Opowiadanie
Diuna - recenzje
Dzieci Diuny
Autor: | Grisznak |
---|---|
Redakcja: | IKa |
Kategorie: | Książka, Recenzja |
Dodany: | 2013-10-20 23:17:55 |
Aktualizowany: | 2013-10-20 23:18:55 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Tytuł: Dzieci Diuny
Cykl: Kroniki Diuny
Tytuł oryginału: Children of Dune
Autor: Frank Herbet
Tłumaczenie: Marek Marszał, Marek Michowski
Data wydania polskiego: 2013
Liczba stron: 528
ISBN: 978-83-7301-726-9
Wydawnictwo: Rebis
Będące trzecią częścią cyklu, opowieści o pustynnej planecie Dzieci Diuny na pierwszy rzut oka niespecjalnie różnią się od poprzedzającego ich Mesjasza Diuny. Zaznaczam jednak, że wyłącznie na pierwszy rzut oka, gdyż w rzeczywistością są pod wieloma względami powieścią bardziej udaną.
Tym razem historia skacze do przodu jedynie o dziewięć lat. Sprawująca rolę regentki Alia skupiła w swoich rękach zarówno władzę państwową jak i religijną. Choć jej pozycja wydaje się mocna, to liczne osobowości i pamięć zbiorowa, które stały się jej dziedzictwem, zaczynają coraz bardziej doskwierać. Nie mogąc sobie z nimi poradzić, Alia zbliża się niebezpiecznie do granicy opętania. W rezultacie nie dostrzega problemu, jaki dla jej władzy stanowi rosnące niezadowolenie wśród Fremenów. Przybycie na Arrakis Jessiki, która nie widziała córki od wielu lat, zamiast poprawić sytuację, jedynie ją komplikuje.
Kluczowymi dla tego tomu bohaterami są jednak dzieci Paula i Chani - Leto i Ghanima. Podobnie jak ich ciotka, przyszli oni na świat posiadając pełną świadomość oraz wspomnienia genetyczne swoich przodków. Jako że mają dopiero dziewięć lat, wszyscy widzą w nich tylko dwójkę dzieci, gotowych do wykorzystania w rozgrywkach politycznych. Tymczasem bliźnięta mają własny plan, nie uwzględniający tego, co przewidziała dla nich ciotka, szczególnie, że Alia coraz wyraźniej planuje sama utrzymać się na tronie. W tak gorącym politycznie czasie w Arrakin pojawia się Kaznodzieja, wygłaszający wywrotowe przemowy. Wielu podejrzewa, że jest on kimś więcej niż tylko jednym z wielu jemu podobnych samozwańczych proroków.
Jeśli chodzi o fabułę, to Dzieci Diuny mają się czym pochwalić. Gęsta sieć intryg, która oplata dwór cesarski, została tu bardzo sprawnie przedstawiona i wypada o wiele bardziej przekonywająco niż to, co znamy z Mesjasza Diuny. Tam mieliśmy zaledwie jedną intrygę, tu zaś jest ich więcej, a niektóre są tak skomplikowane, że w zasadzie dopiero finał książki je wyjaśnia. Jednocześnie Herbert nie spieszy się z tempem akcji. Choć tom trzeci jest wyraźnie dłuższy od poprzednika, to fabuła nadal nie pędzi do przodu. W typowy dla siebie, znany już z Diuny sposób, autor unika opisów wielu scen, informując jedynie ustami bohaterów o fakcie ich zaistnienia. Czasami to wypada wiarygodnie, czasami irytuje.
Zwraca uwagę największe chyba, w dziejach cyklu, nagromadzenie bohaterów. Żaden inny tom Kronik Diuny, poza naturalnie pierwszym, nie miał ich tak wielu przy jednoczesnym braku klarownego wskazania jednej, centralnej postaci. Pierwszoplanowa rola Leto i Ghanimy oczywista staje się dość późno, zaś niemal każda z postaci ma swoje istotne fabularnie fragmenty. Osobiście żałuję, że autor ewidentnie zepchnął na dalszy plan Irulanę. Największa jednak krzywda spotkała Alię. Trudno się oprzeć wrażeniu, że Herbert postanowił zrobić z niej główną postać negatywną tego tomu, tymczasem już na wczesnym etapie fabuły jasno widać, że za niełatwą sytuację swojej siostry odpowiedzialny jest Paul, który po utracie wzroku i żony odszedł na pustynię, zostawiając władzę w cesarstwie i opiekę nad swoimi dziećmi w rękach mocno niedoświadczonej w panowaniu nad własnymi mocami siostry. To, że spotkało ją to, co spotkało, jest w znikomym stopniu jej winą - odpowiedzialność za to ponosi rodzina, którą zostawiła ją samą. I właśnie to sprawia, że czuję do tej bohaterki więcej sympatii i współczucia niż założył to sobie chyba sam autor.
