Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

One Piece: Alternative Version - Shin Sekai

5. Law i Słomiani

Autor:barry13
Serie:One Piece
Gatunki:Akcja, Fantasy, Fikcja, Komedia, Przygodowe
Uwagi:Utwór niedokończony, Przemoc
Dodany:2013-10-06 18:34:59
Aktualizowany:2013-10-06 18:34:59


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Zabrania się kopiowania fragmentów lub całości utworu bez zgody autora.


Thousand Sunny Go, pomiędzy Punk Hazard a Dressrosą

Piracki statek z podobizną lwa na dziobie powoli przemierzał największy ocean świata, Grand Line, a konkretnie jego drugą połowę - Nowy Świat. Minęło kilkanaście godzin od incydentu na Punk Hazard. Morze było wyjątkowo spokojne, więc cała załoga Słomianych Kapeluszy, a także kapitan piratów Serca i Kinemon wraz synem mogli odpocząć w okrętowej stołówce, nie przejmując się pogodą.

- Więc mówisz, że też masz interes do Jokera? - Spytał Law samuraja, przegryzając gorącą jeszcze pieczeń z morskiego niedźwiedzia.

- Azaliż, Law-dono! Ten podstępny nikczemnik, Doflamingo, haniebnie napadł na mnie, Momonosuke i mego drogiego przyjaciela, Kanjuro, kiedyśmy płynęli ku wyspie zwanej Zou...

- Zou? Cóż za zbieg okoliczności. Moja załoga tam stacjonuje.

- To bardzo ciekawe. - Robin odłożyła “Wyspy w Nowym Świecie od A do Z” na półkę i odwróciła się w stronę siedzących przy stole.. - Z tego co piszą, na tej wyspie najciekawszą rzeczą jest dawno wygasły wulkan. Zastanawiam się, czego dwóch samurajów mogło tam szukać?

- Wybacz panienko, ale jest to sekretna sprawa, powierzona nam przez samego szoguna. - Z dumą odpowiedział Kinemon, stając na baczność gdy wymawiał słowo “szogun”. Jednocześnie jęknął z bólu, gdy rany zadane mu przez Doflamingo dały o sobie znać.

- Ostrożnie, panie samuraju, nie powinieneś się tak gwałtownie ruszać. Twoje rany jeszcze się nie zagoiły. - Pouczył go Chopper.

- Rzeczywiście, doktorze, zaprawdę niemądre było to z mojej strony, jednakże wciąż jestem pełen podziwu dla twego kunsztu. Gdyby nie waszmości pomoc,niechybnie straciłbym me ramiona!

- Idioto! Myślisz że komplementy mnie uszczęśliwiają? - Zaszczebiotał, rumieniąc się i zabawnie podrygując, jak zwykle gdy ktoś go pochwalił.

- Och, czyżbym rzekł coś niestosownego? - Spytał ze zdziwieniem Kinemon.

- Nie, on zawsze jest taki.

- Swoją drogą... ciekawe co ze Smokerem i resztą marynarzy. Mam nadzieję że nic im nie jest. - Powiedział renifer gdy już się uspokoił.

- Możesz być spokojny. - Uspokoił go Law. - Sam widziałeś, większość ich ran tylko wyglądała poważnie. To, że Joker nie uznał nas za zagrożenie wystarczające by wszystkich zabić, jest zastanawiające, biorąc pod uwagę to, co wiemy. Jedno jest pewne: marynarka z pewnością wykona teraz ruch. Nawet jego koneksje, jakiekolwiek by one nie były, nie uchronią Doflamingo przed wściekłością Skazukiego.

- Skoro mowa o marines... Nie boisz się, że staniesz się ich celem? W końcu nie jesteś już Shichibukai, a i nagrodę masz sporą... - Spytał Usopp z nutką zazdrości w głosie.

- To tylko drobna niedogodność. Spójrzcie. - Law rzucił na stół dzisiejszą gazetę. Na pierwszej stronie widniały listy gończe trzech Supernowych: Eustassa Kidda, Basila Hawkinsa i Scratchmena Apoo, opatrzone nagłówkiem “ Tajemniczy sojusz trójki nowicjuszy powodem niepokojów w Nowym Świecie”. - Wygląda na to, że nie tylko my zawiązaliśmy przymierze.

- Ciekawe kto napisał ten artykuł, mam na myśli to, że raczej trudno jest zdobyć takie informacje, nie?

- Tutaj napisali - Law rzucił okiem na stopkę redakcyjną - że autorem jest wolny strzelec Absa. Nikt nie wie kim jest, ale w ciągu kilku ostatnich miesięcy napisał kilka artykułów na temat wielu piratów działających w Nowym Świecie. Ciekawe, czy Jack ma z tym coś wspólnego...

- Co za Jack? Brzmi ~super~ męsko!

- Nie, nic. Tak mi się powiedziało.

- Zabawne przejęzyczenie. - Zachichotała Robin.

- Hej, wszyscy już są? - Z kuchni wyszedł Sanji, niosąc kolejne naczynia wypełnione po brzegi jedzeniem.

- Wszyscy są już od dawna, czekaliśmy tylko na ciebie kuku. - Odezwał się Zoro.

- Zamknij się, albo nie dostaniesz dokładki. I nogi ze stołu - jesteś w towarzystwie dam, nieokrzesany marimo.

Zoro odburknął coś pod nosem ale wykonał polecenie kucharza - zdążył już zjeść swoją porcję a w brzuchu wciąż słyszał nieustanne burczenie.

