Opowiadanie
One Piece: Alternative Version - Shin Sekai
2. Shichibukai, Donquixote Doflamingo
Autor: | barry13 |
---|---|
Serie: | One Piece |
Gatunki: | Akcja, Fantasy, Fikcja, Komedia, Przygodowe |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Przemoc |
Dodany: | 2013-09-02 20:34:30 |
Aktualizowany: | 2013-09-02 20:34:30 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Zabrania się kopiowania fragmentów lub całości utworu bez zgody autora.
- Hej, Momo, wstawaj! Musimy się stąd zabierać! - krzyknął Chopper. - Luffy i reszta na pewno sobie poradzą! No dalej. rusz się!
- Ja...nie mogę się ruszyć...-szepnął chłopiec ze łzami w oczach.
Tymczasem Zoro, Luffy, Law i Sanji wciąż toczyli rozpaczliwą walkę z Doflamingo. Ten, w przeciwieństwie do nich, wydawał się bawić całą sytuacją.
- Wciąż myślicie że macie ze mną jakiekolwiek szanse? Law, nie spodziewałem się po tobie takiej głupoty. Serio, zwrócić się przeciwko swojemu dawnemu kapitanowi? - Zwrócił się ku drugiemu Shichibukai, jednocześnie unikając Bazooki Luffiego. - Jak niegrzecznie z twojej strony. A wiązałem z tobą wielkie nadzieje, wiesz? - Odchylił się lekko do tyłu, a rozpędzone ostrze o centymetry minęło jego gardło.
- Midoriboshi - Spinam! - Niewielki pocisk wystrzelony z procy Usoppa uderzył w ziemię wprost pod nogami Jokera. Po chwili w miejscu uderzenia zaczęły wyrastać długie kolczaste pnącza, stopniowo oplatające jego ciało. W ciągu kilku sekund Shichibukai był kompletnie unieruchomiony.
- Dobra robota Usopp! - Krzyknął do przyjaciela Luffy. - Załatwiłeś go!
- Właściwie to myślałem ze ten cały Mingo będzie silniejszy. - Powiedział długonosy, uśmiechając się z zakłopotaniem. - Oczywiście, zwykły Shichibukai to pestka dla Usoppa, Dzielnego Wojownika Mórz, ale mimo wszystko...
- Cóż, najwyraźniej was nie doceniłem. Przyznaję - macie mnie. - Doflamingo wykonał teatralny ukłon na tyle na ile pozwalały krepujące go rośliny. - No to co Law, czego ty możesz ode mnie chcieć? Chodzi ci o pieniądze, wpływy, niewolników? Wszystko to mogę załatwić od ręki.
- Nie udawaj debila, Joker. Dobrze wiesz o co mi chodziło cały ten czas. - Odezwał się Law po chwili milczenia.
- No tak, nie porywałbyś Caesara bez powodu. A więc...naprawdę chcesz zaatakować Kaidou?
- W Nowym Świecie istnieją tylko dwie opcje aby przeżyć: związać się z którymś Yonkou albo wystąpić przeciwko niemu. Sam mnie tego nauczyłeś, pamiętasz?
- Cóż za głupota. Myślałem ze jesteś mądrzejszy, Law. A ty co o tym sądzisz Smoker? - Doflamingo zwrócił się do dotychczas trzymającego się na uboczu vice-admirała. - Nie dostałeś przypadkiem jakiejś wiadomości z kwatery głównej?
- Nie mam pojecie o czym mówisz, Joker. Wiedz jednak, że raport z wydarzeń które miały miejsce na tej wyspie zostanie przekazany do odpowiednich osób. Po tym, czego się dowiedziałem, jestem pewien że twój czas jako Shichibukai jest policzony.
- Nie byłbym tego taki pewien. Bo wiesz, mam bardzo wpływowych przyjaciół... - Shichibukai przerwał, gdy zadzwonił ślimakofon w kieszeni Smokera. - Och, o wilku mowa. - Uśmiechnął się szyderczo do Lawa i Luffiego.
- Tak, tutaj Smoker...Nie, wszystko w porządku. Doflamingo? Jest tutaj, jednak dowiedziałem się, że on...Nie, nie jest ranny. Rozumiem...To rozkaz z samej góry? Ach tak...- Vice-admirał był wyraźnie zdenerwowany rozmową. Może to przez rozkaz który otrzymał, a może peszyła go ranga rozmówcy. Po chwili odłożył słuchawkę..
- I co, i co? - Dopytywał się gorączkowo Doflamingo. - No powiedz, panie vice-admirale, kto to był? Kto dzwonił, Smoker?
