Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

One Piece: Alternative Version - Shin Sekai

1. Przybywa Doflamingo!

Autor:barry13
Serie:One Piece
Gatunki:Akcja, Fantasy, Fikcja, Komedia, Przygodowe
Uwagi:Utwór niedokończony, Przemoc
Dodany:2013-07-14 08:00:37
Aktualizowany:2013-08-27 11:38:37


Następny rozdział

Zabrania się kopiowania fragmentów lub całości utworu bez zgody autora.


Punk Hazard, Nowy Świat

- Hej, Słomiany, powinniśmy się już zwijać. Tobie radziłbym to samo, Smoker.

- Hmm? Dlaszego tak myszlisz, Traffy? - spytał Luffy z ustami pełnymi mięsa. Przełknął, co dla normalnego człowieka mogłoby być niemożliwe z uwagi na ilość pokarmu jaką młody pirat miał w ustach, ale dla gumiaka nie była to żaden wyczyn. - Przecież imprezka wciąż trwa, nie? Spójrz, nawet marynarze świetnie się bawią!

- Zabawa się skończy jak tylko Doflamingo tu dotrze, a biorąc pod uwagę to, jak ważny jest dla niego Caesar - Law spojrzał na nieprzytomnego naukowca, związanego łańcuchem z kairoseki - to mamy nie więcej niż 3 godziny. I nie nazywaj mnie Traffy.

- Nie doceniasz naszego panicza, Law! - Ryknął Buffalo. Mimo odniesionych ran, wciąż pozostawał przytomny, w przeciwieństwie do Baby 5. Próbował wstać z ziemi, ale krępujące go więzy skutecznie mu to uniemożliwiły. - Panicz z całą pewnością wkrótce tu będzie, a wtedy nic i nikt ci nie pomoże! A ty, Słomiany, co się tak głupio szczerzysz? Panicz zabije również ciebie i twoją załogę, za to co zrobiliście z Caesarem i jego eksperymentem!

- Jeśli ten Mingo czy jak mu tam spróbuje tknąć moją załogę, skopię mu dupę. - Powiedział Słomiany z poważnym wyrazem twarzy. - Więc lepiej się przymknij, grubasie.

- Nie jestem gruby!!! To same mię…

- Hej, co to? - krzyknął któryś z marynarzy z G-5. - Coś tu leci, jakiś pocisk czy co…

Nie dokończył zdania, bo lecąca z nieba postać uderzyła w nieszczęśnika z ogromną prędkością, zabijając go na miejscu. Przybysz wstał, otrzepał się z kurzu i obrzucił wzrokiem zszokowanych jego przybyciem piratów i marynarzy.

- Proszę proszę, więc to jednak prawda, Law? Zawiązałeś sojusz ze Słomianymi?

- Powiedziałbym że miło cię widzieć, ale wtedy musiałbym skłamać, Doffy - powiedział z przekąsem Law. - Źle zrobiłeś, ze przybyłeś tu sam - nie masz szans wygrać z nami wszystkimi.

- Myślę że to jednak ja mam przewagę, panie Shichibukai. O, przepraszam - były Shichibukai. Bo wiesz, poczyniłem już pewne kroki…

- Zapłacisz mi za Kanjuro, Doflamingo! - Kinemon dosłownie znikąd pojawił się za plecami dopiero co przybyłego pirata. - Posmakuj Ognistej Stali z Wano, śmieciu! - Krzyknął, gdy jego miecz otoczyły płomienie.

- Kolejny samurai? - Schichibukai obrócił się od niechcenia. - Atakując tak bezmyślnie, nigdy nie wygrasz. Ten twój kumpel, Kankuro czy jak mu tam, był tak samo głupi i zgarnął wpiernicz.

- Nie będziesz plugawił dobrego imienia Kanjuro, podły piracie! - Samurai skoczył w górę, gotowy do zadania ciosu. Zakręcił mieczem nad głową, a płomień otaczający ostrze przybrał na sile. - Zdychaj, Doflamnigo! - Krzyknął Kinemon, zamachując się mieczem. Fala ognia z ogromną prędkością pomknęła ku Schuchibukai, w jednej chwili otaczając go szalejącymi płomieniami. Fala gorąca była tak silna, ze stopiła cały śnieg w promieniu kilkunastu metrów.

- T-to jest siła samurajów z Wano!? - Usopp padł na ziemię, zasłaniając twarz. - Jak coś takiego jest w ogóle możliwe? Bez żadnego owocu?

- Ta, jest całkiem silny. Nie chciałbym mieć w nim wroga. - Sanji wyciągnął kolejnego papierosa, który momentalnie zaczął się tlić.

Samurai wylądował tuż za płonącym przeciwnikiem. - To by było na tyle. Mój przyjaciel został pomszczony. - Szepnął, wsuwając miecz do pochwy. W tym samym momencie z jego ramion i nóg trysnęła krew.

- Racja, to koniec, przynajmniej jeśli chodzi o ciebie. - Doflamingo jak gdyby nigdy nic wyszedł z pomiędzy otaczających go płomieni. - Jeśli każdy samurai jest tak słaby, to nie dziwię się, że musieliście prosić mnie o pomoc.

