zwracałam już na nic uwagi.

Podjechał pociąg. Stary, brzydki, ale nie był w nim dużo ludzi. Poczułam działanie alkoholu we krwi. Podniosłam się zataczając lekko, zabrałam z ziemi plecak i z zawrotami głowy doczłapałam się do drzwi. Tak jak się spodziewałam było duszno i upalnie pomimo późnej pory. Spojrzałam na telefon. 20.48. Szacun dla kolei, pociąg spóźnił się o jedyne dwanaście minut. Znalazłam sobie pierwszy lepszy wolny przedział i pierwsze co zrobiłam to uchyliłam okno i położyłam się. Podłożyłam sobie pod głowę zwiniętą w rulon katanę. Po chwili wstałam i poszłam do toalety. Nie było ze mną najgorzej. Makijaż się trzymał, tylko kreska się trochę rozmazała. Włosy też nie były w takim złym stanie. Tylko, że były blond. Po ojcu. „Miałam o nim zapomnieć, a tu na każdym kroku mi o nim przypominasz, mózgu”. Ochlapałam się zimną wodą. Od razu lepiej. Wróciłam i z powrotem położyłam się na kanapę. Oczy same mi się zamknęły i czując lekki powiew wiatru na sobie, odpłynęłam.

Obudziłam się, kiedy pociąg zwalniał wjeżdżając na Dworzec Centralny w Warszawie. Z głową było lepiej, ale teraz żołądek domagał się mojej uwagi. Jak zwykle w takich sytuacjach postanowiłam go zignorować. Nie wzięłam z domu niczego do jedzenia. Kuchnia. Krew. Wrzaski. Nie, wolałam o tym już nigdy więcej nie myśleć. Wysiadłam, ale co dalej. Wiedziałam że nie można się poddać, bo skoro już tu jestem to znaczy, że wyrwałam się z tej dziury. A to już był jakiś sukces. Czyli trzeba to uczcić. Z plecakiem na plecach, bez domu, bez pracy ruszyłam przed siebie, wkraczając w nieznaną mroczną przyszłość. Jako zwykła nastolatka, bez marzeń, planów na przyszłość, którą silniejszy powiew wiatru mógł wyprowadzić z równowagi, kroczyłam z dumnie podniesioną głową, nie zdając sobie w pełni sprawy, że moje życie zaczyna się od nowa.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • : 2013-05-05 20:21:46

    Zapowiada się interesująco. Czekam na dalsze rozdziały.

  • Skomentuj