Smoker zbył pytanie blondyna milczeniem. Usiadł na ziemi i spojrzał ze smutkiem na Lawa.
- Trafalgarze Law, właśnie zostałeś pozbawiony tytułu Shichibukai.
- Co? Kto to był, do cholery!? Odpowiadaj, Smoker! - Cały spokój w jednej chwili opuścił Lawa. Młody pirat stał naprzeciwko oddziału marines i dosłownie trząsł się z gniewu.
- No, to chyba mamy jasność sytuacji, Smo-chan. - Dolfamingo jak gdyby nigdy nic uwolnił się z krepujących go więzów. - Ale niech się upewnię: mamy tutaj Shchichibukai, Vice-admirała i oddział marynarzy. Co rzeczony vice powinien zrobić, gdy naprzeciwko niego stoi dwóch piratów, z nagrodami 400 milionów i więcej za głowę?
- Powinien...ich pojmać.
- Właśnie tak! - Joker z zadowoleniem klasnął w dłonie. - Więc...łap ich, Smoker-san.
- Nie.
- Co? Czyżbyś się mi sprzeciwił? Nie wiesz jak to może się dla ciebie skończyć?
- Nie mam zamiaru wypełniać rozkazów takiej szumowiny jak ty, Doflamingo! Nie obchodzi mnie, jakie masz kontakty! Nawet jeśli to piraci, wciąż zawdzięczam im życie. Zaś co do ciebie, Joker...- Smoker podniósł się z ziemi i błyskawicznie, zamieniając się w dym, znalazł się za plecami Doflamingo. - Nie pozwolę ci opuścić tej wyspy!
- Jaka szkoda. - Vice-admirał nawet nie drgnął, gdy z jego rozciętego brzucha wytrysnęła krew. Opadł bez sił, wpatrując się hardo w twarz przeciwnika.
- A mogłeś mieć taką wspaniałą karierę. Gdybyś tylko współpracował...
- Panie Smo! - Marynarze wystrzelili w stronę Jokera ze wszystkiego co mieli, ale on bez trudu unikał kolejnych pocisków. - Odsuń się od niego, ty szumowino!
- Idioci! Uciekajcie, zanim...- Smoker zdołał powiedzieć tylko tyle, kaszląc krwią.
- Kolejne utrapienie. - Doflamingo wskoczył pomiędzy marynarzy i szeroko rozpostarł ramiona. - Silver Wings! - Co bardziej spostrzegawczy marines ujrzeli wtedy refleksy światła na czubkach jego palców. Chwilę później leżeli nieprzytomni, brocząc krwią z licznych ran na całym ciele. Shichibukai odpowiedzialny za masakrę marynarzy otarł posokę która ubrudziła mu twarz i spojrzał w stronę Słomianych, którzy zszokowani przyglądali się trwającemu ledwie kilka sekund spektaklowi grozy.
- To co Słomiany? Druga runda?
- Nie byłabym taka pewna. - Wszyscy zwrócili się w stronę Robin, która nagle weszła pomiędzy Zora a Sanjiego. - Seis Fleur:Twist! - W jednej chwili kilka ramion wyrosło na całej powierzchni ciała Doflamingo, wykręcając mu ręce i odchylając głowę do tyłu. - Jeden ruch, a skręcę ci kark. W zwyczajnej walce z pewnością zostałabym zabita, ale sam widzisz...Twoja sytuacja nie jest najlepsza. Czy w takim razie poddasz się? Myślę że oszczędziłoby to obu stronom wielu kłopotów. - Uśmiechnęła się, zupełnie jakby była na pikniku, a nie w trakcie walki na śmierć i życie.
- Robin, wracaj! - Krzyknęła do przyjaciółki Nami. - Luffy i reszta się nim zajmą, to zbyt niebezpieczne, aby tam przebywać! Proszę, wróć na statek! - Jednak Robin nic sobie nie robiła z próśb rudowłosej.
- To jak, panie Donquixote?
- Ty musisz być Nico Robin, jedna z ocalałych z Ohary, prawda?
- Zaraz...byli jacyś ludzie poza mną którzy przeżyli Buster Call?
- Możliwe...- Dolfamingo uśmiechnął się złośliwie. - Ale nigdy się tego nie dowiesz.
W tym momencie wszyscy, poza Luffym i Jokerem momentalnie stracili przytomność, upadając na ziemię. Słomiany z przerażeniem rozglądał się wokół - nawet jego towarzysze na Sunnym nie uniknęli ataku.
- Ty draniu! To było...
- Dokładnie tak, Królewskie Haki. Zdziwiony? Dużo silniejsze od twojego, prawda? Aż dziw że i ty nie zemdlałeś. Ale to dobrze - mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.