Tom ten generalnie jest mocnym oskarżeniem pod adresem Paula. Jego syn wprost zarzuca mu tchórzostwo. Trudna decyzja, będąca udziałem Leto II jest w dużej mierze wynikiem braku odwagi ze strony jego ojca, który, stojąc przed podobnym wyzwaniem, nie zdecydował się go podjąć. Choć wyrzuty sumienia Paula są widoczne, to jednak nie zmieniają one trudnej sytuacji, do której doprowadził jego brak zdecydowania. To ciekawe, że po dwóch tomach, ukazujących Paula w generalnie pozytywnym świetle, Herbert postanowił go jakby nieco odbrązowić. Warto to docenić, bo kryształowy w swej dobroci Paul był po prostu nieciekawy (co wyraźnie było widać w filmowej adaptacji Diuny), zaś siłą tego cyklu są właśnie wymykający się łatwemu katalogowaniu bohaterowie.
Jeśli już o bohaterach mowa - warto zwrócić uwagę na Duncana Idaho. Jakże on różni się od tego, który występował w pierwszym tomie cyklu. Tam był zaledwie doskonałym żołnierzem. Tutaj musi stawiać czoła spiskom politycznym, meandrować między dwiema kobietami, które kocha, choć każdą innym rodzajem miłości. Jego antytezą jest z kolei Stilgar, zachowujący niemal cały czas kamienny spokój i opanowanie, świadomy tego, że nadchodzą wielkie zmiany, ale mimo wszystko widzący w konserwatyzmie cnotę. Jessikę i Gurneya Hallecka łączą teraz dość bliskie, choć niedopowiedziane relacje, ale obydwoje pozostają zdolnymi graczami na planszy, na której się znaleźli. Godnym uwagi jest także spadkobierca rodu Corrinów, Farad’n Corrino, budzący, w odróżnieniu od swojego dziadka, sporo sympatii.
Właściwie od zawsze traktowałem Dzieci Diuny jako dłuższy prolog do opus magnum całego cyklu, czyli do niesamowitego Boga Imperatora Diuny. Nie jest to do końca sprawiedliwe podejście. Ta książka zamyka właściwie cały pierwszy etap historii. To ostatnie spotkanie z większością znanych i lubianych (a także tych nielubianych) bohaterów. Trochę szkoda, że Herbert nie poodmykał wszystkim opowieści, skacząc w następnym tomie kilka tysięcy lat do przodu. Ale taka już specyfika tego cyklu. Autor, pisząc o olbrzymim imperium, interesuje się losami danych bohaterów tylko, jeśli są mu do czegoś potrzebni, potem zaś odkłada ich na bok, konkludując zapewne, że ich zwykłe życie nie byłoby dla czytelnika interesującym.
Dzieci Diuny znać warto. Po pierwsze, wprowadzają one drugą, kluczową (a patrząc z perspektywy całości kto wie, czy nie ważniejszą) po Paulu postać w tym cyklu - Leto II. Po drugie, ostatecznie domykają losy pierwszego pokolenia Atrydów wychowanych na Diunie i otwierają dzieje drugiej generacji. Po trzecie, są po prostu, mimo wspomnianych wyżej, pewnych wad, kawałem porządnej literatury i częścią jednego z najważniejszych cykli w dziejach science fiction. A to, jak sądzę, wystarczy.
_________________________
Okładka pobrana z Rebis
Najlepsza
jak dla mnie Dzieci diuny to najlepsza część cyklu. nijak jest to wprowadzenie do następnej cześci, jedynie postac Leto II.