Opowiadanie
One Piece: Alternative Version - Shin Sekai
9. Rozpoczynamy Igrzyska!
Autor: | barry13 |
---|---|
Serie: | One Piece |
Gatunki: | Akcja, Fantasy, Fikcja, Komedia, Przygodowe |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Przemoc |
Dodany: | 2013-11-22 13:14:44 |
Aktualizowany: | 2013-11-22 13:14:44 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Zabrania się kopiowania fragmentów lub całości utworu bez zgody autora.
- I co zamierzasz, pajacu? - Wykrzyknął Trebol w kierunku Sogekinga. - Nie dasz rady nam wszystkim, chyba że masz ze sobą jakąś armię.
- Nie słuchałeś? - Odparł długonosy ze zdziwieniem. - Jestem Sogeking, dowódca ośmiotysięcznej armii gnomów. - Mówiąc to, pstryknął palcami, a z lasu wybiegł tłum maleńkich istot. Z wyglądu przypominały ludzi, ale jeśli chodzi o wzrost, to bliżej im było do myszy.
- Fufufu, gnomy? - Roześmiał się Doflamingo. - Kto by pomyślał, że jeszcze jakieś zostały na Green Bit?
- Zabierzcie Lawa i Słomianych i wracajcie do bazy! - Padł rozkaz z ust króla snajperów.
- Aye, aye, szefie! - Odpowiedziało mu kilkadziesiąt gnomich głosów.
Nie minęła nawet minuta, a na plaży znajdowało się ponad tysiąc liliputów. Wbrew pozorom, dysponowały ponadprzeciętną siłą i szybkością, więc wykonanie rozkazu Sogekinga przyszło im bez najmniejszego trudu.
- Małe gnoje! - Wykrzyknął Dante, gdy spostrzegł, że kilkanaście gnomów zabrało Lawa i niesie go w kierunku lasu. - Jak?
- Joker odsuń się! Zagazuję ich wszystkich! - Caesar już miał rozpylić w powietrzu śmiertelną truciznę, gdy z otworu w ziemi wychynęła ręka i założyła mu kajdanki z morskiego kamienia.
- Oho, więc współpracujesz z CP-9? - Mruknął Arlekin. - Jak udało ci się ich przekonać, Sogekingu?
- Wybacz, ale nie odpowiem na to pytanie. Smoke Star! - Snajper cisnął o ziemię czarną kulę, a cały teren natychmiast spowił dym. Gdy opadł, po Słomianych, Lawie, Sogekingu i gnomach nie było śladu.
- Proszę mi wybaczyć, wasza wysokość. - Dante uklęknął przed królem Dressrosy pokornie pochylając głowę. - Niedostatecznie sprawdziłem teren. Przyjmę każdą karę, jaką…
- Nic nie szkodzi, Dante. Czy zabrali Nico Robin?
- Zaraz sprawdzę. - Arlekin szybko wskoczył na pokład Thousand Sunny. - Nie, wciąż jest na statku.
- Więc nasza mała wycieczka na Green Bit nie okazała się aż tak bezowocna. - Joker podniósł z ziemi słomiany kapelusz należący do Luffiego. - Ciekawe, co Słomiany powie na to?
- Ale Joker! - Płaczliwym głosem zawołał Caesar. - Wciąż mają moje serce! Słyszałeś Lawa!? Umrę!
- Spokojnie, przecież mamy aż trzy dni. Poza tym, podobno jesteś genialnym naukowcem, wymyślisz coś.
- Jestem taki szczęśliwy, że we mnie wierzysz, Joker! Nie zawiodę cię!
- Oh, dałeś sobie założyć kairouseki? - Doflamingo dostrzegł kajdanki na prawej ręce podwładnego. - To byłoby kłopotliwe, gdybyś nie mógł używać mocy… SS, utnij mu rękę.
- Witaj w domu, braciszku! - Zawołała Swan, gdy do posiadłości Donquixote wrócił jej brat wraz z Caesarem, SS, Trebolem i dwoma członkami CP-0. - Nie przyprowadziłeś Lawa? - Spytała zdziwiona.
- Też cieszę się że cię widzę. - Doflamingo pogłaskał siostrę po głowie. Przy niej zachowywał się nie jak pirat czy jeden z władców podziemia, ale jak zwyczajny starszy brat. - Jak było na zakupach?
- Nudno. Ale mam coś dla ciebie. Patrz! - Wskazała na siedzącego pod ścianą cyborga związanego łańcuchami. - Fajny, co?