- Żaden samurai…nigdy nie prosiłby o pomoc…takiej szumowiny… - Kinemon próbował wstać, ale pirat przycisnął go stopą do ziemi.

- Wygląda na to, że bardzo mało wiesz, panie samuraju. Mógłbym ci powiedzieć co nieco skoro i tak zaraz umrzesz…

- Zostaw go! - Momonosuke rzucił się ku ojcu. - Ty…ty…podły piracie!

- Dzieci nie powinny się wtrącać kiedy dorośli rozmawiają. - Doflamingo jednym kopnięciem posłał malca wprost pomiędzy Słomianych. - Zostań tam, mały, mam do pogadania z twoim ojczulkiem.

- Gomu Gomu no Jet Pistol! - Pięść Luffiego o włos minęła blondyna, który po prostu odchylił głowę, jakby przewidując, gdzie padnie cios. Z rozbawieniem pogroził mu palcem. - Naprawdę chcesz robić sobie ze mnie wroga, Słomiany? Wiesz, jeśli oddasz mi Caesara i moich podwładnych, to zapomnę o wszystkim…pod jednym warunkiem.

- Nie myśl że będziemy robić z tobą jakiekolwiek interesy, Joker. - Trafalgar Law był wyraźnie zdenerwowany. - Jeśli natychmiast się stąd nie zabierzesz, to…

- To co? - Drugi Shichibukai przerwał mu ze zniecierpliwieniem. - Zabijesz mnie? Jeśli chcesz to spróbuj.

- Jak sobie życzysz. Room! - W zasięgu sfery Lawa w mgnieniu oka znalazły się się cztery osoby: Doflamingo, Luffy, nieprzytomny Kinemon i sam Law. - Vergo tez zgrywał twardziela, a dostał łomot.

- Och, a czy Vergo potrafi tak? - Joker w jednej chwili znalazł się przed Lawem, łapiąc go za gardło i unosząc nad ziemią. - Mocny tylko w gębie?

- Ej, Mingo! Nie zapominaj o mnie! - Luffy skoczył na niego niczym bestia, ale Doflamingo bez trudu pochwycił i jego. Słomiany szamotał się, jednak bez skutku.

- Hej, nie gapcie się tak tylko zróbcie coś! - Krzyknęła Nami do reszty załogi. - W końcu mamy przewagę liczebną!

- Skoro tak, to czemu zwiałaś na statek? - Z przekąsem spytał Usopp.

- Ktoś musi przygotować okręt do ucieczki, jakbyście dali ciała, idioci!

- Miło że w nas wierzysz, Nami…

- Nami-swaan, pokonam dla ciebie tego podłego Schichibukai! - Krzyknął do nawigatorki Sanji, biegnąc w kierunku rozgrywającej się walki.

- Nie podniecaj się tak, głupi kuku. Jeśli go zaatakujesz, ten koleś z pewnością cię zabije. - Mruknął Zoro, będący tuz za nim.

- Hę? Odkąd to tak się o mnie martwisz, co marimo?

- Po prostu… ktoś musi gotować.

- Idiota!

Szermierz i kucharz zaatakowali Jokera jednocześnie z dwóch stron. Zwyczajny przeciwnik z pewnością zostałby wręcz zmiażdżony przez tych dwóch, ale Donquixote Doflamingo nie był w żadnym calu zwyczajny, o czym zresztą miał się wkrótce przekonać niemal cały świat.

- Diable Jambe…

- Ittoryu…

Joker tylko uśmiechnął się pogardliwie i wyrzucił Lawa i Luffiego w powietrze, po czym złapał napastników za karki i bezceremonialnie zderzył ich głowami.

- Co do cholery… - Zoro złapał się za krwawiący nos, co natychmiast wykorzystał jego przeciwnik, chwytając go za kołnierz i wystawiając wprost na następny kopniak Sanjiego. Następnie uniknął ataku z powietrza Luffiego, odskoczył przed skałą ciśniętą w jego kierunku przez Lawa, po czym jednym niedbałym kopnięciem wbił ledwo nadążającego za jego ruchami kucharza Słomianych w ziemię.

- Za silny…Ten koleś jest jakimś potworem… - Szepnął Usopp, z niedowierzaniem patrząc jak jego najsilniejsi towarzysze i kapitan zbierają cięgi od ekscentrycznie ubranego, acz niewyglądającego na specjalnie silnego pirata. - Luffy! Weź się w garść! Przecież pokonywałeś już Shichibukai, pamiętasz!?

- Racja! Niemożliwe żebyś był dużo silniejszy od Croca czy Morii, Mingo! Gomu Gomu no Jet Gatling! - Luffy, znów pewny siebie, ponownie zaatakował. Tym razem Doflamingo nie unikał ataku. Złapał obie pięści przeciwnika i ścisnął tak mocno, że mimo gumowego ciała, Luffy padł na kolana z bólu, gdy z jego dłoni trysnęła krew.

- Jeśli myślisz że pójdzie ci ze mną tak samo łatwo jak z tymi słabeuszami, to jesteś głupszy niż myślałem. Niemniej jednak, wciąż mamy parę spraw do obgadania, panie Słomiany.

Następny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.