- Skoro wszyscy są, to możesz zaczynać, Trafalgar. - Powiedział do siedzącego obok pirata.

- Oczywiście. Nie chciałem wtajemniczać całej waszej załogi tak wcześnie, ale porwanie Luffiego i Caesara zmusiły mnie do wprowadzenia do wprowadzenia pewnych modyfikacji w moim planie. Ale od początku: celem mojego sojuszu ze Słomianym jest pokonanie jednego z Yonkou, Kaidou Sto Bestii...

- Coooooooo!!!? - Przerwał mu jednoczesny krzyk Kinemona, Choppera i Usoppa.

- Zaczynasz od bardzo niebezpiecznego człowieka... o ile można go tak nazwać. - Powiedziała z uśmiechem pani archeolog.

- Wygląda na to, że wiesz co-nieco, Nico robin.

- Cóż, słyszałam pogłoski.

- O, ja też słyszałem pogłoski! - Wtrącił się długonosy. - Podobno Kaidou jest najstraszniejszym z Yonkou! A swoich przeciwników rzuca strasznym morskim bestiom na pożarcie!! Żywcem!!!

- To akurat prawda.

- Rozumiem, w takim razie... - Usopp przez chwilę się zastanawiał. - Nami, kiedy nie ma Luffiego, kto jest kapitanem?

- Chyba Zoro, w końcu on był pierwszy. - Odpowiedziała po krótkim wahaniu nawigatorka.

- Zoro, mam pewne obawy co do tego sojuszu.

- Hmm? Jakie?

- Wszyscy zginiemy, do cholery!!!

- Zoro, ja nie chcę umierać!!! - Zawtórował mu renifer.

- Spokój! - Uciszył ich zielonowłosy, wstając od stołu. - Luffy się zgodził, a ja nie widzę powodu by kwestionować decyzję kapitana. A wy dwaj - zwrócił się do Usoppa i Choppera - czy nie trenowaliście przez te dwa lata? Zresztą, koleś - wskazał Lawa, któremu wyraźnie nie spodobało się nazywanie go “kolesiem” - najwyraźniej ma dobry plan, więc może posłuchajcie do końca.

- Ja tam nie boję się, że jakieś zwierzę mnie zje. W końcu jestem tylko kośćmi! Yohohohohohoho!

- A co z psami?

- Robin-san... Niszczyć moje żarty... Jakże okrutnie...

- Tak jak powiedziałem przed chwilą, - kontynuował Law, przeczuwając ze jeszcze chwila, a rozmowa zejdzie na bardzo niepoważne tematy - głównym celem jest Kaidou. Jest z pewnością bardzo niebezpieczną osobą, ale jeśli odzyskamy Luffiego, szanse na jego pokonanie są... dość duże.

- Co masz na myśli mówiąc “ dość duże”? - Spytała Nami.

- Jakieś 20, może 30 procent.

- To cholernie małe szanse! - Zakrzyknęła razem z Usoppem i Chopperem. - Zoro! Zgłaszam sprzeciw!

- Oddalam. Sanji, daj jeszcze mięsa. - Szermierz uniósł pusty talerz.

- To nie jest sąd, idioto!

- Skoro panienka Nami się nie zgadza, to ja też. I nic nie dostaniesz, marimo!

- Bezczelny. Odzywać się tak do kapitana. Za to należy się karcer.

- Nie mamy tu karceru, idioto!

- Kogo nazywasz idiotą, kretynie? Zaraz ci pokażę, kto tu rządzi! - Szermierz ruszył na blondyna, wyciągając katany z pochew.

- Ach tak? Tylko tu podejdź, nakopię ci w ten pusty łeb! - Sanji uniósł nogę, gotowy do walki.

Law obserwował kłótnię z niedowierzaniem. Jak Słomiani mogli być tak beztroscy?

- Jak w ogóle możecie się tak zachowywać?! Nie rozumiecie powagi sytuacji? Wasz kapitan został porwany, do cholery!

- Traf ma rację, zachowujesz się strasznie niepoważnie kuku. - Zoro usiadł i schował miecze. - Mów dalej, słuchamy.

- Ty głupi mariomo! Zaraz cię...

- Sanji, uspokój się. - Westchnęła Nami. - Mimo wszystko, powinniśmy wysłuchać tego planu, potem zdecydujemy co robić dalej.

- Ok, zatem użyję wersji skróconej. - Były Shichibukai ponownie zabrał głos. - Priorytetem jest odbicie Luffiego, jednak jak sami widzieliście - bezpośrednia walka z Jokerem nie jest najlepszym pomysłem, dlatego postanowiłem zaproponować mu wymianę.

- Wymianę? - Zainteresował się Usopp. - Masz coś czego mógłby chcieć Doflamingo?

- Oczywiście. - Uśmiechnął się podstępnie Trafalgar i położył na stole niewielki blado-fioletowy przedmiot, z którego dochodziło ciche bębnienie. Wszyscy, jak jeden mąż wybałuszyli oczy, wpatrując się w organ umieszczony w przezroczystym pudełku.

- Czy to...?

- Nie byłbym sobą, gdybym się nie zabezpieczył. Oto nasz karta przetargowa - serce Caesara Crowna. Nawet Doflamingo nie zaryzykuje śmierci swego najcenniejszego podwładnego, więc będzie musiał się zgodzić. Zostaje tylko się z nim skontaktować - czy ktoś mógłby podać mi ślimakofon?

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.