- To przecież ten pseudo-pacyfista, który spuścił łomot Buffalo i Baby 5! - Wykrzyknął Caesar, zupełnie zapominając o krwawiącym kikucie. - Pozwól mi zabrać go do laboratorium!
- Jasne, rób z nim co chcesz.
- Jak już mówimy o prezentach, to też mam dziką niespodziankę. - Z dachu posiadłości zeskoczył ogromny człowiek ubrany w skóry rozmaitych zwierząt i długich ciemnoblond włosach, sięgających pasa. Rzucił pod nogi Jokera ciała Brooka i Kinemona. - Spotkałem ich, jak kręcili się nieopodal.
- Czy oni przypadkiem nie są z załogi Słomianych? - Spytał Lao G, starszy mężczyzna grający w karty z Mildred.
- Ten szkielet to Soul King, ale chyba już nie żyje. - Joker kopnął czaszkę, ale kościotrup ani drgnął. - Wygląda na to, że nawet nieśmiertelność jest w pewien sposób ograniczona.
- Doflamingo! - Warknął Kinemon. - Nie wybaczę ci! Oddawaj Kanjuro!
- Sądziłem, że po naszym spotkaniu na punk Hazard już się nie podniesiesz. Jak widać, samuraje są twardsi niż myślałem. Lao, wrzuć go do lochów, potem pomyślę co z nim zrobić. I jeszcze jedno, zakop gdzieś tego kościotrupa. - Wskazał na Brooka.
- Rozkaz, paniczu. - Skłonił się staruszek, po czym zabrał oba ciała. Samuraj stawiał opór, ale Lao ogłuszył go jednym precyzyjnym ciosem w kark.
- Więc, Wilde, możesz mi powiedzieć co tu robisz?
- Czy to nie dziko oczywiste? Kapitan kazał mi sprawdzić, czy wszystko wporzo. Bo wiesz, trochę zdenerwował się tym co zobaczył na Punk Hazard.
- Jak widzisz, wszystko gra. - Odparł Joker. - Kaidou nie ma się czym martwić. Smile będą gotowe po Igrzyskach, tak jak mówiłem.
- Jeśli chodzi o to… z dziką chęcią wezmę udział! - Załogant imperatora Kaidou obnażył zęby, wyglądające jak zwierzęce kły. - Tylko się nie zdziw, jak wygram i go zabiję. - Rób co chcesz, Wilde, ale nie byłbym taki pewien na twoim miejscu. Mamy w tym roku wiele potworów.
- Więc Smile będą jeszcze lepsze. - Roześmiał się i ruszył w stronę Acacii, wzniecając chmurę pyłu.
- Nie ma mowy żebym brał udział w jakiś głupich Igrzyskach! - Wrzaski Luffiego było słychać w całym Koloseum. Mimo kajdanków z kairouseki które powinny odebrać mu większość sił, wykazywał nadludzką ilość energii. - Mingo obiecał że odda mi owoc Ace’a jak z nim pójdę, to poszedłem, więc oddaj mi Mera Mera!
- Strasznie upierdliwy z ciebie dzieciak. - Powiedział znudzonym głosem Diamante. Od godziny próbował przekonać Słomianego do wzięcia udziału w Igrzyskach. Oczywiście, można by było po prostu zabrać Luffiego na Green Bit, ale jeśli nie chciałby walczyć, cały plan wziąłby w łeb.
- Nie masz pojęcia jaką szansę dostałeś od losu, Ruffy. Jak wygrasz, zostaniesz przyjęty do rodziny Donkichote - urwał, gdy uświadomił sobie że znów się przejęzyczył - to znaczy, chodziło mi oczywiście o rodzinę Donquixote. Jej potęga wykracza daleko poza myślenie zwykłych piratów.
- Sądziłem że Mingo nie jest już Shichibukai.
- Skąd to wiesz? - Spytał zaskoczony Diamante. Ta informacja nie powinna trafić do uszu Luffiego.
- Jego siostra mi powiedziała.
- Nawet jeśli, to Marynarka nic nie zrobi Doffiemu. Ale skoro jego wpływy cię nie przekonują, to może… - Otworzył szafkę pod biurkiem i wyjął z niej słomiany kapelusz. - Poznajesz?
- Przecież to kapelusz Shanksa! Skąd go masz? Dałem go na przechowanie Zoro! - Wykrzyknął gumiak.
- Chyba nie jesteś aż tak głupi? - Spytał Diamante ze złośliwym uśmiechem na ustach. - To oczywiste, twoja załoga przypłynęła na Dressrosę cię uratować, ale cóż… nie udało się. Spokojnie, żyją - rzucił, widząc strach w oczach pirata - jego wysokość schwytał ich wszystkich. Gdybyś jakimś cudem wygrał Igrzyska, pewnie by ich oszczędził, ale…
- No dobra, zgadzam się. Ale jak tylko te głupie Igrzyska się skończą…
- To co zrobisz?
- SKOPIĘ WAM WSZYSTKIM DUPY!!!
- Nie mam pojęcia, jak udało ci się wykraść ten miecz z grobu Ryumy-sama, ale bądź pewien że zapłacisz za to świętokradztwo. - Samuraj wyjął miecz z pochwy i powoli szedł w stronę Zoro.
- Hej, nie mam pojęcia o czym mówisz! - Krzyknął zielonowłosy. - Nie ukradłem tego miecza! - Rozejrzał się dookoła. Bellamy zwinął się jak tylko spostrzegł niebezpieczeństwo.
- Powiedzmy że ci wierzę. - Odparł jego przeciwnik. - W takim razie oddaj mi go, a oszczędzę twe życie.
- Chyba kpisz! Jeśli go chcesz, to musiałbyś mnie zabić! - Zoro również dobył mieczy.
- I tak bym to zrobił. - Samuraj ruszył do ataku, lecz powstrzymał go ogromny topór, który spadł z nieba i wbił się w ziemię między walczącymi.
- Nie powinniście zachować sił na Igrzyska? - Spytał człowiek siedzący na dachu pobliskiego sklepu. Nosił proste, brązowe kimono na które narzucił płaszcz w poziome, biało-czarne pasy. Zbielałe ze starości włosy swobodnie opadały mu na ramiona spod stożkowego kapelusza z czarnym czubkiem. - Za kilka minut zacznie się pierwszy etap.
- Ty! - Warknął samuraj. - Więc ruszyłeś się wreszcie z Wano?
- Pomyślałem, że najwyższy czas rozprostować stare kości. - Nieznajomy zeskoczył na ziemię i podniósł broń.
- Iron Bridge został otwarty. Zapraszamy wszystkich uczestników Igrzysk na wyspę Green Bit, gdzie odbędzie się pierwszy etap. - Dobiegł ich głos z rozmieszczonych tu i ówdzie głośników.
- Mówiłem. - Powiedział z wesołością w głosie staruszek. - To jak, młodzieży, idziemy czy chcecie kontynuować ten bezsensowny spór?
- Wszyscy już są? - Spytał Doflamingo przez ślimakofon. Wraz z siostrą ii kilkoma innymi członkami rodziny Donquixote siedział w specjalnej loży w Koloseum, oczekując na rozpoczęcie Igrzysk.
- Chyba tak. Aktualnie na Green Bit znajduje się prawie tysiąc osób.
- Rozumiem. W takim razie, możecie podnieść most.
- Rozkaz, paniczu.
Tymczasem w innym pomieszczeniu Parker przygotowywał się do roli komentatora.
- Tylko niczego nie schrzań. - Pouczył go Diamante. - Twój poprzednik słabo się spisał, no i cóż… umarł.
Na plaży Green Bit zebrał się tłum ludzi. Piraci, łowcy nagród, męty z samego dna marginesu społecznego - wszyscy przybyli, by zwyciężyć w Igrzyskach rodziny Donquixote. Słonce chyliło się ku zachodowi, rzucając jasnopomarańczowe światło na biały piasek pokrywający plażę.
- Witam wszystkich zebranych! - Zaczął mężczyzna w masce pandy, stojący na zaimprowizowanym podwyższeniu, za które służyła odwrócona do góry dnem łódź. - Jest mi niezmiernie miło, że jego wysokość król Dressrosy, Donquixote Doflamingo wybrał mnie, abym otworzył Igrzyska. Jestem Pandaman, i wyjaśnię wam zasady pierwszego etapu.
- Hej, czy to znaczy że będzie kilka rund? W zeszłym roku była jedna! - Wykrzyknął ktoś z tłumu.
- Jak ci się nie podoba, możesz wrócić na Dressrosę. - Odparł zamaskowany. - Chociaż nie, właśnie podnoszą most. Ale wróćmy do zasad. Pierwszy etap jest bardzo prosty. Po drugiej stronie wyspy stoi zakotwiczony okręt. Ci, którzy dostaną się na jego pokład przed wschodem słońca, przejdą dalej. Jakieś pytania? Nie ma? - I nim ktokolwiek zdążył zareagować, wbiegł do lasu. - Zaczynamy Igrzyska! - Usłyszeli tylko zdumieni uczestnicy.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.